Dzień 15
Plan na dzisiaj jest prosty... cisnąć ile się da. Mamy do przejechania praktycznie całą Turcję, z samego dołu. wyjeżdżamy i tak spóźnieni, Tomek nadal ledwo żyje, na szczęście Ibuprom zwalczył gorączkę i może jechać.
W Adanie trafiamy sprawy maja niespodziewany obrót... chwyta nas oberwanie chmury ale nie stajemy - dzida na północ. Jedziemy bocznymi drogami cały czas, setki zakrętów, śliski asfalt i bezustanny deszcz. Z tej części podróży nie ma ani jednego zdjęcia 

 Chyba nikt nie miał ochoty wyjmować aparatu 

 Mimo lejącej się z nieba wody, widoki są niesamowite. Jadąc tędy w druga stronę nocą nie mogliśmy nic dojrzeć... całe szczęście możemy sobie pooglądać teraz... Turcja jest naprawdę piękna. Wyjeżdżając z gór trafiamy na naszą ulubioną ekspresówkę... kilkadziesiąt kilometrów to jeszcze droga z zakrętami, nadal leje i co do jazdy są dwie opcje... jazda za wlokącymi się ciężarówkami 20kmh lub wyprzedzanie "na czuja". Hmmm... przecież nie da się jechać 20kmh 
Po 300km od startu przestaje padać (albo inaczej: wyprzedzamy chmury 

) i dalej jedziemy ścigając się z opadami. Co postój/tankowanie nas dopadają i musimy dalej przyśpieszać... Gdyby nie te deszcze na 100% znowu byśmy wjechali do Stambułu w nocy i nad ranem byśmy byli w okolicach Bułgarii. Decydujemy jednak nie przeginać pały i zatrzymujemy się znowu na stacji na nocleg...
Przesympatyczny Turek pozwala nam się rozbić, częstuje arbuzem. Choć nie rozumiemy swoich języków długo w noc rozmawiamy na każdy temat... Naprawdę to niesamowite jak dwie kompletnie różne nacje potrafią się dogadać -wystarczą jedynie minimalne chęci 
Jak dla mnie zajebisty wieczór 
Rafał nie przepuścił... 
W nocy dogonił nas front deszczowy... 
CDN...