Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary Dzisiaj, 11:02   #533
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 731
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 23 godz 47 min 43 s
Domyślnie Przypowieść Wigilijna

A teraz moja przypowieść wigilijna.

Byłem dwa razy w Afganistanie. Akurat w tym bezpiecznym, na pewno relatywnie bezpiecznym.
W 2008-ym nie widziałem tam tabunów ale nie rozglądałem się. "Zwiedzając" w strachu Eszkaszem, najpierw na targu zostałem otoczony przez tłum ludzi. Tabun panie arbo, to mało powiedziane. Tabun to jak... nic nie powiedzieć. Setki ludzi jak na jakiejś egzekucji.
Potem drogę zamknął mi żołnierz wymachujący kałachem. Bardzo przekonująco. Bardzo.
Tak bardzo, że szukając drogi wyjazdowej wjeżdżam w zabudowania i...
...brakuje tego kultowego (dla mnie zdjęcia). Siedzi (zdjęcie) zamknięte w eterze uszkodzonego dysku.

Na drodze staje mi nie jeden gość z kałachem ale tabun Talibów. Dokładnie czterech. Czterech, to już w sumie więcej niż tabun. Teraz, to już koniec... myślę.

Dwa lata później spacerowałem główną ulicą Eszkaszem jak gość. Ręce w kieszeni, czarna ramoneska Izi Rider...

Izi. Zwany przeze mnie pieszczotliwie Izydorem.
On wiedział, że ja byłem tu w AFG pierwszy. Śmieliśmy się razem z tego mojego "pionierstwa". On umiał się śmiać lepiej

Kiedy pierwszy zlazłem z gór (AFG 2010) od Nasrallacha dostałem karteczkę.
- To dla ciebie od bolanda.
Tak mniej więcej brzmiały słowa Nasrallacha symultanicznie tłumaczone w owczym pędzie.
Rozwijam tę karteczkę złożoną na cztery. Na karteczce znany emotikon [ : ) ] i napis.
"BYŁEM TU PRZED TOBĄ".
Izi zrobił mi dzień
Schodzisz z czarnej dupy, żyjesz, jesteś już w cywilizacji i takie przywitanie po polsku. Wtedy się śmiałem do siebie. Ty łotrze!
...Żyjesz...

Dzień później na posterunku w Sarhad melduje się para z Brytanii. Ruda Angielka i... Zygmunt. Polak jak się okazuje. Mieszkający na stałe w Londynie. Mówił ładnym angielskim ale jakoś tak myślę... i zagajam w ojczystym:
- Jesteś Polakiem?
Zaraz potem niedźwiedź itd. Fajna niespodzianka. Jeszcze długo po "afganie" utrzymywaliśmy kontakt, do póki mi się nie wysypała poczta.
Ruda nie wytrzymała psychicznie tego szlaku jak się okazało ale nie o tym.
Tak pogadaliśmy trochę i Zyga "strzela"...
- Słyszałeś o Polaku, który tu zginął na motorze...?
We mnie strzela piorun... Tylko nie ON, tylko nie ON! Znasz personalia?
- Czekaj słyszałem...
Robert...?
- Tak Robert...
KONIEC.

Żegnamy się z Zygmuntem. Idzie do Doliny Małego Pamiru z Rudą, przewodnikami... Ja zostaję sam.

Dużo się działo później.
Ale była granica na koniec. Na tadżyckim posterunku służbę pełni z-ca komendanta. Dobrze mnie pamięta jeszcze z 2008. Ściskami się serdecznie, jak starzy znajomi. Żadnej odprawy. "Tych państwa nie obsługujemy" można by powiedzieć. To nasi.
Biorę komendanta na bok. -
Słuchaj brat... Komendant (znaczy z-ca) wie o co chodzi. W ciszy i skupieniu prosi bym sobie usiadł w kąciku.

Dostaję książki odpraw, siadam w tym kącie i szukam. Nie ma tego dużo, w sensie jakiś europejskich nazwisk. Żadnych tabunów...
Znajduję...
Dzień wcześniej wjechaliśmy jeszcze w AFG w zasięg telefonii komórkowej. Czytam sms od Pastora. To są Przyjaciele. Wiem ile dla siebie znaczyli. Pastor w tych nerwach podaje mi nie tą lokalizację. Poza tym sms "czekał" na mnie... Nie ważne. Tu wszyscy wiedzą: gdzie. Dostaję właściwą lokalizację.

Zanim będziemy "świętować" wjazd do cywilizacji, jedziemy tam całą ekipą. Wiem dokładnie gdzie to... ale w tych emocjach przejeżdżam to miejsce.
Zatrzymuję elwooda i pytam jakiegoś starca. Z nim zawracamy. On nam pokaże...

Wszyscy siedzą na murku i czekają w skupieniu. Na murku od strony południowej (afgańskiej) jeszcze ślady krwi... Starzec prowadzi mnie do zagrody, gdzie stoi afryka Iziego. Kapeć na przednim kole... Rozmawiam z właścicielem majdanu. Mówi mi, co wie... Więcej nie chcę wiedzieć. Nie teraz.
Nie wyobrażam sobie tego, co musiała czuć ekipa, która z Izim jechała. Nigdy ich nie pytałem o szczegóły. Zresztą ze strony Oli spotkała mnie duża przykrość.

Wracam do naszej ekipy.
Gdzieś mam czarny tusz. Nie mogę znaleźć pędzelka... Biorę kawałek patyka i niezdarnie "maluję" nim na murku krzyż i inicjały Roberta z datą. I tu, pomyliłem się... Dodaję Izydorkowi JEDEN DZIEŃ życia.
Za to mnie spotkał ostracyzm Oli, która w tej ekipie była.

Po "wszystkim" zmawiam paciorek i jedziemy do baru siostry Malika w Iszkaszim. Kilka flaszek wódki na dwóch, trochę piw...
Ja z Elą jadę do Garmczaszma, reszta przez Chargusz. Umawiamy się dwa dni później w Sary Tasz.

Dzisiaj, kiedy to dla was piszę wracam pamięcią do doliny Małego Pamiru i...
Zdjęcia z Afganistanu nr 2 mam w komplecie na kompie z którego piszę. Zostawiłem je tam. Coś mi lata o głowie...
Sprawdzam daty.
Niesamowite... W dniu, w którym odszedł Izydor ja stanąłem u wrót tej doliny.

Postanowiłem się rozbić po drugiej stronie Wachanu, który tu wypływa z jeziora Czakmatyn. Przede mną mostek i panoram na wlot do doliny Wachdżiru. O tej dolinie napisze więcej w wątku Grąbczewskiego, który wczoraj aktywowałem. Chodzi oczywiście o Bronisława Grąbczewskiego.
Stojąc u jej wrót podjąłem wtedy znamienną decyzję.
Moim celem była baza mojej ekipy. Celem jej (ekipy) był rejon Kara Dżilgi. jednej z trzech historycznych przełęczy, którymi można dostać się bezpośrednio do Kafiristanu.

By się dostać do bazy musiałbym przejść kolejne, dodatkowe 40km (nie mierzyłem dokładnie ale arbo zaraz wam napisze, że nie wiem, gdzie byłem i że tam tabuny...) w kompletnie nie znanym, dzikim terenie.
Rozbijam się i... poddaję.
Jestem wykończony. Pasek od spodni zapięty na ostatnie dziurki luźny...
Do domu wróciłem z tej wyrypy o 25kg lżejszy ale już ciut przytyty.

Tej nocy mam piękny sen (może go jeszcze zacytuję ale nie teraz).




To "mój" mostek.

Następnego dnia monsum przetoczył się przez Hindukusz.
Ten monsum spowodował największą od 100 lat powódź w Indiach. Odcięta od świata została dolina rzeki Hunzy.
Suchy, pustynny klimat po stronie północnej nawiedziły opady śniegu i deszczu. Zrobiło się ciepło (okolice zera stopni w nocy) a na deszcz ja byłem kompletnie nie przygotowany.
Gdybym się porwał na Kara Dżilge lub dolinę Wachdżiru mógłbym nie wrócić.

Dwa dni później "dołek" psychiczny minął jak ręką odjął, widząc, co niebo wyprawia. Z jurty (najbogatszego jak się okazało) Kirgiza przez dwie doby wychodziłem tylko załatwiać potrzeby fizjologiczne, bardzo mikre zresztą.

W nagrodę za rozsądek (podszyty strachem) pozwolono mi od A do N nagrać procedurę palenia opium formowanym tu w charakterystyczne kulki tarioku.
Kto oglądał Godzinę zemsty z Melem Gibsonem (jedna z dwóch moich ulubionych produkcji z jego udziałem) ten już wie, o czym piszę. Trzy (bodaj) takie kulki lądują na stole bilardowym.

Procedura (już linkowałem ale dla arbo powtórzę) dostępna tu:



W pewnym momencie witam jako pierwszego schodzącego z gór Kubę, naszego wyprawowego tłumacza. Wsłuchaj się arbo w jego słowa, którymi wita mnie Kuba. Dobrze się wsłuchaj.
Dlatego nie interesują mnie Twoje wycieczki. Nie ma w nich nic twórczego i spontanicznego.

Czy mnie się ten Afganistan do czegoś przydał?
Tak.
Traktujmy to jako finał przypowieści.

W 2019-tym na "Mikołaja" udało mi się wyciągnąć należna kasę dla znajomego Ukraińca. Zatrudniałem wtedy Vitka. fajny chłopak. Jego kumpel z podwórka został świeżo upieczonym ojcem dwójki bliźników i przyjechał na trzy mce podreperować swoje mocno upadłe finanse.
Vitek pewnego grudniowego wieczora (pomagając mi przy remoncie Przystanku Oliwa) podzielił się informacją, że developer, który takich jak jego kumpel zatrudnia sporą liczbę i płaci tylko zaliczkami, które praktycznie wystarczają na opłacenie kwatery, którą załatwił im... ów developer.

Ten developer, to był dwójka "sprytnych braci", którzy żerowali na tych biedakach z UA. Większość zatrudniona na minimum. Niektórzy w takiej sytuacji już od pół roku. To taki system, w którym pojawia się syndrom sztokholmski w specyficznej konfiguracji. Konfiguracji bez wyjścia.
Tę "więź" po prostu trzeba przerwać ale... Znikąd wsparcia.
Sprytni bracia (pozwoliłem sobie sprawdzić) otwierali kolejne spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i cwanie je "upadali".

Poprosiłem o telefon do jednego z braci.
Bardzo ładnie i grzecznie ze mną rozmawiał, tłumacząc się tym, co dobrze znam.
I ja wysłuchałem grzecznie pana brata i powiedziałem mu przez tel. mniej więcej coś takiego.
- Więc teraz posłuchaj mnie panie bracie. Ten Ukrainiec to jest mój... kuzyn. Syn mojego stryja, z którym byłem dwa razy w Afganistanie. On w moim wieku, tak się złożyło. Jeszcze służy i poprosił o przysługę. Nie zajmowaliśmy się tam budowaniem zamków z piasku. Zresztą nie tylko tam.
Słuchaj teraz gościu: jutro spotykamy się z tobą i twoim bratem na Polankach, przed domem Wałęsy a w waszych zębach ma być cała wypłata dla mojego kuzyna. Zdążyłem was sprawdzić i jakoś nie zamierzam mieć potencjalnych wyrzutów sumienia.

Wybłagali "na razie" spłatę połowy, druga miała być przed świętami Bożego Narodzenia.
Na spotkanie przyjechałem przereklamowanym (jak twierdził arbo) golfem 2.
Jakież było zdziwienie braci.
- Niech was ten golf nie zwiedzie. Nie jeden się już na nim przewiózł.
Chłopcy wybulili (nie pamiętam... chyba 1700zł) i więcej się już nie widzieliśmy. W styczniu ich firma była już "upadłą".

W sumie byłem dwa razy w AFG.
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem