Weekend w Tokaju czyli tydzień w Transylwanii, cz. IV
Tego wieczoru nareszcie zrobiło się słonecznie, rozbity biwak nad górską rzeką zachęcał do wypoczynku. Kukurydziane piwo szybko ubywało z plastikowych flaszek.
Plan na kolejny dzień zakładał przejechanie Trasy Transfogaraskiej, z początku z lekkim odchyłem w stronę Curtea De Arges, coby poszukać w sklepach kartusza z gazem i poobserwować chłodzenie w Tenerce w miarę blisko cywilizacji.
Niestety, od samego rana w Tenerce kontrolka przegrzania silnika nie gasła już ani na chwilę, pomimo stałego uzupełniania wody. Objawy wskazywały na złe odpowietrzenie układu, ale przecież robiliśmy to już tyle razy... SMS-owa konsultacja z Polską pomogła przy ustalaniu szczegółów. Na stacji benzynowej w Curtea ponownie rozebraliśmy plastiki i w końcu Tomek zauważył przyczynę - urąbany wężyk przy chłodnicy, czego powodem była szpilka montażowa zbiornika, a raczej to, że do tej szpilki ów wężyk za bardzo się zbliżył. Chłodnicę odchyliliśmy na podkładkach, wężyk się założył, układ się zalał i po raz kolejny porządnie odpowietrzył.
Ruszyliśmy

Nareszcie!!! Znacie to uczucie, kiedy uda się usunąć awarię i można spokojnie jechać dalej nie martwiąc się o nic. Czekały na nas widoki z kolejnych zakrętów Drogi Transfogaraskiej: szczyty, estakady i górskie jeziora
Jakieś 10 min. później z bliżej nieznanych powodów Gejes i jego kierownik wyrżnęli o asfalt, a elementy z logo BMW rozsypały się po drodze i rowach w promieniu kilku metrów...