Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.03.2012, 18:35   #50
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 7 min 10 s
Domyślnie

Dzień 10, 15 luty

Zaczynamy wracać. Jesteśmy w najdalszym punkcie trasy, czyli został tylko powrót. Mamy do lotniska jakieś 2100 km i 5 dni. I jeszcze trochę niezrealizowanych planów

A plan na dziś: 500 km i dojechać pod Tocopilla (wym. Tokopija), skąd następnego dnia rano Dana ma autobus. Część trasy będzie już nam znana, ale do Iquique (wym. Ikike) nie ma innej trasy niż Ruta-5.
Znów przejeżdżamy zatem przez malowniczy Quebrada Camarones (wąwóz po naszemu). To jedno z niewielu miejsc, gdzie można żałować, że nie ma mgły. Bo jak jest, to jest PONIŻEJ drogi. Ale i tak widoki są z tych niesamowitych:




Szczególnie jak się podejdzie do krawędzi (bez barierki rzecz jasna) i spojrzy w dół. Tu jeszcze jeden kroczek do tyłu, i…


Pamiątkowe zdjęcie z symbolem Panamericany. Nazwa sama w sobie pojawia się rzadko.


Na dnie wąwozu Camarones zatrzymują nas carabinieros i dowiadujemy się, że przepaliła się żarówka świateł mijania. Policjanci jak zwykle mili i życzą dobrej drogi i radzą kupić gdzieś kiedyś żarówkę Gdzieś i kiedyś może kupimy

Teraz trzeba się wdrapać na południowe zbocze wąwozu i dalej jedziemy już po płaskowyżu. W okolicy Huary zbaczamy na nowiutką Ruta-15 żeby zobaczyć jeden z symboli północnego Chile : El Gigante de Atacama. To geoglif o wysokości prawie 90 m podobno przedstawiający szamana.





Dookoła znów kamienie i pustka Atacamy. A w tle Andy…


Czasem trochę piasku:


A tu typowa antena przy pick-upie. Do jazdy po mieście spina się ją do skrzyni. Na początku się zastanawiałam, co za kabłąk z drutu wszyscy mają z tyłu


Okolice Huary obfitują w małe trąby powietrzne. Gdzie nie spojrzeć, jest ich kilka:


I znów zjeżdżamy na 0 m n.p.m., do miasta Iquique


Miasto jak miasto, kolorowo, gorąco i tłoczno:


Ale ma ładny rynek, zachowany z czasów, gdy miasto było ważnym ośrodkiem górniczym i wypływały stąd statki z saletrą. Najważniejszy zabytek Iquique, wieża zegarowa:


Najładniejsze są jednak drewniane zabytkowe budynki:


Czasem bajzel architektoniczny lepszy niż u nas:


Tak kolonialnie jakoś:




Hmm. Była powódź, trąba powietrzna, ale naprawdę już starczy, dziękujemy…


W Iquique wbijamy się na Ruta-1, równoległą do Panamericany, tyle, że biegnącą brzegiem Pacyfiku. Widoki – nie da się opisać. Po prawej ocean, którego fale z hukiem rozbijają się o skały, a z lewej szczyty górskie wznoszące się do 2000 m. W kategorii „droga, na której możesz zaślinić tapicerkę w samochodzie” zajmuje bardzo wysokie miejsce.
Tak troszeczkę może pokaże to ten filmik. Całe 20’




Z tym dniem będzie mi się kojarzył czołowy bard Chile – Alberto Plaza. Taki nasz swojski Krzysztof Krawczyk. Proszę o usprawiedliwienie – Nomade nie miało anteny i nie było radia… Musieliśmy zatem nabyć jakieś CD. Dana i Krzychu po konsultacjach z miejscowymi wybrali podobno najbardziej chilijskie z chilijskiego i tak oto mamy do wyboru albo ludową muzykę północnego Chile, albo słodko – romantycznego do bólu Alberto. Po przesłuchaniu każdej z nich jesteśmy pewni, że ta druga jednak jest lepsza Ale tytuł jednej z piosenek „Perfecto bandido” – muszę się przyznać – mnie ujął… Roboczo przetłumaczyłam sobie na „słodki drań”

Na obiadek w formie empanady (czyli gorącego, smażonego pieroga z farszem) oraz melonów i arbuzów zatrzymujemy się po drodze



Pod wieczór zaczynamy szukać miłej, zacisznej plaży odpowiedniej dla guerrilla camps. Może tu?


Może trochę dalej?


Ta będzie akurat:


To nasz (przynajmniej tak nam się wydaje) ostatni wieczór razem, pięknie zachodzące słońce, więc robimy większą fotosesję:






To zdjęcie mi chyba wyszło (no dobra, skromność nie jest moją dominującą cechą)


Kolejne zdjęcie do katalogu Suzuki:


Rozbijamy nasz „partyzancki obóz”:


Krzychu coś majstruje:


a słoneczko zachodzi:


Rozgwiazdę udało mi się w całości dowieźć do domu i dołączyła do mojej łazienkowej kolekcji muszli. Trochę świeża jeszcze była, więc nadal lekko podśmierduje zepsutą rybką Krzychu znalazł drugą i obie lądują w samochodowym schowku. Lepiej go bez potrzeby nie otwierać



Landszafcik totalny:


Siedzimy do późna obok namiotów, obłędnie rozgwieżdżone niebo nad nami, w końcu ktoś mówi: po cholerę będziemy wchodzić do namiotów, jaki taki widok nad głową?



Szybko wyciągamy karimaty i śpiwory, między skałami i namiotami prawie nie wieje i zasypiamy patrząc na gwiazdy. Szkoda tylko, że nigdy nie zdążę pomyśleć żadnego życzenia, jak spadają. A może… a może jest tak dobrze, że już nie potrzeba mieć innych życzeń?

cdn...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą

Ostatnio edytowane przez jagna : 11.03.2012 o 18:47
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem