132_01.jpg
Rano do miejsca, w którym spędziłem noc, podjechał ciągnik z przyczepką i z dwoma kolesiami. Z maczetami w rękach zeskoczyli z traktora i zaczęli iść w moją stronę

– Chyba nie chcą mnie tu złupić? – pomyślałem podnosząc jednocześnie rękę w geście pozdrowienia. Odpowiedzieli tym samym (na razie jest ok! – myślę) i zaczęli w swoim narzeczu

opowiadać, że przyjechali tylko wyciąć ze dwa drzewa.
Gdy się pakowałem stwierdziłem brak 5 litrowego kanistra. W mordę!

Nigdzie wokoło nie leży, czyli ktoś musiał jednak zakraść się tu w nocy i go ukraść. Niech się udławi! Na szczęście nic innego nie zginęło. Już zacząłem psy wieszać na lokalnej ludności, gdy dojrzałem przepaloną gumę expandera, którą kanister był przymocowany do motocykla. Wtedy poczułem ulgę i wstyd z bezsensownie rzucanych oskarżeń. Niestety, często oceniam ludzi przez pryzmat własnej małostkowości, czyli z tzw. „własnego punktu widzenia”.
Smutno dziś, nie tylko dlatego, że od samego rana pada deszcz. Renata przysłała mi esesmana, w którym pisze, że Dominik przepłakał 2 dni. Babcia zrezygnowała z zabrania go na wycieczkę samochodem, mimo wcześniejszej obietnicy. Chłopak ma niecałe 5 lat i stanowiło to dla niego prawdziwy cios. Ponadto Renata nie będzie mogła iść w ten weekend na studia podyplomowe, bo nie ma go z kim zostawić. Zatrzymałem się na przystanku, żeby włożyć gumowy kondom p-deszczowy, ale odeszła mi ochota do dalszej jazdy. Może powinienem zacząć już wracać do domu?
133_01.jpg
W deszczu dojeżdżam do Antiochii (Antakya).
134_01.jpg
Staję gdzieś w centrum i proszę policjanta o wskazanie groty św. Piotra. Jednak bariera językowa nie pozwala się nam dogadać. Stoję z rozłożoną mapą przy motocyklu, gdy podchodzi do mnie jakiś człowiek i zaczyna rozmawiać ze mną po angielsku. Okazało się, że jest Belgiem. Szybko tłumaczy mi dokąd jechać.
Zaglądam do tej groty. Grota i już, lecz przecież w tych miejscach naprawdę przebywali pierwsi chrześcijanie.
135_01.jpg
Wracam do miasta.
136_01.jpg
Wąskie uliczki w starej części miasta zachęcają do zagubienia się pomiędzy nimi.
137_01.jpg
138_01.jpg
I właśnie tutaj zjadłem najpyszniejszego szisz kebaba w całej podróży!
139_01.jpg
A zarazem najtańszego

. Kosztował 3 TL i był naprawdę sssoczysty!
140_01.jpg
Do niego, w woreczku foliowym podano mi świeżą miętę, którą się tu jada jak u nas sałatę oraz ostre jak brzytwy papryczki. Do dziś żałuję, że nie wziąłem repety, ale wtedy byłem już najedzony
Obok pan sprzedawał jakieś obwarzanki z sezamem, prawie jak krakowskie precle

Nie zwróciłbym na nie uwagi, ale żeby zachęcić potencjalnych klientów, wydawał dźwięki jak becząca koza. Usłyszawszy go pierwszy raz, naprawdę pomyślałem, że ktoś ciągnie tu jakąś kozę.
141_01.jpg
Jadę dalej na wschód. Na wylotówce z miasta, po jednej i drugiej stronie drogi, co jakieś 200 -300 metrów stoi policjant lub jandarma z karabinem. I tak przez dobre 5 kilometrów
– O co chodzi? – myślę. Czy to już tak niebezpiecznie? Zatrzymuję się przy kolejnym służbiście.
142_01.jpg
Gaszę silnik, powoli zsiadam z motocykla, ręce trzymam na widoku, nie chcę tu przez pomyłkę paść trupem

Moje próby uzyskania odpowiedzi na pytanie „Dlaczego was tu tyle?” spełzają na niczym. Koleś nic nie rozumie. Ale chce pomóc, woła swego kolegę oddalonego o 200 metrów. Ten przybiega, ale też nic nie kuma. Trudno, jest ich tu tylu, że w końcu się dowiem, mam czas (i pęd do wiedzy

). Kolejna próba, tym razem z policjantem, nie przynosi rezultatów. W końcu staję przy dwóch „kolesiach” z samochodem. Ten z prawej zna po angielsku 3 słowa na krzyż. Z mojej gadki wyłowił „
policemen” i „
jandarma”. Chyba załapał wreszcie o co mi chodzi. Wskazuje palcem i pokazuje 3 kilometry wstecz.
– Nie, nie szukam posterunku! – zaczynam się irytować. Dzwoni do kogoś innego, chyba myśli, że to sprawa wagi państwowej i trzeba mi za wszelką cenę udzielić pomocy. Wycofuję się, mówię, że wszystko OK., proszę o pozwolenie zrobienia zdjęcia i odjeżdżam. Później dowiedziałem się, że w związku z wyborami, miasto nawiedził obecny prezydent...
Stoją na baczność i prężą się jak przed królową, a to przecież tylko dominatorka
143_01.jpg
Koniecznie muszę już zmienić olej w silniku! Silnik źle pracuje, biegi zaczynają źle wchodzić. Stanąłem przy jakimś warsztacie z szyldem „Renault”, niedaleko Nurdaği, 70 kilometrów przed Gazientep. Wszedłem do środka. Chyba z 10 kolesi popija sobie herbatkę, a na regale zajmującym całą przeciwległą ścianę – same oleje. Ale wybór! – cieszę się.
– Potrzebuję olej 15W50, półsyntetyk – objaśniam słownie, sporo także pokazując rękami na różne etykiety. W końcu – jest! Koleś przynosi z zaplecza taki jak chciałem olej, lecz pojemnik 1-litrowy.
– Ok., ale mi potrzebne są 4 litry – mówię

Cztery, bo przeszło 2 na wymianę, a resztę (niewielką) na dolewki. W końcu jest 4-litrowa bańka oleju Addinol, za 50 TL.
– Super, biorę, ale chcę u was wymienić, dajcie mi tylko klucze

I tak, przy asyście wesołych Turków dokonałem wymiany oleju. Wesołe typki
145_01.jpg
Chciałem zapłacić ciut więcej, bo jednak doszła też wymiana oleju, ale szef wziął tylko tyle ile wart był olej. Nigdy wcześniej nie stosowałem tego oleju, ale muszę przyznać, że silnik pracował na nim bardzo dobrze.
144_01.jpg
146_01.jpg
147_01.jpg
Autostradą przejeżdżam 200 km i docieram do miasta Urfa, zwanego obecnie Sanliurfa. Tutaj czuję wschodnie klimaty. Jest już dosyć późno, postanawiam wjechać do centrum, wybrać trochę kasy z bankomatu, zrobić spożywcze zakupy i wyjechać za miasto, by się gdzieś przespać.
148_01.jpg
Zrealizowałem tylko pierwszą część tego chytrego planu, wjechałem i wybrałem kasę...
Przy okazji robię zdjęcie panu w białej koszuli i szerokich spodniach.
149_01.jpg
Stoję jeszcze przy motocyklu, naprzeciwko bankomatu, gdy podchodzi lokels.
–
Otel? – pyta.
– Nie, dzięki, ale nie mam kasy na hotele – stwierdzam, czym wywołuje uśmiech na twarzy gościa

, bo przecież ładuję kasę po wyjęciu z bankomatu.
– OK., ok., no money, wait! – gada z entuzjazmem, po czym łapie za swoją komórkę i zaczyna z kimś gadkę. Jedyne co rozumiem, to: Polonia. Wcześniej spytał mnie skąd jestem, a teraz stoi za moim motocyklem i spoziera na tablicę. Rozmowa trwała nadzwyczaj krótko, pewnie ze 20 sekund i mimo tego, że koleś wydaje się strasznie podniecony tym, że mnie spotkał

, wzbudza moja czujność.
– OK, follow me! – krzyczy, cały czas się szczerząc. Nie zdążyłem o nic spytać, zaprzeczyć czy wyrazić zdziwienia. Wskoczył na skuter i ruszył.
– No cóż, ryzykuję, ale koleś coś gadał o motocyklach, jadę za nim – myślę i ruszam. Zdążyłem tylko spytać czy daleko.
– Nie, niedaleko

– mówi z uśmiechem.
150_01.jpg
Po 5 minutach jesteśmy na miejscu, w starej części miasta, chyba w samym jego sercu. Z wąskiej uliczki wchodzimy przez stalową bramę na mały dziedziniec, pośrodku którego stoi studnia. Zaraz pojawia się starszy pan (drugi z lewej, na zdjęciu poniżej).
151_01.jpg
– To
Hasan Parmaksiz, 63-latek, który kolekcjonuje i naprawia motocykle, i dużo na nich podróżuje – przedstawia poznany skuterowiec –
Kasim (imię to oznacza listopad).
Jest tu kilka osób, wszyscy serdecznie uśmiechnięci. Po chwili otwiera się brama i wjeżdża przez nią koleś na yamaha 660XT. Zsiada, witamy się, oglądamy swoje motocykle i dużo gadamy, sporo używając rąk
Hasan nieźle sobie radzi po niemiecku.
Kasim stoi pierwszy z prawej.
152_01.jpg
Trwa to wszystko dobre 40 minut i już zaczynam się zastanawiać, kiedy będę mógł się nieco ogarnąć na osobności, gdy przede mną wyrastają następne 2 nowe osoby, on i ona. Tym razem widzę europejskie rysy, na co reaguję być może zbyt entuzjastycznie

– Przynajmniej się dogadamy bez problemu! – myślę.
To Niemcy (no cóż...

), u
Hasana mieszkają już 4 dni, poznali go przez couchsurfing, w zamian uczą go niemieckiego, a on ich tureckiego. Są studentami, przez 4 miesiące na uniwerku w Stambule robili część swojej pracy magisterskiej, teraz zwiedzają Turcję. Potem oglądamy zdjęcia
Hasana, z jego różnych podróży skuterem po Europie. Był też w Polsce, na zlocie złombolowców
Oglądam jego motocykle trzymane w różnych częściach domu, jest ich chyba z 10. Głównie są to zabytki, jest oryginalne BMW z 1952 roku.
153_01.jpg
Długo rozmawiamy siedząc na dziedzińcu wcinając czereśnie i popijając herbatę.
154_01.jpg
Atmosfera bardzo przyjacielska,
Hasan prowadzi dom otwarty, co chwilę wchodzi ktoś nowy, wita się, siada i dalej trwa rozmowa przy herbacie. W trakcie tego wieczoru przewinęło się w ten sposób co najmniej z 10 osób. Na kolację, którą przygotowali Niemcy razem z
Hasanem zjadamy spaghetti z solidną porcją surowych warzyw.
155_01.jpg
Potem Kasim zabiera mnie i Niemców do kafejki internetowej i pokazuje ten filmik z Polski. Tak w ogóle, to mam wrażenie, jakby
Kasim był jakimś rzecznikiem
Hasana, bardzo przeżywa wszystko, co jest z nim związane. W końcu idę spać, namiot rozbiłem na dachu, fajne miejsce!
Pozycja noclegu wg gps: N37˚09΄09,79΄΄ E38˚47΄28,92΄΄
Najbliższe miasto: Veli Sokak, Urfa, TR
Dystans dzienny: 500 km
Dystans skumulowany: 4502 km