Rano pobudka o godzinie   „słusznej”  czyli szóstej .  Zwijamy namioty , pakujemy się i  ładujemy  bambetle na motocykle . Śniadanie zjemy  później ,  gdzieś po drodze   .  Przy wyjeździe z miejsca noclegu  - tak jak zresztą przy wjeździe –  trzeba trochę powalczyć z motocyklem . Jadę pierwszy , by utrwalić wyjazd chłopaków na kamerce . Może jakaś fajna akcja się przydarzy ?   Niestety  nuuuda .  Udaje się wyjechać bez przygód .  Robert rzuca tylko żarcik  „ strachy na wróble wyjeżdżają ze słonecznikowego pola” .
      Przejście graniczne Ukraina – Rosja pokonujemy bardzo szybko . Kolejkę omijamy bokiem i pakujemy się do przodu pod szlaban .  Standardowe pytania pograniczników - standardowe  odpowiedzi z naszej strony . Wypełniamy kwity, druki i inne pierdoły by zaspokoić urzędowe wymagania . Wymieniać kasy nie musimy . O to zadbał Robert jeszcze w Polsce .  Po zakończonej odprawie  tankujemy do pełna i  ruszamy  w stronę Kurska .
      W  Kursku straszne korki . Na żyletę przeciskamy się  pomiędzy samochodami . Kierowcy puszek  są zazwyczaj życzliwi  dla motocyklistów i  ustępują miejsca  zjeżdżając  ile mogą na boki . Przy jednej z głównych ulic mijamy pamiątki z II Wojny Światowej . Na podłużnym placu stoją działa ,  czołgi i inne  wojskowe graty   - dla tych co nie pamiętają z historii na tzw. Łuku  Kurskim odbyła się największa bitwa pancerna w historii świata .  Dokładnie bitwa odbyła się pod miejscowością Prochorowka  ok. 140 km. na północ od Kurska . Uczestniczyło w niej ponad 1200 czołgów i dział samobieżnych  .    
       Dupy z nas straszne . Zamiast  zatrzymać  się  i porobić zdjęcia obiecujemy sobie , że zrobimy to w drodze powrotnej . Obiecanki cacanki . W efekcie żadnych zdjęć nie mamy . Wracaliśmy inną drogą .
       Nawigacja strasznie targa nas po mieście . Kluczymy przez ładną chwilę szukając właściwej drogi . Przy okazji kolejnej pomyłki zatrzymujemy się na parkingu  w pobliżu parku . Jest  gorąco  , więc  trzeba dbać o to , by nie odwodnić  organizmu  . Popijamy wodę  analizując  nawigację . Podchodzi do nas (hmmm  jak tu odmienić mieszkańca miasta Kursk 

? ) tubylec .  Jest ubrany w tradycyjny  rosyjski letni strój . Krótkie spodenki z pasami po bokach , koszulka na naramkach i szpanerskie okulary przeciwsłoneczne . Całość stroju dopełniają  klapki na stopach .   Przedstawiamy się i zaczynamy rozmowę . Opowiada nam o życiu w mieście.  My z kolei opowiadamy o planach naszej podróży  . Konkluzja z rozmowy w dużym uproszczeniu jest taka:
     Za  czasów ZSRR żyło się znacznie lepiej. Ludzie mieli pracę i na więcej było ich stać . Jeździli na wakacje , a w dalsze zakątki  Rosji latali tanio samolotami . Teraz jest ciężko . Nabudowali pełno wielkich centrów handlowych, ale nielicznych  stać na takie życie jak kiedyś . Pojawiło się bezrobocie  a spory  majątek został rozgrabiony za bezcen przez cwaniaczków z szerokimi plecami we władzach lokalnych lub rządowych . 
      Jako , że tematy polityczne i religijne w rozmowach z nieznajomymi do bezpiecznych nie należą kiwamy głowami okazując zrozumienie . W końcu po części temat znany i na naszym podwórku . Pytamy o wskazówki jak kierować się na drogę do Voronerza . Żegnamy naszego rozmówcę i ruszamy dalej .  
       
Podczas wyjazdu z Kurska mało nie dostaję zawału serca . Chłopaki są gdzieś z przodu , a ja wlokę się w dosyć zwartej kolumnie samochodów . Prędkość nie jest  jakaś zawrotna. Może 50km/h ? Przede mną jedzie osobówka , a przed osobówką  TIR z naczepą . Nagle jak nie grzmotnie !!! …. rozprężone powietrze  wznosi tuman kurzu na poboczu . Naczepą  buja po drodze , a ja dostaję małymi odłamkami rozszarpanej opony po kasku i ramionach . Kierowca TIR-a  panuje jednak nad sytuacją i po chwili zatrzymuje się na poboczu .  W ułamku sekundy przechodzi mi senność .
 Jedziemy i jedziemy ……. czas od rana dziwnie się dłuży . Zaczynam marudzić przez interkom .
-  Panowie jestem głodny . Dzisiaj nie jedliśmy  śniadania !!
- Ty byś tylko jadł i jadł  - słyszę w odpowiedzi .  
- Ja bym tylko jad i jadł ?  Dzisiaj jeszcze nic nie jedliśmy , a jest …..  no właśnie jest już po 12-tej !!
- Ja jeszcze dzisiaj kawy nie piłem – dodaje zatwardziały kawosz Adam .
         Nie jestem pewien  czy bardziej chodzi  o Adama kawę ,  czy o moje śniadanie  ale po kilku kilometrach   zjeżdżamy  z drogi  i odpalamy kuchenkę . Chłopaki  mają  ambitny plan , by na wyjeździe  zrzucić kilka kilogramów  .  To nie jest SPA !!!  Kierowca głodny , to kierowca zły .Myślę sobie , jak tak  dalej będzie , to po przyjeździe do domu  nawet pies mnie nie pozna  . Tak na serio , pomimo , że nie przerzucamy łopatami ton piachu , to stała koncentracja na motocyklu i ilość kręconych kilometrów dziennie jest też wysiłkiem . Póki co pokarmu z wody i słońca tak jak roślina wytworzyć  nie potrafię .  Już do końca wyprawy nazywany jestem głodomorem , a na wszelkie moje uwagi o posiłkach  słyszę  „ UUU  znowu jesteś głodny ? ”
                 Pozostała część dnia  to nabijanie na licznik kilometrów przeplatane przerwami na kawę , tankowanie , no i oczywiście jedzenie 

 Pod koniec dnia , by tradycji stało się zadość kupujemy browarki .To ,że kupujemy tanie piwo w plastikowych butelkach nie oznacza  , że nie mamy wysublimowanego smaku , a wynika jedynie z praktyczności tej butelki . Jest jedna i się nie stłucze .  
                  Dzisiaj odpoczywamy od słoneczników i kukurydzy . Namioty rozkładamy w zaroślach na skraju pola obsianego zbożem .
Gwiazdą dzisiejszego wieczoru jest  Robert , a w zasadzie sytuacja z nim związana. Wracam z ustronnego miejsca przez krzaczory . Chłopaki popijają piwo rozmawiając .  Adam mnie widzi , natomiast Robert siedzi odwrócony tyłem . Głośno chrząkam udając dzika . Nie przypuszczałem , że wyluzowany , odpoczywający człowiek popijający browara może tak szybko  wstać . W ułamku sekundy Robert staje na proste nogi i pędzi do przodu . Adam pokłada się ze śmiechu . Mnie jednak rozwala tekst Roberta .
- Biegłem po aparat, by zrobić dzikom zdjęcia .
 Hahaha !!!  Niech i tak będzie . Ja tego go tekstu nie kupuję  .
Jest już ciemno . Zaczyna się pora sms-ów .
Dobranoc
CDN…..