Wspominam wyjazd do Norwegii z 2010 mandaty były może wysokie ale nie było aż takich absurdów jak teraz,  nie chodzi o świadome łamanie prawa można po prostu się zagapić i dla typowego turysty z PL a zapewne nie tylko z PL będzie po wymarzonych wakacjach i wróci do kraju po pierwszym większym mandacie z długami. 
 
W 2020r. miałem okazję skorzystać z taryfikatora, ograniczenie  70km/h zero ludzi, po prawej chodnik oddzielony barierkami i cmentarz cały dzień lał deszcz więc ciężko się jechało... i co jeden gdzieś w krzakach z laserem a drugi dalej na parkingu z lizakiem... mandat nie był kosmiczny bo miałem ok 82km/h ale zero z nimi dyskusji, są mili pomocni ale zero-jedynkowi. 
 
Następny tydzień podróży i widziałem po 23:00 przy wjeździe z stromej góry do miasteczka gościa z laserem za płotem ubrany na czarno! jechałem sam żadnego ruchu.  Po 2 tygodniach wracając na prom miałem serdecznie dość tego kraju i graniczącego z chorobą psychiczną pilnowania ciągle licznika. 
 
Szkoda, że w motocyklach nie ma limitera prędkości bo  2-3s przyśpieszania i jesteś mocno na bakier z przepisami a ciągłe uważanie na prędkość jest skrajnie męczące. 
 
Także, jeżeli ktoś jedzie do Norwegii aby sobie polatać w fajnych okolicznościach przyrody szlifując stopkami po asfalcie niech lepiej zmieni kierunek. 
 
Na zadupiach oraz poza zabudowaniami, raczej jest spokojnie ale...  można i tam mieć pecha. 
 
Kraj fajny dla lubiących się toczyć w tempie żółwia, zero pośpiechu i konieczności dojechania do celu i może się uda wrócić z portfelem w całości. 
 
Co się zmieniło od 2010r. ? ogromna ilość fotoradarów i odcinkowych pomiarów prędkości - także aplikacja lub nawigacja z wgraną bazą jest KONIECZNA !!! bo się pogubicie na odcinkowych na pewno.
		 
		
		
		
		
		
		
		
	 |