|
|
#11 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 209
Motocykl: skuter CRF 1000
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 39 min 6 s
|
Dzień 13
2012-06-13 Koniak / Karabach / Norawang AM - NKR - AM km 465 Pobudka w hotelu. Na dworze deszcz. Motocykle w holu. Próbuję namówić beńca żeby przeczekać. Jest nieugięty. Pakujemy się, wbijamy w mokre ciuchy. Deszcz przestał padać. Pakujemy motocykle. Klatka schodowa kunsztownie wykończona betonem. Wychodzimy na zewnątrz i oglądamy nasz hotel. Obok pomnik. I okazuje się, że wieczorny zjazd po schodkach to był pikuś. Bo dziś trzeba zjechać po innych. Z zakrętem w trakcie zjazdu. Siadam, podjeżdżam na krawędź schodów... Patrzę w dół. Ja w dół patrzę! I oddaję motocykl beńcowi. W końcu po coś te dłuższe nóżki ma. Zjechał jednym i drugim hucułem. Zuch! (Może wstawi filmik z tego zjazdu..) Jedziemy na stację benzynową. Tankujemy. Pada standardowy zestaw pytań - ile kubików - ile kosztuje - ile żriot... Wymieniamy bezpiecznik.. Który pada za chwilę. Pogodziliśmy się z tym. Beniec już do końca jedzie bez klaksonu i bez stopów. W pewnym momencie podchodzi elegancki i zadbany mężczyzna w dresie Lacosta. Z sygnetami na dłoniach. Wymieniamy grzeczności i gościu - zaprasza nas na wódkę. Próbujemy się bronić - w końcu jest 8 rano! Ale jak zaatakował z nienacka propozycją: "Jesteście w Armenii - to chociaż napijcie się ze mną ormiańskiego koniaku" - wygrał. Otwiera drzwi obskrobanej rudery. Wchodzimy do eleganckiego wnętrza. Fotele kapią złotem. Telewizor ma ze 70 cali. A w narożniku stoi fontanna... No w sam raz dla nas - objazdowych brudasów.. Siadamy na kanapie. Gościu przynosi kielonki i rozlewa koniak. Potem bierze jednego snickersa i scyzoryk. Kroi snickersa na trzy części - podaje. Wypijamy toast za WSTRIETIU i zagryzamy snikersem. No bardzo rodzinnie. Robimy pamiątkowe zdjęcie. A gospodarz sięga za kanapę i wyciąga..... Kałacha. Z lunetą. Jak pozbieraliśmy kopary z podłogi - dajemy mu w podziękowaniu za gościnę dyżurną żołądkową. Broni się teraz on, ale w końcu wymięka. No i .. Znika za rogiem i wraca z .... Bimbrem brzoskwiniowym. Który dostajemy na pamiątkę. Jedziemy zakrętami. Potem zakrętami. Widzimy jakieś auto na poboczu - i gościa co rzyga przez barierkę.. Może też jechali zakrętami? Gdzieś po drodze podejmujemy wspólne postanowienie. To znaczy beniec postanawia a ja grzecznie nie śmiem się sprzeciwiać. A było mniej więcej tak: b: Od dziś co rano będziemy walić bombę koniaku m: Boco? b: Jadę za Tobą jak zwykle. Nie nadążam. Zakręty łamię na kwadratowo. No jestem dupa jak zwykle. ALE dziś... Nic się tym nie przejmuję.. I tak powstała świecka tradycja porannej lufy koniaku zagryzanej snickersem. Dojeżdżamy do granicy Górskiego Karabachu. Na granicy - paszporty i informacja że MUSIMY zameldować się w konsulacie i dostać tam wizy - bo inaczej nas nie wypuszczą. Jedziemy. Piękna droga. Można sportami zamykać opony. I podnóżki. I wydechy. Aż tu nagle.... Koniec drogi. Szutruweczka. I maszyny co asfalt rozwijają i robotnicy uwijający się mocno. Wjeżdżamy do Suszi. Takie miasto stare. Objeżdżamy. Zamawiamy obiadek. Zjadamy pyszne gołąbeczki. Jedziemy do stolicy. Trafiamy do konsulatu - załatwiamy wizę za 6 tysięcy. Wracamy tą samą drogą. Po drodze fotografujemy jakąś studnio-fontannę. Namaczam zaschnięte od gorąca usta... Jeszcze oglądamy kościół przydrożny. Odciskamy swoje dłonie na murze. I widoczki wokół niego. I pomniczki wokół niego. Na granicy oddajemy wizę i jedziemy dalej. Tą samą drogą co wcześniej. Niestety. Dojeżdżamy do kościoła Norawang. http://en.wikipedia.org/wiki/Noravank Piękna kilkukilometrowa dolina. Do tego skąpana w słońcu co właśnie zachodziło. No cukierkowo. Motocykle na dole grzecznie czekają. A my oglądamy dalej. Tu człowiek na krawędzi. Tu jakiś turysta wkradł się w kadr. A tu mur jak piksele uroczo wygląda. Cały czas łaził za nami jakiś gość na szczudłach. A na drzwiach mieli wydrapane deski. Kończymy oglądanie i napieramy dalej. Kupujemy w przydrożnych kramach wino. Które pani zasysa z baniaka i przelewa do dwulitróweczki po coli. I wódę truskawkową. Na drodze widać auta ze znakami UN i Red Cross. A przydrożne miejscowości ładne są. Więc zaglądamy za barierki. Jak zaczyna się zmierzchać - zjeżdżamy w pole i w dolince urządzamy piknik.
__________________
majek-zagończyk dwa litry Yamahy |
|
|
|
| Narzędzia wątku | |
| Wygląd | |
|
|
Podobne wątki
|
||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
| Rodopy offem. Długa relacja z krótkiego wypadu. [Czerwiec, 2012] | Louis | Trochę dalej | 62 | 13.03.2025 15:02 |
| Solówa z Kazachstanem, Czerwiec 2012 | JARU | Trochę dalej | 117 | 29.10.2012 09:17 |
| Kawkaz - czerwiec/lipiec 2012 | Sub | Przygotowania do wyjazdów | 17 | 22.05.2012 10:29 |