Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary Wczoraj, 13:15   #43
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,807
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 2 dni 4 godz 16 min 36 s
Domyślnie

Dzień 6, czyli nie tylko anioły zdobywają szczyty

Masowa turystyka to nie jest coś, za czym przepadamy, ale niektóre rzeczy są warte zaciśnięcia zębów.
Sporo tzw. „must see” wymaga wcześniejszych zgłoszeń, a nawet pozwoleń.
Yosemite sobie odpuściliśmy, bo było za daleko (sekwoje wyczerpały limit zbaczania w bok), Arches w czasie największych upałów nie wymagało rejestracji, zostało nam ubiegać się o pozwolenie na wejście na dwa piękne szlaki: „The Wave” oraz „Angels’ Landing”. Na to pierwsze limit dzienny to 64 osoby, a jedno pozwolenie może być wydane nawet na 6 osób, szanse są więc skromne.

3 miesiące przed wylotem opłacam więc udział w 2 loteriach, 2 x 6$. Za miesiąc dostaję mail, że udało nam się wylosować wejście na Angels’ Landing i pobierają mi dodatkowe 3$ za osobę.

Tyle kasy zainwestowane, to teraz trzeba się tam wdrapać Mam trochę obaw co do własnych możliwości, ale bierzemy kijki, po kilka litrów wody na głowę i idziemy.

Rankiem znów witają nas jelenie:



Park Narodowy Zion to piękno niesamowite i w nikłym procencie udało się mi oddać je na fotach.
Tak naprawdę sam przejazd stanową 9 przez park (płatny 30$) to już zawrót głowy gwarantowany.



A najpiękniejsze zaczyna się w dolinie rzeki Virgin, gdzie wjeżdżać się już nie da. Są za to darmowe Shuttle Busy zatrzymujące się na 9 przystankach.

Wsiadamy więc koło 8 rano w autobus na kempingu – całkiem sporo ludzi.
I niestety również całkiem sporo wysiada z nami…

Dolina rzeki Virgin jest dość wąska, a jej ściany wznoszą się na około 700 m, dając na razie przyjemny cień.
Oraz uniemożliwiając zrobienie fajnych zdjęć – połowa w ostrym słońcu, połowa w cieniu…

Gdzie nie spojrzysz, jest pięknie i tak … majestatycznie?





Początek lajtowy i w cieniu, ludzi sporo, ale chyba i tak mniej niż pod Giewontem



Na tę przełęcz widoczną na zdjęciu musimy się wdrapać na początek



Szlak w dużej mierze obetonowany:





(termo-plecak z Decathlonu daje radę)

Na przełęcz prowadzi chyba ze 20 agrafek, jakieś 200 m w górę







W krzakach pełno takich „mikrowiewiórek” czyli chipmonków



a tu już zwykła, szara wiewióra


Na szczęście dla mnie można robić częste przestoje pod pretekstem zdjęć

Uff, pokonujemy całość podejścia w cieniu, nie wyobrażam sobie za bardzo wejścia w palącym słońcu…





„uroki” światło-cienia



Przełęcz zdobyta, kawałek prostego w wąwozie i CIENIU !!









Było fajnie, teraz kolejnie serpentyny w górę…



Na szczęście znów w cieniu





Widoki rekompensują pot i ból łydek:



Uff, jesteśmy na górze, czyli na West Rim:





Punkt zbiorowego wyłudzania jedzenia (dokarmianie oczywiście nielegalne)



ale zawsze można pooszukiwać kamyczkiem



Tam przy rzeczce startowaliśmy:





Ale najciekawsze dopiero przed nami. Tu szlak się dzieli, można iść dalej West Rim, a ci, co mają pozwolenie, mogą się wspinać na Angels’ Landing.

Pozwolenie jest skrupulatnie sprawdzane przez panów rangersów, łącznie z paszportem. Zostajemy też wypytani o umiejętności górskie Syneczka, ale uspokajamy, że trochę szczytów już zdobył i generalnie doświadczenie jakieś ma.
Ale w sumie nie widzimy oprócz niego żadnych dzieci…

No to zaczynamy atak szczytowy
W linii prostej 600 m, w górę jakieś 150m. A to wszystko mega wąską granią, w boki lepiej za bardzo nie patrzeć, bo w dół jest ponad 400 m

__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem