![]() |
|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 203
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 23 godz 13 min 36 s
|
![]()
Jeszcze czymś zainteresowałem Jolę.
W plecaku targałem zestaw poniżej: ![]() Współczesna pedagogikę polecam wszystkim młodym rodzicom, dziadkom i nie tylko. Otóż Jola nie znała tej pozycji ale jako nauczycielka brała udział w szkoleniu jednego z autorów - Tomasza Wilczyńskiego (po moim AWF-ie). Złapała temat, kiedy wspomniałem, że przedstawia ona założenia metody Imopeksis. Zaintrygował ją drugi tytuł. Co ma wspólnego matematyka z czesaniem włochatej kuli? Miast skupiać się na liczbach, które w istocie są czymś zupełnie abstrakcyjnym a określoną wartość w przestrzeni nadają jej przedmioty. Co bowiem znaczy samo "dwa"...? Dwa jabłka brzmi już zdecydowanie mnie abstrakcyjnie. Wystarczy jednak usunąć jabłka... Człowiek porusza się w przestrzeni trójwymiarowej opisującej położenie trzema współrzędnymi, ale rzeczywistość cztero- (lub więcej) wymiarowa wymyka się naszej wyobraźni. Zagadnienie to zostało w książce obrazowo wytłumaczone na przykładzie pieczenia ciasta. Wynik tej operacji zależy od wielu czynników: składników i ich ilości, temperatury i czasu pieczenia. Jeśli każdy z tych czynników potraktujemy jako jedną ze współrzędnych przestrzennych, to okazuje się, że pieczenie ciasta to poruszanie się w wielowymiarowej przestrzeni. Nawiązałem tu trochę do Pedaliady, na której nigdy nie były poruszane tematy polityczne. Za to włochata kula czesana bywała regularnie. Pokłosiem Pedaliad jest m.in. Kawiarnia Szkocka Fazika tu na forum, niestety w formule bardzo odległej od tej, która rozgrzewała nas przy każdym kuflu czeskiego piwa. Fazikowej nie krytykuję. W kontekście zapisywanych przez Banacha rozwiązań na serwetce jest ona jednak dalece "abstrakcyjna" ale jemu (Fazikowi) i innym potrzebna. Zdjęcie powyżej poprzedzało te: ![]() Wstałem z lekkim, nie powiem - kacem. Bardzo znośnym. Korzystałem z pięknej pogody i osłoniętego przed chłodnym wiatrem terenu. Spokojnie wypiłem tradycyjna kawę i potem trzy 11-stki ale te, w ponad trzy godziny. Niespiesznie kalkulowałem czekającą mnie trasę. Wariantów miałem kilka ale najbardziej oczywistym wydawał się ten direct ku granicy z globusem PL. Na Miroszów - krótkim zdaniem. Dłuższym zdaniem - najkrótszą i najbardziej płaską droga do celu. Liczę, że coś po drodze w końcu zjem, zahaczając o wschodnią bramę ardspachowych skał. Do granicy mam niecałe 10km, do planowanego celu łącznie 48. Zobaczę, jak wyjdzie w praniu. Fizycznie jest nawet nie najgorzej. Ten wczorajszy, luźniejszy dzień pozwolił mi odbudować nie co sił. No... gdyby nie ta śliwowica... Mijam bramę ale lokalu "dla mnie" nietu. Ok. Jadę do Polski. Juz sie niczego nie spodziewam tymczasem 2km przed granicą... ![]() ...proszę uprzejmie. Po polsku serwują mi karkonosza za 45 rupii. Rozsiadam się na leżaku o 13.40. Niestety do zjedzenia tylko orzeszki itp. 20 minut później wjeżdżam na granicę ale zanim...! ![]() Proszę jeszcze uprzejmiej! Ba! Można skonsumować gorący posiłek w bardzo przystępnej cenie. Między 165 a 155 rupii zapiekany ser z frytkami i sosem czosnkowym lub wieprzowy rezak w podobnym zestawie. Piwo 45. Kurde mol... Po dwóch piwach i zapiekanym serze - zostaję. W Teplicach kamp mnie wyniósł 250, tu 210 ale pani przyjmuje ode mnie 200 i też jest dobrze. Zostało mi na starcie niecałe 900 rupii i postanawiam je tu wszystkie dzisiaj wydać! ![]() ![]() Kąpałem się rano w rześkiej, lodowatej wodzie, dzisiaj więc oddaję się już tylko kąpielom słonecznym. O 20-tej zostaje mi już tylko 5 koron. Ser był, wieprzowy rezak był, na deser/kolację langosz. Cały czas pełny kufelek sączony niespiesznie tak, że trudno mówić o jakimś pijaństwie. Pogoda dopisała ale musiałem się chronić przed zimnym wiatrem. Noc zapowiadała się bardzo chłodna, nawet poniżej zera ale taka perspektywa nie robiła na mnie już żadnego wrażenia. Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym. |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 581
Motocykl: CRF1000
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 5 dni 3 godz 48 min 45 s
|
![]()
"Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym. "
Lubię takie chwile, upływ czasu znacznie zwalnia. |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() |
![]()
Się czyta.
Pozdrawiam. |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 203
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 23 godz 13 min 36 s
|
![]()
Dzięki Gończy.
I jeszcze jedno kylo... Na tym kampie bardzo ograniczony zasięg, nie było wi fi. Była męska grupa Polaków, obchodząca urodziny kolegi. Przyjechali dnia poprzedniego, jak ja, tylko późnym popołudniem. Delektowali się... tyskim i to już od rana. Ale nie o nich. O tym braku bodźców. Po raz pierwszy na tej wycieczce, tak sam dla siebie wyciągnąłem gitarę z pokrowca. Rankiem, z 5-cioma koronami w kieszeni pozostało mi tylko zrobić sobie kawę z odmierzoną na ten dzień porcją śmietany i pokontemplować najbliższe otoczenie. ![]() Noc musiała być chłodna, bo ja miałem co suszyć a rodacy już po siódmej byli na nogach, biorąc po kolei długie, gorące prysznice. Ja natomiast miałem ochotę się porządnie schłodzić w porannym słońcu. Wlazłem do kabiny i puściłem wodę. Przez moment leciała zimna ale tylko przez moment, zaraz potem gorąca. Wyskoczyłem jak oparzony. Od kiedy nie biorę ciepłych kąpieli...? Najdalej sięgam pamięcią do połowy lat 80-tych ale ów brak miał miejsce jeszcze w czasach szkoły średniej. Zasadniczo, po przeczytaniu Znaczy kapitana zmieniłem nastawienie własnego ciała do otoczenia na długie lata. W ogóle lektura tej książki była pierwszą w moim życiu. Ile miałem wtedy lat...? Na pewno było to MŚ w 74-tym, kiedy to kupiłem swój pierwszy, osobisty rower marki Ukraina. Skoro Karol Olgierd spał na podłodze, to spałem i ja. Fakt, że potrzebowałem tydzień, by ciało przywykło do podłogi i bym dziwnym trafem, rano nie budził się na łóżku. Mój bohater miał 6 stóp wzrostu, ja dwie, obute w podarte trampki. Miałem nic ale potrafiłem być szczęśliwy. Owszem, chciałem mieć lepsze trampki i dżinsy, które w trakcie użytkowania się wycierają i zupełnie niepotrzebnie kurczą. Do tego były grube, szyte potrójnym ściegiem i nazywały się "rajfle". Musowo podwinięte nogawki, tak jak nosił się Paragon... Siedząc rano wiedziałem, że to ostatni poranek AntyPedaliady. Zaraz wejdę w zasięg i będę musiał żyć - skundlony tymi kampami, komfortem itd. Dlatego jak oparzony wyskoczyłem spod prysznicu, niczym diabeł rażony kubłem święconej wody. Poszedłem na drugie skrzydło, gdzie z kranów leciała jeszcze zimna i opłukałem się, ile mogłem. O 9-tej byłem już gotowy do drogi. ![]() W życiu nie pomyśłałbym, co mnie tego dnia spotka... P.S. Emek ładnie wyłapał błąd zupełnie nie istotny ale nie wyłapał kolejnego. W sumie się nie dziwię, bo kogo dzisiaj obchodzi współczesna pedagogika? Wystarczy nowoczesna i p. Kotula np., która nawet nie ma statusu Kwaśniewskiego (ja mam) ale oczywiście wie lepiej. Tomasz nazywa się "Wilczewski". Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 30.05.2025 o 11:22 |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 203
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 23 godz 13 min 36 s
|
![]()
Autokamp, z którego startuję bezpośrednio graniczy z PL.
Kawałek dalej można wjechać na skraj lasu, będąc zupełnie niewidocznym rozbić się i czekać na kleszcze. Krótki spacer (może ze 100m) i jesteś w barze na kampie. Może następnym razem. Dzisiaj tak czy owak, czeka mnie najtrudniejszy etap. namierzona już wcześniej miejscówka odległa o dobrze skonsultowane z mapy.com - niecałe 40 km. Czekaja mnie trzy podjazdy, w tym jeden naprawdę konkretny ale kondycja się stabilizuje. Dupa daje radę, nogi w końcu zaczynają podawać... ![]() W Unisławie... ![]() ...skręcam na Rybnicę Leśną i Głuszyce. Wcześniej kupuję sok pomidorowy i mały kefir. Po czeskiej diecie czuję ubytek witamin i spodziewam się potasu, bo pogoda fajna. Fajna, bo wiatr mi sprzyja (choć chłodny) i słoneczko zza kłębów białych chmurek. Z Unisławia zaczynam się wspinać ale przyjemnie. Noga podaje a i widoki wreszcie zachęcają do zatrzymania z innego powodu, nie tylko zmęczenia. Ładny ten globus polski. ![]() Rybnica już tuż tuż i stamtąd zjazd do Głuszycy. Perspektywa piękna i całkiem rokująca czasowo. ![]() W Rybnicy Głuszyce na prawo. ![]() Z mapy wyglądało, że zaraz zjazd, no ale z Rybnicy jeszcze nie wyjechałem. ![]() Kurde mol... Zaczynam pchać. ![]() Na plecach jakaś kopalnia melafiru... Zaraz potem wyniosły... ![]() ...jesion a końca podjazdu nie widać. W końcu dojeżdżam... ![]() ...tu. Tu się droga kończy na przełęczy Trzech Dolin pod Waligórą... ![]() Teraz czytam, gdzie jestem w sobotę o 12.15... Wyciągnąłem telefon dopiero na przełęczy, ufając znakom do końca. Nota bene jeszcze w tym tygodniu zmieniam operatora, znaczy wracam do Play. M.in. dlatego, że to polska firma, która musi konkurować z uprzywilejowanymi na polskim rynku korporacjami ale tez i dlatego, że w naszym (moim i Strażnika Domowego) przypadku, mamy wyraźny problem z roamingiem i przede wszystkim transmisją danych. Pal sześć... Niebawem się to zmieni jak wiele rzeczy/tematów wokoło mnie. Chwilowo nie o tym. Stoję jak ta... że świadomością, że dołożyłem sobie konkretny podjazd. Nie za długi ale zemści się to na mnie okrutnie. Na razie mimo wszystko trzymam formę, pogoda za to już nie. Tak czy owak muszę zjechać do Rybnicy. Podjazd 35 min. Zjazd kilka... Jestem zaraz potem na skrzyżowaniu, na którym skręciłem w prawo. Stoi jak wół - prosto. Tymczasem słońce za ciemnymi chmurami, zaczyna kropić. Temperatura spada do kilku stopni. Muszę się zatrzymać i odziać, bo za chwilę stanę się soplem. Kiedy się ubieram, w co mam, przeciwpołożnie wspina się prawdziwy rowerowiec i komentuje przez telefon: - Jprdl... pod górę idzie jechać ale zjazd, to zamarzanie... Pół godziny później melduję się na... dworcu w Głuszycy. ![]() Bardziej pro forma, bo linie kolejowe mam podiagnozowane. To, na czym się teraz skupiam, to "by nie pojechać w drugą stronę przypadkiem". Jestem dokładnie w połowie drogi. Kiedy mijam Kolce... ![]() ...rozpoczynam wspinaczkę. ![]() Pierwsza kapliczka, jaką zauważam a już trochę km najechane... ![]() Okolica to mnóstwo sztolni. I wcale nie stricte górniczych. To jednak nie moja bajka. Bardziej fascynuje mnie to, co wystaje z ziemi a nie w niej wydrążone. Dostrzegam za to... ![]() Wspomniana wcześniej pasjonatka roweru (i nie tylko) nauczycielka polskiego zapytała mnie cz mam jakiś rowerowy osobisty rekord? Tak. Przejechałem kiedyś w 12h z Kętrzyna do Oliwy 216km. |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 203
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 23 godz 13 min 36 s
|
![]() Za Sierpnicą... ![]() ...Golgota. ![]() Przypadkowa rejestracja obrazów... ![]() ...podejście odmierzam ilością kroków. Od dobrych dwóch km dreptam z rowerem a nie na nim jadę. ![]() Tu miał być "koniec". 100m dalej znowu zsiadam z roweru... Nie mam sił. Kompletnie. Wreszcie... ![]() ...w dół. Wreszcie. Jeszcze chwila... ![]() ...bo musiałem wyhamować przed sporą grupką młodzieży, która mi po prostu nie ustąpiła miejsca. Cała droga ich. Brałem ich slalomem. W końcu upragniony zjazd do Walimia. Zatrzymuję się przy skrzyżowaniu na Glinno ale najpierw jakieś zakupy. Pytam się wczorajszego lokalesa o jakiś market. Wskazuje koniec miasta w dole. Prosi mnie o drobne wsparcie. Szukam po kieszeniach ale mam tylko 5 koron i 50zł. Marketem jest Dino. Moje zakupy, to czteropak kasztelana niepasteryzowanego, dwie porcje śledzika na raz i 250ml 12-stki do kawy. Zapas wody mam. Nie wyciągam sztućców... jem palcami. Przygląda mi się grupa... Tajów albo innych Filipińczyków. Nie zwracam na nich uwagi. Tłustymi palcami kremuję twarz. Wsiadam na rower. Przede mną ostanie tego dnia 2km. Dojeżdżam do skrzyżowania i... schodzę z roweru. Nie jestem wstanie jechać, nie jestem wstanie pchać... Spinam się ostatni raz. Miejscówki mam dwie do wyboru. Rozstrzygnę o wyborze na górze. Decyduję się na skrót przez pola. Kiedy wtaczam się na "plateau"... ![]() ...odwracam się za siebie, dopiero potem powoli... ![]() ...przed siebie... Moja miejscówka, ta najbardziej spodziewana - zajęta. Odbijam w lewo... |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 203
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 23 godz 13 min 36 s
|
![]()
Rozbijam się nieopodal.
Sam ze sobą. Jestem wykończony. Z jednej strony rozczarowany stanem, z drugiej zaś, czego się miałem spodziewać? Ale są plusy z tej wycieczki. Pierwszy - opanowałem "pakowanie" gitary na siebie w taki sposób, że mi praktycznie nie przeszkadza w jeździe. Drugi - muszę z czasem doprecyzować. Wiem już, czego nie chcę. Dwa dni później, jeszcze z drogi zamawiam książkę: Historia polskiego smaku M.i J. Łozińskich. To pokłosie zupełnie przypadkowej wizyty w Twierdzy Srebrna Góra w towarzystwie bardzo sympatycznego, starszego małżeństwa, które mnie zdjęło z trasy i odstawiło później na dworzec PKP. Otóż oprowadzał nas po twierdzy przewodnik, którego pasją była... kuchnia. I to przypowiastkami o niej w ramach historii twierdzy ją okraszał. Z tej całej AntyPedaliady... ![]() ...to wyszła wielka lipa. W sensie, naprawdę muszę poszukać nowego sensu w życiu. W trakcie szukania, wrócę jeszcze na chwil parę do tytułowego podwórka ale to za moment... P.S. Luti, z rzadka ![]() Co ciekawe Junior, który poszedł w ślady mamy, jakoś też tak nie bardzo pali się do rekreacyjnego nawet pływania. Tym niemniej Strażnik Domowy czasami pluśnie rękami raz czy dwa. Parę lat temu, kiedy śmigaliśmy po Serbii w Parku Narodowym Tara u podnóża tamy na Zalewie Zaowine, na dolnym rozlewisku dziecku woda porwała dmuchanego delfina. Wydawało się, że to już po delfinie ale... przyszła babcia wskoczyła do wody i goniła delfina dobre pół kilometra. Trza było jeszcze z nim wrócić. W nagrodę szacun na polu. Za to wnuki trochę z dziadka mają... ![]() Szogun (jak go Strażnik Domowy nazywa) na najwyższym stopniu. ![]() Marysia na drugim. Żałuję, że nie zwinąłem się z AntyPedaliady w sobotę, jak miałem w planie, bo na te zawody (z minionej niedzieli) mógłbym się jeszcze załapać. Niestety brak kondycji, kampingowy komfort itp. przysłoniły mi to, co najlepszego pod ręką na co dzień... Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 29.05.2025 o 15:06 |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reszel
Posty: 810
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 12 godz 1 min 25 s
|
![]()
Tak właśnie myślałem.
Podpytywałem z absolutnie amatorsko/pasjonackich pozycji. Ad braw. Wczoraj jak wychodziłem z wody. Parka na brzegu. Po grzecznościowym dzień dobry. Pani - Przepraszam czy to pańskie rzeczy? - No tak. - Pytamy bo dzwoniliśmy na pogotowie ![]() ![]() Dziękuję ślicznie za odpowiedź. |
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reszel
Posty: 810
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 12 godz 1 min 25 s
|
![]()
O to być może Pan przejeżdżał pod moimi oknami.
Czyta się świetnie, tak wycieczki jak i "podwórkowe" ![]() ![]() Panie Darku, pozwoli Pan, że kolejny raz jeszcze podpytam. Żona po karierze zawodniczej uwieńczonej takim osiągnięciem, wchodzi jeszcze do wody? Żeby sobie ot tak popływać? |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 | Mat | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 19.04.2013 08:15 |