Wstaję o 5. Wkoło jeszcze ciemno. 
Pstryk i blask małej latareczki rozjaśnia wnętrze namiotu. 
Wieje, zimno. 
Plastikowa miska w której lądują słodkie chrupiące płatki śniadaniowe wypełnia się mlekiem targanym wczoraj z samego dołu, okupionym potem 

 Ależ to będzie smakowało! 
Teraz jak by czas się wyturlać z namiotu. Nie chce się, zwłaszcza, że dopóki nie zwinę majdanu, dopóki nie ruszę - będzie mi kosmicznie zimno! Śpiwór, mata i cała reszta migiem lądują w plecaku, 3 minuty później zwinięty naprędce namiot dopełnia przestrzeń plecaka. Na siebie zakładam wszystko co mam i ruszam.  Cel schronisko. 
Docieram punktualnie o 6:00. Dzwonię. 
Nikt nie odbiera a schronisk tu kilka, namioty, budynki gospodarcze... jak ja się tu odnajdę!
Odwiedzam dwa budynki, w kolejnym, przedostatnim już - SĄ ! 
Uff, kamień z serca. 
Biegnę co prędzej i opróżniam plecak z tego co zbędne. Zabieram dwa batoniki, aparat, butelkę wody. Musi wystarczyć. 
Ruszamy. Chyba jako ostatnio bo jakoś tu pusto a nad nami rzędy latarek. Spodziewałem się tu 20, może 30 osób a jest nas tu chyba coś koło setki! Ale tylko ja miałem takie noclegowisko:

 (foto z wieczora)
Reszta spała mniej więcej tak (fotki z popołudnia):
Na zadyszkę nie trzeba długo czekać. Stoimy. Ci przed nami szybko oddalają się i ... gubimy drogę. Kiedy rozjaśnia się nie co, odnajdujemy szlak. 
Pierwszy posiłek, ja sobie odpuszczam, wolę popstrykać zdjęcia.
Piesek w górach - miły akcent!
Tak mniej więcej do tego etapu, tak mniej więcej 

 szliśmy razem. 
Potem utworzyły się 3 grupy, w tym jedna jednoosobowa 
 
Wiatr jest na tyle nieznośny, że nie daje oddychać szybko pozbawiając sił.
By podbudować morale w ekipie, która już zaczyna myśleć o odwrocie, wyciągam telefon i zapuszczam:
http://youtu.be/S6YtIrwWOzA
Hmm i to q**a zadziałało! 
Idziemy jak burza!
Po 50tym razie, zmieniam utwór 

Brniemy dalej. Woda, batonik, chwila odpoczynku, motywacja głosowa i idziemy. najbardziej motywują nas emeryci, którzy depczą nam po piętach 

 Ale wstyd! 
30 minut przed szczytem chyba największa załamka, dwójka odpuszcza, no prawie. Schodzący z góry Dominik  i Marek motywują nas, że to już tuż, tuż. na dowód pokazują zdjęcia:
 
Nie było wyjścia. Ruszyliśmy i my. 
cdn.