Dochodziła druga w nocy. Lokalnymi węgierskimi drogami zmierzałem na południe. Na Słowacji udało się umknąć przelotnym burzom przed Bratysławą. Tu, na Węgrzech burze były wcześniej, pozostawiły po sobie rozlewiska i wodę na drodze. 
 
Nocleg. Zmniejszyłem prędkość i wypatrywałem zjazdu z drogi gdzieś na pola, łąki. Tylko w środku nocy źle się zjeźdża. Lepiej jak zachodzi słońce. No ale musiałem machnąć jak najwięcej kilometrów... 
 
Jest zjazd. Parkuję motocykl i idę pieszo obczaić polę kukurydzy. No za dobre miejsce nie jest. Ale jestem wymęczony to rozbijam namiot. Banany na szybką kolację. Śpiwór i do spania. 
 
Wymęczony. Obolały. Może ja jestem za stary na takie rzeczy? Przecie można prościej. Samochód. Bez namiotu. Machnięte 400 km. Dobry dzień. Jutro już za kilka godzin...
		 
		
		
		
		
		
		
			
				__________________ 
				Naczelny Filozof  
Cezet 350 '83 [z dwoniącym tłokiem] [bez kilku podkładek] [w kolorze Zielonego Trabanta] 
Kymco Activ 50 ADV
			 
		
		
		
		
	 |