Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=862)

samul 25.11.2008 22:45

Yhy i sie konczy! :(

sambor1965 25.11.2008 22:56

No poniewaz Podos mial przesrane tego dnia i niewiele zobaczyl, a to co widzial nie nadaje sie do opisania zostalem poproszony o uzupelnienie...

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/_MG_2210.jpg
Moze troche smrodku dydaktycznego? Xinjiang oznacza po chinsku Nowe Terytoria, przeszlosc tych okolic niekoniecznie jest zwiazana z Chinami od wiekow. Historia troche podobna do Tybetu... Dwukrotnie Turkiestanowi wschodniemu udalo sie wybic na niepodleglosc, po raz pierwszy w 1932 - 1934 roku, pozniej w latach 1944-49. Niestety cale kierownictwo nowego panstwa zginelo w katastrofie lotniczej, gdy lecieli na spotkanie z Mao. Pewnie przypadek.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/_MG_2307.jpg

Tak czy owak Kaszgar niewatpliwie pozostaje miastem islamskim. Troche ten komunizm ma tu inny wymiar niz na wschodzie kraju.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/_MG_2221.jpg

Na ulicach widac sporo dzieci, Ujgurzy jako mniejszosc narodowa maja swoje przywileje, nalezy do nich prawo do posiadania wiekszej liczby dzieci. Oficjalna polityka partii pozwala na posiadanie 1 dziecka...

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMGP7705.jpg

Wiekszosc kobiet chodzi ubrana od stop do glow. Troche jest dla nas to nieoczekiwane, bo jednak Chiny nie kojarza sie z takim islamem

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMGP7694.jpg

Zaczelismy naturalnie od wymiany kasy. Nie zalatwia sie tego oczywiscie w kantorach, bo ich w Chinach nie ma. Trzeba sie z tym wybrac do Bank of China i miec ze soba paszport. Mielismy tu zostac dwa dni tylko wiec rzucilismy sie "w miasto".

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMGP7640.jpg

Tego dnia powloczylismy sie troche po ichnich meczetach, skosztowalismy potraw pysznej ujgurskiej kuchni (niestety piwo jest w nich niedostepne). Zamawianie potraw jest wielka checa, dostajesz takie menu jak widzisz ponizej i po chwili studiowania tego albo zamawiasz najdrozsze liczac ze cena przejdzie w jakosc, albo udajesz kure lub smiesznie pochrzakujesz jak swinia ( w ujgurskiej knajpie troche bez sensu, bo swini tez nie maja)

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/DSCF6159.jpg

No i ruszylismy na podboj starego Kaszgaru.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMG_2439.jpg

Labirynt uliczek starego Kaszgaru jest ciekawy, ale stopniowo jest wypierany przez nowe budynki. Ujgurzy nie chca w nich mieszkac, wolą swoje stare domy. Wiele sposrod nowych stoi pustych.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMGP7690.jpg

Kaszgar nie przypomina miast kirgiskich czy kazachskich. W prownaniu z nimi jest nowoczesny. Oczywiscie nie umywa sie tez do miast Chin wschodnich. Mimo wszystko jest czysto, no i oczywiscie tanio... Przemieszczamy sie wszechobecnymi taksowkami. Przejscie na druga strone ulicy jest nie lada wyzwaniem. Poszukiwania kawy koncza sie tego dnia fiaskiem.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/DSC01076.jpg

Wizytujemy internet cafe... Paszport. No i jakies znaczki ze trudno sie polapac.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMG_5715.jpg

Wyobrazalismy sobie ze w zwiazku z tymi zamachami miasto bedzie przypominalo oblezona twierdze, cos w rodzaju tego co aobserwowalismy rok wczesniej w kaszmirskim Srinagarze, posterunki wojskowe z km, otoczone workami z piaskiem, etc. Nic z tego, trwaja Igrzyska Olimpijskie i nie ma sladu po wydarzeniach, ktore jeszcze tydzien temu musialy byc wstrzasem dla tego miasta.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/IMGP7729.jpg

belfer 25.11.2008 23:18

Bardzo ciekawie ale ...:) mało...

sambor1965 25.11.2008 23:20

Dzisiaj wtorek, czekajcie na Podosa. Znam goscia i pewnie sie dzis wywiaze. Komu malo zapraszam na http://www.advrider.com/forums/showthread.php?t=407209

Wiem, ze to crossposting, mam nadzieje ze mnie moderator nie wyrzuci...

podos 25.11.2008 23:47

27 Załącznik(ów)
Chiny c.d.
17 sierpnia


Na dzisiaj organizator przewidział dwie atrakcje. Wizytę na niedzielnym targu zwierzęcym oraz zakupy na słynnym kaszgarskim bazarze. Schodzimy na śniadanie, (Sambor przestrzegł, że nie będziemy niczego znali, i tak było)

Załącznik 2308

Potem autobus zabiera nas spod drzwi hotelu i zanurzamy się w odmęt miasta.

Załącznik 2310Załącznik 2311

Po kilkudziesięciu minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Targ zwierzęcy to miejsce historyczne. Znajduje się tutaj nieprzerwanie od czasów rzymskich. Kupcy podążający jedwabnym szlakiem z Europy musieli zmierzyć się z otaczającym Kashgar z trzech stron górami Pamir, Tien-Shan i Karakorum. Wycieńczone karawany tutaj znajdywały odpoczynek i nabierały sił przed kolejnym morderczym etapem podróży: pustynią Taklimakan(tłum. Wejdź, a nie wyjdziesz).
Na tej bazie Kashgar wyrósł na poważnych rozmiarów metropolię, która w innych warunkach nigdy by tu nie powstała, a wraz z nią targ zwierzęcy. Dawniej pewnie większość utargu stanowiły wielbłądy i konie, teraz na ogromnym placu mieszczą się, conajmniej cztery różne branże – zwierzęca, metalowa, drewniana i owocowo warzywna.

Załącznik 2304Załącznik 2306
Załącznik 2305Załącznik 2303


Tak więc, na wybiegu piaskowym, również przeznaczonym do testowania jakości sprzedawanych koni, tradycyjnie ubrani Ujgurzy badali jakość towaru

Załącznik 2315

Całymi rzędami, skrępowane za szyję stały w szpalerze barany i owce. Można było nabyć również kozy, krowy a nawet wielbłąda.

Załącznik 2300Załącznik 2301
Załącznik 2302Załącznik 2316
Załącznik 2317Załącznik 2319
Załącznik 2326

Ten nie był na sprzedaż, ale ładny był.

Załącznik 2325

Niesprzedany towar trzeba było jakoś z powrotem zapakować na wóz…

Załącznik 2318

Oczywiście, wkoło mamy do czynienia z rozbudowaną siecią usługową ...

Załącznik 2323Załącznik 2324
Załącznik 2322

...jak również całej gamy jadłodajni dbających o żołądki zarówno sprzedających jak i kupujących. Oczywiście króluje baranina pod wszelkimi postaciami – tutejsza kuchnia bazarowa nie tak bardzo różni się od tej w Osh.

Załącznik 2312Załącznik 2313
Załącznik 2314



Po półtorej godzinie mamy dość i przenosimy się do centrum, gdzie rozdzielamy się i zaczynamy buszowanie po bazarze oferującym wszelakie różności.
Niestety słynny Sunday Market niedzielę ma tylko w nazwie, odbywa się codziennie, i jest po prostu wielkim bazarem badziewia. Całe uliczki butów i ciuchów, klasycznej chińszczyzny, które przechodzimy dość szybkim krokiem.

Załącznik 2307

W końcu trafiamy do części z biżuterią i wyrobami kultury ujgurskiej.
Najbardziej ujgurskie z ujgurskich są noże. Każdy mężczyzna nosi taki nóz przy sobie. Pełni on rolę zarówno użytkowa jak i ozdobną. Miejscem ich produkcji jest Yengisar, miejscowość na południe od Kashgaru, gdzie noże te produkowane są nieprzerwanie od 400 lat. Produkuje się je tradycyjnie, a ich ostrza i rękojeści są wyjątkowo zdobione. Szlachetna stal kusi matowym błyskiem – muszę więc taką kosę posiąść.

Załącznik 2321

Pierwsze negocjacje – przybliżają cenę – od 10 janków za mini scyzoryczek wielkości palca do 650 za wypasiona dużą, zdobioną kosę. Ujgur, zachwalając swój produkt ostrzem drogiego noża nacina ostrze innego - taniego. Odcinany metal spada na podłogę, a ja się ślinię coraz bardziej. Na klindze nie ma nawet śladu wyszczerbienia. Szybkie targi i kupuję za 250. Coś za szybko się zgodziłem… Paradoksalnie nóż w kieszeni ułatwia negocjacje w następnych sklepach. Każdemu, który mi oferuje kolejną kosę, mówię ze już nie potrzebuję, bo już mam, i natychmiast ceny kolejnych egzemplarzy lecą na łeb na szyję. 200, 150! Irma bezczelnie proponuje stówkę i już po chwili jesteśmy właścicielami kolejnego niezłego egzemplarza. Temu też nie mógłbym się oprzeć, zwłaszcza po prezentacji ostrzenia na jedwabnej szmatce i golenia włosów na ręce… Teraz to już jesteśmy mądrzy i nasza bezczelność negocjacyjna nie zna litości. Jojnie kupujemy hurtowo dwa ładne egzemplarze noży, z podpisami ich wykonawców – knifemakerów. Z każdego straganu wychodzimy z jakimś trofeum wydartym metodą na „nóż”, albo na bezczelnego: czyli „jak nie - to wychodzę”. Ta metoda okazała się szczególnie skuteczna. Wykosiliśmy słynne jaspisy hotańskie, unikalne, bo nie zielono-przeźroczyste pakistańskie podróby, tylko zabarwione czerwono pomarańczowym piaskiem pustyni. „Na jaspisy” potem, bezczelnie zbijaliśmy cenę kolejnych koralików, już nie tak ładnie wybarwionych, jak te pierwsze. Kolejny smutny kupiec zostawał na swoim straganie, a my jak jastrzębie spadaliśmy na następnego. Ozdobne lusterka dla wszystkich koleżanek naszej córki? – proszę bardzo – 5 sztuk?– to już zakup hurtowy, cena ciach na pół. Ale chcemy 20! I znów trzeba będzie spuścić z ceny. Kosimy jak leci. Germańscy oprawcy! Oj powiększy się torba do samochodu Kajmana...

Załącznik 2320

Potem przyszedł czas na herbaty, przyprawy, suszone owoce i orzechy no i suszonego penisa jelenia, największego, jaki był. Taki prezent dla Pastora. Były też fiuty morsów, ale nie dostatecznie duże. W konspiracji chciano nam też sprzedać suszoną łapę tygrysa, jednakże trochę się już baliśmy…

Załącznik 2309

bajrasz 26.11.2008 00:06

hmmmm, i znowu trza czekać do wtorku:(

podos 26.11.2008 00:23

30 Załącznik(ów)
c.d.

Równie interesująco prezentowały się też boczne uliczki miasta, zatłoczone, pełne życia i gwaru, Tak odmienne od szerokich betonowych chińskich highway’ów.

Załącznik 2339Załącznik 2338

Podobnie jak w Indiach, panowała tu uliczna specjalizacja. I tak, na jednej z nich, natrafiliśmy na zakłady lutnicze – produkujące całą gamę przeróżnych instrumentów


Załącznik 2343Załącznik 2340
Załącznik 2341Załącznik 2342



Uliczka ciesielska…


Załącznik 2329Załącznik 2328

Uliczka dekarska…

Załącznik 2332Załącznik 2331

Czy też uliczka elektrotechniczna…

Załącznik 2333

Albo uliczka krawców.

Załącznik 2352


Ale i tak największe wrażenie robiło na mnie serwowane na ulicy z mini straganów-kuchni żarcie. Mimo ciągle trwającej rewolucji w żołądku, z zainteresowaniem zerkałem w wystawiane wynalazki.

Tak wiec, pije się taki oto rozwodniony jogurcik. Zapewne jest idealny na upały. Jakoś baliśmy się spróbować.

Załącznik 2344

Lód pochodzi oczywiście z lodowców Karakorum – i stamtąd jest przywożony metodami tradycyjnymi. Około 200km, może trochę mniej.

Załącznik 2348

Po takim „jogurciku” najlepiej na żołądek zrobiła by świeżutka figa…

Załącznik 2334

A jak ktoś nie lubił owoców, mógłby sobie zaserwować np. ręcznie robioną podrobową kiełbaskę. To białe na dole to żywy tłuszcz!

Załącznik 2345Załącznik 2346

Innych gotowanych specjałów jest cała masa, nic się tu nie zmarnuje.

Załącznik 2335Załącznik 2336
Załącznik 2337

Nie brakuje również baranich szaszłyków, dostępnych praktycznie nia każdym rogu.

Załącznik 2354Załącznik 2353

Mięso zagryziemy albo pilawem – czyli gotowanym ryżem z marchewką…

Załącznik 2350

… albo znanymi nam z Kirgizji bułeczkami przygotowywanymi i wypiekanymi na oko tradycyjnie…

Załącznik 2355Załącznik 2356

Jak już nic dla siebie nie znajdziemy to można posilić się jakimś chipsem.

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/DSCF6130.jpg
http://i493.photobucket.com/albums/r...r/DSCF6131.jpg

I zapić tradycyjnymi, cywilizowanymi drinkami

Załącznik 2330

Piwo tez nie nazywa się piwo. Ale na szczęście da się kupić. No coś się chińczycy jednak przydali Ujgurom.

Załącznik 2327

Zmęczył nas ten dzień, łapiemy na ulicy taksówkę żeby wreszcie zawiozła nas do jakiejś mniej ekstremalnej knajpy.
Taksówki w Kashgarze są dostępne wszędzie. Prawdopodobnie działają lepiej niż londyńskie metro. Są wszędzie, dostępne na wyciągnięcie ręki, w cenie biletu komunikacji miejskiej. Nigdy nie zapłaciliśmy innej ceny niż 5 juanów. Wszystkie pojazdy taksówek to VW Santana – chińska wersja starej Jetty I. Tych samochodów sprzedaje się w Chinach, bagatela, ponad 100 tys. kwartalnie i jest najlepiej sprzedającym się pojazdem.

Załącznik 2351

Taką to Santaną, poruszamy się głównie metodą: ”na wizytówki”, czyli – pokazujemy karteczkę napisana przez naszego opiekuna albo mamy wizytówkę z knajpy, w której byliśmy ostatnio. Taksi podrzuca nas zwykle w okolice ronda, które przynajmniej wiemy, gdzie się znajduje, i poruszamy się wyłącznie w jego okolicy. Dalsze wypady, z powodów językowych, nie należą do najłatwiejszych eskapad.

Załącznik 2349

Na koniec dnia zaliczamy ujgurską knajpę dla turystów. Zamawianie oczywiście na migi. Czyli kurczak to ko-ko-ko, a baranina be-ee-ee. Działało.

Załącznik 2347

samul 26.11.2008 01:39

Uff, czytalem na goraco, jeszcze pachnace farba ;) Swietne, swietne, swietne! :bow:
O rany, jak ja... dzisiaj wstane? :lol8:

JareG 26.11.2008 09:59

Cytat:

Napisał bajrasz (Post 33206)
hmmmm, i znowu trza czekać do wtorku:(

Noooo niestety :drif:
Ale i tak jest progres - Sambor cos dopisal, moze to juz jakas tradycja bedzie.. :D

Andrzej_Gdynia 26.11.2008 19:45

Jak zwykle świetne foty... I sporo informacji. W dodatku zazdroszcze takiego noża, nie mogliscie wykupić wiekszej partii dla przyjaciół?

giziu 26.11.2008 20:34

http://i493.photobucket.com/albums/r...r/DSC01076.jpg
Sorki Podos, a to jest jakiś zlot furmanek czy coś ala zakończenie sezonu :)
z odcinka na odcinek szczena opada mi coraz niżej, a za jakiś czas moje oczodoły będą puste
Rewelacja

bajrasz 26.11.2008 23:45

1 Załącznik(ów)
Kulinarne wątki mnie najbardziej rajcują.
Będąc w Edynburgu, poszliśmy do knajpki chińskiej. Miała ona dwie strefy.
Pierwsza, duża, „dostępna”, to ta europejska. Druga, to taka, zakazana strefa dla nas, tylko chińczycy, taka ich prawdziwa kuchnia, dla nich samych. Menu, to rząd znaczków, no ale pretensji nie mamy, bo mogliśmy usiąść na górze. Kelner, doniósł nam wersje obrazkową, która wcale nam nie pomogła, ale zawsze coś.
Dostaliśmy karteczki, gdzie były numerki potraw. Zakreślało się potrawę i ilość.
Nie bardzo mogąc liczyć na pomoc i wyjaśnienia (bo nic nie dawały, oprócz świadomości z jakiego zwierza jest coś, i to też pod znakiem zapytania), każdy zakreślił po kilka kwadracików, w różnej części menu…będziemy testować:)
Dostaliśmy wszystkiego mnogość, i było to przepyszne, ale nadal nie wiem co jedliśmy-może i dobrze. Jedyne co rozpoznałem, to kurze łapki...reszta, to zagadka, ale chińczycy to jedli, i uśmiechali się do siebie, i dyskutowali…czyli, to nie mogło być nic, co by nas zabiło.
Ja osobiście byłem w niebo wzięty, Azja, już w połowie posiłku, piła tylko herbatę-tak na marginesie, podawaną do woli i bardzo dobrą, jeśli dobrze pamiętam, to herbata jaśminowa była.
Jakiś czas temu, dostałem od przyjaciela z Brazylii , taki trunek-zdjęcie poniżej
Każdy, kto to widzi, reaguje tak samo-o ja piredziu, to się pije?!, w realu, wygląda to koszmarnie…ale smakuje wybornie;) a na pewno wersja z langustąJ))))))))
A dlaczego to piszę…aaa, bo „chipsy” mnie tak zakręciły, i jeśli to nie opcja do mielenia,
i jeśli ktoś to je, to bym się skusił:):):)

Pretor 27.11.2008 00:57

No kurna 3 godziny czytania. Fajowa wyprawa.
Czy Ty Pados robiłeś jakieś zapiski czy tak sobie to wszystko zapamiętałeś i napisałeś po przyjeździe. Ja to mam sklerozę i po 3 dniach nie pamiętam jak która wioska się nazywała.

podos 27.11.2008 13:31

Cytat:

Napisał Andrzej_Gdynia (Post 33314)
Jak zwykle świetne foty... I sporo informacji. W dodatku zazdroszcze takiego noża, nie mogliscie wykupić wiekszej partii dla przyjaciół?

to był duży błąd, niestety.

Cytat:

Napisał giziu (Post 33323)
http://i493.photobucket.com/albums/r...r/DSC01076.jpg
Sorki Podos, a to jest jakiś zlot furmanek czy coś ala zakończenie sezonu :)
z odcinka na odcinek szczena opada mi coraz niżej, a za jakiś czas moje oczodoły będą puste
Rewelacja

to normalny targ, tylko sprzedają z osła zamiast, jak u nas, z żuka...

dzięki.

Cytat:

Napisał Pretor (Post 33366)
No kurna 3 godziny czytania. Fajowa wyprawa.
Czy Ty Pados robiłeś jakieś zapiski czy tak sobie to wszystko zapamiętałeś i napisałeś po przyjeździe. Ja to mam sklerozę i po 3 dniach nie pamiętam jak która wioska się nazywała.

Prytor, nie mam notatek ale mam zdjecia. po nich odtwarzam. mam tez mapy więc wiem gdzie byłem. Nam notatki finansowe, ktore prowdziła Irma

podos 01.12.2008 20:00

update do ujgurskich noży
 
1 Załącznik(ów)
Jeden z moich nabytków:)

Załącznik 2393

zombi 01.12.2008 20:42

fiuu,fiuu..
piękny nóż.:rules:

bajrasz 01.12.2008 20:42

Wchodzęna forum, i widzę wpis Podosa w temacie:)
Pierwsze co, to szok, bo to przecież poniedziałek, potem przyszło mi do głowy:
noo tak, Andrzejki były! i pewnie Podosowi, się kalendarz rypnął...no i dobrze:)
Więc robię sobie dobra kawę, zasiadam wygodnie i...i dupa, to tylko gratis!!!
Podos! Ty już wiesz co!;)

podos 01.12.2008 20:53

Cytat:

Napisał bajrasz (Post 34001)
Wchodzęna forum, i widzę wpis Podosa w temacie:)
Pierwsze co, to szok, bo to przecież poniedziałek, potem przyszło mi do głowy:
noo tak, Andrzejki były! i pewnie Podosowi, się kalendarz rypnął...no i dobrze:)
Więc robię sobie dobra kawę, zasiadam wygodnie i...i dupa, to tylko gratis!!!
Podos! Ty już wiesz co!;)


i dobrze Ci tak, kawę piakrew se zrobił... Kwiatki se kawą podlej.
PIWO!
Do jutra, wieczorem.

Marcin SF 01.12.2008 20:58

trzymam za słowo :drif:

bajrasz 01.12.2008 21:02

kurcze! kwiatków nie mam! czyli co? ma do jutra siedzieć z ta kawą?! zimna już będzie i mało smaczna:(...no dobra...dam radę...chyba:(

Artuditu 01.12.2008 21:17

Dobrze żeś piwa nie otworzył bo by do jutra wygazowało:)

samul 02.12.2008 10:32

Moglby se wlosy umyc... :lol8:

bajrasz 02.12.2008 16:57

No to się przygotowałem dzisiaj lepiej:chleje:...czekam, ciekawe jak długo dam radę:friday:

podos 02.12.2008 17:34

otwieraj browar bo zaczynam...

bajrasz 02.12.2008 17:49

hehe, otworzę i zacznę, i się okaże, że flaszka już prawie pusta, jest 23-cia, ja już jestem zrobiony i dupa z czytania, a Ty wtedy zamieścisz ciąg dalszy...złośliwiec:))))))))))

podos 02.12.2008 17:57

ale ci sie stanie... za karę dwa piwa wypije, o jejku...
Zaraz będzie. idz po otwieracz.

podos 02.12.2008 18:09

Karakoram Highway. 250km
 
46 Załącznik(ów)
Chiny c.d.

18sierpnia



Bardzo raniutko zrywamy się z hotelu i ładujemy do naszego autobusiku. Przed nami dwudniowa wycieczka, po której tak wiele sobie obiecywaliśmy. Karakorum Highway.
KKH, znana również jako 9 cud świata, jest najwyżej położoną utwardzoną drogą górską świata i łączy Chiny z północnym Pakistanem. Przez to najwyżej położone przejście graniczne na świecie Kunjerab Pass wiedzie droga na wysokości ponad 4600 m n.p.m.

Załącznik 2401

Nic dziwnego, że drogę budowano aż 20 lat, a życie przy jej budowie straciło prawie 900 osób. Jej długość liczy 1300 km, przy czym jej 2/3 znajduje się w Pakistanie. Ma ona ekstremalnie duże znaczenie militarne dla Pakistanu, przebywającym w wieloletnim konflikcie zbrojnym z Indiami o Kaszmir. Nasza zeszłoroczna trasa przebiegała właśnie przez ten zapalny region, przez Kargil i Srinagar a ciągła obecność wojska przypominała o przebiegającej niedaleko umownej linii kontrolnej oddzielającej te dwa kraje i niebędącej nawet ich granicą.

Załącznik 2402

KKH jest również spektakularną atrakcją turystyczną. O jej atrakcyjności niech poświadczy lista najwyższych szczytów świata leżących w jej bezpośredniej bliskości.
K2, na granicy Pakistanu i Chin, druga najwyższa góra świata 8,611m.
Nanga Parbat, Pakistan, 8,125m
Gasherbrum I, na granicy Pakistanu i Chin, 8,080m.
Broad Peak, na granicy Pakistanu i Chin, 8,047m.
Gasherbrum II-IV, Pakistan, 8,035m-7,932m
Masherbrum (K1), Pakistan, 7,821m.
Muztagh Ata, China, 7,546m.
Kongur Tagh, China, 7,719m (źródło: wikipedia)

Załącznik 2403Załącznik 2405
Załącznik 2404

Trudno się więc dziwić, że miejsce to przyciąga rzesze turystów nawet w takie zapalne regiony jak pogranicze pakistańsko indyjskie, czy pakistańsko afgańskie. To mekka alpinistów i trekkingowców, ale także cel wypraw motocyklistów całego świata. Przyciągnął tez nas. O jakże pokarał nas los, żebyśmy tę piękną drogę musieli podziwiać z okien autobusu! Chcieliśmy tak:

Załącznik 2406

A wyszło jak zwykle:

Załącznik 2446Załącznik 2407

Jadąc od Kaszgaru przemierzyliśmy rozległą równinę leżącą u podnóża Karakorum, które dość szybko wyłoniło się na horyzoncie połyskując swymi lśniącymi lodowcami. Zatrzymaliśmy się jeszcze po drodze w wiosce, w której odbywał się lokalny targ, widocznie uboższy niż ten w Kaszgarze, wyskoczyliśmy szybko coś przegryźć, bo kuchnia hotelowa wyraźnie nam nie służyła.
Wraz ze zbliżaniem się do gór okolica surowiała, a góry stawały się coraz to bardziej pionowe. Asfalcie równiutki jak stół, nawet śladu najmniejszej dziurki czy nierówności.

Załącznik 2408

Podziwiając krajobrazy za oknem, poczytując epopeję Marco Polo w National Geografic, rozgrywając kolejne partyjki brydża lub po prostu śpiąc dojechaliśmy do pierwszego wojskowego postu.

Załącznik 2409

Tutaj już nie było zmiłuj się, wysiadanie z autobusu i przegląd paszportów w okienku murowanego budynku strażnicy, sfotografowanej oczywiście spod pachy, bo obowiązuje zakaz fotografowania obiektów wojskowych.

Załącznik 2410Załącznik 2411

Nad naszymi głowami zaczęły się już góry o nazwach, które przynajmniej Marcinowi coś mówiły. 10 lat wcześniej wraz z grupą polskich alpinistów atakowali jeden z siedmiotysięczników - Kongur Shan (7,719m), od lat niezdobyty przez Polaków(ostatnio http://www.kongur.gd.pl), a w swojej historii w ogóle tylko 4 razy.

Załącznik 2412Załącznik 2413

Kolejnym przystankiem na naszej drodze jest przydrożny handelek minerałami położony przy fantastycznie i naturalnie pokolorowanych wzniesieniach. Faktycznie to zatrzymały nas widoki, kramy tam po prostu stały, bo chyba wszyscy się tam zatrzymywali… Kolor gór i okolic dotychczas niespotykany, nie wiemy czy to piasek, czy śnieg? Pstrykamy…

Załącznik 2414Załącznik 2415
Załącznik 2416Załącznik 2417

Niedługo później jesteśmy nad Karakul lake. To pięknie położone jezioro w górach jest płatną atrakcją turystyczną, poza widokami nie oferującą niczego w zamian. Leży na 3600 m np. m i otoczone jest zaśnieżonymi szczytami. Dlatego odjeżdżamy kawałek dalej i wpatrujemy się w odbicie siedmiotysięcznika Muztagh-ata w kryształowej toni jeziora.

Załącznik 2418

Plątając się po okolicznych piargach trafiam jeszcze takie ujęcie. W tle pasmo ze wspomnianym już siedmiotysięcznikiem– Kongur Shan.

Załącznik 2419Załącznik 2420

Od teraz autobus pnie się ciągle w górę, aż osiąga Subash plateau z 4100m przełęczą tuż u podnóża Muztagh-Ata. Poprzecinana lodowcami olbrzymia góra wznosi się nad nami jeszcze 3400 metrów i nie wygląda na jeden z najłatwiejszych siedmiotysięczników.

Załącznik 2421Załącznik 2422

Widoki nas przygniatają, sponsor wykorzystuje okazje i wskakujemy w organizacyjne koszulki i strzelamy sponsorską fotę.

Załącznik 2423Załącznik 2424

Załącznik 2425Załącznik 2426

Humor nieco psuje nam widok bazy alpinistycznej pod Muztagh-Atą – rząd jurt jest odlany z betonu. Chińczycy za nic mają sobie tradycję…

Załącznik 2427Załącznik 2428

Zjeżdżamy w dolinę i dalej podążamy drogą na Kunjerab Pass do Pakistanu w dalszym ciągu sławetną KKH. Po południu dojeżdżamy do Tashkurgan, mijając po drodze odjazd do Tadżykistanu - za kilka dni będziemy za tym pasmem górskim Pamirów.

Załącznik 2429

Po południu lądujemy w Taskurgan, miasteczku na końcu świata, otoczonym ze wszystkich stron górami i granicami obcych państw. Stąd ok. krok już do Pakistanu, Afganistanu i Indii. Leży ono w autonomicznym regionie tadżyckim (Tajik Autonomous County) po ujgursku się pisze tak: تاشقۇرغان, a po chińsku tak: 塔什库尔干. Po naszemu oznacza to kamienną fortecę. Miasto to przez stulecia pełniło ważną rolę na Jedwabnym Szlaku, oraz miało strategiczne znaczenie jako przedsionek Chin.

Samo miasteczko niczym specjalnym nie imponuje. Ma jedno skrzyżowanie asfaltowych dróg, na latarniach propagandowe szczekaczki zagłuszają ciszę górskiej przyrody. Ograniczyliśmy się do spaceru po ulicach i ścisłym centrum oraz podglądaniu życia Tadżyków.

Załącznik 2430Załącznik 2431
Załącznik 2432Załącznik 2433

Rozśmieszały przepisywane nieudolnie angielskie słowa na budynkach. „Spuer Markep” czy „Posto f china” raczej nikomu tu nie przeszkadzało. Ciekawe jaki byłby efekt jak byśmy zaczeli przepisywać chińskie znaczki...

Załącznik 2434Załącznik 2435

Myślałem przez chwilę, że kupię sobie jakieś wyjściowe ubranie, ale jakoś nic mi nie podeszło…

Załącznik 2436

Po obiedzie w lokalnej knajpie udajemy się do starej części miasta, nad którym góruje średniowieczna twierdza. W praktyce to kupa kamieni, mająca jednak jedną ogromną zaletę. Była okropnie fotogeniczna.

Załącznik 2437Załącznik 2439
Załącznik 2438

To, co jednak ujrzeliśmy z jej szczytu, wprawiło nas w zachwyt i uwielbienie dla tego miejsca. Niskie popołudniowe słońce, rzucało długie cienie w zieloną dolinę, upstrzoną białymi jurtami i przeciętą błękitną rzeką. Dolinę zamykała ściana płomiennych i surowych gór, na których pewnie nie stanęła jeszcze ludzka stopa…

Załącznik 2440Załącznik 2441
Załącznik 2442

Oniemiali powróciliśmy do hotelu, typowo chińskiego i o zdecydowanie za wysokim standardzie, jak na ten, do którego przywykliśmy już w Kirgizji. Wieczór dopełnił się kilkoma partyjkami brydża, w którym, nie chwaląc się, powieźliśmy przeciwników hmm, na dużo punktów.

Załącznik 2443Załącznik 2444
Załącznik 2445

Marcin SF 02.12.2008 18:24

dobre :)

7Greg 02.12.2008 18:27

Pięknie. Naprawdę pięknie. Widoki jak z żurnala ;)

bajrasz 02.12.2008 18:55

Noo, i teraz po strawie duchowej, jaką było Movistarowe i Podosowe pisanie, mogę zrobić coś dla ciała:chleje: Wasze zdrowie:)

PS: Kilka razy zdarzyło mi się, mieć kontakt bezpośredni z kolesiami z długa bronią, i zawsze mnie to przeraża i jestem lekko posrany...mówię tu o spotkaniach, gdzieś właśnie daleko i z dala od cywilizacji

JareG 02.12.2008 18:58

Cytat:

Napisał podos (Post 34143)
Chiny c.d.

:Thumbs_Up:

I znow tydzien czekania.. :mur:

sambor1965 03.12.2008 09:09

Cytat:

Napisał bajrasz (Post 34149)
Kilka razy zdarzyło mi się, mieć kontakt bezpośredni z kolesiami z długa bronią, i zawsze mnie to przeraża i jestem lekko posrany...mówię tu o spotkaniach, gdzieś właśnie daleko i z dala od cywilizacji

W Kirgizji to spoko, ale rzeczywiscie w takim Tadzykistanie to sie kiepsko czulem na posterunku dojezdzajac do 17 latka z kalachem. A juz zupelnie slabo poczul sie moj syn, ktory nie chcial sciagnac majtek na kontroli osobistej i jakis sk...syn pomogl mu lufa kalacha.

raf 09.12.2008 14:13

Dzisiaj wtorek:)

podos 09.12.2008 15:42

osz cholercia, krótko dziś bedzie bo zarobiony byłem, a bede jeszcze bardziej... dajcie z pol godziny

podos 09.12.2008 15:58

13 Załącznik(ów)
Chiny cd.

19 sierpnia.


Załącznik 2517

Właściwie spędziliśmy cały dzień w autobusie, tą samą drogą (innej nie ma) i na wczesne popołudnie wróciliśmy do Kaszgaru. Tutaj jeszcze zdążyliśmy zjeść obiad w znajomej westernerskiej knajpie (ceny tez raczej zachodnie) Przemek postanowił również uzupełnić trochę relację na www.variant-adventure.pl

Załącznik 2515Załącznik 2509

Znalazła się też chwilka, aby zaznajomić się z chińskim Internetem i napisać kilka słów na naszym forum.

Załącznik 2505

dla przypomnienia tekst historyczny za ktory nie dostalem w ryja.

Cytat:

Napisał podos
YYY!,

Meldujemy sie!
Obiecalem sobie ze bede twardzszy niz wlasna kupa, ale niestety sie nie udaje. Wiec od razu ostrzegam ze dlugosc mojej relacji jest wprost proporcjnalna do cisnienia wytwarzanego... no wiecie czym.

Faktycznie, jestesmy w Kitaju. Faktycznie motorki przejechaly sie po Chinach 4 km zanim nam je zamkneli na skladzie celnym. Z powodow takich, ze Ujgurzy chca niezaleznosci. Poniewaz aby korzystac z interentu trzeba bylo podac nr p[aszportu pozwilicie ze chwilowo przemilcze ten aspekt. Co maja do atakow ujgurskich na chinczykow turysci to nie wiem, nie widac zadnego wojska, policji, pare checkpostow z uzbrojonymi chinczykami i tyle. Zadnego , ale to zadnego powodu dla ktorego nie mielibysmy sobie tu jezdzic na naszych sprzetach. Ale trudno. Nie zaluje (w przeciwienstwie do Marcina) wjazdu do Chin w charakterze turysty autobusowego, choc bezsprzeczne bym wolal na kolach. Wspomniane KKH (Karakoram Highway) to cudowny asfalcik (300 km) rowny jak stol, z Kaszgaru do Tashkhurgan, przebiegajacy dnem glebokiej doliny, z formami skalnym powalajacymi na kolana. A zeby wszystkiemu dodac klimatu bajkowego - z piachu i kamieni surowej ziemi wyrastaja osniezone siedmiotysieczniki z ogromnymi jezorami lodowcow - Muztaghh Ata( 7400) oraz Kongur (7500) No, naprawde robia wrazenie, zwlaszcza ze zalapalismy sie na bezchmurna i bezwietrzna pogode...
Zwienczenie dnia w Tashkurganie to wizyta na resztach sredniowiecznego fortu z ktorego rozciaga sie widok na cala zielona doline, poprzecinana wstazkami lodowcowych potokow i upstrzona jurtami Tadzykow (bo to ich region autonomiczny). Wszystko w promieniach zachodzacego slonca na dlugo pozostanie w mojej pamieci.

Wracajac do Kaszgaru, klimat tego sporego miasta, lezacego na rozwidleniu Jedwabnego szlaku jest niesamowity. Istny tygiel. 90% mieszkancow to Ujgurzy, nawet nie wygladaja na Chinczykow - w dodatku wyznaja islam. Choc to narod kupiecki, od wiekow zajmujacy sie handlem, nie czuje sie tej nieznosnej nachalnosci towarzyszacej mi przy spacero-zakupach po stambulskim Grand Bazaar. Zakupy i targi to czysta przyjemnosc, na ogol osiaga sie 30% (lub mniej) ceny otwarcia. Trzeba oczywisce dac raz ciala, zeby sie nauczyc - ale i tak warto. Zarcie, - glownie baraninka w roznych wersjach - od szaszlykow po nadziewane pierogi w lekkim rosolku z jarzynami, Lagman ( czyli spagetti po ujgursku), pilaw - ryz gotowany z marchewka, no i rozne wynalazki na zywych skorpionach konczac sprzedwane sa prosto z ulicy na chodnikowych grilach, wokach i innych bardziej lub mnej obwoznych pojazdach. Zarcie wylaczne dla twardych - do ktorych ciagle sie zaliczam, mimo wspomnianej na poczatku postu konsystenji kupy.
Ceny wszystkiego - smieszne - benzyna ponizej dolara, obiad (z ulicy) dla dwojki od 5 -20juanow- (0.8- 3 dolarow) Coca Cola 3j, woda 2-3j, chleb (taki palcek) -1 juan.
Zarcie w wypasionej restauracji dla westenersow 150 juanow za 4 osoby- 20 dol.

Jutro sie juz stad zwijamy - przed nami droga powrotna na granice z Kirgizja - Irkeshtam. Stamtad najgorsza droga swiata, jaka w zyciu jechalem - szutrowka rozpierniczona w iment przez chinskie i kirgskie ciezarowki... To nawet nie jest offroad, bo zapierniczac sie nie da, pelno duzych o ostrych kamieni i dziur, slabo mi na mysl o powrocie. No ale innej drogi nie ma.
Od Sary Tash i zatankowaniu z butelek (nic sie nie zmenilo) walimy pod Pik Lenina aby sprawdzic czy nasza studencka ekipa afrykanska zaliczyla juz ten szczyt. Tam pewnie sprzedamy im Jojne - ktory - odeskortuje Agnieszke na samolot do domu. (musi wrocic wczesniej) To ze Jojna jest niepismienny, zauwazyliscie pewnie pare postow temu, za co i tak dostanie w ryj, wiec zdradze Wam jego tajny plan jakim jest powrot na kolach do Polski. Zatem spodziewajcie sie go pod koniec miesiaca....
Reszta ekipy zaatakuje z Sary Tash Pamir Highway ze jego 4600 m przelecza. Pamir jest caly w sniegu, Magnusy pisza o zadymkach snieznych wiec chyba w koncu dostaniemy w d...

No to trzymta sie. Nastepna relacje pewnie najwczesniej z Osh kolo 25 sierpnia.


Na zakończenie dnia zostaliśmy zaproszenia na full wypas mega kolację przez właściciela biura turystycznego, który chciał nam jakoś wynagrodzić niemożność pojechania na motocyklach na pustynię Taklamakan. W końcu cała nasza kasa poszła na unieważniony permit, a reszta na tę czterodniową wycieczkę, która właśnie dobiegała końca. Trzeba przyznać, że facet zachował się, obiad był naprawdę wykwintny obfitujący we wszelakie dobra, których nazw nie potrafię nawet wymówić. Z tego, co rozpoznałem – to była kaczka po pekińsku, w wyśmienitych placuszkach sułtańskich. Upieczone kaczki sprawiali panowie w takich oto strojach:

Załącznik 2514

Kawałeczki lądowały w miseczki na obrotowym stole, gdzie pomieszanie z różną zieleniną, sosem Hoisin i zawinięte we wspomniane naleśniki, znikały pochłonięte przez nasze żołądki. Pychota.
Po stole kręciły się całe mnóstwa dodatków, różnych noodli, sałatek wędlin i pieczonych mięs. W okolicach końca wjechała też duszona ryba. Na moje oko – leszcz. Ryba raczej podła, ale za to ładnie podana.

Załącznik 2510Załącznik 2511
Załącznik 2512Załącznik 2513

Na koniec wykazałem się nie lada odwagą – zjadłem sławetne chińskie zgniłe jajo.

Załącznik 2516

Jakie ono było, to zostawię tą wiedzę dla siebie – jak będziecie – spróbujcie sobie sami!
O dziewczętach teraz będzie. Dzieci do spania!
Wybraliśmy się na chiński masaż stóp. Znaczy zostaliśmy zabrani, wiec nie zdążyliśmy się pozbyć naszych kobiet. Siedliśmy sobie rzędem na fotelach w pokoju hotelowym a tu jak na komendę wchodzi siedem chińskich lasek. Identycznych. No może dla nas. Każda się przedstawiła w następujący sposób:
- Dobry wieczór –wydeklamowała po chińsku - mój numer to 253, jestem masażystką i jestem do pańskich usług.

No, po takim tekście tez chciałem coś powiedzieć o numerkach, ale się trochę mojej bałem, więc tylko durnie się uśmiechnąłem i zrobiłem zdjęcia żebyście uwierzyli.

Załącznik 2506Załącznik 2507
Załącznik 2508

Potem kazały się rozbierać i smyrały nas włosami tu i ówdzie, aż nas prądy jakieś dziwne przechodziły, no znały się na tym… ech…
A wiec masaż stóp to tylko ściema facetow wracających z delegacji...

sambor1965 09.12.2008 16:13

Cytat:

Napisał podos (Post 34985)
Potem kazały się rozbierać i smyrały nas włosami tu i ówdzie, aż nas prądy jakieś dziwne przechodziły, no znały się na tym… ech…
A wiec masaż stóp to tylko ściema facatow wracających z delegacji...

Podos masz w ryj...

samul 10.12.2008 22:28

Alez emocje! O zesz ty! Piwo mi sie skonczylo, a tu w gardle zaschlo!!! Chyba jeszcze w garazu kszynka stoi ? ? ?... Ufffff! Stala :) No dobra mozna czytac dalej :b...

To juz? Taki temat i jedno zdanie? ? ? :drif:

podos 15.12.2008 23:56

kuźwa, zaraz wtorek!:mur::vis::umowa:

Marcin SF 16.12.2008 00:01

no kurcze ja myslałem,że jakiś falstart i się naczytam przed snem a tu dupa :] no nic tydzień temu była niespodzianka bo nim wróciłem z pracy już było co czytać więc będzie bez rękoczynów :)

podos 16.12.2008 00:01

33 Załącznik(ów)
Chiny cd
20 sierpnia


Po ciemku jeszcze zebraliśmy się na recepcji naszego hotelu. Zasady są tu takie, że zanim wyjdziesz przez drzwi, obsługa dokładnie sprawdzi „straty” w pokoju. Zatem nie wystarczy powiedzieć, co się skonsumowało z mini baru, recepcjonistki zresztą nie mówiły ani słowa po angielsku. Zatem nasz TW Ujgur, po kolei informował nas, co żeśmy zużyli, a co zabrudzili, w sposób uniemożliwiający powtórne użycie. Podnieśliśmy sobie nieco ciśnienie, płacąc za brudny ręcznik czy prześcieradło, chcąc już mieć to za sobą uregulowaliśmy rachunki i wskoczyliśmy do busa. Przed nami 5-cio godzinna podróż na granicę z Kirgizją, gdzie oczekiwały na nasz nasze sprzęty. Te 4 dni bez naszych dwóch kółek, wypościły się nas wystarczająco mocno, byśmy bez żalu opuszczali Chiny. Co innego gdybyśmy poruszali się tu sami, ale w tej sytuacji te 4 dni to było maksimum naszej wytrzymałości. Smutna jest też ta ciągła kontrola naszych opiekunów nad tym, co robimy i gdzie jesteśmy. Zaskakujące sytuacje „przypadkowych” spotkań z kawiarenkach internetowych w 4mln mieście świadczą chyba same za siebie o totalitarnym charakterze tego państwa.
Podróż minęła nam dość szybko, w okolicach południa byliśmy z powrotem w Irkeshtam. Cała cyrkowa procedura odprawy miała miejsce ponownie, tyle ze w kolejności odwrotnej niż pod czas wjazdu. Znów o dziwo z naszego tłumu wyłowiony został Przemek, i poddany nieco bardziej szczegółowej kontroli, wraz z przeglądaniem zawartości komputera i zdjęć w aparacie. Przypadek, prawda?
Po odprawie z drżącymi sercami ruszyliśmy w kierunku hali, gdzie stały nasze sprzęty. W milczeniu, przyspieszaliśmy kroku, wyciągając szyję by pierwsi zobaczyć czy mamy, po co wracać. Już nie kamień z serca a łomot skalnej lawiny będzie najlepiej opisywał wielkość naszej ulgi gdy zobaczyliśmy nasze sprzęty tak jak je zostawiliśmy. Wszytko się zgadzało, nic nie zginęło, najwyżej robotnicy siadali i robili sobie zdjęcia, co ostatecznie możemy im darować. To przecież błahostka, w porównaniu z opcją otwarcia fabryk Afryk w Chinach, opartych na rozebranych 5-ciu prototypach z Polski… Zdolność tej nacji do kopiowanie wszystkiego jak leci, powodowała, iż jeszcze w autobusie z Kaszgaru na granicę zakładaliśmy się czy nie zobaczymy jakiejś wiernej kopi HRC pędzącej po szosach Xinjiangu.

Załącznik 2576

Pakujemy sprzęty i przejeżdżamy do znanego już nam postu kirgiskiego.
Na granicy kirgiskiej mamy mały przestój, w czasie którego zaznajamiam się z kolesiem ważącym chińskie TIRY z towarem. Jeden po drugim wjeżdżają na wagę towarową i uiszczają łapówkę za przekroczenie wagi. Np. w naturze, ręczną pompką ściągają mu 20 litrów ropy do agregatu obsługującego post. Ryzykuję łapówkę za przeładowanie i pytam czy też możemy się zważyć.
- Dawajte- mówi – więc nie czekając jak się rozmyśli, odpalam i pakuję się na płytę.
Zaraz po mnie Jojna.
- Wy – 400, Wasz drug, 420 - poinformował

No ładnie, mam dokładnie cały bagaż, plus przytroczone ciuchy Irmy, ważymy 460 kilo i to mamy góra pół baku. I przed nami wyrypiasta droga powrotna do Sary tasz, która tak dała nam w dupę, że Irma zapobiegliwie zasiadła w Patrolu z Gizmem. I ma rację, też bym się przesiadł, gdyby nie 4 dniowy motocyklowy post. Ponownie jesteśmy podnieceni perspektywą jazdy i wkrótce po kontroli sanitarnej i epidemiologicznej u naczalnowo wracza jesteśmy wolni! Piękna pogoda, biały Pamir po lewej i nitka wijącej się drogi przed nami poprawia nam humory.

Załącznik 2563Załącznik 2564

Przed nami znany już nam odcinek do Sary Tash a za nim, około stówy do bazy pod Pikiem Lenina – jednego z najwyższych szczytów niegdysiejszego związku radzieckiego. Tam właśnie planujemy nocleg i spróbujemy dowiedzieć się coś o losie naszego formowego przyjaciela- Adama (Tutaj Link), który na Afryce przyjechał tu aż z Polski by zdobyć ten pierwszy z siedmiotysięczników . Nasza samochodowa ekipa wiozła za nim dodatkowy sprzęt wysokogórski, który nie zmieścił mu się już na motorze. Jojna podał mu go nad Song Kulem i tyle go widzieliśmy.

Załącznik 2571

Na razie jednak przyjdzie się zmierzyć ze wspomnianymi wybojami autostrady międzynarodowej.


Kirgizja
20 sierpnia cd

Kluczem do powrotu jest zjechanie z głównej drogi zaraz za ostatnim postem kirgiskim (na końcu asfaltu) w prawo na ziemną drogę. Takie objazdy wytyczone na nowo przez ciężarówki i inne pojazdy omijają zniszczoną kamienistą drogę i łąką zakładają nowy trakt, objeżdżając wzgórza i pagórki zupełnie inną drogą. Jadąc w drugą stronę, nie zjechałem na taki objazd, ponieważ wyglądało ze wjeżdża w inną dolinę, okazał się jednak, że prowadził sobie żółto zielonymi łąkami, i jeśli nie był krótszy to na pewno równiejszy.

Załącznik 2565Załącznik 2566

Jechałem dodatkowo bez Irmy, miałem możliwość jazdy na stojąco i łatwiejszego manewrowania, motocykl prowadził się zupełnie inaczej, nie dobijał na dziurach i jechał zupełnie dobrze. Makabryczna droga zmieniła się w przyjemną przejażdżkę w samo południe. Po 1,5h z bananami na twarzy byliśmy w Sary Tash. Wszystkim świetnie się jechało, nikt nie zauważył jakiś dramatycznych dziur czy utrudnień. To, o co chodziło?

Załącznik 2580

Tutaj nasz Prezes oddziela się od nas i swoimi ścieżkami będzie podążał dalej. Wjedzie do Tadżykistanu już dziś, a potem przez trzy morza – Aralskie, Kaspijskie i Czarne wróci do Polski.

Załącznik 2577

Tradycyjnie tankowanie i zakupy w Sary Tash, i podążamy dalej drogą wzdłuż pasma pamirskiego. Do bazy pod pikiem jest 100km, z czego najbliższe 60 prostą drogą asfaltowo szutrową. Faktycznie najbliższe 60 km to dziurawy asfalt, dość kiepski, trzeba uważać, ale bez przesady, po drodze jest kilka małych wiosek, klasyczne zadupia, bez żadnego zaplecza, więc trzeba być przygotowanym i samodzielnym. Rozciągnęliśmy się nieprzyzwoicie, bo dzipy szukały ropy w Sary tasz, potem lali ją przez sitko, a na koniec gdzieś jeszcze obiedali, więc skończyło się to czekaniem na nich 2h na moście na rozjeździe pod Pik Lenina.


Załącznik 2573Załącznik 2574

Okazuje się że z tego miejsca jest około 40km do widocznych jak na dłoni gór. Niesamowite jak czyste jest tutaj powietrze, wydaje się, że są na wyciągniecie dłoni, a tu do nich jeszcze dwu godzinna wyprawa…
W dodatku szlak rozdziela się już na starcie 3 razy i bardzo łatwo się pomylić. W dodatku można jechać wszędzie po zielone pagórkowate łąki są równe jak stół i mozna sobie po nich jeździć do woli. To raj offroadowy, tak tylko do czystej zabawy, na pusto i solo. Szkoda ze nigdy nie ma się czasu…
Zrobiła się już 5 po południu jak w końcu zjechaliśmy się do kupy. Sambor za przewodnika wziął Kirgizkę, która z podwiezienie do swojej jurty obiecała poprowadzić pod bazę.

Załącznik 2578Załącznik 2579

Jazda w popołudniowym słońcu, wprost na biały Pamir, z cudownie oświetlonymi górami za plecami, zielonożółtymi łąkami na zawsze zostanie mi w pamięci. To jeden z najpiękniejszych dni spędzonych w Kirgizji.

Załącznik 2558Załącznik 2559
Załącznik 2560Załącznik 2561

Szutrówka na dwa koła wiła się pomiędzy pagórkami, tak ze po paru minutach jazdy wszyscy potraciliśmy się z oczu. Cały czas jechałem w ślady TKC odbite na ziemi lub piasku, nie mogąc uwierzyć w piękno otaczającego krajobrazu. Sielankową drogę przerwał nam jednak bród. To potok z roztapiającego się lodowca, w kolorze kawy z mlekiem. Tutaj dogoniłem Jojnę, który właśnie zamierzał przeprawiać się, instruowany z drugiego brzegu. Jojna – najlepszy z nas jeździec - instrukcji posłuchał i wrąbał się w najgłębsze koryto rwącego nurtu. Przód jeszcze jakoś przeskoczył, ale tył utknął.

JEEEB!

Afryka weszła z kuframi pod wodę, i siła napierającej wody przewróciła motocykl na bok.

Załącznik 2581Załącznik 2582
Załącznik 2583Załącznik 2584

Max coś strasznie się awanturował, na to nasze polskie przeprawianie potoku, na bo my, kawalek powoli, ale potem zaraz Dzida! To kłóciło się z jego amerykańskim 30 letnim doświadczeniem pokonywania brodów, czego nie omieszkał skwitować przekleństwami na „F"
Mało nas to obchodziło, bo przecież chcieliśmy mieć fajne zdjęcia z wodowania kolegi. To już doprowadziło Maxa do białej gorączki, nie mógł wyobrazić sobie, ze nie stoimy rzędem w rzece i nie pomagamy sobie przejechać. Ale mieliśmy go już serdecznie dość, on nas chyba też, na Najepce też się kompletnie nie znał, tylko z Trzodą był zaprawionyczego dał wyraz łuskając łupki z orzeszków na ziemię w autobusie. Na złość mu chyba kolejno przejeżdżamy „na dzidę”.

Załącznik 2568
Załącznik 2572


Za potokiem znajdowała się już jurta naszej Kirgizki, której lapsnęła się dwudziesto kilometrowa przejażdżka Afryką. W rewanżu zaproponowała nocleg, na co oczywiście nie przystaliśmy, za to objedliśmy ją z chleba maczanego w gęstym jogurcie. Pychota.

Załącznik 2569Załącznik 2575
Załącznik 2570


Za nami pogoda wyraźnie się psuła, co tylko dodawało urody do pięknego już i tak krajobrazu. Zaciągnięte czarnymi chmurami niebo na pólnocym wschodzie – podświetlone zachodzącym słońcem i wzmagający się wiatr był sygnałem do odjazdu.

Załącznik 2586Załącznik 2587
Załącznik 2588Załącznik 2585


Kirgizka wskazała kierunek na czerwonawą górę i zaczęliśmy kombinować jak do niej dojechać.

Załącznik 2557

Dróg było kilka i znów nie wiadomo było, na którą się kierować, więc na siagę, przez pagórki jechaliśmy w kierunku wskazanej czerwonej góry. U jej stóp znajdowała się wyraźnie główniejsza droga, wjeżdżająca w dolinę zamkniętą olbrzymim masywem gór i wiecznego śniegu.

Załącznik 2562

Kolejne kilka kilometrów wspinaczki w wjeżdżamy do rozległego kotła w dolinie, upstrzonego namiotami, jurtami i kilkoma budynkami. Zachodzące słońce odbija się w jeziorze, podczas gdy my szukamy miejsca na obóz.

Załącznik 2589

Dojeżdżamy do samego końca rozległego obozowiska, zerkając czy nie zobaczymy gdzieś Afryki Adama. Ponieważ się ściemnia zatrzymujemy się przy jurcie turystycznej, gdzie część z nas decyduje się nocować. Reanimujemy też Jojnę, który po lodowatej kąpieli z Afryką jest przemarznięty do szpiku kości. Bez gadania przysysa się do piersiówki 80% rumu Stroh, którą woziłem na czarną godzinę, a jeśli taka nie nadchodziła, podpijałem z niej wieczorami zdrowie Pastora. Dziś w ramach czarnej godziny podratował się nią Jojna. Jest zimno i wieje, pakujemy się do jurty, gotujemy jakiegoś viet-conga zagryzamy chlebem, zapijamy koniakiem i zaszywamy się w rozkosznie ciepłych śpiworkach.

---------------------------------------------------------------------------------
Załącznik 2567

Marcin SF 16.12.2008 07:35

no i dupa w końcu czytałem do porannej kawy :D jak zwykle jestem oczarowany

giziu 16.12.2008 15:14

Podos...pozwolisz przy najbliższej okazji spotkania się, że uścisnę Twą dłoń i walniemy jakiegoś kielona, jesteś Wielki. Z ogromną przyjemnością czyta się Twoje opowieści a przygoda live musi naprawdę być "podniecająca"...cokolwiek to znaczy :)

podos 17.12.2008 19:11

Cytat:

Napisał giziu (Post 35875)
Podos...pozwolisz przy najbliższej okazji spotkania się, że uścisnę Twą dłoń i walniemy jakiegoś kielona, jesteś Wielki. Z ogromną przyjemnością czyta się Twoje opowieści a przygoda live musi naprawdę być "podniecająca"...cokolwiek to znaczy :)

Cytat:

Napisał Marcin SF (Post 35839)
no i dupa w końcu czytałem do porannej kawy :D jak zwykle jestem oczarowany

No to skoro Wam sie podoba, to macie taki gratisik :)

podos 17.12.2008 19:11

35 Załącznik(ów)
Kirgizja cd

21 Sierpnia

Budzi nas przepiękne słońce i błękit nieba

Załącznik 2612

Załącznik 2625Załącznik 2643


Wyskakujemy z namiotów i jurt i napawamy się widokiem potwornej masy śnieżnej, jaka roztacza nad nami masyw Piku Lenina. 7134 m n.p.m. robi piorunujące wrażenie. Mrużymy oczy chcąc wypatrzyć maleńkie postacie schodzących z grani… Ida jacyś! Okazuje się, że alpiniści ukraińscy.
- Da, Da, Paljaki – odpoczywają w 2gim obozie, mają dziś schodzić – informują nas. Jeden zdobył z nimi szczyt! Brawo! Cieszymy się wraz z nimi i gratulujemy sukcesu! Zatem chłopaki będą dziś na dole! Są tez złe informacje. Adam odmroził palec u nogi. Na szczycie było -20 stopni Celsjusza.
Szybko analizujemy nasz plan na najbliższe dni. Musimy już je liczyć, koniec wyprawy zbliża sie nieuchronnie, trzeba już jakoś zaplanować powrót, mieć czas na spakowanie Afryk i nie spóźnic się na samolot. Raczej nie poczeka. Sytuacje komplikuje brak wiz powrotnych przez Rosję dla chłopaków z Patroli, których ambasada rosyjska nie chciała nam wydać. Mamy rzekomo bez problemu dostać je w Almaty. Jeszcze nie wiemy, że Polska włączyła się w aktywnie w międzynarodowy spór o Ostetię Południowa w konflikcie rosyjsko-gruzińskim i Polacy nie będą najmilej widzianymi gośćmi w ambasadzie Rosji.
Dziś, spod Piku chcemy jednak wjechać do Tadżykistanu, przekroczyć granicę i spać gdzieś w górach Pamiru, poniżej postu. Potem 3 dni kręcimy się po bezdrożach trójkąta pomiędzy Chinami Afganistanem i rozpoczynamy odwrót. Z tej analizy wynika, że dziś przed nami pół dnia jazdy. Do 14 możemy zaczekać na chłopaków.

Załącznik 2616

Zatem suszymy Jojnę, którego zanurzony całkowicie pod woda kufer nabrał wody i zmoczył swoją zawartość.

Załącznik 2639

Zaliczamy przyjemne śniadanko z kurczących się dramatycznie zapasów z na kufra w pięknych okolicznościach przyrody.

Załącznik 2636


W tej sielance zastanawiamy się, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dzionkiem.
Spróbujecie zgadnąć? Dla odmiany postanowiliśmy pojeździć sobie na motocyklach.

Załącznik 2617

Plan opierał się na naiwnej nadziei dotarcia motocyklami do bazy pierwszej, wzięcia chłopaków lub chociaż ich betów, i zwiezienia ich do Base Camp. W tym celu nie bierzemy żadnych betów ani pasażerów, tylko troki i na lekko wyrywamy ostro pod górę.

Załącznik 2618

2 kilometry drogi prowadzącej kamienistą ścieżką kończą się raptownie kilkuset metrowym osuwiskiem, którego dno żłobi lodowcowy potok.

Załącznik 2620

Dalej biegnie ostro w górę stroma piesza ścieżka, niepozostawiająca wątpliwości, że dalej to droga już nie dla nas. Mimo iż PIK jest jednym z najłatwiejszych siedmiotysięczników i rokrocznie przyciąga rzesze wspinaczy cieszy się także złą sławą.
W 1974 cała rosyjska wyprawa kobieca (osiem osób) zmarła w obozie na wysokości 7000 m n.p.m. z powodu nagłego pogorszenia pogody.
W 1990 roku 43 wspinaczy zginęło w lawinie, która była spowodowana trzęsieniem ziemi. (Wikipedia)


Załącznik 2623Załącznik 2624


Zatrzymujemy się, więc i podziwiamy bajkowe kształty i kolory okolicy.

Załącznik 2626Załącznik 2627
Załącznik 2628


Nie możemy tez darować sobie kilku lansiarskich sesji fotograficznych „zdobywców”.

Załącznik 2630Załącznik 2631
Załącznik 2632Załącznik 2633


Decydujemy się jeszcze na piesze wejście kilkuset metrów w górę, aby za pierwszym garbem mieć lepszy widok na naszych schodzących bohaterów.

Załącznik 2622

- Łooo Jezu- westchnąłem po paru krokach w górę. Jednak wysokość prawie 4 tyś metrów robi swoje, krótki oddech, wysokie tętno, serce napierdziela w tempie biegacza maratonu, aby napompować wystarczającą ilość ubogiej w tlen krwi. Stajemy co kilka kroczków, żeby zaczerpnąć tchu. W końcu docieramy na pierwszą grani padamy na trawę. Wystarczy na dziś.

Załącznik 2629

Widzimy przed sobą kawał doliny w kierunku piku, jak i całą bazę i otwierającą się dalej dolinę Alajską. Aż po majaczące na horyzoncie masywy Tien Szanu


Załącznik 2637Załącznik 2638

Pogoda niestety szybko się zmieniała, Pik zniknął w chmurach, lodowiec złowieszczo zerka spod czapy chmur. Przepuszczamy kilku schodzących alpinistów, niestety żaden z nich to nie nasi. Siedzimy do 12 i rezygnujemy. Zjeżdżamy zwijać obóz.
Nie tylko my, jak się okazuje, zwijamy obozowisko. Jest koniec sierpnia, to koniec sezonu wspinaczkowego na Pika. Nikt już nie wychodzi z bazy, pozostali nieliczni wspinacze właśnie schodzą, kończy się biznes dal obsługi bazy. Zwijane są jurty na zimę. Namioty straszą pustka.

Załącznik 2641Załącznik 2613

My też pakujemy sprzęty, ciągle zerkając czy ktoś nie schodzi z gór. Jakże miło było by się spotkać… W międzyczasie namierzamy Afrykę Adama. Stoi kilkaset metrów stąd w drewnianej szopie przy stałej bazie. O 14 wiemy już że nici ze spotkania, trzeba jechać. Zostawiamy chłopakom na siedzeniu Afryki piersiówkę z resztą pastorowego Stroha, z dedykacja i gratulacjami, oraz naklejka PL zdjętą z kufra.

Jazda! Wspaniała droga powrotna, nie zawiodła nas i tym razem. Nigdzie nie zbaczając jechaliśmy nitką wyglądającą na główną drogę, Tradycyjnie nieco niższa woda potoków z roztapiającego się lodowca tym razem nie stanowiła już problemów przeprawowych, pokonujemy je z buta.

Załącznik 2621Załącznik 2634
Załącznik 2609Załącznik 2615

Mijamy ciekawostki z życia codziennego jak na przykład wieloosobową rodzinę podróżującej jednym UAZem, czy dojenie kobyły na kumyz.

Załącznik 2640Załącznik 2614

Po godzinie z okładem docieramy do asfaltu wiodącego dnem doliny Alajskiej. Umawiamy się w Sary Tash i nasza kawalkada rozciąga się na przestrzeni wielu kilometrów. Znam drogę, więc zasuwam ile wlezie, znaczy 70, bo więcej się boję po szutrach i dziurawym asfalcie. Znów mija godzinka i ląduje w Sarytash. Dolewam z butelek do baku, tutejsza 80ka jest niczego sobie, silnik nie okazuje niezadowolenia z tego paliwa, praktycznie zero stuków zaworów, czy ubytku mocy. A może się już odzwyczailiśmy. Za rok będzie tu już normalna stacja benzynowa z 93ką. Teren już zryty, a zbiorniki wkopywane. Mija pewna era…
Uzupełniam też zapas koniaku, paru konserw i wody. Udaje mi się przekonać „restauratorkę” ze znajomego lokalu o sprzedaży mi 10 chlebowych placków. Podzielę się z ekipą, choć to trochę mało jak na 14 luda.
Powoli dojeżdżają kolejni. Za chwile musimy pożegnać już Jojnę z Agnieszką, która musi już wracać do pracy, Maxa , który nie ma wizy tadżyckiej ani rosyjskiej ani w ogóle żadnej, a w dodatku ma plan jechać do Mongolii a potem jakoś dalej do Tajlandii. Nie zna tez rosyjskiego, i chyba też nie do końca orientuje się gdzie te kraje leżą. Amerykański dyletant. Notabene utknął oczywiście w Almaty nie wiadomo na jak długo i jakoś wrócił do swojego Idaho.

Tak czy inaczej strzeliliśmy ze wszystkimi misia i już mieliśmy jechać, ale okazało się, że nie ma kierownika. Okazało się, że Sambor złapał gumę 25 km wcześniej, o czym poinformował nas Qśma, który zamykał stawkę. Jako, że to ja byłem narzędziowym tym razem, bez zbędnych ceregieli ustaliliśmy, że jadę z odsieczą a reszta czeka na granicy kirgiskiej.
Równiutko na 25km stała już rozbebeszona Afri, ściągnięte tylne koło – wszystko gotowe.

Załącznik 2611

Wyciągam łyżki i zestaw do klejenia. Przyszła kryska na Matyska, stare przysłowie Sambora, że gumy łapią tylko Ci co je umieją zmieniać, okazało się najprawdziwsze z prawdziwych. Raz, raz raz, Sambor fachowo zrzucił oponę z felgi i po chwili kleiłem dętkę. Pompowanie rowerowa pompka zajęło nam całą wieczność – wyliczyliśmy, że aby wbić dwie atmosfery trzeba machnąć około 1000 razy. Klniemy zmieniając się, z niepokojem obserwuję gumową uszczelkę pompki, niszczącą się o wentyl. Nie jest raczej przystosowana do takiego traktowania. Po godzinie nareszcie jedziemy.
Słońce jest już tuż nad górami, kiedy skręcamy z głównej na prosta jak strzała drogę prowadząca wprost w Pamir.

Załącznik 2635

Droga przecina w poprzek dolinę Alajską i prowadzi do przejścia granicznego kirgiskiego.
Zostało 16 km.

JEEEB!.

U Sambora znów kapeć z tyłu. Nie no, co jest! Cóż pech! Przejechaliśmy tylko 30km! Znaleźliśmy przecież gwoździa w oponie i wyciągnęliśmy go… Sambor ściąga koło a ja lecę na granicę po kompresor od Patrola. Nie ryzykuje rozpadu pompki w tej dziczy i to po nocy… Za szarówki dolatuję do granicy gdzie czeka na nas reszta ekipy, już odprawiona po drugiej stronie płotu. Przez siatkę dają mi kompresor, obiecują szukać spanie gdzieś niedaleko za przejściem. Wracam 8 km

Załącznik 2642

Sambor jest już ekspertem od wymiany opon. Dętka leży już obok koła – bez śladu łatki!!! Biorę do ręki nową łatkę i zaczynam kumać. Przykleiłem łatkę odwrotna stroną i się nie zwulkanizowała!!! Idiota, głupio mi potwornie. Chyba się nawet nie przyznałem, i zwaliłem na wszystko na przedatowany klej… Zakładamy już zapasową dętkę, tą się zajmiemy, na postoju. Na granice dojeżdżamy już po ciemku. Formalności nie trwają długo, ale przenikliwe zimno Pamiru i lodowaty wiatr dają się nam we znaki. Paszporty, pieczątki i po 20 minutach napieramy w ciemność w głąb nieprzyjaznych gór.

Ogromne wyrwy w drodze są całkowicie niewidoczne w ciemności, dobrze ze obstawione przez kamienie. Ostatnia rzecz jaką bym chciał zaliczyć po ciemku to taka dziura. Trzy dni później tak wyglądała:

Załącznik 2610

Nagle widać migotanie Petzli. To już nasz stały znak rozpoznawczy. U podnóża góry majaczy maleńkie obozowisko. 3 Patrole, 4 Afryki, namioty. Jesteśmy na miejscu! Zimno i straszno. Jesteśmy gdzieś „nigdzie” pomiędzy granicami, na pasie ziemi niczyjej Kirgizji i Tadżykistanu. Po ciemku rozbijajmy namiot, gotujemy późną kolację, koniak znika podawany z ręki do ręki. Nad głowami szumi zimny wicher. Przytulamy się w spiętych razem w puchowych śpiworach. Dobrze ze mamy siebie.

Załącznik 2619

Marcin SF 17.12.2008 20:26

:drif:



dziś czytane jak należy, przy piwku :)

JareG 17.12.2008 20:38

Cytat:

Napisał podos (Post 35989)
Kirgizja cd
21 Sierpnia
(..)
Nad głowami szumi zimny wicher. Przytulamy się w spiętych razem w puchowych śpiworach. Dobrze ze mamy siebie.

Co za poezja, nastrojowo sie zrobilo :D:D

:Thumbs_Up:

Zoltan 17.12.2008 20:52

Piękne.. a foty po prostu rozwalające :drif:

Kuźwa, jak ja Wam pozazdraszczam:mur:

giziu 19.12.2008 08:34

Jak narazie w WORDZIE wyszła książka z ponad 300-ma stronami, oczywiści po zredagowaniu będzie tego ze 200 stron.
A może by tak pomyśleć o wydaniu "Dzienników Afrykanerów", relacje rewelka to może i czytelnicy by się znaleźli.

podos 19.12.2008 08:37

Cytat:

Napisał giziu (Post 36148)
Jak narazie w WORDZIE wyszła książka z ponad 300-ma stronami, oczywiści po zredagowaniu będzie tego ze 200 stron.
A może by tak pomyśleć o wydaniu "Dzienników Afrykanerów", relacje rewelka to może i czytelnicy by się znaleźli.

ha ha ha, wlasnie to samo mniej wiecej napisalem w watku Movistara i Iziego.
PS: w wordzie mam 60 stron bez zdjęć.

klanol 19.12.2008 08:44

książka jak najbardziej :) przynajmniej prawdziwy hardkor i życie, myślę, że przy bambusowych opowieściach wszelkie long łeje bledną :O
no i tszoda z najepką! tego nie ma w zachodniej prasie i ksionszkach :P


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:13.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.