Kokosówka między pierdzipędami
Rano opuszczamy misję i jedziemy w kierunku Bertua. Przedzieramy się  przez uliczne szaleństwo jakie panuje na obrzeżach Yaounde: zasada "kto  pierwszy/większy/kto głośniej trąbi - ten lepszy" rozpanoszyła się tutaj  na dobre. Oswajamy się ze stylem jazdy proponowanym przez Afrykę.  Najdziwniejsze są ronda: pierwszeństwo dla wjeżdżającego, więc jeśli już  wjechałeś, to musisz ustąpić miejsca jakiemuś pierdzipędowi, który  nadlatuje jak mucha z prawej. Pierdzipędy zresztą towarzyszyły nam przez  cały pobyt - jako najpopularniejszy środek transportu służą w zasadzie  do wszystkiego: można przewieźć 5 pasażerów, trumnę lub ... innego  pierdzipęda. Ale wracając do rond. Żeby było ciekawiej przed nimi są  często umieszczone znaki "ustąp pierwszeństwa", więc robi się  galimatias, z którym tylko dzięki czujności, zdecydowaniu i intuicji  kobiecej udaje się je bezpiecznie pokonywać. Droga asfaltowa ale co to  za asfalt, jak są momenty, że co chwila dziura na pół metra. Raz z  lewej, raz z prawej. Nawigacja pokazuje, że mamy jakieś 350 km. Nie  spieszymy się. Zatrzymujemy się w kilku przydrożnych osadach, rozmawiamy  z ludźmi, cieszymy się z każdego spotkania... Gorąco.
 
   
 
 
 
"Kokosówka" domowej roboty 
 
Starszyzna częstuje - nie wypada odmówić...
 
"Za zdrowie wszystkich twoich dzieci..."!
 
 
 
Pierdzipęd solo...
 
...duet...
 
...tercet...
 
...jak to będzie? Sextet...?!
 
Fot. Marcin Kucharski