W  kolejnym dniu pokonujemy odcinek 320 km z Garoua do Ngaundere, kierując  się na południe. Upał dokucza w tym rejonie jak nigdy dotąd. Wjeżdżamy  do Parku Narodowego Benue, gdzie przez kilkadziesiąt kilometrów  towarzyszy nam wypalona przez słońce ziemia i buszujące po skromnej  roślinności małpy. 
Kolejną  noc spędzamy w katolickiej misji u polskich sióstr: Piotry i Nikoli.  Siostry opowiadają o swojej pracy, wspominają swoje rodzinne strony,  zastawiają stół smakołykami. My opowiadamy o tym, co spotkało nas  dzisiaj w drodze, o planach na jutro, o wieściach od Darka.
Następnego  dnia w moim motocyklu zauważam znaczny wzrost zapotrzebowania na olej.  Zaczyna nas to niepokoić. Miejmy nadzieję, że to nie zapowiedź poważnych  problemów. Przy drodze kupuję litr jakiegoś oleju - powinno wystarczyć  na dziś. Przed nami całodniowy fragment zabawy w terenie: jedziemy w  kierunku Tibati (220 km).
  
Tibati.  Miasto wyjątkowo smutne i ponure. Dookoła brud i jakoś nie nastraja do  siebie przychylnie. Mimo to spędzamy wieczór w pobliskim barze racząc  się lokalnym browarem "33". W mieście nie ma prądu, co nadaje mu jeszcze  większej ponurości. Wracamy na misję, gdzie w nocy jesteśmy  oprowadzani po kościele przez miejscowego proboszcza. Zasypiamy  zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...
  
Kolejny  dzień - droga do Foumban. Cała trasa OFF (320 km). Niby teren nie jest  ciężki, ale upał, czerwony pył, kolejne awarie dają się nam we znaki.  Zmęczenie.
Nazajutrz  nie mogę uruchomić swojego motocykla. Od tej pory będziemy go  uruchamiać na linie. Ot taka poranna, codzienna atrakcja. Kręci ale nie  pali. Sprawdziliśmy wszystko co możliwe i na co pozwalały nam nasze  skromne, mechaniczne umiejętności.
Glód prowadzi nas do restauracji 
"La confiance" (franc. zaufanie) - no jak taka nazwa przydrożnej jadłodajni mogła nas nie zachęcić do skosztowania  w tej restauracji popisowego dania mistrza kuchni czyli makaronu z  fasolą? Pomimo wątpliwych walorów estetycznych wnętrza nie oparliśmy się  degustacji, czego gastryczne konsekwencje dały o sobie znać w kolejnych  dniach naszej podróży. Obsługa miła, gramatura pełna - dwie gwiazdki  w/g przewodnika 
Michelin. 
Po  drodze w autoryzowanym warsztacie Kawasaki naprawiamy drobne  uszkodzenia motocykla. Nie zważają tu na zasady bezpieczeństwa i higieny  pracy. Póki działają skutecznie, nam również to nie przeszkadza.  
Fuzja doświadczeń kilku specjalistów od procesu spawania metali kolorowych.
Klimatyzowana poczekalnia dla stałych klientów serwisu. Akurat nie było kawy i świeżych bułeczek.
  
Od teraz już będzie tylko gorzej. Jedziemy w kierunku Zatoki Gwinejskiej - tego dnia dojeżdżamy do Mbanga (260 km). 
To z pewnością najważniejsze dni naszego pobytu na pomarańczowym lądzie, które na zawsze pozostają w pamięci. Po licznych awariach, wywrotkach, odcinkach specjalnych, kopaniu się w piachu o zmroku trafiamy do kolejnej  kameruńskiej misji, którą prowadzi ojciec Alexis. Zaskoczony naszą wizytą robi wszystko, aby przyjąć nas godnie.  
Życzliwość i troska z jaką tam się spotykamy urzeka nas. Otrzymujemy dach nad głową i wyżywienie. Następnego dnia niedziela - uczestniczymy we Mszy św.
, na której zostajemy przedstawieni wszystkim jako rodacy Papieża Jana II. Kilkuset zgromadzonych wiernych entuzjastycznie wita nas radosnymi okrzykami. Zdarzenie  to wywołuje w nas ogromne wzruszenie.