|   | 
 | |||||||
|  | 
|  | Narzędzia wątku | Wygląd | 
|  16.10.2025, 13:52 | #61 | 
|  Zarejestrowany: Oct 2018 Miasto: Warszawa 
					Posty: 487
				 Motocykl: Yamaha Radian&WR250F   Online: 1 tydzień 4 dni 13 godz 54 min 32 s |   
			
			
O cholibka. To akurat mi umknęło. Jedyne, co mam na swoją obronę, to że tam było takie natężenie wspaniałości na centymetr kwadratowy, że ciężko było nic nie przegapić.
		 | 
|   |   | 
|  21.10.2025, 14:45 | #62 | 
|  Zarejestrowany: Oct 2018 Miasto: Warszawa 
					Posty: 487
				 Motocykl: Yamaha Radian&WR250F   Online: 1 tydzień 4 dni 13 godz 54 min 32 s |   
			
			No dobrze, to zapraszamy Państwa z powrotem do Malucha. Proszę się wygodnie rozsiąść, wszyscy się zmieścimy! Kiedy jeździłam po Estonii palcem po mapie, kompletnie urzekło mnie to, że tam jest tak pusto, że większość atrakcji jest po środku niczego. Kiedy natknęłam się więc na Estońskie Muzeum Drogowe zlokalizowane między polami i lasami, z którego do najbliższej większej (czyli mającej 6500 mieszkańców  ) miejscowości jest 15km, oczywiście zapragnęłam je odwiedzić, ale też byłam przekonana, że to jakaś szopa, w której ktoś sobie wystawił dwa stare traktory i jedną Ładę. No więc otóż nie. Estońskie Muzeum Drogowe znajduje się w nowoczesnym budynku, częściowo zagłębionym w ziemi, i pełne jest eksponatów ze wszystkich kategorii związanych z drogami - a więc nie tylko są tam samochody i motocykle z różnych mniej lub bardziej zamierzchłych czasów, ale też spora ekspozycja pojazdów służących do budowania dróg i utrzymywania ich w odpowiedniej kondycji. Jest też hala z nowoczesnymi pojazdami, w tym z przeciętą na pół beemką pokazującą co ma w środku 1.jpg 2.jpg 3.jpg 4.jpg 5.jpg 6.jpg 7.jpg 8.jpg 10.jpg 11.jpg 13.jpg 15.jpg 16.jpg 17.jpg 18.jpg Przyznaję, że pierwszy raz w życiu widziałam taki fotelik dla dziecka 9.jpg I ktoś tu chyba za dużo czasu spędził w samochodzie i stęsknił się za motorkiem  12.jpg Ktoś zauważy co tu poszło nie tak?  14.jpg Są też eksponaty trochę luźniej związane z drogą. 19.jpg I miasteczko znaków drogowych, w którym jest też znak zakazujący tego, żeby było OK 20.jpg No i podczas zwiedzania wreszcie zaczyna się psuć pogoda, przechodzą dość intensywne, ale bardzo krótkie ulewy. I w takich okolicznościach przyrody żegnamy Estonię 21.jpg I witamy Łotwę 22.jpg Zaraz za granicą mamy atrakcję, którą - przyznaję - upchnęłam jako punkt anegdotyczny. Jest to Muzeum Miodu zlokalizowane - szok i niedowierzanie - po środku niczego, i to nawet bardziej, niż zwykle  Na mapie to po prostu szopa nad jeziorkiem w środku lasu, ale zdjęcia niedźwiedzi strzegących wejścia sprawiły, że koniecznie chciałam je zobaczyć na żywo. Według mapy googla muzeum otwarte jest do 18, przedzieramy się przez deszcz leśną krętą i pagórkowatą drogą, po której miejscami płynął strumienie (z deszczu, nie że takie stałe  ) i nawet zaczynamy się wahać czy aby na pewno należy w to brnąć. Ale jest tak wąsko, że i tak nie mamy szansy zawrócić, więc jedziemy dalej i na miejsce docieramy na 20 minut przed zamknięciem. Szopa stoi, ale nikogo nie ma i wszystko pozamykane. 24.jpg Idę więc do gospodarstwa obok zapytać czy można zwiedzić muzeum. Miły pan mówi, żebym poczekała pod daszkiem i idzie po kogoś od muzeum. Czekając "rozmawiam" z miłą starszą panią, która pod tymże daszkiem czyści grzyby i zaczyna do mnie mówić po łotewsku. Nie rozumiem ani słowa, więc odpowiadam po angielsku, że nie rozumiem, czego z kolei nie rozumie miła starsza pani. Ale w niczym to nie przeszkadza i ogólnie jest sympatycznie  W końcu wraca miły pan z drugą miłą starszą panią. Ta również nie mówi po angielsku, ale mówi po rosyjsku. Przez translatora googla "mówię", że ja to tak sobie po rosyjsku, ale tam jest mój partner, który trochę lepiej zna język. Podążam więc za przemiłą panią i jej przemiłym psem. 23.jpg Okazuje się, że nie ma tak, żeby sobie po prostu wejść o pooglądać eksponaty. Co to, to nie! Pani oprowadza nas po wystawie i cierpliwie opowiada o wszystkim - o historii pszczelarstwa, o eksponatach, o miodzie, o pyłku, o propolisie, o zbieraniu jadu pszczelego. Opowiada po rosyjsku tak dobierając możliwie najprostsze słowa, żebyśmy na pewno zrozumieli. I faktycznie rozumiemy! 25.jpg 27.jpg Znaczy, ja rozumiem, bo coś tam jakieś podstawy pszczelarstwa znam (no nie jak zbierać miód, ale ogólnie jak to działa), Maciek ponoć zrozumiał niewiele, ale też miał się czym zająć  26.jpg No i na koniec zdjęcie z niedźwiedziami. Czyż nie są wspaniałe!? 28.jpg Żegnamy się z przemiłą panią i pędzimy dalej i już rozglądamy się za miejscem na nocleg. 29.jpg Okolica nie obfituje w pola namiotowe... Czyli konkretnie jest jedno jedyne xD Jedziemy więc i ostatecznie dajemy się przekonać, żeby zamiast namiotu skorzystać z domku. Domek nie jest gotowy, więc cena będzie niższa - niewiele wyższa niż za namiot. A jednak w deszczu fajnie mieć dach nad głową, a dodatkowo niezależnie od pogody dobrze mieć gniazdko z prądem. 30.jpg Łóżko jest niewygodne, a dekoracje lekko niepokojące... 31.jpg Ale to w końcu tylko jedna noc, więc damy radę. Wpadamy jeszcze do sklepu do miasteczka Alūksnes - nawet trochę ślicznych budyneczków mijaliśmy po drodze. Poranek nie wita nas promieniami słońca, ale nie ma co narzekać. Dobrze jest, na głowę przecież nie pada. Udajemy się więc do pierwszego punktu. Na mapach googla opisane jako "atrakcja turystyczna", a na street view prezentuje się o tak  https://www.google.com/maps/@56.9058...oASAFQAw%3D%3D Oczywiście nie wiem nic oprócz tego, że to tam jest, nie kontaktowałam się z tą atrakcją, gdyż wiadomo - nie było pewności czy tam dotrzemy. Podjeżdżamy więc z zaskoczki, ale właściciel przyjmuje nas chętnie i oprowadza z dumą po swojej atrakcji turystycznej. Zaczyna się dobrze. 32.jpg 33.jpg 34.jpg 35.jpg Potem robi się coraz bardziej malowniczo... 36.jpg 37.jpg 38.jpg 39.jpg 40.jpg A tu jedne felgi zauroczyły Maćka i stwierdził, że w życiu takich nie widział. Ale już nie pamiętam o które chodziło i co w nich było specjalnego  41.jpg Ogólnie uczucia mamy obydwoje mieszane. Z jednej strony te wrosty coraz bardziej przejmowane przez naturę mają swój urok i prezentują się naprawdę malowniczo. Z drugiej - no może jakby trafiły w inne ręce to mogłyby jeszcze pożyć zgodnie z przeznaczeniem. Ale jest, jak jest. My tymczasem pędzimy dalej. Przerwa obiadowa nad jeziorkiem w Rzeżycy - w którym mimo chłodu i deszczu pływa sobie jedna pani. Szacun i podziw! Ale ja jednak wybieram ciepłość i suchość  42.jpg 43.jpg A Litwa wita nas zdecydowanie lepszą pogodą 44.jpg I udajemy się do miasta Wisaginia. Dlaczego? otóż z dwóch powodów - po pierwsze na mapie znalazłam najwspanialszy kompleks garaży na całym świecie. Jest wielki, kolorowy i to, czego nie widać na zdjęciu - wielopoziomowy! 56.jpg Muszę odkopać nagranie z kamerki, bo zrobiliśmy kilka rundek wokół i nawet nikt nas nie pogonił, a jakiś człowiek dłubiący w KTMie nawet zagadywał miło. Reszta miasta też jest super. Przynajmniej dla mnie - fanki starych klimatycznych blokowisk. No ale patrzcie, jakie to jest super. Można było postawić po prostu pudełko, ale można było też postawić coś ciekawszego. 45.jpg 46.jpg 47.jpg 48.jpg 49.jpg 50.jpg 51.jpg 52.jpg 53.jpg 54.jpg 55.jpg A w ogóle miasto zostało zbudowane (a właściwie to rozbudowane) dla pracowników Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej. O, tej tu 68.JPG Żeby nie było, że zmyślam (ogólnie dość popularne miejsce, zaraz po nas podjeżdża kolejna ekipa na sesję zdjęciową  ) 66.jpg A obok barszczyk sobie rośnie 67.jpg Barszczyku zresztą później z okien widujemy całe połacie. W każdym razie niestety elektrowni nie udało mi się zwiedzić. Bo zwiedzanie jest ogólnie możliwe na dwa różne sposoby - zwiedzanie samej elektrowni, które kosztuje 70 ojro i trzeba kupić bilety na wiele miesięcy przed wizytą (a jak się nie wie kiedy i czy w ogóle się w dane miejsce dotrze, to nie można robić takich rzeczy  ) albo wystawy w budynku administracji. Na to drugie też się nie załapaliśmy, bo w niewłaściwy dzień byliśmy. Ale zdjęcie pamiątkowe jest Aha, no i dwa słowa o elektrowni - ona już nie elektrowniuje. Jest w likwidacji, bo był to jeden z warunków, które Litwa musiała spełnić, żeby ich wpuścili do Unii. To taki sam system jak ta w Czernobylu, więc chyba wynikał ten wymóg z jakiejś lekkiej traumy Europejczyków czy coś   W tej okolicy też nie ma urodzaju campingów, ale upatrzony mam taki jeden, niedaleko elektrowni, do tego nad jeziorkiem, co drugi brzeg ma już na Białorusi. Dojazd oczywiście terenowy. Dobrze, że nasze nibyautko ma zacięcie endurowe   57.jpg Docieramy na miejsce, a tam łańcuch z napisem STOP i że teren prywatny. Stajemy więc zgodnie z komendą i zastanawiamy się co teraz. Na terenie jest kilka osób i w końcu jeden człowiek do nas przychodzi zapytać o co chodzi. No to mówię, że spanko. A on, że to jego teren. I że akurat jest z tu ze znajomymi na rybach. I że może być głośno w nocy (ryby często hałasują, zwłaszcza w nocy). Ale jeśli nam to nie przeszkadza, to że zaprasza. Uf! No to rozbijamy bazę, a gospodarz ze znajomymi odpływają łódką. 58.jpg Dostaliśmy nawet stolik i krzesełka! 59.jpg Ale nie korzystamy, gdyż jest jeziorko i pomost, to kto normalny siedziałby na lądzie. Połowa z nas oczywiście idzie popływać 60.jpg Ale w związku z okolicznościami przyrody... 61.jpg ...dość szybko rezygnuje, gdyż zaplątawszy się w rzeczone okoliczności prawie się utopił 62.jpg Zostajemy więc ponad wodą 63.jpg Ekipa wraca po jakichś 2 godzinach. Połowy nie były zbyt udane, ale nastroje dopisują. Chwilę gadam z człowiekiem po angielsku. Mały zgrzyt pojawia się, kiedy Maciek zagaduje po rosyjsku - "we don't talk russian here!" oburza się nasz gospodarz. I bardzo dobrze! Tłumaczy, że oczywiście zna rosyjski biegle, ale w związku z aktualną sytuacją geopolityczną nie lubi ruskich i języka unika jak ognia. Opowiada, że z synem się w jakieś akcje pomocy Ukraińcom angażował. I że po polsku trochę mówi, był i podobało mu się u nas. I że wprawdzie teraz to pole namiotowe to takie trochę na dziko (nie ma bieżącej wody, jest tylko toitoi w rogu działki), ale że właśnie buduje domki, które już będą miały normalne wyposażenie (nie kłamie, faktycznie są już wylane fundamenty). Do rozmowy wracamy rano, wtedy uzupełnia opowieść o to, że terenów wokół ma znacznie więcej, że to wzgórze obok to też jego, że warto wejść, bo ładny widok na jezioro. I że zaraz za bramą jest stary cmentarz, warto zajrzeć. No dobrze, żeś mi tego wieczorem nie powiedział, bo cmentarz faktycznie jest i to właściwie zaraz za błękitną chatką, do której sobie zawędrowałam sama w nocy!  A cmentarz niewielki i dwujęzyczny. Litewski-polski. 64.jpg Ogólnie zwiedzanie czegokolwiek skracamy do minimum, gdyż okoliczna fauna próbuje nas zeżreć. 65.jpg | 
|   |   | 
|  21.10.2025, 15:29 | #63 | 
| I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24  |   
			
			Logo się temu misiu obróciło i zamiast Iża mamy Żi choć początkowo myślałem, że Panienka robi lustrzane odbicie fonem ale napis Jupiter 4 jest poprawnie.
		 | 
|   |   | 
|  21.10.2025, 15:58 | #64 | 
|  Zarejestrowany: Oct 2018 Miasto: Warszawa 
					Posty: 487
				 Motocykl: Yamaha Radian&WR250F   Online: 1 tydzień 4 dni 13 godz 54 min 32 s |   
			
			Ewidentnie za łatwa była to zagadka    | 
|   |   | 
|  Wczoraj, 13:44 | #65 | 
|  Zarejestrowany: Oct 2018 Miasto: Warszawa 
					Posty: 487
				 Motocykl: Yamaha Radian&WR250F   Online: 1 tydzień 4 dni 13 godz 54 min 32 s |   
			
			I tak oto zbliżamy się do końca... Kierunek - Park of Europe pod Wilnem, czyli taka galeria sztuki współczesnej w lesie. Brzmi intrygująco, czyż nie? Ale po drodze wpadamy obejrzeć Cerkiew św. Trójcy w Święcianach. Akurat remont, więc znowu oglądamy tylko z zewnątrz. No ładne to to. Jeszcze robimy małą rundkę po okolicy kierując się do sklepu i pędzimy dalej. 1.jpg 2.jpg 3.jpg A więc Park of Europe. Wpadłam na to kiedy Internety jakiś czas temu podrzuciły mi zdjęcia takiej ściany starych telewizorów ustawionych w lesie. Generalnie sztuka współczesna to drażliwy temat  Przyznaję - w większości kompletnie nie rozumiem koncepcji. Natomiast galeria sztuki w lesie? To jednak coś ciekawego może być. I ogólnie faktycznie uważam, że warto tam wpaść. Jest to naprawdę duży teren, więc dobrze zabezpieczyć sobie odpowiednio dużo czasu. Przy kasie dostaje się papierową mapkę z oznaczoną lokalizacją eksponatów. Ale od razu uprzedzam - z całą pewnością żaden geodeta nad tą mapą nie pracował  Co do eksponatów natomiast... No nie rozumiem sztuki współczesnej. Ale łażenie po lesie w poszukiwaniu rzeźb jest całkiem fajoskie  I jednak część mi się nawet podobała. 4.jpg 5.jpg 6.jpg 8.jpg 9.jpg 11.jpg 13.jpg 14.jpg 17.jpg Ze ściany telewizorów zostało już niewiele 10.jpg Za to na część eksponatów można było włazić. Jest też taki "plac zabaw" z konstrukcjami, na których można się bawić, ale obawiam się, że bardzo łatwo na nich zginąć  15.jpg 16.jpg No i są dwa dzieła rodaczki naszej, Magdaleny Abakanowicz 7.jpg 12.jpg A tu filmik na zachętę dla fanów sztuki współczesnej. Są emocje, jest tajemnica, są niebywałe zwroty akcji!  Ukurturarnieni wyruszamy w kierunku Kowna. Po drodze opowiadam Maćkowi, że jedziemy do takiego ośrodka wypoczynkowego w lesie nad jeziorem. Że super miejsce, będziemy mogli sobie wybrać domek, który nam pasuje. Domek? Ale dlaczego znowu domek, a nie namiot? Bo to naprawdę świetny klimatyczny ośrodek! Jak już wjeżdżamy w las, żeby do niego dotrzeć, okazuje się, że to całkiem popularne miejsce - bo jeden samochód jedzie tuż przed nami, a kolejny podjeżdża na miejsce chwilę po nas. W sumie nie ma się co dziwić, to naprawdę super miejsce - sami zobaczcie! 32.jpg 18.jpg 19.jpg 20.jpg 21.jpg 22.jpg 23.jpg 25.jpg 28.jpg 29.jpg 30.jpg 31.jpg 33.jpg 34.jpg 35.jpg Co dziś na obiad? 26.jpg Na pewno będzie suróweczka z warzyw z własnej szklarni 24.jpg Nasi tu byli 27.jpg A takie atrakcje ośrodek oferuje 36.jpg 37.jpg 38.jpg Ponieważ nie możemy się zdecydować, który domek wybrać, jednak lądujemy na polu namiotowym - też nad jeziorem zresztą, ale innym. Takim właściwie w środku miasta  Kaunas Lake Camping jest wciśnięty między jezioro a 2 ruchliwe ulice i mocno zatłoczony, ale odpowiednie kadrowanie zdjęć pozwala udawać, że byliśmy  niemal sami w środku lasu  39.jpg 40.jpg 42.jpg 59.jpg Przewaga nawet najmniejszego autka nad motorkiem - da się upchnąć materac! 41.jpg Ostatniej nocy na obczyźnie do snu szumią nam więc przejeżdżające za siatką samochody. A następnego dnia zanim wyruszymy do domu wpadamy jeszcze do muzeum Fort IX Twierdzy Kowno, czyli "Zrekonstruowana XIX-wieczna twierdza i nazistowskie miejsce egzekucji z wystawami o Holokauście i pomnikami". W ogóle całe Kowno otoczone jest fortami, w większości takimi zostawionymi w spokoju, więc jak ktoś lubi łazić po takich miejscach i ma dużo czasu, to miałby tam co robić. My jednak ograniczamy się do tego jednego, w którym jest muzeum. 43.jpg 44.jpg 45.jpg 46.jpg 47.jpg 48.jpg 49.jpg 50.jpg 51.jpg I tyle. Przed nami jeszcze jakieś 440km do domu. Zaglądamy do opuszczonych garaży w jakiejś przydrożnej mieścince. 52.jpg 53.jpg 54.jpg Jeszcze pamiątkowe zdjęcia kurzu zebranego przez te 2 tygodnie 55.jpg 56.jpg Na granicy oczywiście zostaliśmy zatrzymani do kontroli i oczywiście wywołaliśmy w uzbrojonej ekipie dużo radości  Żołnierze wprawdzie bardzo młodzi, ale docenili nie tylko, że to Maluch, ale że do tego na czarnych blachach. I że aż do Estonii dojechaliście?! Obdarzono nas nawet żarcikiem, że "no sam nie wiem czy prosić o otwarcie bagażnika"   I tak oto znaleźliśmy się z powrotem w Polsce. Im bliżej domu, tym bardziej zaczyna popadywać. Przebijamy się przez kilka ulew, ale co nam to, przecież mamy dach nad głową. Maciek coś przebąkuje, że może byśmy jakiś postój zrobili, żeby silnik i nasze zadki odpoczęły. Ja jednak jestem w już w trybie "jak najszybciej do kotków", więc zatrzymujemy się tylko raz na tankowanie i jakieś 5,5 godziny później meldujemy się w domu. Na liczniku mamy 3744km więcej, niż kiedy stąd wyjeżdżaliśmy. A gdyby ktoś chciał wiedzieć czy jak ktoś robi takie trasy takim autem, to w ogóle jest poważnym człowiekiem, to odpowiadam, że nie. Zdecydowanie nie. Bo ja na przykład jak weszłam do sklepu jako 41-letnia kobieta, tak przed półką z kawą zamieniłam się w chichoczącego 13-letniego chłopca. 57.jpg 58.jpg | 
|   |   | 
|  Wczoraj, 20:42 | #66 | 
|  |   
			
			Dwie pupy z mlekiem Poproszę!  Cudownie się z Wami jechało i mam mały smuteczek że to już koniec ale na wzmiankę o kotach macie odpuszczone  fantastyczny z Was intymus duetas   
				__________________ 'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa | 
|   |   | 
|  | 
| 
 | 
 | 
|  Podobne wątki | ||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor | 
| On the road again, czyli Jagna & Raf znów na trasie [USA 2025] | jagna | Trochę dalej | 91 | 28.10.2025 13:51 | 
| Motocyklowy antywirus.. czyli Tunisia Corona Trip | FELIX | Trochę dalej | 65 | 26.05.2023 18:26 |