sie dzialo, nie napisze bo admin i tak by wycial

Mala retrospekcja. Na granicy spalem u jakiegos fitosanitarnego kontrolera, ktory wybiera sie do mongoli na rowerze. Tylko nie moze nazbierac kasy na ten rower.Ale mape juz mu obiecalem.Wogole poluje i zbiera pazury niedzwiedzie, spoko koles.Zostawilismy u niego opony.
Tak jak pisalem w nocy spadl snieg i wszystko bylo biale, potem wyszlo slonko ale bylo chlodno.Na granicy zadyma, kazali nam placic h*j wie za co 5000 rubli od glowy. Skonczylo sie na 100 rublach

. Do tego akcja "swinska grypa" a ja z katarem i kaszlem.Mierzyli nam temperature.
No a za granica step. Cudnie. Tyle szutrow ile zapragniesz.droga raz jest, raz niema. Wszedzie biegaja swistaki czy cus. Chlodno ale wystarczy pokrecic maneta i robi sie cieplo. Po zdjeciu opon moto dobrze sie prowadzi, mozna nawet czasem pojechac po bandzie. Ale wysokosc i kiepskie paliwo daje znac. Wolne obroty spadly o 400rpm i dol jest slaby ale jak sie wkreci to dzida.
A na sniadanie byla wodka.
Siedzimy w kafejce w Olgi i staramy sie wytrzezwiec.Chyba wypije jakies piwko. Nie wiem czy dzis gdzies wyruszymy. W sumie nigdzie nam sie nie spieszy...