Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08.06.2015, 15:20   #8
Neno
 
Neno's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,024
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Neno jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 15 min 6 s
Domyślnie

Pora kończyć relację (i brać się za kolejną, kończyć stare), to jeden z ostatnich wpisów.

Dojeżdżamy do wzniesienia i... kończy nam się ścieżka. Dalej nie ma śladów ani ludzkich, ani zwierzyny. Widać, że kiedyś była tu droga. W nawigacji też jakaś kreska istnieje...
Jechać? Nie jechać ?
- Jedź, jedź - mówią chłopaki, my poczekamy grzecznie.
- Wrócisz, opowiesz jak było i podejmiemy decyzję.

Ruszam więc sam. Lekko nie ma!
Przejeżdżam kilka winkli i macham ręka by chłopaki dawali dalej!
Jadą!
Szybko podpinam pod body swoje ulubione szkiełko - tele na którym dumnie widnieją cyferki 300mm














Trochę walki i kilka chwil potem Arek z Markiem na swoich DL-ach meldują się koło mnie.
Patrzymy przed siebie - jest jeszcze gorzej, więc tu nawet nie namawiam ich do dalszej jazdy, umawiamy się, że jadę sam i jeśli dalej droga będzie taka sama, jak na pierwszych widocznych 200m, to odpuszczamy, jeśli będzie lepiej - porozmawiamy...



Jest iskierka nadziei, że po drugiej stronie coś jednak jest bowiem jakiś osiołek przeciera mi szlak. Odczekuję by nie spłoszyć zwierzaka, poza tym jest tam tak wąsko, że nie ryzykuję minięcia się. Mogło by to się skończyć mało ciekawie - dla mnie, maszyny ale przede wszystkim dla jeźdźca i jego środka transportu, który jest tu, na tych wysokościach, podejrzewam, dość ważnym "ogniwem" zapewniającym przetrwanie.
Pozdrawiamy się tylko w milczeniu, w oczach Marokańczyka widzę jednak zapytanie
- Co Wy tu do diabła robicie?



Szczęk wbijanej jedynki, wkręcającego się na obroty singla przeszywa ciszę. Ruszam.
Z duszą na ramieniu ale jakoś udaje mi się przejechać, pokonać owe trudności. 1200m dalej jest już w miarę szeroka, równa droga. jest wioska, są samochody więc dojazd musi być całkiem niezły. Sklepu co prawda nie ma ale jak powiem chłopakom, że tam, za górą czeka na nich zimna Cola - może podejmą wyzwanie...
Wracam rozmyślając, podziwiając okolicę, zerkając jak daleko byłoby na dół w razie gleby i... glebię.
Pyrkałem sobie na dwójce, na wolnych obrotach, trafiła się mała górka, zabrakło mocy... gapiostwo, nie odkręciłem w porę gazu i tyle. Padam. Lecąc mam tylko dwie myśli w głowie - pierwsza oby mi nogi nie przygniotło, druga, żeby motocykl nie spadł w przepaść. Jakoś o sobie lecącym w dół nawet nie pomyślałem.





EnJoy pada na tyle niefortunnie, że nie daję rady go sam podnieść. Boląca noga mi w tym nie ułatwia. Przekręcam maszynę tak, by nie gubiła paliwa i idę po chłopaków, po pomoc bowiem krzyki nic nie dają - nie słyszą mnie.

20minut potem wracamy z podkulonymi ogonami ta sama drogą, która przyjechaliśmy.
Zimna Cola "zostaje" za wzniesieniem

A droga w dół wyglądała mniej więcej tak:



















Wieczorem zostało nam już tylko pakowanie i wspomnienia.

Ostatnio edytowane przez Neno : 08.06.2015 o 15:35
Neno jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem