Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04.05.2011, 23:19   #1
fundriver
 
fundriver's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
fundriver jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał stoner Zobacz post
...
Domyślam się, że mówisz o trasie Demnate-Agouti-Amesker-Bou Tharar. Z różnych informacji jakie posiadam jest nieprzejezdna, ale zawsze fajnie się samemu o tym przekonać. Też miałem taki zamiar, ale nie starczyło czasu. ...
Hmm, czy to moze droga przez Tizi'n Fougani (3010 m.npm) ? Jesli tak - dokad zmierza ta droga? Bylem przekonany ze to slepa droga prowadzaca z poludnia (np. Alemdoun) do El Mrabitine, gdzie w zasadzie sie konczy - we wszystkie kierunki spore gory, na zachod M'Goun - druga gora Maroka. Przynajmniej tak to wyglada na GE.
__________________
http://endurak.pl
fundriver jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.05.2011, 00:24   #2
stoner
Przygoda jest tuż za rogiem
 
stoner's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 97
Motocykl: KTM 690 Enduro
stoner jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 15 godz 39 min 35 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał fundiver Zobacz post
Bylem przekonany ze to slepa droga prowadzaca z poludnia (np. Alemdoun) do El Mrabitine, gdzie w zasadzie sie konczy - we wszystkie kierunki spore gory, na zachod M'Goun - druga gora Maroka. Przynajmniej tak to wyglada na GE.
Teoretycznie, tj na mapie ścieżka istnieje i nie kończy się w El Mrabitine. Idzie dalej w kierunku północno-zachodnim i następnie rozwidla się na północ do Tabant oraz na zachód, a następnie na północ do Agouti.



Zanim zdobyłem tę mapę spędziłem ładnych kilka godzin wędrując w tym rejonie w GE i śledząc ścieżki, które zawsze gdzieś się urywały, więc odpuściłem.

Niemniej wygląda to bardziej na ścieżkę dla kozic górskich lub ewentualnie Błażusiaka. Trzebaby kiedyś spróbować. Ale jak wspomniałem, podobno droga nie jest przejezdna.

Ostatnio edytowane przez stoner : 05.05.2011 o 00:46
stoner jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.05.2011, 13:59   #3
fundriver
 
fundriver's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
fundriver jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał stoner Zobacz post
...Niemniej wygląda to bardziej na ścieżkę dla kozic górskich lub ewentualnie Błażusiaka. Trzebaby kiedyś spróbować. Ale jak wspomniałem, podobno droga nie jest przejezdna.
To to o czym mysle W GE sa z przeleczy zdjecia: sciezka i jakis berber z kozami. Na droge to zdecydowanie nie wyglada, acz nie jest powiedziene, ze nie jest do przejechania. Od polnocy - wyglada na lagodny zjazd, od poludnia - dosc stromo, nawierzchni nie widac...

Na pewno to ciekawy cel na kolejny marokanski wypad !
__________________
http://endurak.pl
fundriver jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.05.2011, 14:22   #4
fundriver
 
fundriver's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Kraków
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
fundriver jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 21 godz 31 min 41 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał fundiver Zobacz post
To to o czym mysle W GE sa z przeleczy zdjecia: sciezka i jakis berber z kozami. ...
A dokladniej obładowane osły (o ile zdjecie jest poprawnie zgeotagowane).



A to http://www.panoramio.com/photo/1800768 ścieżka ... To chyba jednak cos dla Tadzia
__________________
http://endurak.pl

Ostatnio edytowane przez fundriver : 05.05.2011 o 14:25
fundriver jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.05.2011, 20:07   #5
JaroGL
 
JaroGL's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 137
Motocykl: nie mam AT jeszcze
JaroGL jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 7 godz 56 min 41 s
Domyślnie

Dokładnie to ta droga. Bedziemy próbować. Do El Mrabitine na pewno sie da dojechać, w własnie ta najwyższa przełecz jest wczesniej Tizi-n-Ait-Hamed 3050 m. Do Tabant chyba faktycznie bedzie ciężko dojechać. To zdjęcie powyżej jest z drugiej przełęczy Tizi-n-Ait-Imi 2910m.
JaroGL jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.05.2011, 01:37   #6
stoner
Przygoda jest tuż za rogiem
 
stoner's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 97
Motocykl: KTM 690 Enduro
stoner jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 15 godz 39 min 35 s
Domyślnie Dzień 2 - Serpentyny, asfalt, deszcz i tajine.

Brak dyscypliny wyjazdowej daje o sobie znać. Wstajemy późno, łazimy po miejscowości i robimy zdjęcia. Już czujemy pewną egzotykę, ale dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że prawdziwe atrakcje są daleko przed nami. Pogoda na wybrzeżu nie jest szczególnie piękna, ale tego też się spodziewałem po oglądaniu zdjęć innych osób z północnego Maroka.

Jemy śniadanie, kupujemy wodę i rozpoczynamy rytuał pakowania, który będzie nam towarzyszył przez kolejne 2 tygodnie. Ćwiczenie czyni mistrza, pod koniec wyjazdu umiałem w końcu tak uwiązać moje toboły, że zbytnio nie przesuwały się na wertepach.

Wkrótce po wyjeździe z El Jeba wjechaliśmy na bardzo dobrej jakości asfalt w kierunku Al. Hoceima. Przez nieuwagę przegapiliśmy zjazd na drogę niższej kategorii, która biegła najbliżej wybrzeża, ale byliśmy już zbyt daleko, żeby się cofać. Po drodze mijamy ciekawe skały lub ziemię koloru lawendy.







Zaczęły się niezłe serpentyny, co na dobrym asfalcie dawało dużo pola do zabawy w kładzenie się na zakrętach. Zabawa byłaby pewnie lepsza na supermoto, ale obładowane enduraki na kostkach dodawały jeździe elementu z ang. zwanego: thrill Opony zostały pozamykane.





Droga zaczęła jednocześnie piąć się górę. Było coraz wyżej, coraz ciekawiej i coraz zimniej. Wjeżdżaliśmy w Góry Rif, najbardziej wysunięte na północ pasmo gór Atlas. Są to całkiem pokaźne góry ze szczytami dochodzącymi niemal 2500 m, ale są słynne z innego powodu. Z upraw konopi. Pochodzi stąd blisko połowa światowej produkcji haszyszu.

Nic dziwnego, że powietrze tego rejonu przepełnione jest specyficznym zapachem, o dostępności wyrabianych specyfików nie wspominając. Wjeżdżamy na 1300m. Po zjechaniu z górek krajobraz się zmienia z surowego skalistego na łagodne pagórki porośnięte trawą (zwyczajną).

Po drodze złapał nas deszcz. Marokański asfalt, gdy jest mokry staje się niemiłosiernie śliski. Prędkości rzędu 40-60 km/h były miejscami maksymalną bezpieczną prędkością.









Toczyliśmy się tego dnia do Taza, średnio ciekawej miejscowości, gdzie zatrzymaliśmy się w trzecim sprawdzanym hotelu za 85 MAD, czyli ok. 8,5 EUR.

Po zmroku przeszliśmy się do centrum, gdzie odbywał się targ nocny. To było fantastyczne przeżycie – stragany ze wszystkim, jednak głównie owocami: świeżymi i suszonymi. Daktyle, figi.. Mniam.. Miasto żyje po zmroku, ale do ok. 22.

Mieliśmy trochę problemu ze znalezieniem miejsca, gdzie można coś zjeść. Miejscowi piją kawę, rozmawiają przy stolikach, ale nie jedzą. Jakiś miejscowy, ale nie majfrend, zaprowadził nas do baru przypominającego nasze polskie kebaby, czyli do takiej miejskiej, marokańskiej wersji fastfoodu ulicznego. Zamówiliśmy coś, co mieli ludzie przy sąsiednim stoliku, a jak zwykle dostaliśmy tajine.
Zaczęliśmy tracić wiarę w nasze możliwości komunikacji.. Po zjedzeniu niezachwycającego tajine, zawiedzeni koledzy czekali, aż ktoś dostał coś, co wyglądało apetycznie i nie było tajinem, poczym złapali kelnera i używając wszystkich dostępnych form komunikacji zamówili bezczelnie, pokazując palcem za zamówienie sąsiadów- to, co mają oni. Nie puścili kelnera, aż nie mieli 100% pewności, że nie dostaną ponownie tajine. Trzeba walczyć o swoje, a co!












Tego dnia robimy ok. 240 km.
stoner jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.06.2011, 14:45   #7
stoner
Przygoda jest tuż za rogiem
 
stoner's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 97
Motocykl: KTM 690 Enduro
stoner jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 15 godz 39 min 35 s
Domyślnie Dzień 3 Taza - Missour. Od śniegu po pustynię.

Jesteśmy w drodze już trzeci dzień. Zostawiamy nasz hotel w Taza i po 10 ruszamy w drogę. Dzień wcześniej w centrum miasta miała miejsce demonstracja, dziś jest już całkiem spokojnie. Każdy dzień przynosi nowe widoki, inne otoczenie, jest super a my wciąż czekamy na to najlepsze, które wciąż przed nami. Dziś planujemy dojechać do Missour, gdzie rozpoczną się tak oczekiwany przez nas odcinki pustynne.

Dobrej jakości asfalt prowadzi nas przez zielona pola w coraz bardzie górskie, surowe klimaty.











Droga wije się i pnie do góry. Widoki robią się coraz lepsze, aż Arni z zachwytu wywija orła na poboczu drogi.
Robi się też coraz chłodniej. W pewnym momencie mamy już na sobie wszystkie ciepłe ubrania, jakie zabraliśmy. Coś nam tu nie gra, jesteśmy w końcu w Afryce..
Termometr Tomka pokazuje coraz to niższe wartości: 15, 12, 10. Droga prowadzi przez pustkowia, nie mijamy żadnych wioseczek, jest pięknie. Wraz z wysokością pojawia się gęsta, wilgotna mgła bardzo mocno ograniczająca widoczność i nasze poczucie komfortu termalnego. Po wyjechaniu z mgły okazuje się, że jesteśmy już w strefie śniegu. Są nim pokryte zbocza bliskich gór, a wkrótce śnieg zaczyna zalegać również na poboczu naszej drogi. Jesteśmy na wysokości 1900 m n.p.m, jest 7 stopni Celsjusza.















To już Średni Atlas. Wszystko fajnie, ale skoro teraz siedzimy na śniegu, a pod koniec dnia mamy pukać do wrót pustyni, postanawiamy lecieć dalej.
Kierujemy się cały czas na południe, snieg znika, ale wciąż pniemy się w górę.

Godzinę później wjeżdżamy na miasteczka, pełno tam ludzi na ulicy. Handlują lub nic nie robią po prosty siedząc na murku czy krawężniku i patrząc co się dzieje wokół. Atmosfera w miasteczku jest co najmniej dziwna, albo my to tak odbieramy. Chcąc nie chcąc mocno zwracamy na siebie uwagę. W normalnych okolicznościach polecielibyśmy dalej, czuliśmy się tam trochę nieswojo, ale intensywny zapach grillowanego mięsa zmienił nasze zdanie. Postanowiliśmy się solidnie posilić i lecieć dalej.

Zatrzymujemy się przy jednym z grilli obsługiwanym przez młodych miejscowych. Tuż obok jest buda w której rozbierają i sprzedają mięso, z rozwieszonymi mniejszymi lub większymi tuszami oraz zwisającym, odciętym bawolim łbem, który służyć miał chyba za reklamę i rzeczywiście skupiał uwagę miejscowych, którzy głównie podziwiali uzębienie martwego bawoła. Te okoliczności były dla nas podczas naszego wyjazdu totalną nowością i lekkim szokiem. Atmosferę podgrzewał absolutny brak komunikacji z obsługującego grilla miejscowymi. Czekaliśmy chyba z pół godziny, aż zrobiono i spakowano na wynos nasze zamówienie, przez ten czas robiliśmy za atrakcję dla otaczających nas miejscowych, którzy w milczeniu się nam przyglądali. Nie muszę dodawać, że nasze białe twarze mocno odbiegały od dominującej tam kolorystyki i były jedynymi białymi twarzami w całej wiosce.


































Naturalnie ostateczna cena różniła się na naszą niekorzyść od tej, którą uzgodniliśmy wcześniej. Zabraliśmy 2 torby pachnącego, grillowanego barana i uciekliśmy za miasto oddać się przyjemności konsumpcji we względnym spokoju i w wyłącznie własnym towarzystwie. Mięso było wyborne, a na miejscu oczywiście już po chwili pojawiły się, nie wiadomo skąd dzieciaki i piec przybłęda, równie szczęśliwy z naszego posiłku, co my.



Dalsza droga z pełnymi brzuchami poszła nam sprawnie, z najwyższym punktem trasy powyżej 2400 m n.p.m.



O 17 dotarliśmy do Missour. Wciąż było stosunkowo wcześnie, dlatego z rozpędu minęliśmy miejscowość, za którą od razu zaczęła się rozległa hamada. HURAA! W końcu dotarliśmy w miejsce, gdzie rozpoczyna się prawdziwie afrykańska przygoda!! Wjeżdżamy na hamadę i w pełnej ekscytacji robimy kilka kilometrów.



Przed nami była potężna otwarta przestrzeń zachęcająca do dalszej jazdy. Cała hamada pokryta była mniejszymi lub większymi kamieniami. Trudno się po niej jechało. Zawieszenie dostawało łomot, kamienie non stop waliły o osłonę silnika, a od czasu do czasu po najechaniu na większy kamień potrafiło nieźle przestawić całą maszynę w bok. Można było jechać w dowolnym kierunku, choć najlepiej było się trzymać widocznej drogi, na niej było mniej kamieni i można było jechać szybciej.

Po krótkiej chwili zatrzymaliśmy się jednak podjąć ważną decyzję: jedziemy dalej, czy zatrzymujemy się na noc w Missour, gdzie można zatankować i przenocować w przyzwoitych warunkach. Było jeszcze wcześnie, można było śmiało jechać 2-3 godziny do zachodu słońca. Przed nami było jednak pustkowie bez żadnej rozsądnej miejscowości w zasięgu 100 km. Najbliższe miejsce ze stacją benzynową to Beni Tajite, mała górnicza wioska, prawdopodobnie bez żadnego hotelu sto ileś kilometrów od nas. Do tego potwornie wiało, wszędzie unosił się piach i pył, zapowiadało się na burzę piaskową. Adrenalina zaczęła buzować i proponowałem jazdę dalej w pustkowie. Zostałem jednak przegłosowany i kolejnego dnia okazało się, że była to bardzo dobra decyzja. Arni z Tomkiem pogrzali szukać hotelu a ja z Wojtkiem potrzebowaliśmy pokręcić się jeszcze po tej pustyni.

Zatrzymaliśmy się w sympatycznym hotelu z dużym hallem z kanapami, szerokimi korytarzami do pokoi i warunkami o niebo lepszymi, niż te, w których spaliśmy wcześniej. Mieli modny niebieski wystrój łazienki, ale co najważniejsze mieli piwo!! Choć cena nie była promocyjna, stwierdziliśmy, że zasłużyliśmy na ten luksus.

Całe drzwi wejściowe do hotelu oblepione były nalepkami różnych ekip rajdowych, czuliśmy że przed nami jest wielka przygoda.











Tego dnia przejechaliśmy ok. 220 km.
stoner jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Maroko 10.2011 kowal73 Trochę dalej 22 10.01.2012 20:45
MAROKO 1-15.04.2011, ktoś chętny ? wojtek II Umawianie i propozycje wyjazdów 28 23.04.2011 20:05
Maroko na żywo, kwiecień 2011 stoner Umawianie i propozycje wyjazdów 4 01.04.2011 17:43


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:25.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.