|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
![]() Online: 12 godz 42 min 27 s
|
![]()
ooooo kumulacja
![]() ![]() ogromne dzięki Podos za zajebistą relację i super foty ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
![]()
Tadżykistan
23 sierpnia. Długie wieczorne dysputy zaowocowały aż trzema różnymi planami w trzech podgrupach. Samochodami, Kajman z Gosią i Martą oraz Gizmo z Przemkiem, jako, że mogą jechać również po ciemku, wybrali najdłuższy wariant trasy – w stronę Afganistanu i korytarza wakhańskiego. wariant kajmana.jpg Trzy motocykle – Sambor Waldek i Marcin oraz pasażerowie Kuba oraz Kasia – Zasuwają w stronę pogranicza chińskiego i z powrotem. Jak się uda spotykają się z trzecią grupą nad jeziorami Rangkul, około 30 kilometrów w bok od Murgab. wariant sambora.jpg Trzecia grupa, Qśma z Kasią i ja z Irmą, bez pośpiechu przeprowadzamy się nad jeziorko Rangkul. Mamy zamiar solidnie odpocząć, ponieważ z tego właśnie miejsca niechybnie rozpoczynamy odwrót, na który mamy trzy dni i 1320 km, z czego 413 km po wertepach do Osh. wariant podoska.JPG A zatem zapraszam na trzy odrębne relacje z ostatniego dnia poprzedzający Wielki Odwrót. Oto wariant wakhański - Kajmana, chiński - Sambora i mój - wypoczynkowy.
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez podos : 28.01.2009 o 13:03 |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() |
![]()
eeeeh
![]()
__________________
|
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]()
Tak na dobry początek po powrocie do pracy po dłuższym leniuchowaniu
Tak jak pisał Podos, wieczorem została podjęta decyzja że jedziemy w stronę Afganistanu. Jeszcze konsultacje z Samborem który był tam dwa lata temu gdzie można spodziewać się najładniejszych widoków. Postanawiamy dojechać do Lyangar, przenocować w okolicy i następnego dnia powrót do Sary Tash. Do północy musieliśmy wyjechać z Tadżykistanu aby uniknąć obowiązku meldunku – wiąże się to z wysupłaniem trochę dolarów. Rano pobudka, zwijanie maneli, Przemek jak zwykle jeszcze chrapie gdy my już jesteśmy spakowani. Wreszcie koło 10 a.m. jesteśmy z powrotem w Murgab, aby zatankować samochody. Liczymy ile nam potrzeba – według mapy to jest ok. 250 km w jedną stronę czyli 500 w obie. Po drodze nie ma co liczyć na stację. Zakładamy jakieś 100 km rezerwy i przy spalaniu miejscami 15 l na 100 km to wychodzi nam po ok. 90 litrów ropy na samochód. ![]() Tankowanie oczywiście pod domem jednego z miejscowych. Podjeżdżamy, pytam – że potrzebujemy solarku pakupit, tolko mnogo – ok. 200 litrów (mam pewne obawy bo dotychczas sprzedaż odbywała się z butelek i czy gość będzie miał na tyle ropy). Okazało się że „now problem” – i wytacza 200-tu litrową beczkę. W stary tradycyjny sposób zaciąga węża i odmierzając butelką tankuje nasze wygłodniałe samochody. Trochę to zajmuje czasu. I tak koło godz. 12:00 miejscowego czasu wyjeżdżamy w drogę. Ale okazuje się, że nie tak szybko – zaraz za Murgabem jest bramka – i tłumaczenie gdzie, po co. Gościu uparł się że nie mamy meldunku. Tłumaczymy że do 3 dni nie potrzeba, ale jakoś nie trafia to do niego. Jacek z Przemkiem biorą go do samochodu i jada z powrotem do miasta na posterunek – ale tak naprawdę, chyba chodziło mu o podwiezienie do miasta. Ja w tym czasie korzystam i zjeżdżam na pobocze, rozkładam się ze swoim prysznicem i nareszcie myję się porządnie od trzech dni – od dnia wyjazdu z Kaszgaru. Prysznic – jest to czarny worek 20 litrowy z wężykiem zakończony końcówka prysznicową. Leży on na dachu w kole zapasowym. Czarny jak wiadomo pochłania bardziej promienie słoneczne – w ciągu dnia nieźle się nagrzewa. Następnie wiesz się go za haczyk na bagażniku samochodu i stojąc z boku można spokojnie się wykapać. Po chwili wracają chłopaki – okazuje się że wszystko w porządku i możemy jechać dalej. Początkowo jest to dosyć znośny asfalt. Ale jak to w czasie całego tego wyjazdy nie można być pewnym co będzie za zakrętem albo za 200 m. Trzeba być cały czas czujny jak grzechotnik aby nie narobić sobie kłopotów przez wpadnięcie w niewyobrażalnie wielką dziurę. Czasami trafiają się ciężarówki, które przed przystąpieniem do wyprzedzania trzeba dobrze obtrąbić co by obudzić zasypiającego kierowcę. ![]() Droga wiedzie dosyć wysoko i mimo pustynnego krajobrazu nie jest aż tak bardzo gorąco. ![]() ![]() ![]() Ciekawostka taka – jak będzie ktoś jechał niech zwróci uwagę na znaki oznaczające nośność mostów – wszystkie mają 60-70 t. Jak wiadomo droga służyła do zaopatrywania wojsk walczących w Afganistanie a czołgi trochę ważą. Dokładnie tak jak opisał Sambor po kilkudziesięciu km jest zjazd na drogę która odbija od M41 i wiedzie w stronę granicy z Afganistanem . Kończy się asfalt a zaczyna pylasta droga, która wiedzie czasami między ostrymi kamieniami – trzeba uważać aby nie rozciąć opony. ![]() ![]() Krajobraz staje się coraz piękniejszy (jak dla mnie) i wjeżdżamy na przełęcz Khargush 4344 m.n.p.m. Potem w dół do granicy Afgańskiej. Po dojechaniu do rzeki Pamir jest post – sprawdzanie paszportów, spisywanie itd. – standard. Niedaleko widać zabudowania starej bazy rosyjskiej. Draga jest wspaniała – aż nie można się powstrzymać aby pocisnąć do deski. Niestety trzeba pamiętać i całą siłą woli się powstrzymywać – bo po 1-2 km równiutkiej nawierzchni nagle trafiają się wyj..y, a zapewniam że jak je już człowiek zauważy to na pewno nie zdąży wyhamować - szczególnie tych 2,5 t masy. ![]() ![]() ![]() Krajobraz bajka – rzeka zaczyna zagłębiać się coraz niżej w kanionie, my jedziemy cały czas wzdłuż rzeki, po drugiej stronie Afganistan. ![]() ![]() Po pewnym czasie góry stają się wyższe, a ich struktura, powierzchnia jest taka jakby ktoś je okrył płótnem jedwabnym. Coś pięknego. ![]() ![]() Droga –brak jakichkolwiek śladów na tym pyle – widocznie dawno nikt nie jechał tędy. Momentami wąsko. Dojeżdżamy do Lyangar – droga schodzi w dół do zielonej doliny gdzie Pamir łączy się z rzeką Wakhan. ![]() Serpentynami zjeżdżamy do wioski. Droga pokryta jest pyłem, jest wąsko, domy odgrodzone murkami z kamienia, a tam gdzie nie ma murku rosną drzewka. Skutkuje to tym że jadąc za Jackiem muszę przyhamować i trzymać odległość prawie 2-3 km, ponieważ nie ma ruchu powietrza w tych korytarzach i pył opada dosyć długo. ![]() ![]() Gdybym jechał zaraz za poprzedzającym samochodem to nie dość że nic bym nie widział (gorzej niż we mgle) to jeszcze szkoda zapchać filtr powietrza. Wyjeżdżamy za miasteczko i rozglądamy się za jakimś noclegiem bo jest koło 6 p.m. lokalnego czasu. Ale jak się tu rozbić, po lewej rzeka i Afganistan, po prawej zbocze, wszędzie tylko kamienie i pył. Ani to za przyjemne, ani chociaż trochę osłonięci od wiatru czy ciekawskich oczy. Zatrzymujemy się za miasteczkiem. Narada – Jacek z Przemkiem jada kawałek jeszcze sprawdzić czy nie ma jakiegoś ciekawszego miejsca, ja z dziewczynami czekamy. Po ok. 15-20 min Jacek wraca – nic, krajobraz taki sam. Postanawiamy wrócić, przejechać Lyangar i rozbić się za nim. I znowu przejazd przez miasteczko, widać dużo ludzi pracujących na polach, tych fragmentach ziemi nawodnionych z pobliskich rzek. Jedynie tam coś rośnie, poza tym to jałowa ziemia. Wszyscy nas pozdrawiają, machają. Dojeżdżamy do końca wsi/miasteczka – ciężko to zakwalifikować – mimo oddalenia od poprzedzającego samochodu zapylenie wzrasta. Po chwili wszystko się wyjaśnia – Przemek mówi przez CB abym podjechał bo znaleźli nocleg. Podjeżdżam – chłopaki stoją przed jednym z domów. Okazuje się że zatrzymał ich miejscowy, i taki dialog: - czy podwieźli by mnie panowie do Murgab? - nie ma sprawy , ale jest już późno i szukamy noclegu albo miejsca gdzie by można było się rozbić - to zapraszam do siebie, spędzicie u mnie noc, zjecie coś a rano pojedziemy razem. Wiecie Panowie – dwa dni już czekam na okazję Parkujemy pod murkiem okalającym domek, trochę mamy obawę czy aby rano coś nie zniknie z rzeczy na zewnętrznych bagażnikach, ale gospodarz zapewnia że nie, a poza tym on śpi na zewnątrz i są psy spuszczane. Dom to tradycyjny budynek z tego rejonu. Położony do tego na zboczy skąd mamy wspaniały widok na dolinę i rozlewający się w dole szerokim korytem Pamir. ![]() Udostępnione nam jest główne pomieszczenie domu, gdzie zaraz niski stół – czy raczej rodzaj ławy – zostaje zastawiony kolacją. Nie jest to nic wyszukanego ale smaczne. Przemek wydobywa ze swoich bagaży Goldwaser i wręcza ją gospodarzowi pytając czy przyjmie taki prezent – mówiąc że zdajemy sobie sprawę że są wyznania muzułmańskiego. Zresztą obrazy wiszące na ścianach nie dawały złudzeń co do tego. Uśmiech gospodarza mówi nam wiele. Wyciągamy coś aby przepić kolację – gospodarz wypija ze trzy kielichy z nami, mówiąc że kilka dla zdrowia to nie grzech i Allach wybaczy. A zdrowie to szwankuje Jackowi – Gosia wzięła i na faszerowała go jakimiś tam lekami. Pacjent po jednym kielichu padł w kąciku pod kilkoma kocami i zasnął. Pewnie zmogły go te skoki temperatur, wysokości i ogólne zmęczenie. Mamy okazję porozmawiać też z gospodarzem. Trochę dowiedzieliśmy się jak było w czasach wojny afgańskiej, jak im się żyje. Jedna wypowiedź mi się strasznie spodobała. Pytaliśmy czy ludzie milej wspominają czasy komuny czy teraz lepiej im się żyje. Powiedział coś takiego – cóż z tego że dawniej może i wszyscy mieli po równo jak człowiek nie mógł się ruszyć ze swojej miejscowości i jechać w odwiedziny do sąsiedniej doliny. Mówili wtedy, że wszyscy jesteśmy braćmi. Teraz to ludzie bardziej są braćmi, poznają się – wy możecie do nas przyjechać, córkę mogę do Duszanbe posłać na studia. ![]() Teraz ludzie się łączą. Może jest ciężej bo jest mniej pracy, ciężej o pieniądze. Przedtem były pieniądze ale nie za bardzo było co z nimi zrobić. Tak, że raczej z tęsknotą nie spoglądają wstecz Rano budzimy się wcześnie. Dzisiaj na wieczór musimy dotrzeć do Sary Tash – to jest 450 km dodatkowo granica (tak z 2 godziny). Wyjeżdżamy o 7:30 miejscowego czasu. Gospodarz żegna się z rodziną i usadawia się u Jacka. ![]() Droga powrotna przebiega szybciej niż wczoraj, chociaż również stajemy co jakiś czas na zdjęcie, słońce wstaje i jest niezłe światło. ![]() ![]() ![]() Meldujemy się na punkcie kontrolnym koło Khargush. Spisywanie z paszportów trochę schodzi – jest czas na zrobienie kilku fajnych fotek z postu szczególnie że komendant nie ma nic przeciwko temu. ![]() Po ok. pół godziny ruszamy dalej żegnając się z pograniczem afgańskim. Nasz pasażer nie jedzie z nami do samego Murgabu tylko trochę wcześniej zatrzymujemy się przy jednym z domów – okazuje się że to jego siostra – przy okazji zostajemy zaproszeni na następny poczęstunek. On tu złapie ciężarówkę które jeżdżą do kopalni znajdującą się w górach. Spędzi tak 20 dni i znowu wróci do domu na tydzień Przed Murgabem Jacek jadący z przodu mówi przez CB abym za wzniesieniem skręcił w lewo w taką szutrową drogę. Okazuje się to zjazd ładnym kanionem w dół i po ok. 1-2 km wjeżdżamy do ładnej zielonej !! doliny w której płynie rzeka. Miejsce jest niesamowite szczególnie biorąc krajobraz jaki nam do tej pory towarzyszył – czyli kompletny brak roślinności. Wbijam sobie miejsce zjazdu do mózgownicy, ponieważ leży ono niedaleko Murgab, w ogóle nie widoczne z drogi, no po prostu świetne miejsce na biwak. Spotykamy tam miejscowych – na małym pikniku. I jak zwykle przywitanie, zaproszenie na poczęstunek, herbatę, rozmowa. Jeden z dziadków okazuje się że dawniej stacjonował w Legnicy jak był w sowieckim wojsku. ![]() ![]() ![]() Meldujemy się w Murgab - 02:30 p.m. – podjeżdżamy do tego samego gościa – zastanawiam się czy czasami jak ostatnio byliśmy u niego to nie wybraliśmy mu wszystkich zapasów. Obawy były bez podstawne – na pytanie, czy można zatankować tak ze 150 litrów – gość znowu wytacza beczkę 200 litrową. ![]() Ruszamy dalej – przed nami jeszcze kawałek drogi i granica na której pewnie trochę nam zejdzie. Jak dla mnie kolor gór jakie są między Murgabem a granicą są fantastyczne – wyglądają w słońcu jakby płonęły – mienią się różnymi kolorami. ![]() ![]() ![]() Dojeżdżamy do granicy – pytam przy okazji gościa od narkotyków czy dawno przed nami przejeżdżali motocykliści z Polski? On pyta – aa jechał z nimi taki Tadżyk ![]() ![]() Wiemy jakie mamy w stosunku do nich spóźnienie. Przy okazji zaprezentował nam jak pies poszukuje narkotyków. Schował w błotniku Jacka Patrola saszetkę z narkotykiem i każe mu szukać. Ja kucnąłem przyglądając się co pies będzie robił. No a ta franca zamiast obszukiwać samochód przysiadła przede mną. Myślę z lekkim niepokojem – no tak, uznają że coś mam przy sobie bo pies siedzi przede mną i patrzy we mnie jak sroka w kość. Już widziałem oczami wyobraźni tą rewizję osobistą i zaglądanie w każde hmmm „zakamarki”. Na szczęście nie przyszło im to do głowy a pies po kilku ponagleniach zainteresował się samochodem. Odnalezienie saszetki zajęło mu może kilka sekund. Przy okazji pogadałem z tym gościem od narkotyków – pokazał mi na mapie gdzie można by było „bezpiecznie” pojechać do Afganistanu (oprócz korytarza Wakhańskiego). Dosyć ciekawa koncepcja – może będzie okazja zrealizować ją. Przy ruszaniu z posterunku granicznego są małe kłopoty, wysokość i kiepskie paliwo dają znać o sobie. Trzeba wrzucić reduktor aby ruszyć bez problemu. Po prostu silnik doładowany ma słaby „dół”. ![]() Posterunek Kirgiski przechodzimy bez problemowo, ale jak tu wszystko zajmuje trochę czasu. Jak wjeżdżamy do Kirgistanu słońce jest już bardzo nisko, co przy zmęczeniu całodniową jazdą (wstaliśmy o 7 rano) i fatalnym stanem asfaltu jest dosyć niebezpieczne. Dodatkowo, człowiek jak czuje, że już zbliża się do końca to podświadomie naciska mocniej na gaz. I tak jadąc nie zauważam w porę zagłębienia w asfalcie – samochód wylatuje w powietrze i na moment traci kontakt z podłożem. Na szczęście zawieszenie sprawuje się bez zarzutu, a i odpowiednie dobranie do obciążenia też robi swoje. Jedyne obawy wzbudza czy aby bagażnik dachowy i rzeczy tam zamocowane nie polecą własną drogą. Na szczęście wszystko siedzi na swoim miejscu – dziewczyny jedynie mało nie zrobiły wgnieceń w dachu J. Pytam Jacka jadącego z przodu czy zaliczył wyskok – potwierdza i informuje przy okazji abym uważał na dziurę z prawej. Faktycznie – dziura ma chyba ze średnicę 1,5-2 m, głęboka jak studzienka kanalizacyjna. Kurcza, jak bym wpadł w nią to chyba urwałbym zawieszenie. Zresztą cała droga z granicy do Sary Tash to jeden wielki slalom między dziurami. Do obozowiska dojeżdżamy już po zmierzchu, jestem zmęczony, głodny i jest cholernie zimno. Szybkie rozbicie namiotu, odgrzanie jedzenia (zostało z poprzedniego dnia – lodówka się przydaje) i spać. Jacek z Przemkiem decydują się jechać do Osh – Przemek musi wysłać relacje a i pewnie Jacek jeszcze nie do końca wykurował się i chce spędzić noc w hotelu. Ok. zdjęcia do oglądnięcia http://home.isk.net.pl/kajman/zdjecia/azja_08/index.html cdn – tzn powrót do Polski Ostatnio edytowane przez kajman : 05.01.2009 o 17:48 |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Białystok
Posty: 669
Motocykl: RD03
Przebieg: 116.000
![]() Online: 2 miesiące 1 dzień 2 godz 57 min 47 s
|
![]()
Kajman foty na prawde rewelacja, chyba lepszych z tych miejsc nie widzialem.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,661
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 7 godz 52 min 6 s
|
![]()
To jest doświadczalna relacja. Żeby wiedziec jak było trza przeczytać ją do końca i wyciągnąc wnioski.
KANAŁ LEWY No więc kurde zaczyna się dzień i wstajemy. Łeb napieprza, bo wczoraj był jak co dzień ochlaj na maxa i oddawanie czci najważniejszej na tej imprezce afrykańskiej furii czyli Najebce. Rano jakaś kawa i ketanol zapity piwem, wrzucamy bety na sprzęty i heja w drogę. Już na starcie znad tej rzeki wypieprza się Waldek, ale to gleba parkingowa niemal i całkiem bez strat. Napierdzielamy do przodu ile fabryka daje gdzieś kur... w strone Chin czy Afganistanu. Nie bardzo wiadomo po co i gdzie dokładnie, ale co tam. Alleluja i do przodu jak mawia pewien księżulo. Popierdzielam całkiem zdrowo, bo moja kobita ulżyła mi i przesiadła się do terenówki i pojechała gdzieś rano cholera wie po co w inną stronę. No więc napieramy, kurzy się zajebiście, bo Marcin i Waldek jadą z przodu a my z Podoskiem w tumanach za tumanami. Normalnie się kur.. nie da tak. Czuje po pol godzinie, że filtr mam tak zaj... że normalnie nie mogę jechać. Wkoło jednak zajebioza taka., że normalnie łeb odpada. Czacha wciąż mnie napierd... po wczorajszej najebce i nie bardzo te klimaty do mnie trafiają. Dzida i do przodu. Podosy gdzieś znikają więc zatrzymuję się. Nie ma ich długo, chyba z kwadrans. W końcu podjeżdżają i mówią, że Irmę tez wszystko napier... i dalej nie jadą. Wracają do Qsmy, któremu w ogóle nie chciało się dupy ruszyć. Mamy się trafić nad jakimś jeziorem. Z mapami tak się porobilo ze nie mamy ani jednej, bo wszystkie pojechały z dżipami na Afganistan. Podos ma zdjecie jednej w aparacie więc się wypieniamy sprzetem. Podosy zawracaja a ja napierd... dalej w kierunku chińskiej granicy. Waldek i Marcin czekają wkur.. ze nas tak dlugo nie ma, no ale nie ma co się wkurw... Jedziemy. ![]() Skrecamy z glownej drogi do Chin i zamiast na Kulma jedziemy na Tochtomysz i Shaymak. Jade pierwszy, kurz jest tak zajebisty ze nic w lusterkach nie widac. Staje po pol godzinie i czekam. Po 5 minutach nadjezdza Waldek z Kubą. Troche klna pod nosem, zsiadamy z bajkow i czekamy i czekamy. Po 15 minutach zawracamy i zapierd... z powrotem. Marcina z Kaska ani sladu. W koncu są... Kompletnie mu się rozj... oslona lancuha, która napier... po tylnym kole. Podos pojechal w p.. z narzedziami i wyglada ze jestesmy w dupie. Na szczescie wygrzebuje gdzies jakiegos imbusa i po 5 minutach dzida. ![]() Dojezdzam do tego samego szlabanu i czekam, bo jestem sam. Po 10 minutach zawracam. Waldek z Marcinem stoja i cos grzebia przy motorku. Normalnie chujnia jakas... pekla obejma mocujaca slizgacz do wahacza... Cos naprawiaja, ale widac ze to popelina, patent wytrzymuje pierd... 5 minut. W koncu uzywamy tasmy na gada, która wytrzymuje już do konca eskapady. Droga jest plaska jak stol, zjaebiscie się kurzy, ruchu zadnego tak ze można zapieprzac stowka po tych kamykach. Można i szybciej tylko kur... strach. ![]() Wpadamy w koncu do jakiejś wiochy z chatami rozrzuconymi po obu stronach drogi. Bieda aż jęczy. Po ch... ci ludzie tu miejszkają, nie lepiej bylo się w Bangladeszu urodzić? Podjeżdżamy do jakiegoś autochtona, który spod chaty cos tam w naszą stronę kiwa. Wsiowy nauczyciel zaprasza nas do środka i podaje jakieś specjały. Nie wiadomo kto i jakimi łapami to przygotowywał, mięcho jakieś tłuste z kozy czy ch.. wie z czego. Udajemy, że jemy i na odchodne rzucamy mu parę groszy. ![]() Napieramy dalej choć podobno dalej już nic nie ma. Ale jest droga więc czemu nie. Wahy nam jeszcze starczy na powrót jakby co... W końcu po 15 kilometrach zatrzymuje nas jakiś oberwaniec udający żołnierza. Stop, nie lzjia i coś tam jeszcze. Dokąd? Do Indii to którędy? Do Indii? Tu Tadżykistan a tam Afganistan, Chiny tam, ale Indie? Nie będziemy z tumanem gadać i każemy sobie komendanta przyprowadzić. Facio odradza nam dalszą jazdę, ale proponuje byśmy spróbowali ich lokalnej specjalności czyli kąpieli w jakimś gorącym błocku. Gość ryje mi się na tylne siedzenie i jedziemy. Po 200 metrach facet pokazuje na rzekę i mówi, że spokojnie damy radę. Z ułańską fantazją napieram na wodę i po 10 metrach jeeeb. Leżymy. Ledwie zdążyłem ją zgasić. Babcia leży na lewej stronie, tej od filtra, facio w galowym mundurku i pantofelkach cały w wodzie. No będzie zaraz z tego wojna... ![]() Ale jakoś się upiekło i po 15 minutach już z nim pływamy w jakiejś syficznej wodzie, która jak wierzą Ci troglodyci ma właściwości lecznicze. Na szczęście udało się poźniej z tego spłukac w rzece i żadne wspomnienia na skórze nie pozostały. Waldkowi zginął telefon, nie wiadomo czy mu wypadł czy któryś z tych sk.. synów go zapier... ![]() Wsiadamy na maszymy i przez bite półtora godziny napierdzielamy z powrotem. Wreszcie asfalt i dojeżdżamy do Murgabu, na przedmieściach Marcin łapie gumę i kiblujemy dobrą godzinkę zanim ją naprawimy. Robi się ciemno jak w d... u Murzyna i trzeba szukać spania na miejscu. ![]() Waldek znajduje tuż obok jakąś dziurę, oczywiście kibel na zewnątrz, zero łazienki. Syf jakich mało. Chyba sami rozrzucili te gwoździe żeby mieć klientów. Rano tankujemy i po 30 km znowu stajemy, Marcin znów złapał dziurę. Nie znajdujemy jej jednak, więc wymieniamy dętkę. 20 km i znowu stajemy. Dojeżdżają Podosy i Qsma z kompresorem. Jesteśmy uratowani. Napierd... w pompkę na tej wysokości jest k... zajebistym przeżyciem. KANAŁ PRAWY O podróży do Shaymaku marzyłem od dawna. Kiedyś znalazłem na mapie ten najbardziej chyba odizolowany punkt w całym Tadżykistanie i zamarzyłem by do niego zajrzeć. Cóż bardziej centralnego może być w Azji Centralnej niż Shaymak. Stąd tylko 20 kilometrów do Chin, 10 do Afganistanu. Ze 40 do Pakistanu i nie więcej niż 120 kilometrów do Indii. Pępek Azji. ![]() Ranek jest piękny, ruszamy chwilę po świcie. Słońce kładzie nieprawdopodobne cienie na okolicznych wzgórzach. Wzgórzach – jak można tak myśleć o okolicznych górach jadąc drogą na wysokości 3500 metrów. Droga jest piękna, jedziemy wzdłuż rzeki zgodnie z mapą trzymając się jej lewego brzegu, zatrzymuję się na moment, by nie łykać kurzu wzbijanego przez Marcina i Waldka. Gaszę silnik, i tak muszę czekać na Podosa. ![]() Motocykle kolegów nikną za zakrętem. Zapalam papierosa i słysze jak palą się drobinki tytoniu. Nie znam takiej ciszy, wokół śladu człowieka. Jedziemy już pół godziny i nie minęlisy się z żadnym pojazdem i nie spotkaliśmy żadnego człowieka. Doświadczam piękna Pamiru w najczystszej postaci. Jakże inny jest ten świat od tego, który zostawiliśmy hen w Polsce. Godzina przeżyta tutaj równa jest emocjom, których nie sposób znaleźć przez całe dni w Krakowie czy Warszawie. Nie, nie myślę tam o korkach i kolejkach. Chłonę tę otaczającą przestrzeń i szukam spokoju, który tak bardzo będzie mi potrzebny w kolejnych miesiącach. ![]() Z daleka rozbrzmiewa warkot motocykla nadjeżdżającego przyjaciela. Narasta i wypełnia przestrzeń decybelami niszcząc spokój i nastrój chwili. Zastanawiam się nad naszą inwazją w to otaczające nas piękno. Krzysztof ma złe wieści: Irma źle się czuje i postnawiają wracać do obozu. Żal, zawsze emocje które dzielę z Krzysztofem powodują że jest ich więcej. Paradoks. Rozjeżdżamy się zamieniając aparatami. Troche to symboliczne, dzięki temu czuję że utrwalę również dla niego te chwile które mnie czekają... Waldek i Marcin czekają na rozdrożu. W lewo droga wiedzie na Kulma Pass, W prawo do Toktomyszu i dalej do Shaymaku. Obie nieznane, pociągają nas bardzo obiecując doznania i prawdziwą przygodę. Jedziemy w prawo. Prowadzę. Za mną Waldek z synem – przyjemnie jest patrzeć na wzrastającą przyjaźń między nimi. Dzisiejszy świat nie pozostawia nam czasu na takie kontakty z dziećmi jakie mieć powinniśmy, jakich chcielibyśmy mieć. Obaj próbują nadrobić stracony czas na tej wyprawie budując relacje jakie niegdyś łączyły rodziców z dziećmi. Wzajemny szacunek, odpowiedzialność i przyjaźń. Marcin z Kasią jadą na końcu, miło obserwować tę zakochaną parę, tę troskę zauważalną na kempingach, ogień płonący w ich oczach, odpowiedzialność za kochaną osobę... Poruszamy się wzdluż rzeki mając ją wciąż po prawej stronie. ![]() Zatrzymuję się przy jakiejś opuszczonej wartowni i czekam na kolegów. Cisza, wszytko wygląda surrealistycznie, walają się wokół szczątki jakiejś wanny, wartownia sprawia wrażenie jakby ktoś na chwilę odszedł i zapomniał opuścić szlabanu. Nadjeżdża Waldek, Marcina długo nie ma więc zawracamy. Stoi 15 minut dalej na poboczu czekając na nas. Jesteśmy tu razem i dla siebie. Nie trzeba nikogo prosić o pomoc, o klucz, łatkę... ![]() Tak buduje się przyjaźnie, które przetrwają złe czasy. Naprawa nie trwa długo. Mamy zresztą czas. Ruszamy na południe napawając się widokami. Prosta droga prowadzi pamirską wyżyną dziesiatkami kilometrów na tej samej wysokości. Przyroda wydaje się okiełznana, ale co kilkanaście kilometrów zerwana przez ledwie dziś widoczny strumyk droga daje wyobrażenie co tu się dzieje gdy żywioły dochodzą do głosu... ![]() Dojeżdżamy wreszcie do Shaymak i podjeżdżamy pod schludne obejście z którego wyszedł młody mężczyzna. Okazuje się być Kirgizem, podobnie jak większość mieszkających tu osób. Nauczyciel chemii, który tuż po studiach wrócił do swojego aułu. Zaprasza do wnętrza domu, rozsiadamy się w gościnnym pokoju i już po chwili przed nami stały misy pełne jedzenia. Czym chata bogata... ![]() Rozmawiamy o trudach tutejszego życia. Nauczyciel opisuje nam jak wygląda tu zima. Cóż, że niemal bezśnieżna skoro 40stopniowym mrozom towarzyszą porywiste wichry. Na zimę do wsi ściągają Kirgizi z okolicznych pastwisk, przybywa dzieci, ale trudno dostac się do Murgab. Bywa że auto jedzie raz na tydzień. ![]() Żegnani przez całą rodzinę podążamy w kierunku strażnicy granicznej górującej nad okolicą. Jest położona tak, że nie sposób się niepostrzeżenie przez tę dolinę przemknąć. ![]() Młody oficer który pełni obowiązki zastępcy dowódcy posterunku odradza dalszą podróż, wymagane jest na nią specjalne zezwolenie i trudy drogi wykluczają byśmy mogli dotrzeć bezpiecznie do Murgab dziś wieczorem. ![]() Zaprasza nas jednak na kąpiel do gorących źródeł. Żołnierze zbudowali budyneczek w któym zmęczeni po całym dniu jazdy zażywamy relaksu. Gorąca woda przenika nasze ciała i koi zmęczone mięśnie. ![]() Wchodzimy do drugiego źródła na zewnątrz budynku. Temperatura wody prawie 40 stopni. Tuż obok szumi rzeka, a wokół bieleją ośnieżone szczyty Pamiru i Hindukuszu. Zamykam oczy. Chwilo trwaj... ![]() Na pożegnanie sięgam do kieszeni i wyciągam mój składany nóż, ofiarowuję go na pamiątkę dowódcy. Przyjmuje podarunek z zakłopotaniem i odwzajemnia się ściągając ze swej ręki zegarek. To nieważne, że to chińska podróbka elektronicznego zegarka adidasa, oto gest godny oficera... Myślę o nim jadąc z powrotem. Czy się jeszcze spotkamy? Zachodzące slońce kładzie coraz piękniejsze cienie na okolicznych górach. Kontemplujemy przyrode stając co chwila i łapiąc w obiektyw ułamki tadżyckiego piękna, by się móc nim z wami podzielić. ![]() ![]() ![]() To jednak nie koniec przygód. Tuż przed samym Murgab ratujemy jakiegoś biednego Kirgiza polską łatką, by mógł dotrzeć do swej rodziny. Sami już na przedmieściach mamy awarie gumy Marcina i ostatecznie stajemy na noc w miłym rodzinnym hoteliku, który chyba niebiosa zesłały nam tutaj. PS. Dla tych co maja klopoty z czytaniem ze zrozumieniem. Jaja se robilem 2razy a nie raz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
![]() Online: 11 miesiące 1 tydzień 3 godz 35 min 50 s
|
![]()
Masz Pan dar. kanał lewy mnie zirytował a przy 1/3 kanału prawego mnie zemdliło
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
![]()
Well, znamy już swoje miejsca w szeregu. Dziekuję za te relacje. Mocne.
Wkrótce zapodam mój przedostatni kawałek opowieści i mam nadzieję niedługo zacznie się wiosna. Powroty są do dupy [cyt. Wieczny]
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]()
No powiem szczerze, że jak zacząłem czytać Sambor tą "opowieść" to sobie pomyslalem - "najarał się czegoś czy co"
![]() Ale powiem że niezłe Ostatnio edytowane przez kajman : 20.01.2009 o 10:44 |
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,756
Motocykl: RD07a
![]() Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 12 godz 36 min 13 s
|
![]()
To chyba miał być pastisz na Iziego i Movistara....Niestety Samborku nie potrafisz "tak jak oni, tak jak oni" Ale drugi kanał... całkiem dobrze się czytało..Do kogo to przykleić
![]() To nie do Lewara było?A może Elwooda... Ostatnio edytowane przez puszek : 20.01.2009 o 11:14 |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dlaczego lubię KTM-a | puszek | KTM | 4133 | 18.04.2025 19:47 |
Dlaczego nie kupić DL-650 | Pils | Suzuki | 83 | 30.08.2021 22:14 |
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej | czosnek | Trochę dalej | 230 | 08.11.2020 10:17 |