Rano pobudka, śniadanie, pakowanie. Standardowa procedura startowa. Obok naszej noclegowni jest stacja paliw co pozwala nam załatwić wszystkie formalności przed wylotem z miasta. Pamiętając uwagi naszych tirowców spotkanych na wlocie do Kazachstanu tankujemy we wszystko co mamy bo ponoć przez kolejne 500 km nie ma stacji. To nieprawda ale o tym przekonamy się po drodze. Stacje są ale odległości pomiędzy nimi są spore. Wylatujemy na M32 i gonimy w kierunku Aktobe. Navi pokazuje 504 km do zakrętu. Ja pitolę, będzie nudno. I tak też jest. Długa niekończąca się prosta. Co najwyżej mały łuk się.zdarza ale pilnujemy się.coby nie przekraczać 110 km. Nie mamy ochoty na kontakty z tutejszą policją. Droga się dłuży niesamowicie, nad stepem krążą drapieżne ptaki. Kilka leży też.martwych przy drodze. Jedyna atrakcja to wielbłąd na drodze.

Żle sie nawija kilometry w Kazachstanie. Zmęczenie jest szybsze i bardziej dotkliwe niż w górzystym Kirgistanie czy Tadżykistanie. Jest po prostu do dupy. Mamy jakieś 1700 km do ruskiej granicy. Dzisiejszy dzień można śmiało nazwać dniem drogi. Cały czas jedziemy prostą jak stół drogą M32. Po drodze zajeżdżamy na mały popas do miasta, które M32 omija. Wbijamy się w centrum ale kasy nam brakuje i szukamy jakiegoś banku lub bankomatu. Niestety jest wolny dzień i nici z wymiany. W końcu znajdujemy bankomat, który rabotajet i kasa jest. Szukamy miejscówki na popas.

Miły lokales zapytany o knajpę szybko wskakuje do swojej maszyny i każe podążać za sobą. Doprowadza nas do restauracji. Teraz odrobina wyobraźni. Trzech brudnych, spoconych, śmierdzących motocyklistów wbija się.do ekskluzywnej knajpy gdzie Panie są w sukniach a Panowie w koszulach i garniakach. Czujemy się.co najmniej obco w tym miejscu tym bardziej że stanowimy lekką sensację.na dzielni. Zamawiamy żarcie i w oczekiwaniu chłodzimy się.w klimatyzowanych pomieszczeniach lokalu. Żarcie znakomite. Zauważyliśmy wtedy że nigdzie po drodze azjatyckiej nie spotkaliśmy ludzi otyłych.
W tej knajpie było ich niestety większość. Po posiłku wylatujemy dalej i mamy zamiar minąć Bajkonur i poszukać noclegu. Docieramy wreszcie do kosmodromu. Stoi w polu. Wrażenie robi gigantyczna wręcz ilość linii energetycznych prowadzących do obiektów.

Tankujemy i zbieramy się do zjazdu w step na nocleg. W końcu zjeżdżamy chcąc odjechać jak najdalej od drogi. Jedzie się źle. Podłoże jest dziwne z wierzchu twarde a pod spodem kopny piach. Ciężko manewrować bo kępy roślinności powodują że podbija koła, które potem zapadają się.w piachu. Chcemy zajechać za wzniesienie przed nami ale w końcu odpuszczamy bo droga to tylko złudzenie że tam gdzie zakładamy kończy się.górka. Moglibyśmy tak i cały dzień jechać i nie dojechać. Stajemy w stepie i rozbijamy obóz. Słońce pomału zachodzi i dzień się kończy. Zrobiliśmy dziś.ponad 700 km. To był długi nudny i męczący dzień. Kolejny nie zapowiada się.lepiej.