Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.08.2017, 06:10   #33
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
Domyślnie



21.Erdemli-Goreme 11.07
114624-114998/374


Jedziemy ze stękającym napędem lub czymś w jego pobliżu.







Przy wyższych prędkościach nie słychać tego, więc nie chcąc się zadręczać jadę wyższymi prędkościami.
Skrzętnie omijamy wjazd na autostradę w Mersin i bocznymi dróżkami jedziemy wzdłuż autostrady mijając małe miasteczka z siedzącymi w cieniu kawiarnianych markiz mężczyznami przy herbacie.















Bywa że przejazd w wioskach jest wąski na jeden samochód.
Wjeżdżamy w olbrzymie plantacje winogron położone na wzgórzach.





Wzgórza po horyzont w winogronach. Od razu wiedziałem że musimy spróbować choć po jednym owocu. Oczywiście okazja nadarzyła się szybciej niż pomyślałem. Na poboczu stoi stara, załadowana po niebo ciężarówka z owocami. Wokół kręcą się i odpoczywają w cieniu robotnicy.



Zatrzymuję się i idę do ludzi z pieniędzmi. Ugrywam tylko tyle, że rozbawione towarzystwo pokazuje palcami na pole z krzakami. O pieniądzach nie ma mowy.
Myśląc że właśnie otrzymałem stosowne pozwolenie na spróbowanie winogron zabieramy się z Werą za ogołacanie najbliższego krzaka. A tu nagle podnosi się jeden facet i zmierza do nas z wyciągniętym nożem w kształcie orlego szponu. Błyska ta kosa w moim kierunku... a paluch draba wskazuje na krzak… Uff. Chce pomóc, nie powstrzymać.



Sądząc że owoców niewiele zjemy odmawiam oczywiście. I tak, zebrawszy… niemal całą reklamówkę, podziękowawszy ukłonem za poczęstunek ruszamy w drogę.



Ludzie z samochodu machają na pożegnanie. Soczyste, świeżo zerwane, pachnące słońcem winogrona towarzyszą nam tego dnia prawie do końca drogi.

W tym miejscu pierwszy raz, przez nieuwagę, wjeżdżamy na Turecką autostradę.



Nuda, nuda i nuda... i sporadycznie mijane samochody.



Cóż, karta od kolegi spotkanego w górach Kaukazu okazuje się przydatna.
Autostrady w Turcji są jak drogi papier toaletowy. Proste, gładkie, długie i widoki do d..y.
Jadąc autostradą traci się połowę przyjemności, połowę widoków, połowę połowy i pół połowy połowy. Nie warto. Jadąc autostradą omija się przygodę i to czego już nigdy się nie zobaczy. Powinien być tu zakaz wjazdu podróżnikom na autostrady.

Po zjechaniu z nudnej trzypasmówki,



po zatrzymaniu się przy wodopoju,



...zjedzeniu mikroobiadu u skąpego restauratora w małym miasteczku turystycznym...



dojeżdżamy do przedmieść Goreme.













I samego centrum.



Jakby ktoś nie wiedział, to najbardziej znana turystom miejscowość stojąca wśród dziwnych formacji skalnych w Kapadocji. Opcja odwiedzin tego miejsca jest głównym punktem w folderach agencji turystycznych wysysających z ludzi pieniądze. Jest tu z tego powodu trochę kiczu.



Oczywiście z noclegiem nie ma najmniejszego kłopotu. Wystarczy się zatrzymać i już przy człowieku pojawia się inny człowiek z propozycją noclegu, żarcia, basenu, WiFi i co kto sobie wymyśli.



My wybieramy kemping. Właściwie to kemping wybiera nas. Jak tylko zatrzymałem maszynę, spod ziemi wyrasta młody człowiek w okularach jak denka od butelki po szampanie i płynną angielszczyzną proponuje nocleg i wymienia udogodnienia jakie nas tu czekają. To jeden z dwóch przemiłych Turków prowadzących tu swój interes.
Po krótkich negocjacjach, kiedy cena staje się w końcu dość znośna, ku obopólnemu zadowoleniu wyłączam silnik, rozstawiamy namiot w odpowiadającym nam miejscu.







Krótki prysznic pozwala zapomnieć o niedawnej spiekocie i kurzu. Idziemy na rekonesans po Gori.





Jedna z restauracyjek w centrum.





Sprzedawca dywanów.













Idziemy też na "zaplecze" miasteczka.













Nie ma tu kosmitów a ludzie żyją normalnie.












Kiedy już przeszliśmy w szerz i wzdłuż całe Goreme, wracamy na kemping żeby zabrać motocykl i poszukać dobrego miejsca na jutrzejsze poranne przedstawienie...
Łatwo trafiamy na dobrą miejscówkę.













Narybek przeprowadza próby.



Jakoś się udaje.







Ściemnia się.













Wieczór na kempingu spędzamy przy kolacji w małej restauracji. W towarzystwie dwóch młodych właścicieli tego miejsca rżniemy w karty do pierwszej w nocy przy herbacie. Bywa że bariera językowa jest świetnym powodem do śmiechów i radości. Liczy się tylko zastana chwila i nic więcej. Tak jest w Turcji.

Sielanka.


Dla dociekliwych: N38.64436 E034.83455
http://goo.gl/maps/sFJrB
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem