|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 49 min 50 s
|
![]()
06.01.2020
Piękny poranek, na posesji wierzba jak w Polsce. Pies radośnie merda ogonem, kocięta wygrzewają się na słońcu. Ale na trawie cieniu jest przymrozek. 4.jpg Schodzimy na śniadanie, w domu poza pokojem jest zimno. No i teraz….chleb, masło i dżem. I kawa lub herbata. Zagryzamy czekając aż przyniosą coś konkretnego. Ale Roberto poszedł do obory, Barbara coś robi w domu. To tyle jeśli chodzi o śniadanie. I widocznie cały basen Morza Śródziemnego tak je, oraz afrykańskie kraje postkolonialne. Bagietka, masełko i tyle. 1.jpg 2.jpg No dobra, nawet okruchy zjedzone, to pytamy Barbary czy ich syn pomoże nam ściągnąć motorki z przyczepki. - On jeszcze śpi, ale my wam pomożemy! 10.30 a młody śpi, gdy starzy zapieprzają na gospodarce ![]() 3.jpg Pomagają, a my pakujemy sakwy, motocykle, baniaki na paliwo, aż do 15ej. Chowamy kasę w ubraniach, na motocyklach, w drugich portfelach. Młody się obudził, odkurza swojego golfa ze słuchawkami na uszach. Żegnamy się, auto i przyczepka zostają na posesji obok traktora i maszyn rolniczych, a my się staczamy naszymi mastodontami w kierunku Genui. 5.jpg Stromo jak jasna cholera ale widoki piękne, warto. Chociaż nie ma wiele czasu na podziwianie, musimy ogarniać ciasne serpentyny i dziury w asfalcie. Na dole cieplej, 8-9 stopni. Uliczki ultra ciasne, każde auto przetarte. Widać że Genua to stare miasto, tunele jak z czasów średniowiecza, stare kamienice z drewnianymi okiennicami, ruiny murów obrośnięte bujnym bluszczem. Wyobraźnia pracuje. Bliżej centrum ruch gęstnieje, młodzi modnie ubrani, drogie sklepy. Znajdujemy prom, gość na wjeździe potwierdza bilet, ale cofamy się jeszcze po zakupy, bo przez 53 godziny nie mamy wykupionych posiłków. 6.jpg W markecie mnóstwo ciapatych, ochrona już przeszukuje torbę jakiegoś czarnego, który sili się na minę niewiniątka. Wjazd pod prom, trzeba zostawić moto, całe szczęście obok kamperów, i iść do kontroli paszportowej. Wygląda to tak, że przed drzwiami kłębi się chmara Arabów, co jakiś czas drzwi się otwierają, a ci goście tratując się, z dzikim wrzaskiem przepychają się do drzwi. Trochę nas zastanawia, że mało w tej kolejce białych, może jest inna kolejka, nie wiem. Ale po ok. 2 godzinach wchodzimy, wypisanie kwitka i cześć. Przepychamy się motorkami do przodu, Szwajcar w kamperze z uśmiechem zjeżdża na bok, inni stoją ale i tak się przeciskamy. Na promie wskazują miejsce, zajeżdżamy, a tam Malezyjczyk fachowo sztormuje motorki. 7.jpg Zabieramy graty i do kajuty. Jest 4-osobowa, metr na półtorej z maleńką łazienką mamy cichą nadzieję, że nikt więcej tu nie wejdzie. Ale dochodzi dwóch Marokańczyków. |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 49 min 50 s
|
![]()
07.01.2020
Śpimy do późna, o 9ej już ja mam dość, ale Maroko śpi do 10ej. A potem się ubierają i idą do swoich kumpli, którzy przesiadują w holach i przy stolikach wokół pustego basenu. basen.jpg O 11ej wzywają nas na salę konferencyjną, jeszcze raz sprawdzenie paszportów. Myślimy, że tylko biali, ale zaraz schodzą się wszyscy, a tymczasem my już jesteśmy załatwieni. prom.jpg Dzień mija na spacerowaniu po pokładach, przygotowywaniu GPSa, intercomów, robieniu żarcia z liofilizatów i zupek chińskich. Są jeszcze kajuty 2-osobowe z widokiem na morze, oraz sale wieloosobowe, z fotelami lotniczymi, gdzie całe rodziny koczują na podłodze przez całą podróż. Jest też sala modlitw. sala mod.jpg Starszy pan Marokańczyk bardzo wdzięczny za kawę, młodszy, Abdou, mieszka w Casablance. We Włoszech sprzedaje coś tam na straganach, wozi jakieś sprzęty do Maroka swoim zapakowanym po sufit dostawczakiem, a w Casablance ma mieszkanie, które wynajmuje przez Air BNB. No spoko, myślę sobie, młody obrotny chłopak, nie siedzi jak inni na zasiłku. Abdou zaprasza do siebie do Casablanki, ale i tak wiemy, że widzi w nas klientów. prom ekr.jpg Przybijamy do Barcelony, ale nie można zejść na miasto. Ale katedrę widać! barc.jpg |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 49 min 50 s
|
![]()
08.01
Śpimy jeszcze dłużej. Śniadanie na górnym pokładzie z widokiem na morze. Dzień mija spokojnie, nic się nie dzieje, coś tam szyjemy, sprawdzamy trasę. Naraz wiadomość, że o 17.30 wypad z pokojów, a przybycie do Maroka dopiero o 20.00. Wymiana numerów z Abdou, czekamy jeszcze ale wchodzą ekipy sprzątające. Pytamy miłej pani Włoszki z obsługi, gdzie mamy się podziać, każe zejść gdzieś tam na dół. Ale Boże, co za uśmiechâŚ. Koczujemy z innymi na korytarzu, dokańczamy nowy film Tarantino. Widzę już drugi raz, jak dla mnie mistrzostwo, stary dobry Quentin, a scena z Brucem Lee fenomenalna. Na pokład samochodowy. Oprócz nas żadnych moto, każdy samochód obładowany ponad normę, co w Afryce okazuje się właśnie normą. Szybki wyjazd z promu, szybka kontrola paszportowa, trochę dłuższa celna. Podchodzi Abdou z kwaśną miną. Jego, jak i innych Marokańców, trzepią ostro. Nas tylko policja pyta czy mamy drony. Oczywiście nie mamy, ale jakby ktoś chciał zabrać to niech wie, że jest zakaz wwożenia dronów do Maroka. Kupujemy marokańskie karty SIM, mogę tylko używać Internetu, ale nie mogę dzwonić. Nie wiem czy w ogóle nie można czy tylko nas zrobili w balona. Mnóstwo kamperów i wyprawówek, dziwnym trafem sporo z nich to stare Land Cruisery serii 80. Poznajemy sympatycznych starszych państwa z Francji, właśnie z takiej toyoty. Na aucie folia z planem wyprawy do Pekinu czy Szanghaju. Pytam czy już tam byli? - Nie, to w planach na wakacje. A teraz tak-o jadą sobie na Saharę. DSC02261.jpg Ogólnie kupa ludzi z kamperów nam macha. DSC02262.jpg Opuszczamy port. Wjazd na rondo i zdziwienie, gość mnie nie puszcza tylko ładuje się przede mnie. No i czytałem, że oni tutaj mają swoje zasady jeśli chodzi o ronda. Jeśli jesteś rozpędzony i jedziesz na kozaka prosto przez rondo, to ten na rondzie widzi to i ustępuje. Mamy upatrzoną miejscówkę do spania przy drodze âw lesieâ. âLasâ okazuje się ok. 2m gęstymi krzakami, przy drodze głęboki rów, za nim hałdy śmieci, a do tego cały teren mocno pochylony. O spaniu tutaj mowy nie ma, jedziemy na górę, stoją tam same rezydencje, ale są też dwa płaskie place przygotowane pod budowę. Tam się rozbijamy w świetle księżyca. Wieje ale jest ciepło. DSC02265.jpg Na stromej skale napisy sławiące króla. W ogóle port Tanger Med. (Mediterrain - Śródziemnomorski) jest ponoć największym i najszybciej rozwijającym się portem Afryki. Ciągnie się długimi kilometrami wzdłuż wybrzeża, wciśnięty między morze a linię pagórków. Port Tanger i Tanger Med to dwa różne porty DSC02264.jpg Ostatnio edytowane przez zz44 : 26.03.2020 o 01:55 |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 49 min 50 s
|
![]()
09/01.
Dopiero tutaj przygoda start. Rano słychać muezzina, dziwna zmiana czasu, której do dzisiaj nie rozumiem. Na promie sami nie wiedzieli i mieli sprzeczne informacje, tutaj komórka sama się przestawia, na mapach stref czasowych Maroko jest w tej samej strefie co Europa, a miejscowe zegary wskazują ok. 45 minut w tył. Śniadanie, pakujemy się, przychodzi strażnik pilnujący terenu. Pytamy czy no problem, ok. Pełna kultura. Mówimy że jedziemy do Dakaru. - Inszallah. „O ile Allah pozwoli” rano.jpg No to ogień na autostrady. Ludzie po drodze machają przyjaźnie. Jaka to Afryka, wszędzie tu zielono, a na łąkach biało czarne krowy jak w Krużewnikach! Nawet bociany po polsku klekoczą! Autostrady płatne i to niemało, co chwila bramki, raz na bilecik, innym razem płacisz z góry za przejazd. Ale autostrady świetne, można pocinać na dystans. autostr.jpg Na stacji spotykamy Polaka z synem w Land Cruiserze 100, wracają z pustyni, byli pojeździć po wydmach. Czekają jeszcze na drugie auto. patrol.png My dalej ciśniemy. W planie jest spotkać się z rajdem Eco Africa Race. Mamy dwa punkty, gdzie możemy się z nimi przeciąć. Smara (As-Smara, Es-Smara, Esmara), a jeśli nie to kolejnego dnia w Dakhli (Ad-Dakhla). Dzisiaj już do Smary nie dojedziemy. Odnotowuję spalanie w okolicach 8 litrów. Cholera dużo, nawet jak na autostradę i obciążony motocykl. Ale Michałowi też więcej pali, może paliwo gorsze tu mają. Na stacji kanapka z tuńczykiem 32 dirhamy. Zjazd w podrzędną drogę do miasteczka, na motel. dojazd1.jpg I od razu jak do innego świata….slums, syf, gruz na ulicach, domy niewykończone, dziurawa droga, czasem w ogóle bez asfaltu… slums.jpg Ale motel to Bizancjum. Marmury, perfumy w hallu, kryształowe żyrandole, gość z recepcji nosi nam bagaże jakbyśmy byli nadętymi kolonistami w korkowych kapeluszach z początku XX wieku. hotel.jpg ale pokoje wykończone już ![]() wyk1.jpg wyk2.jpg Motorki wędrują na tył, „tam bezpieczniej” palma.jpg Motel 15 euro. Dla porównania mapka trasy rajdu Eco Africa Race 2020 Eco Africa MAP FINALE 2020_0.jpg |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 2 tygodni 2 dni 6 godz 49 min 50 s
|
![]()
10.01
Rano koło motorków kręci się gość w grubej narzucie, ale ni w ząb w ludzkim języku. Trochę z nim na migi gadamy, rozumiemy tyle, że jest tu strażnikiem terenu. Cykamy zdjęcia z tą jego sukienką i jedziemy obok na stację tankować. rano.jpg ochrona.jpg Tam gostek pyta, czy coś zostawimy temu strażnikowi, bo całą noc pilnował motocykli. Jasne, kurcze, nie zczailiśmy od razu, że ten gość nieśmiało próbował dać nam znać, że całą noc pilnował sprzętów. Dajemy mu jakieś euro i dirhemy, cały szczęśliwy. Jazda na autostradę. Wokół drogi dojazdowej bieda aż piszczy. Zimno, 2 stopnie. Grzane manetki nie mają lekko. Nudna, ale spokojna i bezpieczna jazda i nagle wjeżdżamy w góry. Co za widoki. Gdzieś tam w oddali majaczy jakiś ośnieżony szczyt, ale nie on robi największe wrażenie. Góry wokół nas otaczają chmury i mgła, a że akurat słońce wschodzi na pomarańczowo-różowo, jedziemy w tej mglistej poświacie. Pięknie. Zimno! Zjazd z gór â samochody ciężarowe, oczywiście przeładowane ponad normę, na potęgę zjeżdżają na hamulcu nożnym. Wszędzie zapach pieczonych hamulców, mimo znaków co kilka kilometrów przypominających o hamowaniu silnikiem (kto nie wie, to już tłumaczę: w ciężarówkach z góry hamuje się retarderem, takim elektromagnetycznym systemem, który bez tarcia spowalnia obroty na wale i oszczędza system hamulcowy) ale do nich to nie trafia. w drodze.JPG W okolicy Agadiru koniec autostrady, zaczynają się kontrole policji i żandarmerii. Jest zwolnienie ruchu, aż do stopu, a potem się podjeżdża pojedynczo i tłumaczy. My mieliśmy fory, wiadomo, turyści, to wszystko zawsze grzecznie. Tutaj też, tylko zapytali o cel podróży, wzięli fiszkę (kserówkę paszportów i dowodów rejestracyjnych) i bon route. Agadir objeżdżamy obwodnicą, spore miasto, ale i tak widzimy, że tam ładnie i czysto. Ale my ciśniemy dalej. Jedzie się wolno, bo dziwnie, ale każdy jedzie przepisowo. Chociaż może nie do końca. Czasem jest tak, że gość nie może zdecydować się którym pasem mu lepiej jechać, i jedzie środkiem. Kierunkowskazów oczywiście nie używają. Na rondach wolna amerykanka, czyli na czuja. Znowu w góry, przerwa na fotki. przerwa.jpg Dalej nudna droga na Guelmin, widok jak z USA z tą drogą po horyzont i pustynią naokoło. Nie da się objechać tego miasta jadąc z północy na południe Maroka, nie ma obwodnicy, trzeba telepać się zatłoczone centrum. Wjeżdżamy akurat gdy w meczecie trwają modły, wyją na całe miasto. Szukamy jakiegoś obiadu, gość z knajpy mówi że za 5 minut. Ok., pewnie po modlitwie. Faktycznie. Zamawiamy jakiś tam tadżin, nie jest zły. Ale kelner podrzuca to sałatkę warzywna, to wodę, to chlebki do zagryzienia, których nie było w pakiecie. Ale jemy bośmy głodni, a żarcie smaczne.. No i na rachunku jest potem dużo więcej niż wynosiła cena bazowa. Trudno, ale trzeba się pilnować na przyszłość, bo oni we krwi mają kantowanie, zwłaszcza białych. Szukam jeszcze sklepu spożywczego. Nie ma tam czegoś takiego jak żabka. Jest cała ulica ze straganami, ale tu miski i wiadra, tu nasiona, tu orzechy, tu marchew, ale żadnych konkretów. W końcu jakiś miejscowy chłopaczek prowadzi mnie do jakiegoś sklepiku, na półkach same napoje gazowane i zagryzki, ale w lodówce stoi kilka jogurtów. Na ulicy żebrze stara kobieta, rzucam jej jakieś drobniaki, ona bardzo wdzięczna. Mają tam chory system jeśli chodzi o kobiety. Gdy mąż umrze albo coś innego się wydarzy, kobietą (i dziećmi) ma obowiązek zająć się rodzina męża. Ale to tylko w teorii tak ładnie wygląda, jak wszystko w tym pieprzonym islamie. Kobiety dostają kopa w dupe i na ulicy żebrzą albo sprzedają chusteczki. Z dzieciakiem na ręku. Nikt takiej nie weźmie âbo przecież już jest nieczystaâ, wszyscy mają wywalone âbo sama jest sobie winnaâ. Nie może iść do pracy bo poza prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci nic nie umie. Do końca życia skazana i naznaczona. Ciekawe co potem z takim dzieciakiem. Ale zaraz też podchodzi gość z kartką, że dostał wypis ze szpitala i potrzebuje na lekarstwa. Już wcześniej czytałem o takich cwaniakach, co albo świadectwa ze szpitala przedstawiają, albo z więzienia, że niby są prześladowanymi Sahrawi (o tym później). Więc tego gościa zlewamy, niech idzie do roboty bo nie wygląda na chorego. W tym całym Guelmin światła za światłami, oczywiście nieskoordynowane, silnik się grzeje. Ale już po wyjeździe z miasta znowu âpowietrze i otwarta przestrzeńâ, jedzie się wyśmienicie. Kilkadziesiąt kilometrów od oceanu już czuć przyjemny chłód, a było tak gorąco. Jedziemy pod słońce. Bardzo blisko oceanu i klifu, o który rozbijają się fale, a wiatr od oceanu podnosi słoną mgłę i niesie ją w głąb lądu. Czytaj: na nas. Szyba kasku robi się cała mętna, jadę na samej blendzie. Po chwili blenda tak samo. Okulary korekcyjne również się zalepiają, tak jak szyba motocykla i deflektor. Strój lepi się od tej soli. Ale widok jazdy pod słońce, w takiej mglistej otoczce, iście magiczny. Tak samo magicznie nie wiadomo skąd wyjeżdżają na nas ciężarówki bez świateł zza tego słońca. Ryzykownie jest też wyprzedzać, ale tam hektometry prostych przez pustynię zachęcają do tego. trasa pustynia.jpg No i ciach. Kontrolne spojrzenie w lusterko, nie mam kamerki na kasku. Zjeżdżamy na pobocze. Jest 10% szansy, że na poprzednim postoju zamiast na kask, schowałem ją do kufra. Otwieram kufer, a tam na naklejce uśmiechnięta gęba Micha. âTo nie problem, to część przygodyâ. Szkoda kamerki. No ale żyjemy, jedziemy dalej. Poza tym mamy drugą kamerkę, starego Drifta Ghost S, ale już bez stabilizacji. szuka kam.jpg Robi się ciemno, ale mamy na mapie pokazane, że w najbliższej wiosce są noclegi. zachod sl.jpg Wjeżdżamy w wioskę, po obu stronach jakieś stragany, załadowane land rovery, harmider. Na czuja zjeżdżamy w kierunku plaży. wios.jpg No i jest hotelik w starym kolonialnym domu z widokiem na ocean, na plaży dzieciaki kopią piłkę. wio hot.jpg wio plaza.jpg Właścicielkami są dwie uśmiechnięte siostry w średnim wieku. Niestety wolnych miejsc brak. Szukamy dalej, ktoś mówi o hotelu, ale nie chcemy, więc pokazuje że kemping jest tam, jedziemy, nie ma, potem znowu gdzieś. W końcu i tak lądujemy w hotelu Sahara Beach. 23 euro ze śniadaniem, no dobra. Ale motorki musza zostać przed hotelem, przy ulicy, bo nie mają innego parkingu ale ponoć jest monitoring. No dobra. Trochę dziwna sytuacja, każdy w mieście od razu poleca ten hotel. W środku poza nami kompletnie pusto. W recepcji na zmianę dwie bardzo ładne młode dziewczyny, kucharz to też młody bystry chłopak, wszyscy świetnie mówią po angielsku. Wykończenie pokoi znowu po afrykańsku. Najpierw okafelkowali a potem się zastanawiali, którędy pociągnąć wodę. wyk.jpg |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Japonia 2020 przygotowania do wyjazdu | Grzechu2012 | Kwestie różne, ale podróżne. | 71 | 20.03.2021 14:58 |
Kobitki w Dakarze 2012 | Ola | Lejdis | 7 | 16.01.2012 12:33 |