Murgab - Osh
Jesteśmy w Murgabie. Nasze dolegliwości ustąpiły i szykujemy się do przelotu do Osh. Mamy jakieś 420 km i 220 do kirgiskiej granicy. Po drodze Ak-Bajtał i jakieś inne przełęcze powyżej 4000 metrów. Pod hotelem Pamir spotykamy kilku rowerzystów w tym bardzo zabawnego Japońca. Koleś pedałuje już kilka tygodni po Pamirze. Pojawia się też Francuz na dużym GSie wyposażonym w caluśki katalog Touratecha i pół Wunderlicha. Lekko gburowaty ale generalnie w porządku. Zbieramy się do wyjazdu. Po drodze jeszcze musimy zatankować. Pierwsza próba nieudana. Jest jeszcze jedna stacja „wiaderkowa” gdzie zalewamy motocykle. Podjeżdża do nas jeszcze jeden kolega na BMW z Holandii. Tankujemy i ruszamy przed siebie w kierunku Sary Tash.

Jedzie się.bardzo dobrze, pogoda wspaniała, lekko chłodno ale słonecznie. Droga biegnie wzdłuż chińskiej granicy.

Zbliżamy się.do przełęczy Ak-Bajtał. Wjeżdża się lajtowo gładkim szutrem. Pokonujemy ją bez najmniejszych problemów.

Na zjeździe zatrzymuje nas grupa rowerzystów gorączkowo machając żebyśmy stanęli. Okazuje się.że chcieli tylko zapytać jak daleko zostało im do przełęczy. Nie wyglądali na ekspertów kolarstwa raczej jakby przyjechali na wycieczkę w której punktem programu był wjazd na przełęcz. Trzy razy musiałem potwierdzać że do przełęczy mają.z 5 kilometrów. Chyba chcieli mieć ją już za sobą to dość długi podjazd od strony kirgiskiej.
Lecimy dalej
Zatrzymujemy się.na chwilę i okazuje się.że w Viaderku odpadł stelaż pod kufry. Częściowo co prawda ale kufry zachowują się.jakby miały odlecieć. Straciły sztywność i mocno się.bujają. Musimy jakoś to zafiksować coby nie odpadły w czasie dalszej podróży. Decydujemy się.spiąć je pasami i mocno ściągnąć aby jako tako dało się.jechać.
Gonimy dalej, pomału zbliżając się.do granicy tadżyckiej. W końcu jesteśmy na granicy.

Spotykamy dwóch rosyjskich motocyklistów. Zajebiste chłopaki.Lecą na azymut na dwóch KLRach. Aleksandr (to ten większy po lewej) wczoraj na zakręcie wpadł w stado owiec. Zaliczył dotkliwoą glebę i mocno się.poobijał. Ale ruskie twarde są. Obwiązał sobie żebra rzepami i gonią dalej. Podróż z Moskwy do tego miejsca zajęła im 3 dni. Nie wiem jak tego dokonali.

Odprawa przez Tadżyków lekko się.wlecze ale po chwili lecimy już pasem ziemi niczyjej w kierunku granicy kirgiskiej.

Na granicy od razu dostaję.zjebę za robienie fotek ale moje tłumaczenie że robię zdjęcia szczytom a nie obiektom strategicznym i pokazaniu moich dokonań gość postanowił się.odstosunkować.
Paszporty i podjeżdżamy do celników na kolejne stpawdzenie papierków. Na miejscu stoją 2 Supertenery i duży GS na francuskich blachach. Chłopaki są.w śroku i załatwiają.formalności choć co chwila któryś z nich wychodzi po coś.do motocykla i po chwili wraca. Czekamy chyba z godzinę a oni nie wychodzą. W końcu moja cierpliwość się.kończy i wchodzę do budynku celników. Siedzi 3 chłopa (Francuzy) i łamaną angielszczyzną próbują dogadać się z niekumającymi nic po ichniemu Kirgizami. Zagaduję po rusku czy aby jakoś nie pomóc? Chłopie z nieba nam spadłeś. Ni chuja z tymi gamoniami nie możemy się.dogadać. Dobra jesteśmy w domu w czym problem. Po wyłuszczeniu francuzom o co biega kirgiskim pogranicznikom idzie już z górki wi szybko i sprawnie udaje nam się odprawić. Przy okazji rozmawiamy z Francuzami i polecamy im „nasz” hotel de luxe w Osh. Na granicę.podjeżdżą również Francuzik spotkany w Murgabie który połączył siły z Holendrem na małym GSie.
Ruszamy dalej. Po drodze musimy zatankować bo w Viaderku już susza. Niestety jest tylko 80 więc ja z Michałem postanawiamy nie tankować a Nynek niestety nie ma wybory i zalewa tym co jest.
Jedziemy ale w brzuchach nam burczy i musimy zastopować w przydrożnym cafe. Do OSh nie jest już tak daleko więc nie spiesząc się jemy obiad i ruszamy w kierunku naszego celu. Plan jest prosty, dojechać do Osh zalogować się.w hotelu, odpocząć, uprać ciuchy, porządnie się.najeść i poleniuchować. Podjeżdżamy do hotelu gdzie spotykamy zadowolonych francuskich znajomych. Dziękują za wskazówki i namiary na hotel. Ich plan jest podobny z tym że jeden ma drobną awarię dyfra w Supertenere z którą planuje uporać się.jutro rano. Kierują się.do Almaty bo jeden (ten na BMW) musi tam oddać moto do serwisu bo ma na gwarancji a BMW nie wyraziło zgody aby sam wymienił sobie olej strasząc utratą gwary. Nowiuśki wodniak musi więc zachaczyć.o Kazachstan do serwisu. Na jutro zaplanowaliśmy dotarcie do Biszkeku zahaczając po drodze jeziorko Toktogul.