Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.06.2010, 23:01   #7
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,483
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
Domyślnie

Rano zaraz po otwarciu oczu słyszę głos Mecenasa. Właściwie to wstali tylko oni. A może wcale się nie kładli. Chłopaki mają rozstawiony stolik, krzesełka i ekspresik do kawy. Wszystko jest. No ale ich kufer ma nieco większą pojemność od mojego. No mają prawie wszystko, bo mleka do kawy nie mają. Chociaż Parys miał pewne pomysły na załatwienie mleka. Niby śpi biedactwo, ale wszystko ma pod kontrolą. Mimo, że przeciwbólowe skończyły mi się wczoraj, ucho mi nie doskwiera, tak jak wcześniej. Wygląda na to, że wczorajsza rakija działa lepiej niż piguły. No i pewnie mniej obciąża wątrobę. W końcu produkt naturalny a nie jakaś tam synteza chemiczna. Z namiotu wyczołguje się Parys. Wczoraj namawiał nas na kwatery. Ponoć mieliśmy domek zupełnie blisko. Ale jakoś nie było tych domów widać. I tak zostaliśmy przy namiotach. Czuje się zupełnie jak na wakacjach. Powoli wypełzają na świat i inne postaci. Za sceną jest łazienka. Z prysznice i wanną. Skalna wanna pod wodospadem ponoć ma ze cztery metry głębokości.
IMG_4090.jpg
Nie sprawdzałem. Woda miała z 5 stopni. Co jednak nie odbiera miejscu wyjątkowego uroku. Zjadamy śniadanko pijemy kawkę. Powoli zjeżdżają się koledzy którzy spali po agroturystykach. Są do wyboru cztery trasy. Jedna asfaltowa, jedna offroad i taka pół na pół. Jadę z Parysem. On wybrał pół na pół. Traska taka lajtowa, jak się później okazało 300 kilometrów. Nasza grupa jest iście międzynarodowa.
IMG_4077.jpg
Jadą Chorwaci, Bośniacy, Serbowie i my. Pierwszy kawałek wiedzie asfaltem do nieodległego Kosjericia. Przewodnik doprowadza nas do czegoś na kształt knajpko sklepo piekarni. Są tam stoliki i to co się kupi można sobie zjeść na miejscu. Tak na wszelki wypadek gdybyśmy jeszcze druciaka czyli śniadania nie jedli. Sam zabiera część wycieczki na tankowanie. Siedzimy sobie i popijamy kefirek w oczekiwaniu na resztę wycieczki, a na dworzu albo polu, jak mawiają na południu, zaczyna sobie padać deszczyk. Wracają po paru chwilach. Jedziemy ostro w górę. Droga coraz węższa aż, za ostatnimi zabudowaniami zmienia się w szutrówkę.
IMG_3975.jpg
Jako że pada, drogą zaczynają pływać małe potoczki. Na jednym z takich rozmoczonych maziowych potoczków wykłada się Parys. Jedziemy przez laski, górki i chmurki. Widoczki super, nic dodać nic ująć. Nie pytajcie mnie gdzie to było - nie mam zielonego pojęcia którędy, a co gorsza do kąd jedziemy. Wszystko jest ok puki widzę jadącego przede mną.
IMG_3983.jpg
Zatrzymuje się od czasu do czasu żeby sobie cyknąć jakieś zdjęcie. Po jednej z takich przerw na rozwidleniu jadę w prawo. Wydawała mi się jakby to powiedzieć - główniejsza. Jeśli w ogóle o czymś takim można tu mówić. Po jakiś czasie badając tropy, niczym indianie, odkrywam, że źle jadę. Postanawiam zawrócić. Wkrótce doganiam wycieczkę. Dojeżdżamy do jakiegoś asfaltu. Przerwa. Stajemy sobie pod wiatką autobusową, aby schronić się przed deszczem.

IMG_3992.jpg

Dla żartu pytam o której autobus? Robi się wesoło. Dalej jadąc asfaltem zjeżdżamy jakimiś serpentynami w dół. Tamą przejeżdżamy na przeciwległe wzgórze.
IMG_4006.jpg
Nie będę się powtarzał; widoki zarąbiste. Szkoda, że pada. Przejeżdżamy koło jakiegoś niedużego lotniska. Obok baza pojazdów wojskowych. Wjeżdżamy w las i gubimy drogę. Przez jakiś czas próbujemy odnaleźć właściwy kierunek. Zjeżdżamy z góry i wyjeżdżamy z lasu. Przed nami rozległa dolina z widokiem na góry w oddali.
IMG_4016.jpg
Prujemy na szagę doliną. Wysoka trawa i niewidoczne w niej kamienie. Jedno jest pewne droga to nie jest, bunkrów nie widać, ale jest zarąbiście. W sumie jakby były bunkry to może już Albania ? W końcu znajdujemy jakąś dróżkę i próbujemy nią jechać. Śliska glina z kałużami. W pewnym miejscu nie da się ominąć kałuż. No co? Wyciągam aparat. Może się uda zrobić jakieś fajne zdjęcie. A miejscówka wypaśna. Koleina która wygląda na płytszą i mniejszą kryje w sobie sporą dziurę.
IMG_4019.jpg
No zdjęcie wychodzi jak trzeba. Przynajmniej mi się tak wydaje.
IMG_4034.jpg
Jeszcze przeprawa przez okalające rzeczkę bagienko i jesteśmy po drugiej stronie doliny. Zaczynają się te śmieszne małe domki. Wygląda to na takie lokalne letniska. Potem robi się coraz ludniej. Stragany z pamiątkami, budki z hamburami i colą, autobusy. Kucyki, Quady i bryczki. Słowem taki kurortowy folklor. To chyba Zlatibor. Fajnie zobaczyłem jakąś tablicę przynajmniej wiem gdzie jestem. Drogą byłoby z 70 kilosów. Ile zrobiliśmy, a tym bardziej którędy nie mam pojęcia. Jedziemy w dół równą asfaltówką. Krętą i szeroką, malina. Nad dużym jeziorem a raczej zalewem spotykamy wycieczkę asfaltową.
IMG_4042.jpg
Knajpeczka z widokiem na zalew. Wygląda słońce. Robi sie milutko. Zupka rybna, kawka, pogaduchy. Zwijamy się i jedziemy dalej. Ujechaliśmy kilkaset metrów, znowu pada. Ujeżdżamy jakąś leśną drogę, śliska glina daje się we znaki. Nawet widoki w górach są jakby słabsze. Może to mi się jakby mniej chce rozglądać i podziwiać.
IMG_4054.jpg
Wysiaduje bajorko w spodniach. Zachęcony całkiem fajnym porankiem nie wpinam żadnych membran, podpinek i tym podobnych. Jedno jest oki. W butach mam sucho.
IMG_3987.jpg
W końcu zapada decyzja omijamy kawałek ponoć najfajniejszej drogi i wracamy. Ponoć mieliśmy jechać szczytem jakiejś dłuższej górki/połoniny. Właściwie to nawet nie wiem ile ujechaliśmy. Może sto, może sto pięćdziesiąt kilometrów. Dwieście to chyba nie, ale nie upierałbym się. Kepo mówił coś, że trasa ma 300 /400 km. Wracamy krętą asfaltówką. W innych okolicznościach przyrody można by ją uznać za raj. Tu co chwila przepływają błotno-piaskowe strumyki. Parę razy cukier mi skoczył przy uślizgach. I te barierki wysokości krawężnika nad ostrą skarpą. A czasem zupełny ich brak. Do tego jeszcze te mokre gacie. Miało być pięknie a wyszło jak zwykle. Dojeżdżamy do jakiegoś miasteczka. Przewodnik trochę odkręcił. Nie wszyscy załapali się na zmianę świateł. Jedziemy rozglądając się na wszystkie strony i węsząc w powietrzu spaliny. W jakiejś wąskiej uliczce migają sylwetki motorów. W lewo i dzida jest coś jakby pod prąd. Na szczęście bez strat, ale za to z sukcesem zameldowaliśmy się tuż obok przewodnika, na centralnym bulwarze, tuż przy knajpkowym ogródku. Rozsiadamy się pod parasolami kryjącymi nas przed deszczem.
IMG_4067.jpg
No, najlepszy kawałek offu przed nami. Kawusia ciasteczko no i co więcej nam trzeba. Nawet deszcz nam przestał przeszkadzać. Twardym trza być nie miętkim ;-). Poduszeczki miętkie, kawusia pachnąca. Normalnie hardkor chłopaki ;-). Posiedzim, pogwarzym, tatuarze pokarzym...... czas płynie a deszcz przechodzi. Dalej wracamy już asfaltem. Po drodze z wierzchu obsychamy. Wewnątrz nadal mokro. Na miejsce docieramy z ostatnimi promieniami słońca.
IMG_4089.jpg
Dla polepszenia humorów dowiadujemy sie że tu cały czas słonko świeciło i nic nie padało.
Potem to już wiadomo co..... Orkiestra gra.
IMG_4039.jpg
Rakija. All you need is Lav.*
IMG_4095.jpg
Sporo po nas dociera ekipa offrołdowa. Ale wiadomo oni mieli tylko 150 kilosków.
IMG_4113.jpg
Impra kipi.
IMG_4153.jpg
Jednym słowem, jak mówił Parys "żurka na maksa". Nawet nie wiem jak i kiedy dotarłem do namiotu, a było naprawdę ostro pod górę.
* Lav - marka lokalnego piwa
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg IMG_3993.jpg (464.0 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3996.jpg (453.2 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3998.jpg (311.5 KB, 3 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_4002.jpg (385.5 KB, 3 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_4008.jpg (493.0 KB, 2 wyświetleń)
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne

Ostatnio edytowane przez felkowski : 14.06.2010 o 23:07
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem