Temperatury dnia pierwszego były wysokie - nie na to byłem przygotowany jadąc do Szkocji - na szczęście w ostatnim momencie przed wyjazdem pozbyłem się podpinek termicznych...
Widoki zacne, ale człowiek się męczy w upale - na następnym postoju - postanawiamy (grupowo), że czas na jakąś małą przerwę - a, że zatrzymaliśmy się w okolicy rzeczki, gdzie wszyscy moczyli nogi - sami zapragnęliśmy takiego relaksu...
Postanowiliśmy jednak trochę się oddalić od cywilizacji i aby móc odpocząć w spokoju i w cieniu - nadarzyła się ku temu okazja nad Loch Tay w pobliżu miejscowości Killikin - postanowiliśmy objechać jezioro w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara - licząc, że gdzieś na zalesionym brzegu znajdziemy spokojną plażę...
Niestety/stety - droga prowadziła zboczem góry - dość daleko od wody.
Brak plaży/możliwości zjazdu do wody został nam wynagrodzony widokami i spokojną wąską drogą...
Po kilkunastu kilometrach postanowiliśmy się zatrzymać na dzikim parkingu, aby coś przekąsić i odpocząć - dostępu do wody nie było ale tak czy inaczej było zarąbiście...
Po przerwie pojechaliśmy dalej, aby po 5km znaleźć naszą upragnioną plażę...
w miare zasady "bez napinki" czas na kolejny popas:
Z miejscowości Kenmore (pkt. G na mapie) wg planu mieliśmy jechać wybrzeżem jeziora z powrotem w kierunku Killin drogą A827...
Jednak jak to bywa - plany są po to aby je zmieniać...
Kierując się tą zasadą - i moją intuicją podróżnika - poprowadziłem grupę w góry - na mapie wyglądało to ciekawie - a trasę wzdłuż jeziora już zrobiliśmy...
Chłopaki - nie ufali mej intuicji - nie wyglądali na zachwyconych:

Miało to się szybko zmienić... - czułem to w kościach...
Po kilkunastu kilometrach jadąc przodem zauważyłem coś co w każdej relacji mnie zachwycało...
PRZEJAZD PRZEZ RWĄCĄ RZEKĘ...
- zatrzymałem kolumnę - zarządziłem, że pomimo, że nasza trasa wiedzie - na wprost - musimy się przez tą rzekę przeprawić... (potem tego trochę żałowałem)

Obowiązkowa sesja zdjęciowa, kręcenie filmików i porady co do optymalnego szlaku przez "rzekę"
Udało mi się nawet zatrzymać jednego z chłopaków - i ubłagać aby i mi zrobił zdjęcie podczas tej, jakże niebezpiecznej przeprawy...
w jedną:

i drugą stronę:

Banditos postanowił nawet zaryzykować - i zrobić sobie zdjęcie bez kasku - coby na NaszejKlasie znajomi mogli go rozpoznać...
Po jakże trudnej przeprawie - wszyscy się do siebie w jakimś stopniu zbliżyliśmy:
Piękne widoczki
Ale czas ruszać w drogę "NA KUŃA" - przygoda czeka...
Podniecony tym wszystkim zapomniałem że zostawiłem moje wysłużone Oakley'e gdzieś na tankbag'u - dzięki czemu spadły na glebę, bądź też zostały porwane, przez rwącą rzekę...
W ten sposób - w pierwszy dzień wyprawy - zmuszony byłem się pożegnać z ulubionymi okularami...
Jadąc dalej - będąc zły na siebie podziwiałem widoki jakoś mniej chętnie...
- niby zwykłe okulary - ale dbałem o nie - przez prawie 5lat ich nie zgubiłem - a tu chwila zapomnienia - i okularów nie ma... 
Widoki jednak zrekompensowały mi stratę - i w miarę szybko o niej zapomniałem... mrużąc oczy w pełnym słońcu...
Tama w okolicy Bridge of Balgie (pkt. H na mapie)
Szaleńcze wybryki

Ja? nie - ja jestem poważnym obywatelem...
a to mój lansoRumak