I tak oto zbliżamy się do końca...
Kierunek - Park of Europe pod Wilnem, czyli taka galeria sztuki współczesnej w lesie. Brzmi intrygująco, czyż nie?
Ale po drodze wpadamy obejrzeć Cerkiew św. Trójcy w Święcianach. Akurat remont, więc znowu oglądamy tylko z zewnątrz. No ładne to to. Jeszcze robimy małą rundkę po okolicy kierując się do sklepu i pędzimy dalej.
1.jpg
2.jpg
3.jpg
A więc Park of Europe. Wpadłam na to kiedy Internety jakiś czas temu podrzuciły mi zdjęcia takiej ściany starych telewizorów ustawionych w lesie. Generalnie sztuka współczesna to drażliwy temat

Przyznaję - w większości kompletnie nie rozumiem koncepcji. Natomiast galeria sztuki w lesie? To jednak coś ciekawego może być. I ogólnie faktycznie uważam, że warto tam wpaść. Jest to naprawdę duży teren, więc dobrze zabezpieczyć sobie odpowiednio dużo czasu. Przy kasie dostaje się papierową mapkę z oznaczoną lokalizacją eksponatów. Ale od razu uprzedzam - z całą pewnością żaden geodeta nad tą mapą nie pracował
Co do eksponatów natomiast... No nie rozumiem sztuki współczesnej. Ale łażenie po lesie w poszukiwaniu rzeźb jest całkiem fajoskie

I jednak część mi się nawet podobała.
4.jpg
5.jpg
6.jpg
8.jpg
9.jpg
11.jpg
13.jpg
14.jpg
17.jpg
Ze ściany telewizorów zostało już niewiele
10.jpg
Za to na część eksponatów można było włazić. Jest też taki "plac zabaw" z konstrukcjami, na których można się bawić, ale obawiam się, że bardzo łatwo na nich zginąć
15.jpg
16.jpg
No i są dwa dzieła rodaczki naszej, Magdaleny Abakanowicz
7.jpg
12.jpg
A tu filmik na zachętę dla fanów sztuki współczesnej. Są emocje, jest tajemnica, są niebywałe zwroty akcji!
Ukurturarnieni wyruszamy w kierunku Kowna. Po drodze opowiadam Maćkowi, że jedziemy do takiego ośrodka wypoczynkowego w lesie nad jeziorem. Że super miejsce, będziemy mogli sobie wybrać domek, który nam pasuje. Domek? Ale dlaczego znowu domek, a nie namiot? Bo to naprawdę świetny klimatyczny ośrodek! Jak już wjeżdżamy w las, żeby do niego dotrzeć, okazuje się, że to całkiem popularne miejsce - bo jeden samochód jedzie tuż przed nami, a kolejny podjeżdża na miejsce chwilę po nas. W sumie nie ma się co dziwić, to naprawdę super miejsce - sami zobaczcie!
32.jpg
18.jpg
19.jpg
20.jpg
21.jpg
22.jpg
23.jpg
25.jpg
28.jpg
29.jpg
30.jpg
31.jpg
33.jpg
34.jpg
35.jpg
Co dziś na obiad?
26.jpg
Na pewno będzie suróweczka z warzyw z własnej szklarni
24.jpg
Nasi tu byli
27.jpg
A takie atrakcje ośrodek oferuje
36.jpg
37.jpg
38.jpg
Ponieważ nie możemy się zdecydować, który domek wybrać, jednak lądujemy na polu namiotowym - też nad jeziorem zresztą, ale innym. Takim właściwie w środku miasta

Kaunas Lake Camping jest wciśnięty między jezioro a 2 ruchliwe ulice i mocno zatłoczony, ale odpowiednie kadrowanie zdjęć pozwala udawać, że byliśmy niemal sami w środku lasu
39.jpg
40.jpg
42.jpg
59.jpg
Przewaga nawet najmniejszego autka nad motorkiem - da się upchnąć materac!
41.jpg
Ostatniej nocy na obczyźnie do snu szumią nam więc przejeżdżające za siatką samochody. A następnego dnia zanim wyruszymy do domu wpadamy jeszcze do muzeum Fort IX Twierdzy Kowno, czyli "Zrekonstruowana XIX-wieczna twierdza i nazistowskie miejsce egzekucji z wystawami o Holokauście i pomnikami". W ogóle całe Kowno otoczone jest fortami, w większości takimi zostawionymi w spokoju, więc jak ktoś lubi łazić po takich miejscach i ma dużo czasu, to miałby tam co robić. My jednak ograniczamy się do tego jednego, w którym jest muzeum.
43.jpg
44.jpg
45.jpg
46.jpg
47.jpg
48.jpg
49.jpg
50.jpg
51.jpg
I tyle. Przed nami jeszcze jakieś 440km do domu. Zaglądamy do opuszczonych garaży w jakiejś przydrożnej mieścince.
52.jpg
53.jpg
54.jpg
Jeszcze pamiątkowe zdjęcia kurzu zebranego przez te 2 tygodnie
55.jpg
56.jpg
Na granicy oczywiście zostaliśmy zatrzymani do kontroli i oczywiście wywołaliśmy w uzbrojonej ekipie dużo radości

Żołnierze wprawdzie bardzo młodzi, ale docenili nie tylko, że to Maluch, ale że do tego na czarnych blachach. I że aż do Estonii dojechaliście?! Obdarzono nas nawet żarcikiem, że "no sam nie wiem czy prosić o otwarcie bagażnika"
I tak oto znaleźliśmy się z powrotem w Polsce. Im bliżej domu, tym bardziej zaczyna popadywać. Przebijamy się przez kilka ulew, ale co nam to, przecież mamy dach nad głową. Maciek coś przebąkuje, że może byśmy jakiś postój zrobili, żeby silnik i nasze zadki odpoczęły. Ja jednak jestem w już w trybie "jak najszybciej do kotków", więc zatrzymujemy się tylko raz na tankowanie i jakieś 5,5 godziny później meldujemy się w domu. Na liczniku mamy 3744km więcej, niż kiedy stąd wyjeżdżaliśmy.
A gdyby ktoś chciał wiedzieć czy jak ktoś robi takie trasy takim autem, to w ogóle jest poważnym człowiekiem, to odpowiadam, że nie. Zdecydowanie nie. Bo ja na przykład jak weszłam do sklepu jako 41-letnia kobieta, tak przed półką z kawą zamieniłam się w chichoczącego 13-letniego chłopca.
57.jpg
58.jpg