|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]()
...na zdjecia chwilę potrzeba, brak doświadczenia. Po wklejeniu pierwszego akapitu okazało się, że te wrzucone w drugi są b. duże. Oczywiście zdjęcia będą
![]() Duże podziekowanie za komentarze. L. |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]() Nad ranem jest doskonała okazja do sprawdzenia luzu zaworowego i wreszcie przyjrzenie się gaźnikowi. Chodnik przed hotelem to doskonałe miejsce warsztatowe. Poranek chłodny i deszczowy, ale jak trzeba to trzeba. Ręce sztywnieją z zimna i wilgoci. Okazuje się, że luz zaworowy pozostał, taki jak ustawiony przed wyjazdem. Super, bo kręcenie śrubkami w takich warunkach potrafi zakończyć się ich zniszczeniem. Dobrze, że nie muszę regulować. Pozostaje pakowanie i w drogę. Po odpaleniu okazuje się jednak, że gaźnik daje znać o sobie i tworzy się niewielka kałuża paliwa pod motocyklem. Uuu, no sprawa poważnieje. Niedaleko jest stacja benzynowa, która będzie tymczasowym warsztatem, właściciel hotelu wyraził delikatną dezaprobatę dla zajęcia chodnika. Gaźnik do wyjęcia i rozebrania. Na szczęście zrobiło się cieplej i nie pada. Oględziny zaworka przelewowego, samej komory i pływaka nie ujawniają żadnych uszkodzeń. Złożony z powrotem, oczywiście beztrosko przelewa paliwo nadal… Nic to, jazda dalej, trzeba to po prostu kontrolować. Ostatnio edytowane przez lukasz809b : 23.12.2011 o 10:07 |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]()
Czwarty tydzień w drodze, Bajkał i czułe pożegnanie z asfaltem
Góry, droga lepszej i gorszej jakości i piękne widoki. Szybkie mycie, bo kąpielą tego nazwać nie można, w raczej chłodnych, to delikatne określenie wrażenia jakie robi ta lodowata czystość, wodach Bajkału i można jechać dalej. Droga na Władywostok to obecnie doskonałej jakości asfalt. Czwarty tydzień w drodze. To już kawał drogi od Polski. Chwilowo robi się też chłodniej i mży. Rośnie natomiast coś co można nazwać ekscytacją i oczekiwaniem nieznanego. Już niedługo trzeba będzie zjechać z przyjaznego czarnego i zmierzyć się z tysiącami kilometrów grawiejek. Życie pokaże, że tęsknota za tym czego właśnie w danej chwili nie ma to potężna siła, radosne oczekiwanie na szutry, w drodze powrotnej będzie, dla odmiany oczekiwaniem na, niemal błogosławioną czerń asfaltu, Ale po kolei. W końcu jest, mijam Skoworodino i skręcam w lewo, na Jakuck. W tym miejscu, zanim skręcimy z drogi głównej, warto pojechać kawałek za skrzyżowanie by zatankować. Następna stacja będzie spory kawałek dalej, już na górskich serpentynach dróg gruntowych. Po kilkuset metrach od drogi głównej kończy się asfalt i zaczyna bardzo słabej jakości szuter. Duży ruch ciężarówek powoduje znaczną degradację drogi. Co jakiś czas pojawia się jeszcze lepszej i gorszej jakości asfalt, ale ogólnie jednak od tego miejsca grawiejka „rządzi”. Ta nagła zmiana jakości drogi z początku budzi ogromne zdziwienie, które przechodzi w irytację. To ile czasu zajmie ta jazda, jak tu 30km/h jest za szybko, naiwne pytanie kołacze się w głowie leszcza, który mierzy się z samym nieledwie początkiem trasy. Od spotkanego człowieka, dowiaduję się, że przodem jedzie para motocyklistów z Niemiec. Okazuje się przy tym, że mój rozmówca to dość ciekawa postać. Obecnie na rencie, wcześniej pracował jako kierowca ciężarówek. Opowiada przy tym wiele ciekawych historii z syberyjskich tras[1]. W związku z tym, że tu droga prowadzi w jedno tylko miejsce, mam nadzieję, że uda mi się dogonić niemiecką parę i pojechać dalej razem z nimi. Byłoby super. Jeszcze tego samego dnia pojawiają się z przodu dwa motocykle. Krótka wymiana zdań i okazuje się, że „tak, jadą do Magadanu”. Dalej jedziemy razem. [1] Tu można znaleźć jego przejazd przez rzekę Uralem (początek filmiku) http://www.youtube.com/watch?v=dzEaPwIa9og&feature=related Ostatnio edytowane przez lukasz809b : 23.12.2011 o 08:33 |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]()
Okolice Jakucka – grawijeką w towarzystwie Niemców
Tuż przed Jakuckiem zmieniam w motocyklu opony i zębatki. Na tyle ląduje 47 zębów, zamiast standardowych 45. Przednia opona ląduje na śmietniku, w sumie ma najechane ponad 20tys.km, to i tak przyzwoity wynik, na jej miejsce wskakuje nowiutkie TKC. Tylną zdejmuję, oczywiście zabieram na powrót a zamieniam również, na nowiutkiego Continentala. Tenera jest teraz wolniejsza, ale zdecydowanie lepiej jedzie się po tych trudnych drogach. Już po chwili okazuje się, że zmiana opon to był bardzo dobry pomysł, jazda w tym deszczu, strugach błota, po świeżo remontowanych drogach, z łysym przodem byłaby nie lada wyzwaniem. W tych okolicach trudno nam również znaleźć miejsce na nocleg. Ściana lasu i górzysty krajobraz sprawiają sporo kłopotów w poszukiwaniu. Obozujemy na porzuconej drodze do kamieniołomu. Jest sporo błota, które skutecznie oblepia opony, buty a potem oczywiście namioty, ale na jedną noc daje radę. Grawiej chwilami jest doskonalej jakości i pozwala jechać nawet 70km/h. W większości to jednak pełna dziur, błota, piachu i kamieni pozostałość po drodze, która potrafi trząść tak, że zęby stukają o siebie, a zegary wibrują przed oczami (po czym okazuje się, że są urwane w mocowaniu). To wymagająca część drogi. Pojawia się też czasem rodzaj tarki, która potrafi również być wzbogacona o koleiny i kopny piach… całość po prostu wymaga koncentracji i nieco zacięcia. Myśli uciekają od trudów zimnego, deszczowego dnia i pokrzepiają wyobrażeniem ciepłej, domowej kąpieli. Padający deszcz, podnosi nieco trudność jazdy, ale pozwala na pokonywanie drogi bez kurzu, który stanowi tu ogromną przeszkodę. Jest niemal niemożliwym by, bez narażania siebie, wyprzedzić ciężarówkę. Tuman kurzu szczelnie zasłania obraz przed jadącym. W takich warunkach, do oddychania konieczna jest też osłona twarzy i ust. Warto również zadbać o motocykl. Chusteczki założone na wlot powietrza zatrzymują część pyłu. Piękne widoki rekompensują jednak wszelkie trudności. Krajobraz, który z gęsto zalesionego przemienił się w urzekający obraz pagórków, gór z rzadka pokrytych tylko drzewami zapiera dech w piersiach. Surowość otoczenia i dziewicze piękno przybliżają do natury. Do rzeczywistości przywracają, trwające i tu remonty dróg. Są obietnicą przyszłego komfortu, obecnie jednak oferują raczej dodatkową i to sporą dawkę adrenaliny. Luźne kamienie, błoto, czy na poczekaniu robiony spycharką przejazd są wyzwaniem, dla raczej przyciężkich na taki teren motocykli. Szczęśliwie obywa się bez upadków. Pod wieczór, oblepieni błotem zatrzymuje się na drugi, wspólny z Niemcami nocleg na ślicznej polanie. Do komarów można się przyzwyczaić, ale tu wieczór i poranek urozmaicają również malutkie muszki. Są ich miliony. Na chwilę pozostawiony otwarty namiot i przez najbliższe 30 minut mamy zajęcie z doprowadzeniem go do stanu używalności. Poranne ubieranie się i zakładana na zewnątrz getra, również gwarantuje dostanie się muszek pod tę część garderoby. Wieczorem b. bolesne doświadczenie tego, że część muszek przetrwała i zdążyła się pożywić. Później od miejscowych dowiemy się, że w czasach dawniejszych, gdy chciano się kogoś „pozbyć”, nacinano jego skórę i pozostawiano w lesie. Podobno po 2 godz. pracy muszek, pozostawały same, białe kości… Późnym popołudniem dojeżdżamy do przeprawy promowej przez Lenę. Czekamy razem z kilkoma samochodami. Urozmaicamy sobie czas oczekiwania na prom kąpielą w rzece. Krótka wymiana zdań z dwojgiem Rosjan, których spotykamy przy brzegu. Młodzi chłopcy wracają z pracy. Pracowali za papierosy i jedzenie. Do domu mają jeszcze kilka ładnych tys. km. Od czterech dni czekają na okazję. Od czterech dni nie jedli. Od czterech dni piją wodę z rzeki… Zostawiamy im to co mieliśmy ze sobą do jedzenia, a chwilę później z przyjemnością obserwujemy jak w końcu, ktoś zabiera chłopaków w drogę do domu. Ot Rosja. Pozostanie bez zapasów, w tym miejscu jest o tyle mało radosne, że jeśli dziś prom nie przypłynie, to najbliższy sklep po naszej stronie został jakieś 70km trudnej drogi za nami. Szczęście jednak sprzyja, 2 godz. czekania i płyniemy. Pod prąd zajmuje to około 2 godz. Drugi brzeg osiągamy w ciemnościach, nocleg, bez kolacji wypada więc tuż przy rzece. Dalej standardowo grawiejka (tu o asfalt jest już bardzo trudno..). Liczba samochodów spada do kilkunastu dziennie. Piękno otaczającej przyrody zdumiewa i tworzy szczególny nastrój intymnej relacji człowieka i natury. Na kolejną noc zostajemy w korycie, obecnie suchej rzeki. W tym miejscu warto już uważać na niedźwiedzie. Posiłki zjada się poza obozem, a na noc jedzenie też lepiej jest wynieść poza namiot. Ognisko pozwala poczuć się trochę lepiej. A sami Niemcy. On około pięćdziesięcioletni globtroter, autor książek podróżniczych, relacji prasowych. Ona, jego żona, pracuje w księgarni i obecnie towarzyszy mężowi, jako kompan podróży oraz wdzięczny obiekt katalogowych fotografii. Jemu dośc często zdarza się powtarzac, że wszystko mają nowe. BMW zaopatrzyło ich we wszystko, co w takiej trasie może być potrzebne, z motocyklami z pełnym wyposażeniem Touratecha włącznie. Dysponują nie tylko telefonem satelitarnym, ale urządzeniem, które wysyła sygnał do satelity, który w internecie zaznacza miejsca, gdzie się aktualnie znajdują. Zapewnia to program, w którym uczestniczą. W razie katastrofy mogą alarmować i doczekają się pomocy[1]. Ja bez nich mogę korzystać jedynie z SMSów… [1] Adres do bloga Niemców http://www.tourenfahrer-blog.de/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]()
Początek drogi na kościach – do ekipy dołączyli Szwedzi
Remonty dróg, szczególnie w górach, to miejsce na osobną opowieść. Błoto, kamienie na tych stromiznach zdecydowanie przyspieszają bicie serca. Jest wymagająco, tak technicznie, jak fizycznie i mentalnie. Czasem czekamy dłuższą chwilę, czy cofamy się umożliwiając przejazd sprzętom budowlanym. Szczęśliwie pozostaje nieco sił na zachwyt nad pięknem otoczenia, tu już najprawdziwszych gór. Jest nadal bardzo ciepło i kojarzące się z chłodem hasło Syberia ma w tej chwili niewielkie zastosowanie. Rzeki tylko przeciskają się setki metrów niżej, potęgują wrażenie ogromnych przestrzeni i stwarzają piękno tego odległego miejsca. Jest prześlicznie i w tym słońcu na powrót dość kurzowo. Chwila na postój. Moczymy stopy w rzece, gadamy. Podjeżdża Toyota Land Cruiser. Okazuje się, że to Szwedzi. Są w drodze dookoła świata, w tej chwili również kierują się na Magadan[1]. Decydujemy się na wspólną jazdę i pojawia się pierwsza nieśmiała myśl, że z taką ekipą można będzie pokusić się o przejazd starą drogą, zwaną również „drogą na kościach”. Nazwę swą zawdzięcza, ponurym praktykom grzebania umierających z zimna i wyczerpania więźniów, którzy budowali drogę, bezpośrednio w niej samej. Stąd „droga na kościach”. „To jedna wielka mogiła” mówi Szwed. Czy będzie nam dane przejechać tym traktem - zobaczymy. Dużo zależy od pogody. Przekonamy się już wkrótce, którą drogę szykuje nam los. Warto nadmienić, że obecnie do Magadanu prowadzi dość dobra, szeroka droga, zwana przez samych Rosjan, po prostu Kołymą. Stara droga we względnie dobrej jakości utrzymywana jest do miasta Tomtor. Dalej, za miastem jest rzeka, na rzece podstarzały most, a na moście ustawiono znak, zakaz wjazdu. Od tego miejsca droga nie jest już nikomu oficjalnie potrzebna i dalej, do samego skrzyżowania z Kołymą, przez ponad 250km nie ma tam nic, co miałoby wpływ na władze by zajmowały się jej remontem. Wjazd na ten 250 kilometrowy odcinek warto poprzedzić chwilą refleksji. Obecnie jednak jesteśmy nadal na Kołymie i cieszymy się remontowaną grawiejką. Wspólnie dojeżdżamy do Kiubeme gdzie tankujemy i skręcamy w prawo na Tomtor, by zaraz natknąć się na rzekę. To największa przeszkoda wodna, z tych które są na starej drodze. Jest na samym jej początku, a to i dobrze i nie. Dobrze, bo wiadomo, że dalej gorzej, niż tu już nie będzie. Słabiej, bo jak zacznie padać nie będzie można zawrócić. Sporym zakolem, miejscami gdzie głębokość jest nie większa niż koło udaje mi się przejechać rzekę. BMW niemieckich podróżników przeprowadzamy we dwóch, na pracującym silniku w linii prostej. Woda sięga ponad kolana, zakrywa koła i silny prąd mocno znosi. Kufry stawiają silny opór płynącej wodzie, co sprawia że motocykl jest dość trudny do prowadzenia. Ciężka fizyczna robota. Na środku rzeki stoi też niewielka ciężarówka. Utknęła 2 dni temu. Kierowca kompletnie pijany, ale jego dwóch pasażerów szuka pomocy. Szwedzi Toyotą próbują pomóc wyciągnąć ciężarówkę, ale sami nie dają rady. Sprawę komplikuje to, że w ciężarówce nie pracuje rozrusznik, tym samym brak silnika i napędu… Dopiero przy pomocy innej napotkanej ciężarówki udaje się Toyocie wyciągnąć „utkniętych”. Ehh, Rosja. Akcja ratunkowa trwa kilka godzin i wymusza nocleg tuż przy rzece. ![]() [1] Adres do bloga Szwedów: http://tosiberiaandbeyond.wordpress.com/2011/08/08/road-of-bones/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]()
Okolice TOMTORu ponad trzy tygodnie i dobre 11tys.km w drodze … a tu trzeba własnoręcznie remontować drogę.
Rankiem jazda w kierunku Tomtor-u. Dla rozgrzewki porannej, w piachu zakupuje się jedno z BMW, ale w 3 osoby dajemy radę je wypchnąć. Dalej trasa to szeroka na kilka metrów, w naszym rozumieniu raczej ścieżka leśna niż droga. Widać jednak troskę o nią, bo jedziemy po wyraźnych śladach równiarki. Z Tomtor, warto skręcić w lewo by po około 40km odwiedzić Ojmiakon. Miejsce, które faktycznie odnotowało, widniejącą w podręcznikach temp. -71,2. Tomtor, o czym wspomniano wyżej, to również dobre miejsce na chwilę zastanowienia. Jeśli decydujemy się jechać dalej, „drogą na kościach” warto sprawdzić co z pogodą i może zdobyć prognozę. Jeśli pada… zdecydowanie sprawę trzeba dobrze rozważyć, przemyśleć czy nie będzie lepiej zawrócić i przeprosić się z Kołymą. Jeśli jedziemy dalej, konieczne będą zapasy paliwa, do następnej stacji jest ponad 350km b. ciężkich warunków (i tu nie ufamy mapie, na której stacja, jest na skrzyżowaniu drogi starej i nowej), i jedzenia – na co najmniej tydzień. Z wodą… problem będzie raczej z jej nadmiarem, nawet jeśli nie padało miesiąc wcześniej… Po chwili rozmowy decydujemy się na kontynuowanie jazdy. ![]() Początek drogi jest spokojny. Dla motocykli do przeprawy przez rzeki wystarczają te rozlatujące się mosty. Szwedzi w Toyocie radzą sobie albo brodami, albo z drżeniem serc korzystają jednak z konstrukcji jeszcze radzieckiej myśli technicznej, które czas świetności mają bardzo dawno za sobą. Stopniowo droga przechodzi w ścieżkę, szerokości na jedno auto, pomiędzy śladami kół na drodze beztrosko rośnie trawa, tym samym mówi o tym jak często z drogi się korzysta... Wieloletni brak jakichkolwiek remontów odbija się na stanie szlaku. Pojawiają się pierwsze „kałuże”. Kałuża - określenie trywialnej, w naszym rozumieniu przeszkody wodnej - tam to rozlewisko, które zajmuje całą szerokość drogi, o długości co najmniej kilku, w porywach do kilkunastu metrów. Niektóre z nich można przejechać, inne trzeba próbować objechać, czasem nawet kilkadziesiąt metrów w głąb lądu. Oba rozwiązania są równie często stosowane. Całość wygląda następująco, dojeżdżamy do kolejnej kałuży, pozostawiając poprzednią … kilkadziesiąt metrów za sobą... Gasimy moto i osobiście pchamy się z butami w brudną breję. Jeśli woda jest pod kolana, to oczywiście przy krawędzi kałuży, bo na jej środku regularnie jest głębiej, i brak jest spektakularnych kolein pod wodą, przejeżdżamy. Wskazane jest uczynienie tego przy asyście minimum jednej osoby. Jeśli jest głębiej, albo w kałuży znajduje się błoto, które niemal wciąga szukającego przejazdu ![]() Warto nadmienić, że okolica potrafi zaskoczyć mile twardym podłożem, ale też może stanowić kolejne ogromne wyzwanie, do którego pokonania angażuje się 3 osoby jako pomoc przy pchaniu, wyciąganiu z bagna, czy podnoszeniu po położeniu maszyny. Jest ciężko, asysta komarów i much również stanowi nieodłączny element tej techniki jazdy. Po kilku, czasem po kilkudziesięciu minutach walki z jedną kałużą jesteśmy gotowi, by na sucho pokonać kolejne metry do następnej. Potem stop, spacer w breję i jazda prosto albo poszukiwanie przeprawy obok. W jeden z najcięższych dni, przy wspólnej, wytężonej pracy i wysiłku pięciu osób, niemal na granicy możliwości, z udziałem samochodu i bez deszczowej pogody pokonaliśmy dystans 80km. Warto podkreślić, że to wszystko spotkamy na drodze, wtedy gdy nie padało od około miesiąca… Mocno zmęczeni kolejnym dniem walki, popołudniem dojeżdżamy do wyrwy w drodze. Sama droga to kilka metrów płaskiej powierzchni wyrwanej stromemu stokowi ogromnym wysiłkiem budujących tę drogę więźniów. Wyrwę spowodowała woda. Motocykle przejadą, ale samochód nijak się nie przeciśnie. Poszukujemy rezerw sił i powstaje plan by jeszcze dziś przeszkodę pokonać. Najpierw siekierą i łopatą wcinamy się na około metr w stok błota i korzeni. Ścinamy cztery pokaźne drzewa, ogołacamy z gałęzi i układamy nad wyrwą. Jedna osoba prowadzi samochód, druga pokazuje jak jechać, trzecia dba o linę wyciągarki, by ta nie zaplątała się pod koła auta. Szczęśliwie, po kilku godzinach jesteśmy na drugiej stronie. Oddychamy z ulgą. Dalej kolejna wyrwa, tym razem już niemal zasypana kolejnymi warstwami ścinanych przez naszych poprzedników drzew. Nie musimy budować kolejnej przeprawy. Po tygodniu prawdziwej walki docieramy do nowej drogi – Kołymy. I tu również kolejna chwila refleksji. Jak można zauważyć, droga od Tomtor do skrzyżowania z Kołymą jest obecnie prawie nie używana. Ruch odbywa się dookoła, przez nową drogę. Przez cały ten odcinek spotkaliśmy tylko dwóch Szwedów (co oni tak jeżdżą?) na motocyklach, nowe Tenerki oraz pieszego Rosjanina (?) i już blisko skrzyżowania dwa rosyjskie samochody terenowe. Nasuwa się pytanie czy za lat kilka, te rozlatujące się mosty nad rzekami, bliższymi rozmiarem raczej Wiśle, nie zapadną się w rzeki, grzebiąc tym samym szansę na przejechanie tą drogą? O remontach w tej części drogi nie ma mowy. |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 16 min 9 s
|
![]()
W końcu, po czterech tygodniach Magadan
Wreszcie będzie można wysuszyć buty. Po tylu dniach ciągłego moczenia zaczynają żyć własną biologią. Grawiejka jawi się jak najbardziej luksusowa autostrada. Zapasy jedzenia okazały się nie wystarczające i tu dużą pomoc okazali nam Szwedzi z Toyoty, częstując tym co mieli w aucie, m.in. polskimi produktami kupionymi w mongolskich sklepach - flaczki po warszawsku nigdy tak nie smakowały w Warszawie jak tam. Inaczej pozostałyby jagody i woda z rzek. Krótka wizyta w opuszczonym mieście, które zostało wysiedlone, po tym jak w zimie awarii uległo centralne ogrzewanie. Chodzą słuchy, że część osób tam pozostała, a niektóre z nich zamarzły. Dalej już prosto na Magadan. Jest niewielkie miasto i wreszcie zakupy, tym samym wieczorem można będzie najeść się do syta J W sprawie pogody warto nadmienić, że całą drogę można było pokonać w koszulce, było naprawdę b. ciepło. Przed samym Magadanem jest kilkadziesiąt kilometrów asfaltu. Ogromną przyjemność stanowi jazda po jego gładkiej powierzchni i chwila wytchnienia od kurzu. Magadan jest miastem położonym w górach i bezpośrednio nad brzegiem morza. Nie rzuca na kolana urodą, jest raczej pomnikiem minionej epoki. Miasto zostało wzniesione w latach 30. ubiegłego wieku przez zesłańców,- brama do osławionych GUŁAG-ów. Miasto z fabrykami i port były potrzebne dla przerobu i transportu surowców, w które obfituje Syberia. Obecnie największy ośrodek miejski na Kołymie, port morski, centrum przemysłu przetwórczego[1]. Poszukiwania noclegu i hotel Okean staje się naszym domem na dwie noce. Właściciel hotelu to niewysoki facet z wąsem, przy czym wielki sympatyk Polski, organizator rajdów samochodowych z Polski do Magadanu. Poza hotelem jest również skromnym właścicielem 120tyś.ha pięknej rosyjskiej ziemi i fanem kultury Syberii. Pierwszy wieczór spędzamy na szaszłyku - ceny dość wysokie i za porcję wychodzi jak za dobry obiad w Polsce. Do nocy w towarzystwie naszego gospodarza na przemiłych rozmowach i oglądaniu fotografii. Mamy pomysł aby spróbować popłynąć promem do Władywostoku. Drugi dzień to poszukiwanie transportu dla ludzi i motocykli. Daje się to zrobić, ale jest po prostu drogie i czasochłonne. Niemcy są na „tak”, u mnie, szybka decyzja - powrót w pojedynkę, tym razem w całości nową drogą – Kołymą. Przygotowuję się, między innymi na odległości niemal 400km pomiędzy stacjami benzynowymi. Przygotowania objęły znalezienie pojemnika po 4 litrach oleju i jego wymycie. Wyposażony w zapas jedzenia i odrobinę determinacji opuszczam Magadan. [1]http://pl.wikipedia.org/wiki/Magadan#Klimat_i_geografia |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dont know Expedition tu de africa | Misza | Trochę dalej | 79 | 22.02.2016 11:30 |
Warsaw Szuter Expedition - Warszawa 28.09.2013 | golw | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 14 | 04.10.2013 23:08 |