Zgadza się, musiało mi się bardzo podobać
Nasze usilne starania, aby jednak pojechać dalej spełzają na niczym.
I nie - wcale nie jest tak, że wtedy zatęskniłem z napędem 4x4 z garbatego, albo stwierdziłem, że po powrocie zakładam Synchro do Gogurka.
Stwierdziłem po prostu, że wystarczy nie być kretynem.
No i może zamówić trapy na wszelki wypadek.
Zanim sami się wygrzebiemy, z opresji ratuje nas Estoniec z białym Vito.
Już podczas wyjazdu Rydwanem Wpierdolu, gdy zakopałem (?!?) się na plaży na północ od Lipawy, nauczyliśmy się jednego - gdy już nie masz siły i myślisz, że nic z tego, pojawia się jakiś tubylec i ci pomaga.
Zanim uspokoisz oddech i wyciągniesz rękę, żeby mu podziękować, on znika.
Tu było tak samo.
Gość się zjawił z dupy, zarzucił gruby pas na nasz hak, pociągnął nas do tyłu i wybawił z opresji, po czym zniknął...
Dwa miliony ukąszeń komarów później, wracamy na Pribałtikę i turlamy się powoli ku Parnawie.
W niej, kupujemy, w "naszym" sklepie pół litra estońskiej wódki.
Nie dlatego, że ją lubimy (smakuje jak średniej klasy płyn do spryskiwaczy z Tesco) ale dlatego, że ma plastikową butelkę, której można później używać, bo jest mniejsza i lżejsza niż szklane.
1.jpg
Po drodze, Ania bookuje bilety na prom.
Dwie osoby i auto powyżej 2m wysokości. Tallin-Helsinki i ponad tydzień później Helsinki-Tallin.
Kurde - to się dzieje.
Czyli jednak tam chyba dojedziemy.
W Tallinie lądujemy w opuszczonych okolicach portu.
2.jpg
Kiedy byliśmy tu na Rydwanie Wpierdolu, marzyłem, że kiedyś przyjadę tu i zanocuję autem, w którym niczego nie będzie brakowało, że zamknę drzwi, o które odbije się morski wiatr i jesienny deszcz, że będę siedział i słuchał tego i patrzył na statki wpływające do portu.
3.jpg
Chciałeś kiedyś mieć wielkiego ptaka?
Kurde, kto nie chciał.
No to my mieliśmy swojego.
4.jpg
Spał na kufrach i czasami pukaniem dziobem domagał się od nas jedzenia, którego mu konsekwentnie odmawialiśmy.
O piątej rano - pobudka.
5.jpg
Czas zameldować się na promie.
Międzynarodowe porty to miejsca, które nie zasypiają nigdy. Stąd gdy pijemy kawę w naszym zapomnianym zakątku, kontrast rzęsiście oświetlonych terminali znajdujących się paręset metrów dalej, robi bardzo mocne wrażenie.
Po spakowaniu i wyjeździe z krzaków trafiamy jakby do innego świata.
Strzeżone parkingi z kamperami na niemieckich blachach, cargo, pełne naczep i ciężarówek, Finowie, którzy po całonocnej imprezie w Tallinie czekają na prom, aby wrócić do domu.
Wjazd na prom, oraz odprawa wprowadzają nas w osłupienie.
Po dojechaniu do bramki, kamera zczytuje nasz numer rejestracyjny i otwiera szlaban, a na wyświetlaczu pojawia się informacja z którego doku odpływamy i na którym pasie stanąć.
Żadnych kontroli paszportowych czy ilości osób w aucie.
Może ktoś stwierdził, że jesteśmy za głupi na przemytników, czy bombladenów?
W sumie to nawet dobrze.
Dziesięciopiętrowy prom połyka strumień samochodów i przygotowujemy się do wypłynięcia.
6.jpg
Niecałą godzinę później jesteśmy w drodze do Helsinek.
Kurde, to jednak się dzieje.
Zostawimy ślad opon w kolejnym kraju.
Finlandia wita nas w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli z lekkim dystansem.
Wielki jak wieżowiec prom z gracją manewruje pomiędzy wysepkami chroniącymi wejście do portu, a dookoła chuja widać.
7.jpg