![]() |
#13 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
|
![]() ![]() Podobne odczucia miałam, kiedy, podczas poprzedniej wyprawy przejeżdżaliśmy przez Biesłan w Osetii Północnej. Wydaje mi się, ze miejsca naznaczone ludzkim cierpieniem, krwią i ofiarami wojny emanują dziwnym rodzajem energii i wzbudzają w ludziach irracjonalny strach. … cd … ![]() Po „kosowskiej eskapadzie” jesteśmy z powrotem w Serbii i naszym celem jest tajemnicze miejsce kryjące się pod nazwą Đavolija Varoš, co w wolnym tłumaczeniu znaczy Diabelska Wieś. ![]() Wioska leży blisko granicy z Republiką Kosowską i jest tłumnie odwiedzana przez turystów. Diabelska Wieś to fenomen przyrodniczy – wytrwali piechurzy mogą podziwiać 200 czerwonawych skał w kształcie słupów i piramid, wysokości 2-20 m i grubości 0,5 – 3 m. ![]() Osobliwe skały są przykryte kamiennymi czapami i ustawione w równiutkich rzędach. Ponieważ stwierdzono tu wysoką koncentrację siarki i żelaza w pobliżu skał nie ma drzew, krzewów, roślin ani trawy. Taki krajobraz z pewnością zasługuje na miano diabelskiego. Szczególnie zjawiskowo skały prezentują się w świetle zachodzącego słońca, kiedy ostatnie promienie nadają im upiorny wygląd. O powstaniu Diabelskiej Wioski krąży wiele legend. ![]() Według jednej z nich skały to zaklęte przez diabły dzieci, które przegrały zakład. Inna znacznie ciekawsza głosi, ze diabły chciały wyprawić ślub brata z siostrą a kamienne słupy to efekt działalności siły wyższej, która aby zapobiec kazirodczemu związkowi zamieniła wszystkich weselników w kamienie. ![]() Diabelska moc trzyma chyba ciągle to miejsce we władaniu bo nasz GPS zaczyna świrować. „Hołek” nie może się zupełnie odnaleźć. Kurczę a mówił, ze z nim na pewno dojedziemy do celu! Może to zwykłe diabelskie sztuczki a może po prostu nigdy tu nie był!? Po zwiedzeniu Diabelskiej Wsi wracamy do głównej drogi i zastanawiamy się w którą stronę jechać. I właśnie tu, na poboczu drogi przekonujemy się o serbskiej życzliwości. Podchodzą do nas kierowca i pasażer ciężarówki stojącej nieopodal i oferują nam swoją pomoc. Przeglądają naszą mapę, doradzają którędy jechać i opowiadają co nieco o stanie dróg. Odradzają nam podróż bocznymi drogami, przez miejscowości Bojnik i Lebane. Mówią, że droga jest tam w bardzo złym stanie i może w ogóle nie nadawać się do przejazdu. Wybieramy więc – zgodnie z radą naszych serbskich towarzyszy drogę na Leskovac, która okazuje się być pokryta przyzwoitym asfaltem. Jadąc w kierunku granicy bułgarskiej co chwilę mijamy patrole policji. Albo serbscy policjanci są wyjątkowo pracowici albo jest to spowodowane bliskością terytorium Kosowa. Koło godziny 19 docieramy bez żadnych niespodzianek do Leskovaca – miasta położonego w centralnej części kraju nad rzeką Veternica. Zatrzymujemy się w centrum tego, jak się okazuje ponad 90-tysięcznego miasta i robimy zakupy w sklepie spożywczym. Próbujemy ocucić Hołka, który nie wiedzieć czemu co chwilę się zawiesza. Zgubił się biedak na serbskiej ziemi i nijak nie może odnaleźć sygnału. Doprowadzając GPS do stanu używalności korzystamy z postoju – pijemy zimny napój i jemy lody. Co chwilę zaczepiają nas ciekawscy przechodnie. Nie są natrętni ale zwyczajnie chcą nam pomóc. Od jednego gościa dostajemy wizytówkę pobliskiego hoteliku. Często przejeżdżają obok nas motocykliści. Jeden z nich zatrzymuje się i pyta czy może nam w czymś pomóc. Dziękujemy za chęci i mówmy, ze wszystko jest ok. Nie wydaje się być przekonany ale po chwili odjeżdża. Po pięciu minutach pojawia się znowu i tym razem już nie odpuszcza. Wypytuje nas dokładnie o wszystko i mimo, ze mówi łamanym angielskim dogadujemy się , jak tylko motocyklista z motocyklistą na końcu świata potrafi. Po serii pytań i odpowiedzi nasz nowy znajomy milczy chwilę. Widać, że rozważa w głowie jeszcze raz wszystkie fakty i analizuje. Nagle bez żadnych dłuższych ceregieli zaprasza nas do siebie i wypowiada magiczne zdanie: „Będziecie moimi gośćmi”. I tym sposobem rozwiązuje się nasz problem z poszukiwaniem noclegu na dzisiejszą noc. Mamy niewiarygodne szczęście!!! Aż się wierzyć nie chce po prostu! Nasz anioł stróż nazywa się Vladimir Petrovic i jest jednym z najstarszych motocyklistów w mieście. Jest też właścicielem jednej z najlepiej prosperujących restauracji i kilku kamienic w rynku. ![]() Po przejechaniu kilkuset metrów wjeżdżamy za Vladem do podziemnego garażu. Zostawiamy motocykl w obstawie kilku innych i udajemy się piętro wyżej do wspaniale wyposażonego mieszkania (prawie apartamentu). Kuchnia, łazienka, wielki salon a ponadto całe dodatkowe piętro z ogromną sypialnią i łazienką. Wszystko dla nas. Kompletnie zaskoczeni dostajemy do ręki klucze do mieszkania, pilota do garażu i zaproszenie na kolację w restauracji Cap Cap. Na miejscu poznajemy rodzinę Vlada – jego syna Duszana, żonę Katrinę i przyjaciół motocyklistów. Rozmawiamy głównie w j. angielskim, konsumujemy ogromną kolację, na którą składają się regionalne przysmaki i pijemy serbskie piwo. Za nic nie płacimy, ponieważ jesteśmy gośćmi Vlada. Wśród osób towarzyszących nam przy stoliku jest nawet jeden Francuz – architekt, który pomieszkuje tu od dłuższego czasu. Zdradza nam za co kocha Serbię a my ochoczo przyznajemy mu rację: ograniczenia prędkości są czysto teoretyczne i nikt się nimi nie przejmuje, fotoradarów jest tu jak na lekarstwo a mandaty są znacznie niższe niż w Europie Zachodniej. W dalszej części wieczoru, zwiedzamy restaurację Vlada i Katriny, spacerujemy po mieście i na koniec lądujemy w klubie motocyklowym South Riders Leskovac. Kiedy późną nocą kładziemy się w końcu spać ciągle nie możemy wyjść z osłupienia jak wielkie szczęście mieliśmy tego dnia. Jednego jesteśmy jednak pewni – Serbia przywitała nas po królewsku i w naszych wspomnieniach zajmie jedno z poczytniejszych miejsc! Zasypiamy w koszmarnym upale ale z pozytywnymi emocjami w duszy… ![]() Dzień 10 (12. Sierpnia poniedziałek) Rano wstajemy dość wcześnie i idziemy do sąsiedniego mieszkania podziękować naszym przyjaciołom za wszystko. Wymieniamy się kontaktami oraz małymi podarunkami. Zostawiamy słodkie ukraińskie wino i koszulki Radiatora, a w zamian dostajemy batoniki na drogę i 52-procentową serbską rakiję. Jeśli nie wiecie co to takiego, to musicie wiedzieć, że ma dużo wspólnego z Nokią. Tak samo jak ona connecting people czyli łączy ludzi! Eskortowani przez dwa motocykle wyjeżdżamy przed południem z Leskovaca i kierujemy się w stronę granicy z Bułgarią. ![]() Jadąc krętymi i malowniczymi drogami mijamy przydrożne hodowle ryb i małe elektrownie wodne. Przed nami roztacza swe uroki Jezioro Vlasinsko (Vlasina Lake), któro jest najwyżej położonym i największym sztucznym jeziorem w Serbii. Naprawdę urokliwe i przygotowane na dużą liczbę turystów miejsce. ![]() Poruszając się wzdłuż brzegów jeziora zatrzymujemy się w jednym z przydrożnych sklepów i robimy krótki popas. Posilamy się miejscowym przysmakiem „burkiem”! Nie, oczywiście nie konsumujemy psa! Burek to rodzaj wypieku z francuskiego ciasta z mięsnym albo serowym farszem. Zjadliwy ale strasznie się kruszy. ![]() Jesteśmy we wschodniej części Serbii, która już na pierwszy rzut oka jest dużo biedniejsza. Asfalt jest dużo gorszy, wioski są coraz biedniejsze i ukryte w górskich zakamarkach, ludzie zajmują się tu głównie pasterstwem. Jak w wielu miejscach w Europie nie dotarł tu jeszcze ze swoimi brudnymi łapami zachód. Wciąż można się tu cieszyć dziką przyrodą i gościnnością ludzi. Pozytywne doznania wzbogaca także malownicza i niezwykle kręta droga, która wydaje się wić niczym rozwścieczony wąż morski. W końcu docieramy do granicy z Bułgarią. Na przejściu Ribarci – Oltomanci panuje kompletny zastój i brak ruchu. Nie ma tu żywego ducha prócz dwóch gości, którzy zachowują się jak byśmy byli niewidzialni. Po chwili jeden z pograniczników podchodzi do nas i wydaje się być mocno wkurzony. Chyba zakłóciliśmy jego święty spokój! Gość ma chyba metr dziewięćdziesiąt wzrostu i taksuje nas spojrzeniem pełnym nienawiści. Jakby tego było mało, nie odzywa się ani jednym słowem. Ale to chyba dobrze, bo jego spojrzenie wyraża tysiąc słów, i to chyba niezbyt pozytywnych. Bardzo skrupulatnie ogląda nasz aparat fotograficzny i mamy wrażenie, że próbuje wzrokiem prześwietlić wszystkie zdjęcia. Jezu co za oprych! Po odebraniu naszych paszportów mierzy nas wzrokiem bazyliszka – albo chce nas przestraszyć albo planuje zabójstwo... ... cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Filmik z kolskiego | Magnus | Trochę dalej | 46 | 03.12.2014 20:52 |
Ktotki filmik na zakonczenie sezonu 2013 | kris74 | Trochę dalej | 10 | 03.12.2013 08:06 |
krótki filmik Ukraina enduro maj 2010 | motormaniak | Polska | 6 | 30.06.2010 21:54 |