![]() |
Jagna dobrze wiesz że to był pomysł wężowaty czyli kobiecy.
|
Czarek, nie wiem, w czyjej główce urodził się ten pomysł, ani kto go wcielił w życie.
Pamiętam natomiast, kto mi o nim opowiedział :) |
10 Załącznik(ów)
To gdzie skończyliśmy? Pałac Sapiehów, a raczej jego frontowa sciana w miejscowości Różana.
Każda z ekip krąży po miasteczku i uzupełnia zapasy, inne zapasy oddając naturze. Nasza grupa nr 2 również. Pod sklepem klasycznie skąd, dokąd, jak się podoba. Czas się zbierać, bo droga do celu daleka, proszę jeszcze ekipę, byśmy trzymali się bardziej w kupie i nie gubili, ale czas pokaże jak sobie to wzięli do serca ;) Finalnie mamy dojechać nad jezioro Świteź, a po drodze jest jakaś opuszczona baza wojskowa (rakietowa?) - czyli coś co lubię. Trasa do opuszczonej bazy przebiega bez zakłóceń, ekipa jedzie sprawnie i w tempie. Oczywiście, nie ma mowy o zrobieniu zdjęć, bo równa się to porzuceniu przez towarzyszy. Trasy świetne, polne drogi pełne piasku, leśne ścieżki i przecinki, asfalt widujemy incydentalnie. Dojeżdżamy do dawnej bazy rakietowej i mam nadzieję że dadzą pochodzić, poszperać... A gdzie tam. Calgon włączył tryb "białoruski dakar" - FAJA I JEDZIEMY! - Kurwa, dajcie popatrzeć, pochodzić! - Nie ma czasu, jedziemy! Na szybko cykam parę fotek, że byłem, odhaczone i już się trzeba ubierać. Szukamy trochę wyjazdu z bazy, ścieżki są zarośnięte, widać że bywają tu tylko miłośnicy picia i dopalaczy, ewentualnie tacy wykolejeńcy jak my. Bardzo długa i wąska dróżka przez las, pełna gałęzi i korzeni i w końcu wyjeżdżamy do jakiejś wsi. Łykamy kolejne kilometry przez lasy i pola. W pewnym momecie gubimy gdzieś lekko ślad, zawracamy - no chyba tu. Co mnie dziwi, że las otoczony jest bardzo szerokim zaoranym pasem, który przypomina troche pas graniczny, a pod lasem stoją jakieś zółte tabliczki. Poligon? Jednostka wojskowa? Świńska grypa? Dobra, jedziemy, przecież nasza grupa się nie zatrzymuje! Droga robi się coraz bardziej hardkorowa. Typowa czołgowa scieżka, szeroka, pełna powalonych drzewek i pniaków, z szerokimi głębokimi koleinami na krawędziach i głębokim kopnym piachem po środku. W pewnym momencie Novy na swojej wymuskanej afryce obiera najgorszą możliwą trajektorię. Bo po co przejechać środkiem, gdzie jest trochę błota, ale jakoś to idzie, skoro można wjechać w kałużę po kolana? Afrykę wyciągamy w kilka osób, wkleiła się w błoto po sakwy. A przed nami malowniczy długi podjazd. Zaorany konkretnie przez czołgi i ciężki sprzęt. Jako że też wyciągałem afrykę Novego, teraz zamykam stawkę. I w połowie podjazdu zaliczam pierwszą i jedyną glebę wyjazdu. Wkurwiam się co chwila, że dałem się namówić na założenie z tylu Karoo 3. Nie polubiliśmy się od samego początku. I w końcu fik, leżę, a że wcześniej postawiło mnie bokiem, to teraz koła mam wyżej niż reszta motocykla. No to czekam, w końcu jadę z ekipą to zaraz mi ktoś pomoże, nie? Mija minuta, pięć. A, jednak nie, no to podnoszę się sam. Lekko nie było ale się udało. Wsiadam, ciekawe czy już zostałem sam w tym lesie? Ruszam i na szczycie podjazdu widzę Wojtka. Po długiej naradzie wysłali jego, bo ma najlżejszy motor, więc się najmniej zmęczy - dyplomaci. Dojeżdżam na górę, przerwa. Fajeczka, siku i proszę pozostałych, by jednak nie zostawiać nikogo samego w tyle. Wiadomo, ta droga naprawdę lekka nie jest, o jakiś wypadek nietrudno, telefony nie działają. Potakują, OK, jedziemy! I cyk, kaski na głowę i jadą! Ej, panowie, poczekajcie na nas... A gdzie tam. Dopiero co skończyliśmy rozmawiać o tym, że trzymamy się w kupie :D. Starczyło na minute :) Ja, Szynszyla i Wojtek zostajemy. Przecież ślad skręca w lewo, o tu, a oni wycięli prosto. Dobra, poczekamy, pewnie wrócą. To leć Wojtek za nimi, zawróć ich - zarządza Szynszyla. Czekamy, czekamy, nie wracają. OK, jedziemy po śladzie, może się gdzieś znowu spotkamy? I tak z kolejnej grupy powstają kolejne dwie. Jedziemy z Anią wyznaczonym śladem. Tankowanie, próba dodzwonienia się do kogoś. A gdzie tam. Ania, dasz rade śladem jechać? No dam, OK, to jedziemy. We dwoje dobrze się jedzie, nie narzucam szybkiego tempa, ale jedziemy płynnie bez gubienia drogi, wiec szybko łykamy kilometry. Po drodze rozpaczliwie szukam czegoś do jedzenia. Godziny już mocno popołudniowe, chce mi się jeść! O jakąkolwiek knajpę ciężko, więc w którejś wsi parkujemy pod magazinem. Moje proste pytanie, czy można cokolwiek zjeść w okolicy, powoduje spęd miejscowych ziomeczków pod sklep i wielką debatę "gdzie w okolicy można coś zjeść". Miejscowy styl ubierania jest prosty i funkcjonalny - klapki, spodnie od dresu i goła klata. W reku browarek. Jeden z panów woła nawet swoją matkę, a ta wyzywając go od duraków i bijąc po głowie stara się wszystkich przekrzyczeć. Widzę że nie ma to sensu, trzeba jechać, Szynszyla pokazuje mi cały czas że trzeba jechać, ale panowie przechodzą do ofensywy. Skąd, dokąd? Jak się podoba? Z narzeczoną jedzie? A gdzie pozostali? Zostawili was? No zostawili! Nie chcą nas puścić, mi się gada super, Szynszyla się denerwuje. Proponują wódeczkę - no nie mogę, jadę przecież. A to nie szkodzi :) Nu, dawaj... No nie panowie, nie da rady. W końcu udaje się wyrwać z objęć przyjaźni białorusko-polskiej, jedziemy dalej. Jesteśmy coraz bliżej celu, a ścieżki robią się dziwnie wąskie, zarośnięte. Miejscami chaszcze na 2 metry. Scieżka to może i tu była, ale od paru lat nikt tędy nie jeździ. W końcu wjeżdżamy na ścieżki wydeptane przez grzybiarzy, a na osmandzie widzę, że jezioro tuż tuż. Dojeżdżamy do szlabanu przy drodze, a obok - milicja. Elegancko omijamy szlaban z zakazem i wyjeżdżamy tuż obok radiowozu i dwóch milicjantów. U nas wiadomo jakby się to skończyło. Ale panowie zachowują chłód, skanują nam wzrokiem rejestracje i zero reakcji. Wyjeżdżamy na asfalt i jest! Jest jezioro, nawet jakiś pomost z altanką i grupka wczasowiczów. Jesteśmy na miejscu. Nad wodą wzbudzamy sensację, zaczynamy się już do tego przyzwyczajać :) No to co Ania, czekamy na nich? Glodny jestem strasznie, a nie wiem kiedy i czy wogóle ktoś się zjawi. Ale nie, tajming pozostałych jest naprawdę imponujący! Parę minut i nagle z każdej strony podjeżdżają pozostałe grupy. Jeszcze tylko opierdol że nas zostawili w lesie i można sie luzować :D Pada pomysł że tu się rozbijamy, jedziemy do sklepu po pasze i alko i będzie pięknie. Ale milicjanci postanowili popsuć nam doskonały plan. Idą, idą powoli w naszą stronę. Podchodzą i jeden pyta - U was w Polszy to można tak się rozbijać nad samą wodą. Chwila ciszy i postanawiam zbić go trochę z tropu. - Można - odpowiadam. - A, no to u nas nie można, musicie odjechać. OK, przepraszamy, już nas nie ma. Jedziemy na drugi brzeg, po drodze znajdujemy kemping. 5 rubli od osoby, sklep niedaleko, jest super. Rozbijamy namioty, ognisko, impreza. Nie da się przebić przez monologi Chemical Brothers. Samcy alfa zawłaszczają całą okolicę jeziora Świteź. No nic, to my z Calgonem, Czarkiem i Novym zajmiemy się zakupami... Rano obudziłem się w namiocie. Swoim namiocie. Czyli jeszcze nie upadłem najniżej. A już czeka kolejna dzień nowych przygód. |
3 Załącznik(ów)
Romantyczny wieczór na polu namiotowym
|
Dla tych, którzy nie mieli w szkole rosyjskiego - żółta tabliczka z czerwoną obwódką, z napisem cyrylicą:
STAĆ! PRZEJŚCIE I PRZEJAZD ZABRONIONY, BO BĘDZIE WPI*RDOL!! ...znaczy - BĘDZIEMY STRZELAĆ! Ale w sumie na jedno wychodzi :D A właśnie obok tej tablicy mieliśmy przerwę na oddech i czekaliśmy na Teddy’ego. Jak się wczytałem to miałem pełne gacie, bo nie wiedziałem na ile świeża, czyt. aktualna jest ta tablica :cold: |
Novy, chyba za długo mieszkasz w Niemczech, bo się strasznie przepisowy zrobiłeś :D
|
Cytat:
Tu u mnie wszystko jest VERBOTEN! :dizzy: :haha2: :D |
Swoją drogą ta droga czołgowa przez las to był najfajniejszy odcinek całej trasy. Była cisza i spokój oraz cień który dawały otaczające lasy, a do tego fajna piaszczysta dróżka z kilkoma większymi kałużami. W jednej z nich Novy próbował zrobić ze swojej afry "black submarine" :)
|
To prawda, droga byla super. Ogólnie te leśne drogi podobały mi się bardzo.
|
Droga czolgowa rulez
Choć momentami wymagała kondycji. Ale w grupie III nikt się z błotkiem nie zapoznawał z bliska na szczęście :) |
2 Załącznik(ów)
Fakt faktem zacząłem trochę się spinać i szybko cisnąć. Pierwszy powód to ,że zaczęło mi wychodzić to jeżdżenie w końcu a dwa jak patrzyłem na Czarka jak skacze na tym Kacie z górki na górkę a chłop dwóch metrów nie ma i niczego się nie boi ,to mi się udzieliło.
Generalnie po tym dniu już zacząłem odczuwać różne dziwne mięśnie. Naszym wieczornym nektarem stał się Swojak.Z każdym dniem jego ilość była coraz większa co powodowało, że uczestnicy zbliżali się i otwierali podczas integracji. Gatunkowo chyba najlepsza i ogólnie dostępna oraz niedroga.Miała tą przypadłość ,że bardzo długo potwierdzała swoją obecność w organiźmie czego doświadczył Czarek ,którego ochrzciliśmy Termosem. Liczyłem po cichu na dziki nocleg nad Świtezią ,ale jakoś nie pykło.Marzyła mi się kąpiel w jeziorze a w tle odczytujący poezję Olek.Obaj jesteśmy wrażliwi na sztukę. Aleksander nawet przygotował się do odczytu dzień wcześniej co bardzo mi się spodobało,no ale cóż.... (Ja i Olek nie jesteśmy parą, pisze na wszelki wypadek bo znam niektórych) Wykorzystam tylko fotę Chemika... |
Pst, książę cyganów,
ty wiesz że jednego swajaka mam jeszcze w zamrażalniku? |
Masz silną wole to i masz... Ja takowej nie posiadam🤗
Gratuluje, że dowiozłeś! |
Kiedyś udaliśmy się z grupa w okolice Pstraza... tam tez eleganckie piachy i po czołgach :) siodełka dupą lepiej było nie dotykać.
Wyprawa świetna i świetnie opowiedziana. Dawajta dali mołodcy! |
Cytat:
|
oj to było dobre 8 lat temu. wiem, że już nie ma...
|
My zdążyliśmy z Princem w niemal ostatni momencie. Rok po naszej wizycie już było po Pstrążu :(
A uczestników wycieczki uprasza się o pisanie dalej! |
Dzień czwarty, czyli po trochę wszystkiego, a głównie zamków
Poranek rześki, ale szybko przechodzi w lekki upał. Na szczęście nikt nikogo nie pogania, każdy zbiera się jak chce, śniadanko, prysznic, do woli. https://lh3.googleusercontent.com/kY...=w1373-h915-no Raf, typowy przedstawiciel narodu znad Wisły, prezentuje urlopowy zestaw klastyczny: sandałki i skarpetki: https://lh3.googleusercontent.com/Yv...=w1373-h915-no Janina jest już zupełnie bez benzyny, wyłudza trochę od KTMa, ale i tak zamiast na track, musimy najpierw zaliczyć stację. A wszystko przez Calgona i jego puste rotopaxy !!! ;) W końcu wszyscy spakowani, grupami wyjeżdżamy z kempingu. My na razie asfaltem na Grodziszcze, na stację. Ale po drodze fotka jeziora Świteź: https://lh3.googleusercontent.com/rx...=w1221-h915-no A tankowanie, jak to na Białorusi: najpierw płacisz, później tankujesz, i dostajesz ewentualny zwrot. Ukraść się nie da ;) Na stacji Raf wbija tracka i jedziemy na północ na azymut, żeby gdzieś dobić do kreski. Track musiał być bez jakiś niespodzianek i szczególnego piachu, bo nic z niego nie pamiętam ;) Dobijamy do zamku w Mirze: https://lh3.googleusercontent.com/Mt...=w1373-h915-no O, w końcu zamek, a nie ruiny! I to całkiem, całkiem! Zamek z przełomu XV/XVI, należał do Radziwiłłów, a później, do II wojny do rodziny Światopełk-Mirskich. Nie mam pojęcia, jakim cudem się zachował… Zwiedzanie z zewnątrz nie wymaga biletu, a w środku znajduje się muzeum, podobno z ekspozycją „od Sasa do lasa”. Ale oczywiście nasza wycieczka (no może oprócz braci) programowo mówi zabytkom i zwiedzaniu gromkie „NIE”. Więc zamiast na dziedziniec, wszyscy ruszają do budek z jedzeniem. Fakt, naleśniczki z serem były wyborne ;) Później, w nowoczesnej i zachodniej w stylu kawiarni espresso. Ja się jednak wybiłam z grupy i choć obeszłam dziedziniec: https://lh3.googleusercontent.com/VH...=w1373-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/aQ...=w1373-h915-no Dobra, dobra, jedziemy, bo my tu w offa przyjechaliśmy, a nie tam jakieś zamki! https://lh3.googleusercontent.com/4x...g=w611-h915-no Wgrywamy następnego tracka (to dopiero 7 z 21 przygotowanych przez Chemika!). Co za pech. Na końcu tracka znowu zamek! [cdn] |
Track do Nieświeża jest cudny: piaski, ale w normie, polne dróżki.
Zatrzymujemy się tylko na sprawdzanie i dolewki oleju ;) https://lh3.googleusercontent.com/tM...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/hG...=w1221-h915-no tak to można jeździć ;) Docieramy pod bramę pałacu, gdzie spotykamy już wszystkie maszyny. I jak zwykle nikomu nie chce się przejść 300 m do zamku ;) Janina znajduje miejsce w cieniu… https://lh3.googleusercontent.com/CI...g=w611-h915-no … a Maryśka jednak rusza z nami. Do pałacu prowadzi grobla między stawami. https://lh3.googleusercontent.com/Gf...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/fB...=w1373-h915-no Pałac Radziwiłłów jakimś cudem przetrwał wojnę, zamieniono go następnie na sanatorium i całe jego wyposażenie jakoś wyparowało. Wnętrza sobie darowaliśmy, a na dziedziniec można wejść za darmo. https://lh3.googleusercontent.com/rn...=w1373-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/UQ...Q=w611-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/Ft...w=w687-h915-no Pozostała 10 murzyniątek wolała posilać się w restauracji ;) Zgranymi ekipami ruszamy z Nieświeża na szuter autostrady. https://lh3.googleusercontent.com/38...g=w687-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/Xb...Q=w687-h915-no oraz wioskowe dróżki: https://lh3.googleusercontent.com/MO...w=w687-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/L8...A=w687-h915-no Przekraczamy też po raz pierwszy Niemen. Raf robi zdjęcia, Janina sprawdza olej. Oraz wyjątkowo zagląda też pod BMW Maryśki. https://lh3.googleusercontent.com/s7...=w1221-h915-no i dalej szutry: https://lh3.googleusercontent.com/i9...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/eI...=w1221-h915-no Było tak miło na szutrach, ale Chemik przyszykował niespodziankę, z pięknego szutra track każe nam skręcić w prawo w piękne trawy. Grrr, koleiny… I tu doganiamy ekipę II (a ekipa I opowie później, jak ją zaatakowały pszczoły z stojących nieopodal uli), która też walczy z materią. AAAA, czwórka w mojej DR to jednak ciut za szybko na ten kawałek. Już się widzę leżącą w trawie, przód leci w lewo, tył w prawo, jezusiczku… Ale jak zwykle pomogło dodanie gazu i DR poszła jednak tam, gdzie miała. Uff. Janina, jadący za mną: „No Jagna, już miałem Cię ratować” Musiałam uspokoić palpitacje serca przez 2 minuty ;) Uff, wyjeżdżamy w końcu z tych kolein i traw na normalną drogę i oczywiście ekipa II znika nam z horyzontu. A po kilku km widzimy kolejny taki zjazd z szutru w niewiadomo-co. O nie! Nie w ten upał! Rzut oka na track i mapę, wybieramy fajowy szuter równoległy do tracku. I to była najlepsza decyzja na tym wyjeździe… Mamy teraz trochę lasu, a las=poziomki, czyli mamy dłuuugie przerwy: https://lh3.googleusercontent.com/6P...=w1221-h915-no Maryśka nurkuje po poziomki: https://lh3.googleusercontent.com/m9...=w1221-h915-no Mijamy chyba czwarte czy piąte ule, tym razem przy czymś fioletowym: https://lh3.googleusercontent.com/kH...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/uW...=w1221-h915-no (Google oraz moja mama mówią, że to facelia) Piękna droga. I tak dobijamy do końca tracka, gdzie jesteśmy umówieni – pod skansenem (zamkniętym zresztą). https://lh3.googleusercontent.com/Zs...=w1221-h915-no Są tam już Bracia przy Kasie, reszty niet. Kawałek, który ominęliśmy był podobno mega hardkorowy, brody po pachy itp. Mieliśmy nosa ;) Czekamy, czekamy. I czekamy. Hm. W końcu nadjeżdża część grupy II. Miny ma dziwne. Grupa II też nie bardzo miała ochotę przeprawiać się przez brody i szukała drogi alternatywnej. Skończyło się to jazdą przez pola i łąki, nie do końca legalnie i z dezaprobatą ludności miejscowej. Grupa się rozdzieliła, każdy pojechał w swoją stronę. Ale ponieważ mnie tam nie było, wypowiadać się nie będę ;) Czekamy na Szynszylę, która dojeżdża solo i debatujemy, czy będzie nas ścigać białoruska milicja ;) W końcu motocyklistów enduro, w dodatku w takiej ilości, nietrudno namierzyć… Zdań tyle, ile ludzi, ale w końcu jedziemy szukać noclegu, a Marysia z Janiną i Człowiekiem Bez Butów czekają jeszcze na ostatnią zgubę - Novego, którego zhaltowała milicja. Spotykamy się wszyscy w pensjonacie – drogo, ale nikt z nas nie ma już ani siły, ani chęci na szukanie czegoś innego, więc zostajemy. Grupa II otwiera flaszkę (albo kilka) i dzieli się trudnymi wrażeniami dnia, grupa III konsumuje Marysine zapasy (nadal są to kabanosy) i idzie spać. Atmosfera zrobiła się nieco napięta, zobaczymy, co przyniesie poranek… [cdn] |
Grupa nr. II nie do końca chciała się przeprawiać przez brody.Umiejscowienie filtra powietrza w XT podobno nie całkiem umożliwiało przeprawę co zostało przez Szynszyle fizycznie sprawdzone za pomocą zestawu: długość nogi a lustro wody.Jak się okazało XT niektórych żywiołów nie lubi.
Sama dojazdówka w koleinach, słońcu i trawach tak dała się we znaki ,że ja miałem dosyć. Nie mogąc ominąć brodu wylądowaliśmy na jakimś polu co nie do końca spodobało się komuś i musieliśmy zawracać.Koniec końców spotkaliśmy się nieopodal skansenu Dudutki i kilka kilometrów dalej zanocowaliśmy razem w miejscu w którym odbywały sie jakieś przyjęcia weselne i białoruskie barbekju. Tego wieczora pękło dużo Swojaka do tego stopnia, że niektórzy mogli wyruszyć dnia następnego dłuuuuugo po innych.Posiadajac alkomat odpowiedzialnie wystartowaliśmy około południa dnia kolejnego. Sama wycieczka osiągnęła czasowo połowę i zaczęły powstawać różne wizje powrotu.Ja Czarek oraz Teddy skierowaliśmy się ku litewskiemu tetowi a reszta ruszyła dalej. Jak się okazało z niektórymi przyszło nam się jeszcze spotkać, ale o tym później. Ps.Jagna dobrze, że miałaś ten aparat. Teddy masz foty jakieś jeszcze. |
Mam, mam, mam tez pare zdan do dodania :D Ale to jutro rano, napiecie rosnie.
|
Chłopaki, mała prośba o linkowanie fot, zamiast wstawiania załączników.
Wtedy są one lepiej widoczne, a przede wszystkim nie tylko dla zalogowanych ;) z góry ślicznie dziękuję :bow: |
A może jednak lepiej wrzucać na serwer forum?
Bo np. nie widać wszystkich Twoich zdjęć, co już wcześniej sygnalizował Wojtekk :o |
Cytat:
|
10 Załącznik(ów)
Dzien Czwarty? To już? Oj, ciężki to był poranek, bardzo ciężki. Jak już pisałem, ucieszyło mnie że obudziłem się w namiocie. Do dziś uważam to za spory sukces. Głowa pęka, więc postanawiam wziąć prysznic. A prysznic to nic innego jak beczka z wkręconym zaworkiem i sitkiem, ogrzewana siłą słońca. Więc rankiem woda mocno rześka - stawia na nogi! brrr.
Śniadanko, herbatka, kawka, pakowanko. Chemicals brothers już w blokach startowych. Plan na dziś - dojechać pod sam Mińsk i znaleźć nocleg w okolicy skansenu. Luz, kto jak nie my. Ale znowu czegoś mi brakuje, no tak, butów, hehe. Domyślam się że moi hehe śmieszni koledzy wznieśli się na wyżyny dowcipu i je schowali, tylko gdzie? Szukam i szukam, ale na pomoc przychodzi mi Czarek. Podpowiada gdzie znajdę buty i mówi że to Jagna schowała. Musicie to sobie wyjaśnić chyba :haha2: Jeszcze sklep, bo każdego suszy i w drogę. Trasa do zamku w Mirze to szybkie szutry po których zasuwamy naprawdę sprawnie. Obejmuję dowodzenie naszej elitarnej grupy, dzięki czemu z radością oglądam w lusterkach tych z tyłu w tumanach kurzu. Bo kurzy sie masakrycznie. Poźniej trasa zmienia się i prowadzi polami, robi się ciekawiej. Prosto z pola wjeżdżamy do miejscowości Mir. Wizyta na stacji i to cholerne tankowanie. Przy takiej grupie ludzi, ten dziwny zwyczaj płacenia wcześniej wprowadza masę chaosu. Zalewam Tenere absolutnie pod korek albo i jeszcze wyżej, a jeszcze zostało 5 litrów dla Novego. A pod ciśnieniomierzem okazuje się, że niektórzy za bardzo wzięli sobie do serca "mniej powietrza w teren" 0,7 w Afryce Novego budzi mój szacun i zdziwienie :lol19: Pod zamkiem spotykamy całą resztę. Zamek naprawdę piękny, okazały. oglądamy z zewnątrz, w taki upał wchodzenie do środka w stroju enduro i na ciężkim kacu odpada. Leniuchujemy trochę w cieniu, bo ktoś pojechał wymienić dziengi, a Calgon pobiegł na hotdogi. Z tego co wiem, jakości 4, nawet nie pies zmielony razem z budą tylko jeszcze gorzej. Jak zawsze, i tutaj jesteśmy atrakcją. Ludzie robią nam zdjęcia, ale teraz chcą nawet z nami. Pani prosi o fotkę z całą grupą i mówi że pokaże koleżankom z pracy, no spoko, pozdrawiamy ;) Pora na koń, bo do kolejnej gwiazdki na śladzie daleko, a jest to... co? znowu zamek? Kurwa, a to ci niespodzianka:confused: Tym razem miejscowość Nieśwież. Droga fajna. Polne drogi, leśne dukty, trochę wertepów, piachów, jest urozmaicenie. W lesie, na dość wyboistej drodze, słyszę nagle ryk i widzę jak Czarek pruje do przodu. Nagle motocykl wyskakuje w górę, Czarek razem z nim i cud że jeszcze trzyma się kierownicy. Jeb, spada na ziemię, hamuje :D Czarku, co to się właśnie stanęło? - Nudziło mi się, chce mi się spać, postanowiłem odkręcić na maxa. Wybiło go ze sporej dziury. To są te momenty w których żałuje że nie mam kamerki. Lot był piękny, a na pamiątkę Czarek ma mocno skrzywioną felgę z przodu. No teraz już chyba się obudził? Nieśwież okazuje się sporym miasteczkiem. Parkujemy tuż pod wejściem do całego kompleksu parkowego i za moment JAK ZAWSZE odnajdują się wszystkie pozostałe grupy :) O restauracja! tym razem nie odpuszczę. Tym razem nie będzie jechania na głodnego cały dzień. Siadamy nad wodą, a knajpa kusi nazwą - U Kochanki ;) Novemu się klimat udziela, bo flirtuje z młodą kelnerką. Zamawiamy jedzonko i odpoczywamy. Niestety, jakość jedzenia jest masakryczna. I nie to żebym się czepiał jakoś celowo. No jest zwyczajnie słabo. To już bym wolał zjeść pod sklepem. Ale chcieliśmy trochę posmakować miejscowej kuchni. Ale nie było czego :( Niedobre, słabiutkie. Nawet rezygnuję z lodów, a w taki upał to u mnie dziwne. To co jedziemy? No jedziemy, do Mińska spory kawałek, tam czeka skansen i trzeba ogarnąć spanie i kolację. Od rana coś mi popiskuje, coś jakby łańcuch. Proszę Wojtka by posłuchał i pomógł w ocenie. No tak jak myślałem, łańcuch napięty jak struna, pozdrawiam pana oponiarza serdecznie ;) Droga z fajnych piaskow w lesie i szuterów, zamienia się w jakiś hardkorowy trial przez krzaki. Niekończące się krzaki. Trasa o tyle ciężka, że cała zarośnięta pokrzywami i krzakami i pełna kolein. I ZERO cienia. Kiedyś te koleiny były pełne błota, w te upały są twarde jak kamień. Wiatrak chodzi jak pojebany, ja już nie mam co z siebie zdejmować, a jechać się da tylko z minimalną prędkością, bo jazda to tak naprawdę celowanie na czuja w pokrzywach w koleinę. Wyjeżdzamy na chwilę z tych pokrzyw, jest las i cień. Przerwa i Wojtek pomaga mi poprawić łańcuch, dobrze że przed wyjazdem podzieliliśmy się z narzędziami i ja zabrałem płaskie klucze. Gupi to ma szczęście :D I cyk, znowu między burakami, pokrzywy, las, buraki, zboże, pokrzywy. O ule z pszczołami! I buraki, zboże, las.... Przecinamy szeroką szutrówkę i wjeżdźamy na coś co wygląda jak wał przeciwpowodziowy. Ślad zakręca w prawo, jedziemy brzegiem rzeczki i nagle cyk, wskazuje że mamy się znaleźć po drugiej stronie, gdzie jest jakaś wieś. Podjeżdżamy kawałek dalej, jest jakiś bród. cmokamy, oglądamy, no wygląda że da rade. Szynszyla wchodzi dziarsko do wody, badając głębokość. Ja i Wojtek chcemy przejeżdżać, nie jest źle, naprawdę. Reszta nie bardzo. No cholera, przywieźliśmy na Białoruś trochę demokracji, jak większość nie chce to nie. Jedziemy dalej, ale okazuje się, że jesteśmy jakby w delcie tej rzeczki, wg osmanda jedyne drogi to ten bród, albo wyjazd jak wjechaliśmy i nadrobienie drogi dookoła. To co, wracamy? Jadę znowu wałem, wyjeżdzam na szeroki szuter, patrzę w lusterka, jadą za mną, OK, to skręcam w prawo i jakoś tam poszukamy objazdu i dobijemy do śladu. W lusterku widzę tylko białą ścianę kurzu. Okazuje się, że przed nami jest ekspresówka do Mińska, wjeżdżamy na nią i zjeżdzam pierwszym możliwym zjadem w prawo. Zatrzymujemy się w cieniu na poboczu, narada. Dojeżdża reszta, co ich tak mało? A dzie Novy i Szynszyla? Cholera, zgubili się? Dobra, Szynszyla ma osmanda z trasami, Novy na pewno ma jakąś nawigację, w końcu to największy w grupie gadżeciarz :D My postanawiamy jechać prosto lokalną drogą, ąż dojedziemy do zgubionego śladu. nagle dzwoni telefon. To szynszyla. "Ej, gdzie jesteście? Miałam po drodze jakąś awarię, hamulec się blokował, Novy mi pomagał, ale was zgubiliśmy. Skręciliśmy na tej szerokiej szutrówce w lewo" - To extra, bo my w prawo" :D - "ale mało tego, za nami zaczęła jechać milicja, zajechali Novemu drogę, zatrzymali go, ja jechałam przed nim kawałek i udałam że nic nie widzę i pojechałam dalej :D" Już wiem, że ten wyjazd jest pod hasłem "na przypale, albo wcale", ale robi się barwnie. - OK, Ania, my dobijamy do śladu z drugiej strony, jedz wg osmanda do tego skansenu, i tam się spotkamy. Lecimy z Czarkiem, Calgonem i Wojtkiem do śladu i lokalnymi drogami dookoła Mińska i dojeżdżamy pod skansen Dudutki. Chemiczni bracia czekają w cieniu. Za moment dojeżdżą grupa III czyli Jagna, Marysia, Janusz i Rafał. Po chwili jest i Szynszyla. Brakuje Novego. Próbujemy się dodzwonić, telefon milczy i tylko gada coś po niemiecku. Wieczór już blisko, trzeba coś organizować, ale co z Novym. Nagle dzwoni do mnie nieznany numer. To Novy :) Ej, gdzie jesteście. - No czekamy na ciebie pod skansenem Dudutki. - A gdzie to? Bo moja nawigacja jest do dupy, a jeszcze miałem jazdy z milicją. Wyślijcie mi jakieś namiary smsem. Wysyłam mu pozycję, okazuje się że kawałek ma. OK, reszta się zwija w poszukiwaniu kwatery i ogarnięciu zakupów, ja, Marysia i Janusz zostajemy i czekamy na Novego. Upoważniam Calgona i Czarka by w moim imieniu dokonali zakupów i daję im bilet miejscowego banku narodowego - to była zła decyzja :haha2: Nadjeżdża Novy, cały w emocjach. Mamy czas, bo póki nie dostaniemy pozycji gdzie mamy jechać, to siedzimy pod drzewkiem, no to opowiadaj... ale nie będę go wyręczał, sam pewnie opowie :D Dostajemy wiadomość gdzie nocleg. Jedziemy na miejsce, kwatera okazuje się dość bananowa i wręcz onieśmiela wygodami. No nie tak miało być, ale nieważne, ten dzień pełen upału, jazdy w krzaczorach i piachu każdemu dał się ostro we znaki. Pytam chłopaków czy zrobili zakupy. No jak nie, jak tak, ale coś na kolacje też? A nie, to nie, mówiłeś tylko o wódce i popicie :mur: Picia mamy dużo, jedzenia mało, ale w tym momencie Jagna i Marysia okazują się Magdą Gesler na motocyklu. Kabanoska? Ostry czy łagodny? Pasztecik? Rybka z puszki? Chlebek ciemny czy jasny? :bow::bow::bow::bow: A po kolacji :beer2::chleje::zdrufko::kumbaya: Czarek i Calgon wspominają coś, że może by tak już odbił z tej białorusi i pojechał TET Litewski a potem Polski ile się da. Dobra, chłopaki, rano pogadamy, za dużo macie procentów we krwi. Oddaję głos do studia i czekam na relację Novego :D |
Cytat:
Cytat:
Pisz Teddy pisz, fajnie się czyta! |
:oldman:Byliście tam przed nami? OK, już nie będe edytował posta, niech tak zostanie, tutaj sprostowanie - byliście przed nami ;D
No chodziło o to, ile jedzenia macie i jakie było dobre :) Pełen wybór, nie to co te pijaki, tylko jedno im w głowach :oldman: |
Dzień piąty, w którym to zaczyna ubywać Murzyniątek
Kurczę, że też nie mam foty tego szacownego przybytku noclegowego! Sauna była, basen (wewnętrzny, ale za to zieloną wodą), podwójny prysznic, no i ciepła woda. Niestety, nikt się nie wczytał w napis cyrylicą, który brzmiał "Oszczędzaj ciepłą wodę, jest jej ograniczona ilość", no i wody wieczorem zabrakło. A komu musiało zabraknąć? Oczywiście najbardziej marudniej osobie, czyli Olkowi, i musieliśmy wysłuchiwać o zwrocie pieniędzy, niepełnowartościowym noclegu oraz ogólnej niewdzięczności ludzkiej ;) Część ekipy długo i intensywnie myślała nad flaszką Swojaka, co robić dalej z wycieczką, bojąc się ewentualnych milicyjnych konsekwencji. Grupa III jednogłośnie stwierdziła, że nie wie, o co chodzi, nas tam nie było i nie po to tłukliśmy się przez całą Polskę, żeby teraz robić odwrót. Jedziemy dalej! Ale najpierw pyszne śniadanko. Marysia ma ze sobą nawet pół kilo miodu z pasieki taty!!! (Jakby co, to Marysia ma już wszystkie wyjazdy zarezerwowane na 4 lata do przodu!) Część Murzyniątek się waha - jechać dalej, jechać z Calgonem, Czarkiem i Człowiekiem bez Butów na litewski TET, jechać samemu⌠Grupa II ulega dezintegracji totalnej, Szynszyla dołącza do Braci. Ja patrzę na mapę, w przewodnik (sprawa podobna jak z aparatem - tylko my go mamy, eh, emerycko się czuję) i wypatrujemy Linię Stalina - ciąg bunkrów, tworzących linię umocnień wzdłuż przedwojennej granicy polsko -radzieckiej. A potem jeziorko z mnóstwem pól biwakowych. Jagna i Raf lubią bunkry, Apexowi też się świecą oczka, a Marysi i Janinie wszystko jedno. No, to mamy ustalone ;) Żegnamy się wylewnie z trójką emigrującą na Litwę, a z resztą umawiamy na polu biwakowym. MURZYNIĄTEK ZOSTAJE WIĘC DZIEWIĘĆ... Pierwszy punkt na dziś - najwyższy szczyt Białorusi. Dzierżyńska Góra. Całe 345 m n.p.m. O takie szczyty to ja mogę zaliczać codziennie! Jest nawet parking. Janinie jak zwykle nie chce się przejść tych 20 metrów i zajmuje się dolewką oleju. Asfaltem mija nas Calgon i jest tak zaaferowany jazdą na Litwę, że nawet nas nie zauważa ;) Tylko Jagna i Raf zdobywają szczyt: https://lh3.googleusercontent.com/IT...Q=w687-h915-no Ciekawe, czy te 345 m to jest z tym kopczykiem, czy bez? https://lh3.googleusercontent.com/un...=w1358-h915-no No dobra, szczyt zdobyty, wszyscy są głodni. Raf znajduje w navi knajpę 500 m w bok. Knajpa? Na białoruskiej wsi? To musi być pomyłka. No i była ;) Ale był za to sklep i tradycji stało się zadość: jogurcik + ciasteczka. Przypominamy sobie, że umówiliśmy się z Apexem na tej linii Stalina, pewnie tam już więdnie z nudy ;) Linia Stalina okazuje się być całkiem sporym kompleksem dla turystów. Coś jak nasz Wilczy Szaniec, tylko bunkrów zdecydowanie mniej ;) Wjazd płatny na cały kompleks, chyba 20 rubli, czyli 5 x tyle, co na porządny zamek. Ale za to pani z okienka sama proponuje: jak się zmieścicie we 4 na jednym miejscu parkingowym, to policzę za jedno. No ba! No to jesteśmy: https://lh3.googleusercontent.com/V-...=w1373-h915-no Tak to wyglądało, ale podobno nie bardzo zdało egzamin w praktyce (czyli w 1941): https://lh3.googleusercontent.com/SS...=w1373-h915-no Zebrali tam całkiem sporą ilość sprzętu, choć raczej powojennego: https://lh3.googleusercontent.com/6Z...=w1373-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/aS...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/m3...=w1221-h915-no Samych bunkrów jest niewiele: https://lh3.googleusercontent.com/Ii...=w1373-h915-no ale mają w środku rekonstrukcje: https://lh3.googleusercontent.com/X0...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/_S...A=w611-h915-no No i mają tam tor enduro dla czołgów - płacisz i jedziesz ;) https://lh3.googleusercontent.com/MF...=w1373-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/FO...=w1373-h915-no Trochę samolotów, trochę rakiet: https://lh3.googleusercontent.com/YM...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/Fj...=w1221-h915-no https://lh3.googleusercontent.com/Sw...A=w611-h915-no no i najważniejsze - jest bar ;) Apex po raz pierwszy spędza dzień z Maryśką i jest pod głębokim wrażeniem jej sposobu wybierania rzeczy do konsumpcji. W sumie, to cała grupa jest marudna. - A jest kotlet? A z czym? z makaronem?? Kartoszków niet? - a ta surówka to z czego? a najem się tym? - a sos jaki jest, bo nie wiem czy dobry? a można spróbować? Myślałam, że kobieta za ladą wybuchnie, tymczasem ona ruszyła na zaplecze i przyniosła na łyżce sosu do spróbowania :) - to się nazywa frontem do klienta! No i hasło wyjazdu "Janusz, a czy mi to będzie smakować?" Apex mało nie zemdlał ;) [cdn] |
Jagna , szkoda, że jechaliście offa i nie zobaczyliście bunkrów Baranowickiego Rejonu umocnionego , a szczególnie tego najważniejszego z napisem :„Twierdzą nam będzie każdy próg” (jest bardzo blisko dworku Mickiewicza w Zaosiu).
|
Cytat:
A przykre doświadczenie mam i to jakimś takim mikrym z Polski, wiec na samą myśl mnie potrzepało. Cytat:
...OK, wracamy. Pada hasło, żeby kierować się do ostatniego miejsca postoju, czyli tam, gdzie Teddy luzował łańcuch, a resztę grupy żywcem zjadały komary. Chopaki ruszyli raźnie i z kopyta. Teraz na końcu peletonu została Szynszyla. W pewnym momencie w lusterku widzę, że Jej nie widzę. Wracam i okazuje się, że zacisk przedniego hamulca zblokował jej koło. Coś tam majstruję, koło się odblokowuje i jedziemy dalej. Reszty grupy ani widu, ani słychu - paaajechali...! Puszczam Szynszylę przodem, żeby jej nie zgubić, gdyby znowu miał się pojawić problem z hamulcem. Poza tym ma navi z trackiem, niech prowadzi. W tym całym zawirowaniu jak na złość chyba nawigacja Szynszyli odmówiła posłuszeństwa i chwilowo jechaliśmy na pamięć. Albo na azymut. A może na gwiazdę polarną? Sam już nie wiem. Szynszyla chyba też nie, bo zarządza, że skręcamy w lewo. Czyli jedziemy w zupełnie innym niż powinniśmy kierunku. Jedziemy przed siebie asfaltówką, a z naprzeciwka ni stąd, ni zowąd Milicyjna Łada chce jakby wjechać we mnie. Odpuszcza, ale widzę w lusterkach, że zawraca. Po chwili widzę niebiesko-czerwone światła. Se myślę, a co on mię tu tak mryga tymy światłamy? Przycisnę gaz, chłop nie ma szans :D No dobra, prawy kierunkowskaz, zwalniam, zatrzymuję się. Szynszyla 'nie zauważa' całej sytuacji i odjeżdża swoim tempem. Zatrzymuję się, ściągam rękawice, kask i mówię z uśmiechem od ucha do ucha: Hallo, wie geht’s? :) [M]ilicjant patrzy na niemiecką rejestrację, drapie się po głowie przykrytej czapką wielkości potężnego talerza i mówi - panimajesz pa ruski? [j]a - odpowiadam - ciut, ciut, [M] - pakażi bumagi motocikla i pasport, [j] - ein Moment bitte... podaję dokumenty [M] - Poliak?? [j] - tak, [M] - to dlaczego paszport polski, a motocykl niemiecki? [j] - motocykl japoński, tylko tablica niemiecka, a ja Polak, dlatego polski paszport. A co - tak nie wolno? [M] - (wyraźnie zbity z tropu) - Można, można... ludzie skarżyli, że wy po polach jeździli. O wot - wskazując na barana na siedzeniu - i tu pełno siana. Przyznajesz się? [j] - NIE! [M] - jak nie, jak wszędzie masz siano! Dokąd jedziesz? I skąd? Inne motocykle widział? A dlaczego pierwszy motocykl się nie zatrzymał? Gdzie spał? Gdzie będzie spał? Ile kilometrów zrobił? ... Spokojnie odpowiadałem na lawinę wszelkich pytań. Do tego dojeżdża UAZem nadszyszkownik z kolegą (przejazdem był czy jak?) Pytania te same i przestaje mi się podobać branie mnie w dwa ognie, a właściwie trzy. Całego dialogu też nie będę przytaczał, bo i nie ma sensu i zajęłoby to sporo miejsca i czasu. A i sama rozmowa z Milicjantem wydawać by się mogło nie miała końca. Pytam wreszcie, o co chodzi i że chciałbym dalej kontynuować jazdę, bo przecież jadę tyle kilometrów z Niemiec do Mińska, na Igrzyska, na Sambo, a wy mnie zatrzymujecie i mówicie o jakimś sianie. No wiec śpiewka się zaczyna, że po polach jeżdżę, bo siano na baranie jest i w kółko i apiać i od nowa... Moje zniecierpliwienie osiągnęło zenitu i mówię spokojnie, ale stanowczo: - a jeździłem po polu! Bo u was drogi płoche, nie jak w Europie i nawigacja za tyle pieniędzy nie radzi sobie i pokazuje, że droga, a to nie droga tylko kamienie! Albo pole i zboże rośnie na drodze! Innym razem, że droga, a to kukurydza rośnie - też na drodze! Potem, że droga, a tam doły i błoto! O patrz - cały motocykl brudny od błota! O to ludzie też skarżyli? O to nie pytasz? A na baranie to wszystko jest, siano, zboże i trawa i robaki pewnie też są! Jeszcze z Portugalii jak byłem! I co?! Panowie zdziwieni odeszli na bok celem skonsultowania i usłyszałem, jak jeden z nich mówi, że to przecież normalne, bo drogi są, jakie są i chyba lepiej mnie puścić, żeby nie było międzynarodowego skandalu (niemiecka rejestracja?? :D) Po chwili podchodzą... [M] - pasliednij wapros, skolko stoit taka maszina? (tłum. - ostatnie pytanie, ile kosztuje taka maszyna?) - wskazując na motocykl :) Jeszcze chwilę rozmawiamy i okazuje się, że w sumie to czasu upłynęło sporo, wiec kończymy gawędę, pytam, którędy na Mińsk i odjeżdżam. Bojąc się, że nie znajdę reszty murzyniątek kupuję po drodze zestaw przetrwania, czyli wkusną kałbaskę, kwas i swojaka :) Na stacji benzynowej tankuję, dopompowuję koła i staram się skontaktować z resztą stadka. Otrzymuję namiary z pytaniem, gdzie jestem i za ile będę, ale TomTom za żadne skarby nie znajduje wybranej lokalizacji (Zamek Dudutki). Nie pomaga również podłączenie do netu, co czynię. Myślę sobie - klawiatura - ha! Tu cię mam - ściągam rosyjską, żeby literki były bardziej popieprzone i trudniej było wpisać. No nie, to też nie klawiatura! W końcu literki trochę się różnią od rosyjskich! ...rwa mać! Każdy zapytany mówi, żebym korzystał z map Yandex, nie Googla - na wschodzie to wszystko jest na Yandeksie... Tłumaczą, pytają czy umiem przeczytać nazwę. Jadę, jeden życzliwy jedzie przede mną kawałek i pokazuje, gdzie skręcić. Faktycznie jadąc szybko, przeczytanie nazwy cyrylicą i zrozumienie, co się przeczytało to wyczyn. Do Zamku Dudutki mam ca. 60 km. Odkręcam na ślicznej, nowiutkiej i pustej autostradzie. TomTom oczywiście pokazuje piękną zieleń, czyli brak drogi w tym miejscu, eeeech... Co chwilę dla upewnienia się zatrzymuję i pytam czy dobrze jadę. Aha! Są tablice z podaną odległością. Jest brązowa tablica z nazwą. Udało się, trafiłem! Ale nikogo nie ma! No jak? Mieli czekać. Hmm... OK. Nawrót, bo to tylko atrakcja turystyczna, miasteczko jest dalej. Wyjeżdżam na asfalt i tym samym mijam Maryśkę, która wskazuje dokąd jechać. Widzieli i słyszeli mnie z daleka, jak błądziłem... Po ogólnym streszczeniu mojej przygody Maryśce, Janinie i Teddy’emu dostajemy namiar na kwaterę. Jedziemy, gdzie spotykamy się znowu pełną grupą. Dzień obfitował w niesamowitą ilość różnych zwrotów akcji z pewnością dla każdego z nas. Doświadczyliśmy wiele i każdy z nas miał swój worek wrażeń, z którego po skosztowaniu lokalnych delikatesów w ilościach ponadnormatywnych wyciągał różne opowieści, emocje i przeżycia z minionego dnia i dzielił się z pozostałymi uczestnikami wyprawy. Późnym wieczorem natchnęła nas chwila ciszy i zadumy, po czym każdy poszedł do swojego i łóżka na zasłużony odpoczynek. Jutro kolejny dzień i kolejne atrakcje... :) |
Apex dołącza do naszej ekipy i wpasowuje się bezproblemowo ;)
W barze wyznaczamy sobie tracka szuterkami i polnymi dróżkami nad jezioro, licząc na możliwość rozbicia się nad wodą. Na Openstreecie jak wół jest znaczek pola biwakowego ;) (Tak dokładniej, to nie jezioro, tylko zalew na rzece Wilia) Przez fajną wioskę będziemy jechać: https://lh3.googleusercontent.com/Pe...=w1221-h915-no Dojeżdżamy w końcu w kurzu do wioski na końcu świata i od niej ma prowadzić droga na półwysep. Ale nie wiem czemu, Raf zamiast jechać polną drogą, ciągnie nas jakimiś ledwie widocznymi śladami w trawie ;) Dojeżdżamy i widzimy dokładnie to, o co nam chodziło: pole, wodę i miejsce na ognisko! https://lh3.googleusercontent.com/Ue...=w1221-h915-no Rozpakowujemy się i słyszymy warkot Afryki. Niechybnie zmierza do nas Novy, który wybrał dziś samotną jazdę. Jest i Novy: https://lh3.googleusercontent.com/Ek...=w1221-h915-no No to zebrało się już nas sześć murzyniątek, zajmujemy najlepsze miejsca (czyli takie, gdzie o 5 rano słońce nie wchodzi do namiotu) https://lh3.googleusercontent.com/vH...=w1221-h915-no po czym wysyłamy delegację do sklepu. Rusza Marysia z Janiną, dołącza Apex. Jestem pewna, że chce posłuchać ich dialogów w sklepie ;) Jagna, Raf i Novy korzystają z wody (nie wiem jakim cudem, ale woda ma chyba ze 30 stopni, a to w końcu przepływowe jest), po czym Novy zaczyna się rozbijać. I już wiemy, dlaczego ma tyle sakw. Novy ma leżaczek. Novy ma kuchenkę. Ma komplet narzędzi. Hi-tech kompresor. Płachtę pod namiot oraz namiot. I pewnie pierdyliard rzeczy, których nam jeszcze nie pokazał ;) Śmiejemy się i nazywamy gadżeciarzem, ale i tak połowy zazdrościmy (Novy, ale na tym leżaczku NAPRAWDĘ bolał kark ;) ) Wszystko bije jednak na głowę Novego namiot. Na poniższym zdjęciu są CZTERY namioty. Novego jest ten drugi z lewej: https://lh3.googleusercontent.com/Jx...=w1221-h915-no Namiot (a może raczej sarkofag?) został ochrzczony pieszczotliwie "norką". Trio wraca ze sklepu, przywozi, to co niezbędne, czyli m.in. oliwki, musztardę oraz salami; https://lh3.googleusercontent.com/EY...=w1221-h915-no oraz przepyszną słoninę: https://lh3.googleusercontent.com/rn...=w1221-h915-no W końcu najważniejsze: https://lh3.googleusercontent.com/rk...=w1373-h915-no Dobijają do nas Bracia przy Kasie +Szynszyla, którzy zwiedzali Mińsk (reszcie nie bardzo chciało się ładować w miasta) i dołączają do ogniska. https://lh3.googleusercontent.com/5k...=w1373-h915-no Chemik miał bliskie spotkanie z jakimś owadem (a dzień wcześniej napadły ich pszczoły, ciekawe) i ma pięknie spuchnięte oczko. Generalnie wszyscy są zadowoleni, dostajemy info, że Calgon i reszta bezproblemowo przedostali się na Litwę. Pięknie jest :) https://lh3.googleusercontent.com/7J...=w1373-h915-no A kiedy kładziemy się spać (ekipa I wymiękła długo przed nami) dogryzamy Gadżeciarzowi, czyli Novemu, który wczołguje się do swojej norki: Novy, a możesz choć rozłożyć ręce? Novy, a przewróć się na lewy bok! Novy, masz tam jeszcze czym oddychać? Takie tam małe złośliwostki ;) [cdn] PS - Novy, i tak najbardziej to Ci zazdroszczę przebiegu Twojej NAT ;) |
czyli zaliczyliście na Białorusi to czego mi brakło:-)
|
Tak, to zdecydowanie była (przynajmniej dla mnie) najlepsza miejscówka na tym wyjeździe .
|
Ale pięknie. Super się czyta :)
|
Nie macie może lepszego zdjęcia namiotu Novego?
Czy to coś w tym stylu? ;) https://i.redd.it/b8zigbjgrakz.jpg |
2 Załącznik(ów)
Prosze bardzo ;)
Zaznaczam ze ten "namiot" zasluguje na osobny temat na forum. A raczej nie namiot a "przetrwalnik" komandosa :D |
Taaak, Novy zdecydowanie "przetrwał" noc.
Rano entuzjazmu nie wykazywał, ale to może sam opowie ;) |
Teddy fotki sie obraca i opisuje historie namiotu za milion euro:D
|
Uwielbiam Was... :D
Człowieku bez butów - wyrwałeś się nieco, bo to zdjęcie, które przedstawiłeś to miał być któryś z kolejnych odcinków, gdy spotkaliśmy się ponownie, więc kapkę wyprzedziłeś fakty :) Namiot "Namiot", no powiedzmy namiot - to faktycznie jednoosobowy namiot wojskowy (wojska holenderskie). Może i nawet namiot komandosów :D :D Jest to laminowany goretex z jednym pałąkiem na wysokości twarzy. Również na wysokości twarzy znajduje się moskitiera, wiec nie trzeba całkowicie zamykać poły. Sześć śledzi niezbędnych do przyszpilenia i śpimy. Norka/namiot komandosów ;) posiada pod spodem poprzeczne pasy, które (jak rozumiem) potrzebne są zainstalowania materaca lub karimaty. Oczywiście nie ma takiego obowiązku - ja użyłem plandeki Bundeswehry kładąc bezpośrednio na ziemi. Dostępne były dwie długości namiotu - kupiłem dłuższy (chyba 2,30m). Szerokość chyba 90cm? Nie pamiętam, musiałbym zmierzyć. Wchodzenie i spanie w tymże M1 wymaga trochę ekwilibrystki, ale da się :) I skoro Teddy już wstawił zdjęcie, na którym nagromadziła się woda - dodam tylko, że w razie W namiot można wykorzystać jako bukłak :D Ale do tego wrócimy w następnym odcinku :D |
3 Załącznik(ów)
Ja nie umie w edycję zdjęć tutaj :(
DZIEŃ PIĄTY i story pozostałych murzyniątek. Poranek na kacu i Calgon i Czarek podtrzymują że odbijamy na Litwę. Dobra, wchodzę w to. Powoli się pakujemy, mówimy reszcie o naszych planach i umawiamy się, że damy znać wieczorem co z nami. I tutaj Czarek zostaje TERMOSEM. Ma alkomat, i rano urządzenie jest popularne ;) I Czarek wydmuchuje wynik naprawdę imponujący. Może sam będzie chciał zdradzić ile :dizzy: Szybka narada i ustalamy, żę ja jadę sam, a Termos i Calgon osobno. WIeczorem spotykamy sie w Druskiennikach na kempingu. Ruszam i szutrowymi i polnymi drogami omijam Mińsk i kieruję się na trasę na Wilno. Lubię to miasto i chcę sobie przez nie przejechać i się pogapić. Gdzieś w okolicach Lachowszczyzny wbijam się na trasę szybkiego ruchu. Nie podoba mi się, wygląda jak autostrada, ruch bardzo mały, na nasze warunki wręcz zerowy. Mam cały dzień dla siebie. Zero pośpiechu, zero spiny. Pogoda piękna, nigdzie mi się nie spieszy. Zjeżdżam więc na boczne drogi i jadę trochę na azymut. Od czasu do czasu zerkam tylko w Osmanda czy utrzymuję dobry kierunek. Dojeżdżam do miasteczka Oszmiana i robię sobie dłuższą przerwę. Wydaję wszystkie drobne ruble na wódkę, jem coś i kieruję się na granicę. Na granicy piękne panie już nie są takie miłe. Widać rozkaz był żeby ładnie witać jadących na zawody turystów. Przy wyjeździe to już nie obowiązuje. Przejeżdżam w końcu na Litwę i znowu ekspresówka? O nie, skręcam w pierwszą możliwą drogę w lewo i znowu jadę bokami trzymając tylko kierunek Wilna. Tracę tak masę czasu, ale jest zajebiście. Ja, motocykl, słońce, jestem sam, nic nie muszę i jadę po prostu przed siebie, powoli, rozglądam się. Bo droga się liczy, nie? W Wilnie jestem popołudniu i zaczynają się trochę korki. Trochę bez sensu skręcam do centrum i przejeżdżam przez całe miasto lekko zakorkowane. Włączam osmanda na Troki, poźniej odbijam na południe w stronę Druskienników. Dostaję SMS od chłopaków, że jadą na Grodno i tam przekroczą granicę. No to mam kupę czasu. Znowu jeżdżę bez sensu aby była szutrówka lub wsiowa droga i kierunek się mniej więcej zgadzał. Byłem tu nie raz, i lubię te miejsca. Lasy, jeziora, cisza spokój. Trafiam na jakiś aeroklub za wsią Połuknia, siadam pod lasem i oglądam jak ktoś się chyba uczy latać awionetką. Luuuuz. Trafiam w końcu w okolice Druskienników, chłopaki raportują że niedługo będą. No to wbijam na asfalt i jadę. Spotykamy się pod kempingiem. Namawiam ich na namioty, ale demokracja znowu górą :( Bierzemy coś co nazywa się chyba przyczepą holenderską, taki mobilny domek z mikro salonikiem, mikro kuchenką i mikro pokojami z mikro materacami. Kto ma powyżej 140 cm wzrostu to musi odczepić nogi na noc. Już się robi wieczór, czas na zakupy. I tutaj pracownik kempingu zdradza nam rzecz szokującą. Sklepy otwarte są do 22, ale alkohol moża tu kupić tylko do 20! Tyle razy tam byłem i jakoś tego nie zakodowałem. Jest 19:45 kiedy podjeżdżamy pod sklep. Wymiatamy z półek pasze i alko i wracamy na kemping. Niemieccy emeryci w swoich szpanerskich kamperach z satelitami na dachu i wszystkimi wygodami, jakieś zagubione rowerzystki... Robimy trochę tszodę i okazuje się, żę obok w namiocie śpią... polacy :) Staramy się namówić rodaków na wspólną imprezę, u nas Swajaka i miejscowych trunków nie brakuje :) Oporni są i jesteśmy skazani jednak na siebie. Wieczór spędzamy na rozmowach, piciu i pysznej kolacji, a potem przenosimy się w lasek z dala od naszych sąsiadów, obiecaliśmy nie robić bydła na ile się tylko uda. Jeszcze tylko losowanie kto gdzie śpi i najbardziej pojebany system losujący wymyślony przez Calgona, którego nie ogarniam do dziś. Plan na rano - kierujemy się na północny zachód na punkt widokowy, dobijamy do trasy TET i jedziemy nim do wieczora. na razie 3 murzyniątka na wygnaniu są same, ale ich przybędzie, ale to dopiero jutro :D |
Hmmm, Calgon, to jakim cudem widzieliśmy Cię jadącego solo koło południa?
A Novy nam ściemniał, że do domu jedzie, że Germania za nim tęskni, tymczasem też na Litwę poleciał! :D Teddy - tu się nie da edytować zdjęć. Musisz je mieć na jakimś serwerze i linkować. |
Novy dobił do nas już w Polsce, ale to nie wyprzedzajmy faktów :)
Jaką drogą jechał to nie wiem. |
Ok, zatem milknę już i czekam z napięciem na Waszą wersję :)
|
Miejscówka na półwyspie była chyba najbardziej urokliwym miejscem podczas całego wyjazdu. Woda, las, miejsce na ognisko o do tego stół z ławeczkami.
PS. Po wyjeździe stałem się fanem Marysi i Janusza:) |
Wszyscy są fanami Marysi i Janusza :D
|
Mamy z Januszem wiele wspólnego.
Obaj postawiliśmy na współpracę z młodzieżą:D:D:D |
Cytat:
Od początku założenie było takie, że wcześniej odłączę się od grupy (o czym starałem się wszystkich informować), żeby na spokojnie dojechać do Germanii. To spokojnie miało przebiegać może przez Ukrainę, Słowację, Czechy, może przez środkową Polskę. Ważne, aby bez ciśnienia, jadąc dziurami, omijając wszelkie główne trakty i asfaltowe arterie, sunąć przed siebie niemalże na azymut. W tym momencie to nie cel był istotny, lecz droga, której miałem doświadczać, degustować i chłonąć. Moim planem był bezplan. Jak to jednak w życiu bywa, w tak zwanym międzyczasie otrzymałem info, że moja lepsza połowa spędzi długi weekend w Łebie... :rolleyes: Mój plan bezplan natychmiast musiałem zweryfikować i po pożegnaniu się z murzyniątkami obrałem kierunek - Litwa. Kierowałem się na Wilno wciskając w opcjach drogi kręte i ruszyłem przed siebie. Tym samym po drodze jeszcze raz widziałem murzyniątka i to pewnie o mnie chodzi, a nie o Calgona. Ruch minimalny, droga fantastyczna i mocno urozmaicona. Naprawdę można, a wręcz trzeba oczekiwać, że asfalt może ze średnio dobrego zmienić się natychmiast w dziury, jakby jeszcze tydzień temu był nalot dywanowy, szutry lub łaty piachu. Mijają kilometry, docieram na granicę i widzę długaśną kolejkę. Kilka samochodów przede mną stoi grzecznie w kolejce inny motocyklista. Chyba będzie ciężko się przebić. Na granicy nie widać żadnej aktywności, zero ruchu. Żar leje się z nieba, ale na niebie od tyłu nadciągają ołowiane bałwany. Podchodzę do budki, przedstawiam swój punkt widzenia, że gorąco, że być może deszcz i celnik lituje się, żeby od razu podjechać bez kolejki. Kiwam drugiemu motocykliście, że mamy zielone światło i ruszamy. Odprawa idzie sprawnie, cały czas poruszam się korytarzem dla autobusów, które odprawiane są na bieżąco. Litwo, ojczyzno moja... Zatrzymuję się w Wilnie. Niemożliwie gorąco i duszno. Teraz żałuję, że nie zobaczyłem chociażby kawałka tego miasta. Zjadłem, nieco odpocząłem, wyjrzałem za okno, sprawdziłem pogodę i stwierdziłem, że jednak czas na mnie. Nawigacja, opcja trasy - najszybsza. Chmury kłębiły się i co chwilę oddawały nadmiar wody. W okolicach Kowna urwanie chmury i boczny wiatr powodował, że nawet osobówki stawały na poboczu. Afryką tak miotało, że musiałem zrobić przymusowy postój. Granica Polski, kierunek Łeba - lecimy. Wciąż uciekam przed deszczem. Już zdążyłem wyschnąć. Muszę uciec tej chmurze. Komunikaty radiowe podają liczne wzmożone lokalne wichury, podtopienia i zalania gospodarstw. Utrzymuje się wysoki stan wód. Dobrze, że jadę na zachód i zostawiam za sobą kiepską pogodę. Na wysokości Orzysza dzwoni telefon... Czarek (Termos) - Novy, gdzie jesteś? Bo my aktualnie stacjonujemy w Augustowie. Jak jesteś gdzieś niedaleko to fajnie byłoby się spotkać. Ja - moment, zatrzymam się, sprawdzę, oddzwonię. po chwili Ja - jestem od Was jakieś 80 km - znajdzie się dla mnie miejsce? Czarek - no ba! Tylko kup po drodze coś do picia :) Nawrotka i dalej do murzyniątek. Jadę i widzę przed sobą chmurę, przed którą tyle uciekałem :D Tego dnia zmokłem jeszcze trzy razy, nim osiągnąłem cel. Na miejscu już czekają na mnie i są w dobrych humorach: Calgon (Książę Cyganów), Czarek (Termos) i Teddy-boy (Człowiek bez butów). I już wiem, że ten dzień jeszcze się nie skończył... :) |
Ojjj Novy, Novy, to dzien 6 mordo :D
|
Cytat:
Po noclegu nad zalewem, opisanym przez Jagnę w poście 131, w czwartek rano ruszyłem do Łeby. Przecież tego samego dnia wieczorem się spotkaliśmy :) |
Ale Jagna nie wrzucila jeszcze relacji z kolejnego dnia, gdy my cisnelismy TETem przez Litwe i Polske, ty przez Litwe a potem dojechales do nas, ech, za duzo Swajaka!
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:10. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.