Przedwczoraj nocowalismy u w jakiejs czrnej dupie. Spotkalismy niemcow, ktorzy jada juz 11 miesiecy. Nic dziwnego przy ich predkosciach

Postanowilismu wieczorem wzmocnic miedzynarodowa przyjazn piwem i wodeczka. Pogadalismy, posmialismy sie i bylo milo.
Kaska! cos nie podajesz codziennie wysylanych pozycji!
Rano proszy snieg. To i poprzedni wieczor zniechecily Robert do dalszej jazdy. W koncu mu ise nie spieszy. Ubralem sie w kondona i na moto. Po 15 minutach zaczela sie sniezna zadyma. Przez przelecz przejechalem juz po sniegu. Praktycznie nic nie widzialem. Po godzinie, z drugiej strony super pogoda. Rozebralem sie, przesuszylem, zjadlemi dalej w droge. Pojechlem wzdlu jeziora Hyargas nuur. Droga super, szeroko, raz piasek, raz zwirek, plasko, amorek dawal rade. Szybkie winkle i super widoki. Potem zrobilo sie jeszcze lepiej, same hopki, wysokie bandy i winkle. Jechalem niestety powolutku i mialem praktycznie lzy w oczach ze nie moge przy******lic. Zrobilem kilka fotek band do polowy kata i hopek na kilka metrow

. Zycie bez dzidy jest nie do przyjecia!!!
Pozniej droga sie uspokoila, znowu szybciej. Widoki cudowne. jechalem 100km wdluz jeziora. Cudownie. Byla dopiero 16, wiec normalnie jeszcze bym jechal 2 godziny ale pewno miejsce tak mnie urzeklo, ze postanowilem nocowac w "osrodku kolonijnym". Po czterech godzinach dojechal Robert. Zostwilem motocykl tak, zeby mnie zuwazyl.
Wieczor upynal pod znakiem przyjazni polsko mongolskiej. Brat uroczej barmanki rozmawial po rosyjsku i byl calkiem kumaty. Robrt odsypial a ja integrowalem sie najlepszym mongolskim piwem "Borgo".
Ranek przywital nas piekna pogoda ale o tym w nastepnym odcinku....