|
![]() |
#1 |
Common Rejli
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,714
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
![]() Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
![]()
Yeeeaaahhhhh
![]()
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki ![]() NIE SPRZEDAM! ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
instruktor jazdy
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
![]()
W poniedziałek rano, po całkiem znośnym hotelowym śniadaniu osiemdziesięcioletni boy hotelowy pobiegł mi po taksówkę. Podjechał młody, przystojny człowiek, jak każdy turecki kierowca – rozmawiający przez telefon. Mój taksówkarz był zmodernizowany, bo rozmawiał przez zestaw słuchawkowy, ale mikrofon trzymał cały czas przy ustach, więc rękę i tak miał zajętą.
Wypasionego salony yamahy szukaliśmy godzinę. Płatną godzinę. Znów pozwiedzałem nieturystyczny Istambuł i dotarłem do mojego przyjaciela – kierownika serwisu. Po kilku zdaniach zorientowałem się, że wszystkie wcześniejsze ustalenia z owym panem mogę sobie wsadzić w… hmm… w dowolną szparę w ciele. Otóż, osioł skończony, przez poprzednie dni zadawałem panu kierownikowi yes/no questions i on odpowiadał „yes”. Odpowiadał „yes”, bo tyle, kurwa, umiał… Chłopcy ze sklepu (salonu znaczy) wymyślili, że będziemy się porozumiewali za pomocą internetowago translatora zdań. Działało to fatalnie, w końcu utknęliśmy. Okazało się, ża za parkowanie mojego motocykla u nich w salonie na noc (w dzień wypychali go na ulicę) kosztuje 5 euro za dzień i oczywiście liczymy piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek. Stargowałem na 10 euro – poszło. Po chwili chłopiec z salonu powiedział „redy” i pokazał na yamahę. Dopytywałem się, czy na pewno motocykl jest naprawiony. Kierownik, jak się domyślacie, powiedział „yes”. Tenera za to wyglądała na nieruszaną. Głowę bym dał, że nie otwierali silnika… Poprosiłem o kluczyki – bez mrugnięcia okiem przynieśli – odpaliłem moto, a tu huk taki ,jaki był. Wściekły gaszę i zaczynam mozolną rozmowę z obsługą. Przecież NIE JEST naprawiony. Kierownik – starym zwyczajem – potwierdza. Potem wręcza mi coś jakby fakturę – na niej kwota – w przeliczeniu, niecałe 15 000 pln. Wyszczególnionych było mnóstwo pozycji. Ręce mi opadły – 15 000 i silnik dalej nie działa? W końcu zadzwonili do kogoś, kto, rzekomo, mówił po angielsku. Podali mi słuchawkę, a koleś spokojnie mnie pyta – skąd jestem… Zagotowałem. W kilku żołnierskich słowach powiedziałem mu, jak bardzo to dla niego powinno być nieistotne. Pan zdziwiony moją impertynencją kilka razy rozmawiał to z przedstawicielami serwisu, to ze mną i w końcu ustaliliśmy, że to faktura pro-forma. Serwis na tyle wycenił naprawę (powtórzę – nie otwierając silnika), a za diagnozę chcą „tylko” 100 euro. Uff… Powiedziałem więc, że za parę dni ktoś się zjawi po tenerę a ja jadę dalej. Kierownik wskoczył na ybr 125, ruszył przede mną machając przyjaźnie ręką. Wyprowadził mnie na obwodnicę i odjechał. Ruszyłem w stronę Azji walcząc na autostradzie z chcącymi mnie zabić kierowcami ciężarówek. Historia u mojego już byłego partnera wyjazdu była równie przyjazna bohaterowi. Na granicy okazało się, że nie może wyjechać. Celnik miał jedyną radę – wracaj do Istambułu po motocykl. Z pewnością wielu z was pamięta scenę ze starej polskiej komedii, gdzie handlujący futrami Turek mówi, kalecząc po polsku – ta pani weszła w tym futrze i w nim wychodzi. Ta zasada działa dalej. Pan wjechał na motocyklu – pan na nim wyjeżdża. Trzymali ich na granicy parę godzin. Nie pomógł konsul (nieudolny – co udowodnił parę razy, później też). Może dlatego, że nie mówi po turecku. Pomogła symulacja słabnięcia, kłopotów z sercem itp. Pani tłumaczka z konsulatu poradziła Kuchiemu, tak poza protokołem, cytuję „motor na plecy i przez granicę tup, tup, tup”. Ostatecznie przejechali i to okazało się być kolejnym błędnym posunięciem. Już po powrocie do Polski i rozeznaniu sytuacji okazało się, że bez motocykla wyjechać nie mógł… Według ambasady nie można też było pojechać po motocykl pożyczonym busem, lawetą, przyczepą itp., bo pojazd musi być z kierowcą – właścicielem. Konsul w tym czasie radośnie poinformował Marcina, że ma już kolejny przypadek problematyczny, ponieważ jacyś motocykliści wylądowali gdzieś w Turcji i nie doczekali się na swoje sprzęty, gdyż jeden z ich kolegów z lawetą i całym sprzętem kwitł na granicy, nie mogąc wjechać. Nie wpuścili. Jak to tak – motocykl bez właściciela ma wjechać? Bez sensu… Sytuacja wyglądała więc tak – nielegalnie opuszczenie Turcji, nielegalne pozostawienie motocykla oraz niemożność wjechania po niego niczym innym, niż swój pojazd, jednak bez gwarancji wjazdu, ponieważ, skoro opuścił niezgodnie z przepisami – może nie być wpuszczony. Ja sobie zwiedzałem Kapadocję, o czym dalej, a w Polsce toczyła się walka. Ambasada, wyłącznie tureccy tłumacze akceptowani przez nią, faksy do istambulskiej policji, serwisu yamaha, konsulatu itp. Osobna historia dla szczególnie zainteresowanych. |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
instruktor jazdy
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
![]()
A ja sobie jechałem do Kapadocji. Autostrada świetnej jakości – stacje benzynowe często. Będąc już blisko Ankary zaświeciła mi się kontrolna rezerwy – wcześniej, niż się spodziewałem. To miał nie być problem, bo stacje są co chwilę. Są, ale nie na ankarskiej obwodnicy. I tak, w czasie podjazdu pod górę – afri stanęła. Jako, że obwodnica też jest częścią autostrady, jest ogrodzona i nie da się jej opuścić poza zjazdami. Nie pamiętałem, kiedy widziałem ostatni zjazd. Przypomniałem sobie historie o dmuchaniu w bak, przechylaniu motocykla itp. Z litości do własnej osoby oszczędzę wam szczegółów kiwania zapakowanym motocyklem, w motociuchach, w upale… Nie podziałało. Obróciłem więc motocykl i zalotnie odpychając się nóżkami, zalewany przez pot zacząłem się toczyć w dół poboczem – oczywiście pod prąd. Tak „jechałem” przez 5 km. Nikogo to nie zdziwiło, nikt się nie zatrzymał. Motocykliści akurat mnie nie mijali.
Wcześniej zdradziłem, że lubię objuczoną Afryką holować objuczoną tenerę po autostradzie, teraz odkryłem, że lubię pchać nie busa, ale własny załadowany motocykl, nie pod górę, ale w upale. W chwili odpoczynku, przysiadając na barierce zobaczyłem, że w moją stronę, też pod prąd i też po poboczu jedzie jakiś mały dostawczy samochód na awaryjnych. No tak, mają mnie – pomyślałem. Zatrzymuje się koło mnie biała furgonetka, wysiada gość i mówi – nie możesz tak jechać. Cóż, przyznałem mu rację. Facet zapytał retorycznie, czy mam problem z paliwem i zaczął od razu narzekać, że to takie tureckie, że w większości miejsc stacje są jedna na drugiej, ale jak nie ma, to na długim odcinku. Powiedział mi, że akurat jestem na dwustukilometrowym odcinku bez stacji przy autostradzie, ale, żebym się nie martwił i nie ruszał z miejsca ani nie zostawiał motocykla, on przyjedzie i pomoże. Odjechał, rzecz jasna dalej pod prąd. Wrócił po jakimś czasie z piątką benzyny. Sam mi wlał do baku i powiedział, że jest motocyklistą, skierował na stację za zjazdem, powiedział, jak najlepiej dojechać do Kapadocji, dał swój numer telefonu i maila i kazał dzwonić w razie problemów i odwiedzić, jak będę w okolicy. Absolutnie nie chciał pieniędzy. W końcu miły akcent. Zatankowałem więc na wskazanej stacji ubijając paliwo i pojechałem dalej. Dalej poszło już zgodnie z brakiem planu – dotarłem na przedmurze Kapadocji i zacząłem szukać noclegu. Widokami zostałem zmiażdżony od razu. |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
instruktor jazdy
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
![]()
Z drogi z Nevsehir do Goreme, celem znalezienia miejsca na nocleg, skręciłem w jakąś boczną drogę, z niej w jakąś szutrową i pojechałem. Nie ujechałem za daleko, ponieważ uroda okolic zmąciła mi umysł. Zobaczyłem jamy drążone prze ludzi w miękkim wulkanicznym tufie i zwariowałem. Już wiedziałem, że będę spał w takim domostwie, ale nie mogłem wybrać, które mi najbardziej odpowiada. Ostatecznie, jak już się robiło ciemno, wybrałem pomieszczenie częściowo odsłonięte erozją, żebym spod osłaniającego mnie przed rosą okapu widział gwiazdy, skierowane nie na wschód, żeby mi słońce rano nie przeszkadzało w spaniu. Zwiedziłem tych grot naprawdę wiele i już tego dnia zacząłem do siebie mówić. Ogromnie wrażenie robiło na mnie to, że w części tych miejsc może nie było nikogo od setek lat, może i od tysięcy. Parę razy całkiem opuściłem szutrową drogę i jechałem zupełnie off, wybierając lokum na spanie, więc komu by się tam chciało zapuszczać? Śmieci nie znalazłem absolutnie żadnych.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
instruktor jazdy
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
![]()
Towarzyszył mi śpiew ptaków, granie cykad – tak mogę odpoczywać! Z widokiem na wulkan, schronienia ludzi służące im przez setki lat i mój motocykl. Na liczniku 107300 – jestem niecałe 2800 km od startu w Krakowie.
Wtorek rano (przestałem przejmować się godziną, odkąd w Stambule urwał mi się pasek – okazało się, że to jest mi zupełnie nie potrzebne) – leniwe pakowanie w promieniach słońca wyglądającego zza skał i jazda dalej. Wyjechałem na asfalt, po drodze oglądając, jak można zintegrować swoje mieszkanie z naturą. Napotkałem drogowskazy na wąwóz Ihlara – jako, że przewodnik po Kapadocji przeczytałem dokładnie – wiedziałem, że warto się tam skierować. Pod ogromnym wrażeniem wszystkiego dookoła byłem już od poprzedniego dnia i uczucie to nie opuściło mnie aż do wyjazdu z Turcji. W Wąwozie Ihlara jest dróżka dla zwiedzających – z niej widać mnóstwo wejść do skalnych mieszkań, kościołów i innych pomieszczeń, których przeznaczenie pozostanie pewnie tajemnicą. Oczywiście starałem się wchodzić, gdzie tylko się dało. Nikogo naokoło nie było, więc nie miałem z tym żadnych problemów. Zadziwiające jest to, że z takiego ogromu miejsc interesujących w tym wąwozie opisanych jest kilka. Można wejść od paru kościołów, pooglądać freski okaleczone przez ikonoklastów i wrócić z poczuciem, że widziało się prawie wszystko, ponieważ więcej tabliczek nie było. Ja eksplorowałem takie miejsca, w które dałem radę dotrzeć w motociuchach z kaskiem przypiętym do kurtki. Przekonany jestem, że tu też byłem w miejscach, których prawie nikt z milionów turystów w zorganizowanych grupach z przewodnikiem nie odwiedza. |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
instruktor jazdy
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
![]()
Chodziłem, wspinałem się, robiłem zdjęcia i gadałem do siebie. Wrażenie duże. Przecież te miejsca mozolnie budowali, czy też dokładniej wydłubywali pierwsi prześladowani chrześcijanie, robiąc sobie wewnętrzną imitację architektury. Dla mnie – niesamowite.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
instruktor jazdy
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
![]()
W każdym z tych miejsc możnaby długo i dumać nad małością dzisiejszych czasów, ale nie miałem na to czasu, bo głód doznań ssał.
Ostatnio edytowane przez Beddie : 29.06.2010 o 01:27 |
![]() |
![]() |