![]() |
Fajnie się czyta i ogląda.
|
Z Dziennika Wąskiego.
Koło zapasowe. Pyta mnie ojciec jednego wieczora: - Słuchaj ale ile tam w końcu aut jechało, bo ja czegoś nie rozumiem? Jest Lublin bez reduktora, z reduktorem i Golf. Tego pierwszego zostawiliście w Duszanbe? Hm... To jest dopiero historia... Opowiem o tym dzisiaj wieczorem moimi oczyma. |
Z Dziennika Wąskiego.
Słuchaj Wąski... Ja tego do końca nie rozumiem. Karpiu od razu powiedział, że będą z tego nici a Fazik utkał z tego prawdziwy, wełniany sweter.... Taki razgawor w Golfie z jego kierownikiem, gdzieś na płaskowyżu... Właściwie koło zapasowe. Opowiadam to staremu, on na mnie patrzy i... nalewa sobie kieliszek. - Nie krępuj się...! No więc, to było tak. Wał crystan.pl (nóweczka na zamówienie) okazał się krzywy jak banan. Ten łączący reduktor z tylnym mostem... To było jeszcze poza mną... Fazik na 24h przed wyjazdem podejmuje decyzję, by Lublina przywrócić do... stanu fabrycznego. - Bo to się nam po drodze to rozpier... A trza jechać minimum te 80km/h. To się dzieje naprawdę... Zastanówmy się nad logistyką, bo akurat jest wtorek w południe a dnia następnego jest święto (15 sierpnia). Potrzeba fantów! Te zostają namierzone w... Strykowie na szrocie lublinowym. Przy okazji Fazik "zamawia" oryginalny tunel i lepsze śmigła do chłodzenia. Cichy startuje z Radomska do Strykowa, stamtąd w opolskie, gdzie na przeciw wyjeżdża mu Karpiu i przejmuje fanty. Mamy wtorkowy wieczór. Nocą Lublin wraca do starych szatek. Rankiem dopieszczany jest system chłodzenia. Chłopaki (Fazik i Karpiu) po wypiciu stu piw... No może 105-ciu padają na ryj i idą spać. Wieczorem kładą kafelki na podłodze i coś tam jeszcze. Maurycy rzeźbi kuchnię w drewnie z litego dębu. Fantazyjne wzory (liście laurowe chyba), system zawiasów XIX-wiecznych w oryginale i inne takie cuda cudeńka. Każdy ma zajęcie. Zaraz potem startują na Wschód, zabierając Cichego i Bartka po drodze, gdzie Fazik we W-wie na ulicy wymienia tarcze hamulcowe i tak długo weryfikuje sprawność działania układu, że w końcu mucha zdycha w locie. I to słuchajcie... jedzie! Sunie ta fleche 5000km i gdzieś na rogatkach Duszanbe Fazik ordynuje pit stop. Cały majdan ląduje na zewnątrz a z luków naszej torpedy wyciągamy... reduktor i dwa wały! Pamiętam minę kazachskiego celnika, kiedy wywalaliśmy wszystko przed rentgenem i ujrzał na podłodze nasz zestaw... - Co to jest...?! Zapcziasti... Znajdujemy kanał na stacji paliw wieczorem. Wymagana jest zgoda kierownika, którego nie ma. Dzwoni do niego ochroniarz... - Chłopaki robią serwis. Montują... nowe auto! Mówią, że zajmie im to chwilę. Ok. Fazik wchodzi w trans. Karpiu i Bartek działają jak automaty. Kubica chciałby ich mieć w Williamsie, gdzie pracuje kuzyn mego ojca. Ale... Stelaż podpory nie pozwala włożyć reduktora! Trza go przyciąć... blacha 6-stka... Jest brzeszczot na szczęście ale trzeba nim bardzo delikatnie operować. Do akcji wchodzi El, który przez 6-mcy z grubasa zrobił z siebie atletę (codziennie rano na wyrypie 150 pompek plus na finał po 20 jeszcze na jednej ręce! Wyklucza go Fazik: -El, ty upier... brzeszczot chwila moment! Ściągaj olej z mostu! Piłują: Fazik, Karpiu i Bartek na zmianę... Całe 2h! Karpiu, w czym mogę pomóc? - Nie przeszkadzaj! Cichy ordynuje zatem robotę przy kolacji. Dzisiaj ziemniaki w warzywach plus peklowany gulasz Maurycego! Jedziemy z El`em po produkty. Bez problemu kupujemy worek ziemniaków, kilka kilo marchwi, cebuli i bladej papryki. - Weź Wąski jeszcze 30 piw i 2l wódki... Nie... Trzy! Ciężko pracują chłopy i głupio by było, by zabrakło. Znam już możliwości tej załogi, więc wykonuję polecenia bez szemrania. Jak przyjeżdżamy Alik na linie w środku Lublina przytrzymuje reduktor. Trza się spieszyć z kolacją, chłopaki finiszują! Do szybkowara smalec ze skwarkami, full ziemniaków, pokrojona w słupki marchew i w kosteczkę cebula. Jak El ekspresowo szatkował cebulę (sic!)... Kurde, jak w kitajskiej kuchni! Papryki nawet nie opierał o deskę (tu całusy dla Izeczki gołąbowej- od El`a i Karpia!)... Kiedy zdejmujemy szybkowar z gazu chłopaki dokręcają ostatnie śruby... Jestem w szoku... Teraz już jestem pewien, że ta wyprawa nie ma prawa się nie udać... Wszyscy, jak jeden wykonywali polecenia Fazika i szefa Kuchni - Cichego bez mrugnięcia okiem. Jemy, walimy stakany jeden za drugim... Zalegamy na "tapczanach". Tak się nazywają te ichnie łoża do siedzenia po tadżycku. Teraz już wiecie, skąd polskie tapczany:) Skąd się na nich wzięlismy...? Ano do zaprawki przylegała... knajpa:) Polegliśmy około trzeciej, może czwartej nad ranem... Miny pań "kelnerek" o 6-stej rano - bezcenne. Tylko Maurycego się przestraszyły, bo wygląda jak Afganiec. Niestety, przy kolejnej akcji w Biszkeku, kiedy to znowu wracał stan fabryczny już mnie nie było. Podobno operacja trwała chwila moment... Nie było sensu gotować... Ledwie po kilka stakanów padło...:) A tymczasem, jeszcze gdzieś przed Duszanbe... |
1 Załącznik(ów)
Z Dziennika Wąskiego.
Suplement. Wzruszenie - etiuda pierwsza. Idziemy doliną Karaszury dzielącej łańcuch Gór Piotra Pierwszego na część zachodnią, niższą, ku której zmierzamy i wschodnią - za naszymi plecami, której sercem jest ponad 70 szczytów przekraczających 5000m a 12 - 6000 z Pikiem Moskwa (6875m) na czele. Po lewej, na wyciągnięcie ręki - chowają się w chmurach, dominujące: Pik Agasus i Siewiercowa. Spakował mnie Karpiu, wszystko posprawdzał, ustawił i podociągał paski: - No... Wąski... Elegancko! Teraz maszeruj i głośno krzycz: niech żyje nam Wołodia Ilicz! Nie mam tylko kijków, ponoć nieodzownych dla ochrony stawów ale ja nigdy z nich nie korzystałem więc... Wcześniej kierownikowi nakłamałem, że zszedłem całe Tatry wzdłuż i wszerz a tak naprawdę najwyżej byłem na Tarnicy i to z rodzicami z jakie 10 lat temu... Dzień 1. Trochę mnie przydusza (wysokość) ale idzie mi się nad wyraz lekko. Trzymam tempo El`a, który idzie pierwszy. Rozmawiamy o Grąbczewskim. El tłumaczy mi "okolicę" jakby tu mieszkał. Jest fantastycznym przewodnikiem. Okazuje się, że wizytował tutejsze, letnie pastwiska wcześniej, ledwie kilka kilometrów dalej na wschód. Biwakował nad jeziorem Chary Kul, gdzie rozpoczyna się ogromny płaskowyż z jednej strony stromo spadający do doliny rzeki Muksu (zbierającej wody z lodowca Fedczenki) z drugiej otwiera się na dolinę, którą obecnie idziemy. Zmierzamy do uroczyszcze Kulika. Cha, cha...:) Z każdym kilometrem coraz bardziej jednak odczuwam trudy marszu, czego zupełnie nie widać po reszcie ekipy. Dzisiejszy etap, to 15km. Pod koniec dnia tempo spadło z mojego powodu znacznie, niedomaga też Alik - kuzyn Bartka -"Grąbczewski Duży". Coś mu się dzieje ze stopami. Rozbijamy się na nocleg i kontestujemy obolałe części ciała. Alik prezentuje okazałe pęcherze,symetrycznie rozłożone na podeszwach stóp. Rany Julek... W życiu takich nie widziałem! Są ogromne. Wina nowych butów. Nie udało się ich Alikowi rozchodzić. Po prostu ordynował zbyt krótkie marsze przygotowawcze (dzisiaj to wiem). Wysłuchałem przy okazji całej teorii rozchodzenia butów i jest to kawałek praktycznej wiedzy! Dużo bardziej doświadczony w temacie Cichy również nabawił się otarć kontestując buty krótko: - Nie polubimy się chyba... Ostatnio (kilka lat wcześniej) zdobywał w nich Kazbegi ale czas robi swoje. Stopa z wiekiem się rozbija (taki dzisiaj mądry jestem) i trza numerację butów weryfikować. Słodki (dołączył w drugim etapie wyprawy) uważa, że co 10 lat powinniśmy weryfikować buta. Notuję więc w mózgu, co następuje:) Na same pęcherze są dwie teorie. Alik potwierdzi słuszność. Na jednej stopie przykleja żelowe plastry,na drugiej pęcherze przebija i zostawia. Dzień 2. Wstaję jak z krzyża zdjęty... Nie mam apetytu, trochę ćmi głowa (3000m), zakwasy wszędzie, najgorsze na barkach. Nie jestem wstanie dotknąć "kaptura". Przygryzam wargi. Na śniadanie piję kawę, nic stałego nie jestem wstanie. Karpiu każe mi coś zjeść, bo "wydechniesz na podejściu, które nas czeka". Ratuje mnie El robiąc koktail na bazie wody, izostara w proszku,mleka w proszku i białka serwatkowego WPC-80. Wmuszam w siebie solidny kubek o wskazanej treści, nawet to smakuje... Alik na dzisiaj zakłada... sandały i nie jest to głupie rozwiązanie. Pierwszy problem do rozwiązania: przeprawa przez Karaszurę. Problem się rozwiązuje sam. Przy hutorze Kulika czeka na nas mostek. W samym hutorze napotykamy Kirgiza z Dżigartal. Z mocnymi papierami, jak się okazuje. Polują tu na kozły. Są tu ich dwa rodzaje. Powszechny Kiik i Archar pod ochroną. Polują naturalnie na oba. Mięso tego drugiego wyborne... Przekonamy się o tym osobiście niebawem. Tymczasem popiwszy czaju przekraczamy Karaszurę i rozpoczyna się podejście uroczyskiem Tupczek... 400m w pionie i to prawie dosłownie! Szybko przeliczam to na wieżowce. 400m dzielone przez 28... Matko Boska... Karpiu wspina się w abstrakcyjnym tempie. Za nim Cichy i El. Ja idę z Alikiem i Bartkiem, który świadomie zamyka peleton. Wspiera kuzyna, który walczy z bólem jak gdyby nigdy nic.... Żeby mnie tylko coś podobnego nie spotkało! Rzuciłbym się do Karaszury z miejsca! Trójka liderów osiąga wzniesienie w niespełna godzinę! Mnie to zajęło 2,5 ledwie trzymając tempo Alika,który siłą rzeczy w sandałach szedł wolniej na tak niestabilnej, stromej ścieżce. Kierownictwo na górze ordynuje znalezienie osłoniętego noclegu w sąsiedztwie jakiegoś strumienia i na dzisiaj chwacit. To ukłon w stronę"cierpiących". Padam w namiocie jak kafka. Na kolację budzi mnie Karpiu: - Masz i jedz. Sił nabieraj, bo... wstanę! Normalnie się wzruszam po raz pierwszy. Kocham kierownika naszego! Dzień 3. El: - Dzisiaj czeka nas krótki dzień. Przeprawimy się przez Zurazamin i rozbijemy na początku doliny prowadzącej pod Gardani Kaftar. Nie ma sensu pchać się dalej. Wyjdzie z jakie 8km. Program przyjmuję z ulgą. Przez Zurazamin w czasach Grąbczewskiego chodziło się mostem śnieżnym ale w hutorze Kirgiz wspominał coś o moście kamiennym. Mieliśmy o niego dopytać na płaskowyżu Tupczek ale okazało się, że tutejsi Kirgizi praktycznie nie mówią po rosyjsku, tym bardziej, że głównie trafialiśmy na młodych.Jednym słowem nie ustaliliśmy nic ale nic to. Do przeprawy prowadzi wyraźna ścieżka i widać jej kontynuację po drugiej stronie rzeki. Zurazamin w południe tłoczy ogromne masy wody w szalonym tempie. Budzi to we mnie grozę. Każdy metr w dół potęguje zjawisko.... Dochodzimy na skraj ścieżki bardzo szybko (schodziliśmy w dół) pokonując różnicę wzniesień ze 300m. Dochodzimy i dupa... Zwężenie idealne na most śnieżny ale mostu nie ma. Gorzej, że kamiennego również... Karpiu schodzi do koryta rzeki i testuje możliwe brody. Taki malutki człowieczek w obliczu żywiołu... Symbolika pełna. Robi krok do pół uda w wodzie i ta nagle go porywa! Rzuca Karpiem jak piłką! Rany boskie! Na szczęście rzuca go na kamień, którego się Karpiu kurczowo chwyta. Wszystko z plecakiem... W dół szybko rusza Cichy i El ale kierownik wychodzi cały z opresji sam. Spotykamy się wszyscy na dole i szukamy owego kamiennego mostu. Nic z tego... Nawet najmniejszej szansy na przeprawę. Cichy wypatrzył wcześniej z Karpiem kilka głazów tkwiących w korycie rzeki i tylko one dają szansę przejść rzekę suchą stopą ale...? Ale trza teraz wrócić na górę i zrobić trudny trawers przez dwa żleby. Dopiero teraz widzę to, czego nie widziałem przy zejściu do koryta rzeki... STROMIZNY! Ponad 70% nachylenia ale to nie wszystko... Schodzimy ze ścieżki i brniemy przez gąszcza Ho. To taka kolczysta endemitka, połączenie jeżyny z różą. Nie jestem wstanie bez kijków przez to iść, nie raniąc się dotkliwie... Podchodzi do mnie El i odstępuje swoje kijki. - Ale... Wyreguluj je sobie pod swój wzrost. Mamy lewy trawers, więc lewy kijek sobie nieco skróć. - Ale... Ee tam... Nie lubię kijków... Są dla pedałów! Cha,cha. El znika w jakimś kosmicznym tempie, chwytając się na zmianę Barszczu Sosnowskiego i Ho... Masakryczna mieszanka zieleniny... Pierwszy pokonuje pierwszy żleb, potem puszcza przodem Karpia i Cichego, którzy szybko znikają mi z pola widzenia. El zostaje,jako łącznik optyczny. Jak to dobrze, bo mnie ogarnia przerażenie. Jest już tak stromo, że boję się o każdy krok. Jeden błąd i lecisz w kilkusetmetrową przepaść, kończąc w rwącym nurcie Zurazaminu... Równolegle Bartek wspiera Alika, który musiał założyć buty, bo w sandałach tu iść niepodobna. Wbijasz stopę w zbocze usypane drobnym piargiem jak na lodowcu...I tak kroczek za kroczkiem. Alik zupełnie nie kontroluje stopy w bucie, która mu w nim po prostu pływa. Mi, całemu posranemu ze strachu nie wypada narzekać, dlatego odmawiam pacierz za pacierzem, obiecując sobie, że jak tylko to się szczęśliwie zakończy, to... Ale to się nie chce kończyć! Staję przed żlebem i dostaję paraliżu. By ten żleb pokonać muszę jakby skoczyć z balkonu na balkon na 10-tym piętrze... Nie jestem wstanie... Uda mi drżą ale nie mam jak przykucnąć, oprzeć się... - Dawaj Cymek! No dawaj kurwa mać! Głos El`a jakby z tunelu jakiegoś... El... Nie mogę! Nie mam siły... - Rzuć mi kijki! Nie wiem jak to zrobić! Opieram się na nich ostatkiem sił, na szczęście dochodzą Alik z Bartkiem. Bartek najpierw pomaga mi się przeprawić, potem wraca po Alika... Wzruszenie nr 2. Siadam przy El`u... Ciężko oddycham...Boże jakbym ich teraz wycałował wszystkich! El klepie mnie po barkach... Dopiero teraz widzę, co widzę. Jego lewe przedramię jest całe we krwi, podobnie odsłoniętych dwoje goleni. Bartka golenie wyglądają podobnie, ramiona znacznie lepiej, bo szedł z kijkami. - El... Spoko, zwykłe zadrapania. To nie to, co spierdolić się na golasa w pokrzywy z drzewa. Nie śmiem pytać o oparzenia barszczem... Wzruszenie nr 3. Ruszamy. Jest trochę łatwiej ale jeszcze jeden żleb trza pokonać. El oddala się ekspresowo. Zatrzymuje się ponad 500/700m dalej, jako kolejny optyczny łącznik. Karpia i Cichego nie widać już od dwóch godzin. El kuca i czeka na nas. Dojście do niego zajmuje nam godzinę. Ma dobre wieści. Chłopaki znaleźli coś, po czym da się przejść na drugą stronę rzeki. Tak zakładają... Ja sobie nie wyobrażam innego scenariusza! Po kolejnej godzinie docieramy do skraju wąwozu. Widzę ogromne głazy, które tworzą kamienny most. Co za ulga! Jednak tylko do czasu, kiedy zsunął się po zboczu do nich Cichy... Wygląda przy nich jak Dawid przy Goliacie... Teraz zaczyna się wspaniały spektakl! Muszę tak ten opis zacząć. Próby Cichego sforsowania/znalezienia drogi wzbudzają tak ogromne emocje, że trudno jest mi je teraz wyrazić. Na zmianę modlę się za niego, to przygryzam wargi albo zamykam oczy. Kiedy kolejny raz je otwieram, nie wytrzymując wcześniej napięcia - Cichy jest na środkowym głazie! Hurrraaa!!!! Drę ryja ale nikt mnie słyszy! Po chwili Cichy ląduje suchą stopą na drugim brzegu. Za nim Karpiu. El zostaje na pierwszym głazie. Dołącza do niego Cichy i Karpiu tworząc jakby łańcuch dla nas. Ale trzeba tam jeszcze zejść. Z emocji nie zwracałem uwagi na ten "problem". To jak zsuwać się po balkonach zarośniętego wieżowca... Zajmuje mi to całe wieki. Tuż za mną schodzi Bartek z Alikiem. To, co zastaję odcina mi całkowicie prąd. JAK CICHY TO ZROBIŁ?!! Jest mniejszy ode mnie o dobre 10cm a tu zasięg ramion i nóg ma kluczowe znaczenie! Puszczam Alika przodem. Też jest chłop zmęczony, styrany... Przyglądam się przeprawie. Chłopaki już uzgodnili scenariusz. El, jako najsilniejszy (najcięższy) przyjmuje się na siebie opadające ciało Alika. To znaczy, Alik robi jeden krok do przodu, na ostatni mały kamień, z którego trza paść dłońmi/oprzeć się o kolejny - wielki głaz odległy o jakieś 1,20/1,30m... Alik to kawał chłopa, podobnie jak ja. Utrzymać takiego z plecakiem nie jest lekko. Alik pada, El chwyta go za ramię, przyciąga do siebie, w tym samym momencie Cichy chwyta Alika za plecak i...mamy chłopa szczęśliwego. Teraz Bartek. Piękny dubel. Szczęśliwcy! Kolej na mnie... Sytuacja się powtarza ale teraz, to już koniec... Naprawdę nie dam rady! Wtedy Bartek... wraca po mój plecak! Boże... Bartek Druhu! Wzruszenie nr 3. Niby jest mi łatwiej ale kiedy robię ten pierwszy krok i widzę szalejącą wodę w wąskim gardle, to ponownie mnie paraliżuje. Nic do mnie nie dociera, dopiero stek przekleństw El`a! Dobra, zbieram się! Robię krok, rzucam się rękoma na głaz i nagle... stopa mi się obsuwa na kamieniu, dłonie nie wytrzymują oparcia i lecę w dół!... ...moment wyświetla mi się życiorys. Znikam pod wodą i lecę nią porwany w czeluść ale... na czymś mnie zatrzymało! Coś mnie trzyma, jakaś zapora rozciągnięta między dwoma głazami! Zapora ma ręce! Ale ja nic nie widzę, to coś jest pod wodą! - Trzymaj się kurwa!!! Jest dobrze! Trzymam cie! Rany Boskie!!! To El!!! Drę się w niebogłosy - trzymam się, trzymam! - Postaw stopę na moim udzie i się odbij! Bartek przechwyci i wyciągnie cie na brzeg. Na raz, dwa, trzy! RAZ... DWA... TRZY!!! Odbijam się i ląduje na Bartku! Jestem roztrzęsiony ale szczęśliwy. Widzę teraz El`a rozpiętego między głazami po oczy w wodzie. Cichy z Alikiem szybko wiążą powertape cztery kijki w jeden "dyszel". Alik asekurowany przez Cichego podaje go El`owi. Ten się jego chwyta i zwalnia nogi (rozpięte w mega rozkroku). Zurazamin wyrzuca El`a w powietrze jak wichura styropian! Ale się El trzyma i chłopaki wyciągają go szczęśliwie na brzeg... Teraz trzeba tylko jeszcze... powtórzyć manewr! Tym razem wykonuję szybko polecenia Karpia w jakimś amoku i chwila moment jestem na drugim brzegu. Nic z tego nie pamiętam! Ot, znalazłem się na drugim brzegu i już. Karpiu uśmiecha się do El`a: - W życiu nie widziałem tak durnego zachowania! Trza mieć coś z czajnikiem nie tak! Trza było Wąskiego zostawić i wysłać sms-a Fazikowi, by se Wąskiego odebrał w Obichingoł a tak dalej mamy kłopot! Przywołuje mnie Alik... - Chcesz coś zobaczyć...? Strzeliłem 5 kadrów, by mieć jakąś pamiątkę z tej przeprawy. Padło na ciebie, cha,cha! Wszystko jest jak na dłoni. Kadr 1 - opieram dłonie o głaz. Kadr 2 - odpadam ale... równolegle widać El`a skaczącego przede mnie! Kadr 3 - znikamy pod wodą. Widać kawałek mojej czupryny. Kadr 4 - wybicie. Kadr 5 - lądowanie na Bartku. Szkoda, że nie ujęliśmy El`a w locie z kijkami w dłoniach:) Jeszcze to do mnie nie dociera, co się stało, poza krótką uwagą El`a: - Kurwa... zgubiłem okulary... To mnie przywraca do żywych. Wzruszenie nr 4. - Dobra dzieci! Jeszcze się z tego wąwozu musimy się wydostać. Za 2h zajdzie słońce i nie wysuszycie fantów a mokre buty, to nie jest dobry pomysł na wycieczkę. Drugie, jest jasne, że nie ma drogi powrotnej. Tyle ode mnie, rzucił Karpiu ruszając szybko w górę. Tych kilka pięter wspinaczki pokonujemy w kwadrans. Rozbijamy nieopodal,w osłoniętym od wiatru ogromnymi głazami miejscu. Do strumienia około 200m... Dobra miejscówka. Karpiu wyciąga cytrynówkę i bierzemy po solidnym łyku. - El... Jeżeli jeszcze raz usłyszę od ciebie: dzisiaj, to będzie krótki i łatwy odcinek, to... Wąski od razu ląduje w jakimś kolejnym "zulazula" bezdyskusyjnie. Przełęcz Gardani Kaftar osiągnęliśmy dwa dni później. Oj działo się po drodze. Może nie tak ekstremalnie ale emocji było naprawdę sporo. W końcu pomyliliśmy doliny:) Zejście do Langar w dolinie Obichingoł też z przygodami nie byle jakimi było. Łącznie z interwencją ratunkową dyrektora narodowego parku, któremu na ośle Dariuszu towarzyszył Słodki... Ostatniej nocy na szlaku, niebo było na wyciągnięcie ręki. Przed wschodem księżyca, bez "cienia" jakiejkolwiek łuny pstryknąłem moim Wielkim Kolegom fotę...Tylko tak byłem im wstanie podziękować za wszystko, co dla mnie zrobili... KOCHAM WAS. WZRUSZENIE NR 5. |
Wzruszenie nr sto.
Były wzruszenia Wąskiego Fassiego, ale zanikły. Za to pojawił się redrobo, który kiedyś zamilkł. Zaginął za to kraszanek, ale pojawiły się wzruszenia; gdzie z kolei zaginęły okulary Elwooda, ale wszyscy wypłynęli na brzeg, czy inne skały, chwilę później dosiedli czteropędnego zredukowanego Lublina i pojawili się w dziekanacie. Jednym słowem: pobędzie to chwilę, czy robić zrzuty z ekranu :D ? |
............
|
6 Załącznik(ów)
Z Dziennika Wąskiego.
Suplement. Wzruszenie - etiuda druga. Coraz częściej przysiadam się do El`a na prawego. Lubię słuchać jak z pasją opowiada o tym, o czym opowiada:) To samo mam z Fazikiem. Z nimi się człowiek nie nudzi:) ...Biwakujemy gdzieś między Chalajkum a Wanczem. Spektakularną miejscówkę "wyczuł Fazik". Nie stawiamy namiotów, rzucamy śpiwory bezpośrednio na płachtę. Pierwszy raz w życiu będę spał pod gołym niebem! Tymczasem w ruch idą wszelkie trunki wynoszone po kolei na naturalny, widokowy taras. Ostatni idzie El, trochę po omacku, bez czołówki. I jak nie zaklnie! Zaraz potem słychać ŁUP! Lecimy do El`a a ten cały w zasiekach! Myśmy je minęli... Szpetnie to wygląda... Dopiero teraz widzę w jakim stanie f-cznie były stopy El`a na szlaku. Jestem w szoku. Nic nie mówił... Teraz to wszystko "ładnie" rozorane drutem kolczastym! Na wierzchu żywe mięso... Kwadrans później pielęgniarze: Słodki i Karpiu kończą robotę, której efekt podsumowuje Fazik: - No wzorcowa Mumia 6! ...Jedziemy doliną Rotszkali. To taka namiastka Bartangu, bardzo modnej - jak twierdzi El - doliny, którą od jakiegoś czasu wszyscy próbują zaliczyć. - A tu cisza i spokój, prawda? Prawda. Na całej trasie spotkaliśmy tylko jednego Niemca na motorze, który zrobił wielkie oczy. El się nawet nie zatrzymał. - Nie czuję już takiej potrzeby. Na Świętojańskiej w Gdyni też nie przychodzi mi do głowy, by każdemu napotkanemu turyście powiedzieć: dzień dobry. Ja bym mimo wszystko chciał ale nie będę mówił Starszynie, co ma robić. Czuć u niego napięcie... posypał się El`owi plan powrotu i od jakiegoś czasu patrzy głównie na zegarek a nie na to, co się dzieje wokoło. Taki chwilami wielki nieobecny. Tym niemniej "kazał" wszystkim jechać pod Pik Engelsa i to dość bezdyskusyjnie. Akurat była inna koncepcja pory posiłku i El się... wściekł! - Się kurwa słuchajcie! I tam jeszcze trochę mniej delikatnych wyrazów się posypało. Pierwszy raz widziałem takiego El`a - milczałem jak trusia. Żalił się jeszcze długo pod nosem ale ja wiem, że to nie na nich tak naprawdę, tylko na fakt tkwienia jeszcze w górach, które powinien mieć już dawno za sobą. On to już wszystko widział, swoje przeżył... Jak już z niego zeszło, znowu zaczął być tym El`em. ...Do szczytu pozostało jeszcze około 150m w pionie. Tyle pokazuje GPS Słodkiego obecnie - 4910m. Nie wiem, jak to możliwe, ale tu jestem... Bartek z Karpiem odbili na wierzchołek pośredni, jeszcze nienazwany. Nienazwany do dzisiaj, bo od dzisiaj będzie to szczyt Bronisława Grąbczewskiego. Przed nami wierzchołek główny. Docieram na niego wykończony w 1,5h... Na szczycie oniemiałem... Czekali już tam na mnie: Cichy, Słodki i El... 5058 mnpm. W milczeniu przybili mi piątkę... Nie byłem ze wzruszenia wycisnąć z siebie ni jednego słowa... Panorama...? Nieziemska, galaktyczna... Odbieram to wszystko w kategoriach jakieś cudu... Że dane mi to było być dane... Trzy godziny później jako ostatni zwlekłem się do bazy. Bazą jest mały hutor z koralem dla owiec, bajkowe miejsce w bajkowym otoczeniu. Padam bez czucia na ryj, wbijam się w śpiwór... Mam dreszcze, jestem wyziębiony i przegrzany jednocześnie. Nie wiem, czy nie mam temperatury ale pal sześć... 20 minut później Bartek przynosi mi ciepły posiłek robiony w szybkowarze. Ten szybkowar, to był strzał mamy Fazika w dychę. Najpóźniej w kwadrans gotowe było najbardziej skomplikowane danie. Nie mam apetytu ale wmuszam w siebie kilka kęsów i to mi pomaga. Godzinę później jestem już rozgrzany na tyle, że mógłbym towarzyszyć wesołej coraz bardziej komandzie ale chcę celebrować "mój sukces" w samotności. Pobyć chwilę sam ze sobą... Cały czas się do siebie uśmiecham przy tym i tak zasypiam... |
Z Dziennika Wąskiego.
Narąbię się na finał... To znaczy jestem na najlepszej drodze do. Kupiłem sobie kilka browarów i siedzę sam. Nie mam fejsa, więc piszę maile ale na te tylko jeden kolega odpisuje... To też jest jakiś znak czasów... Nie mam oto żalu ale łatwiej mi o dziwo dzisiaj pisać niż dzwonić... Pisanie daje dystans a telefon nie... Musisz odpowiadać od razu... Pamiętam namiętną dyskusję w lazarecie pod naszą 5-tką, między Fazikiem i El`em, w temacie internetowej komunikacji... Fazik korzystał z dobrodziejstwa internetu a El w ogóle. Co to była za dyskusja... Aż się kierownik Karpiu wkurzył i kazał się El`owi zamknąć. No... "zamknąć" zacietrzewionego El`a... Lepiej poczekać, aż mamuty wyginą... Ale nie chodzi oto, kto miał z nich rację... Ważne jest to, czy masz z kim rozmawiać w ogóle... Tak, że ja z lubością słuchałem tych "kłótni", bo jak to jest...? Odnosisz wrażenie, że El zaraz zabije Fazika a za chwilę siedzą sobie we dwójkę, spożywają to, czy tamto i... jak gdyby nigdy nic... Jakby w ogóle to, co miało miejsce, nie miało miejsca... Do końca nie zrozumiałem tego ich "związku"... Jakiś dziwny "minus z plusem". A weź skrytykuj jednego z nich, w sensie osobno... El ci oczy wykole a Fazik nic nie powie ale wiesz, o co chodzi... Ech... Szukam teraz definicji przyjaźni... Bo po tej wyrypie, już nic nie wiem... |
Z Dziennika Wąskiego.
Minął tydzień... Co się może w ciągu tygodnia w życiu młodego człowieka zmienić...? Wszystko. Dzwoniła w niedzielę Wiera... - Cymek... Przyjadę po ciebie kochana. Nie potrzeba słów. Pod numer Wiery wgrałem organy Hammonda Johna Lorda z Lazy... Pod numerem El`a solo Blackmore`a z Place in line... Nie słuchałem dotąd Deep Purple... dopóki nie poznałem El`a. Private. Ci, co mówią o nim Elwood, kompletnie go nie znają. Tylko Mały Wielki Człowiek mówi, jak chce. Czasami Cichy... Reszta mówi El. Jak można inaczej...? Słodki pięknie to ujął swego czasu na koszulce podarowanej El`owi. Nic dodać, nic ująć. Jakoś mi duchowo do Słodkiego najbliżej. El nazywa go Paniczem z Podlasia. Nie zdążyłem dopytać dlaczego. Słodki stwierdził krótko. Przyjedziesz na Biesowisko - dowiesz się. Dzwonię do El`a i pytam o Biesowisko (które sobie wcześniej wygooglałem w sieci). - Nie ma żadnego Biesowiska i nie będzie. Chyba..., że je zorganizujesz... W sumie... mógłbyś... Dzwonię do Fazika i pytam się o Biesowisko. - Przyjeżdżaj! Ale ja nic nie wiem! - Oto chodzi. Przyjeżdżaj! Fazik... no weź coś powiedz! - Jesteś pedałem? No... nie. - No... To przyjeżdżaj. Dzwonię do Małego Wielkiego Człowieka. - Karpiu kochany, kiedy jest to Biesowisko? Jak zwykle ale mnie nie będzie najprawdopodobniej... - Ale kto mi udzieli jakiś informacji? Dzwoń do El`a... |
Z Dziennika Wąskiego.
Minął tydzień. Co się może w ciągu tygodnia w życiu młodego człowieka zmienić? Od tygodnia leżę i patrzę w sufit godzinami... Godzinami słucham Deep Purple... W sobotę zacząłem oglądać Blues Brothers... Skończyłem dzisiaj nad ranem... Padłem w końcu, jak kafka na ryj, jak po prowadzeniu Lublina całą noc... Wpadłem w czarną dziurę... Przekroczyłem horyzont zdarzeń... Na drzwiach pasażera Golfa przyklejonych było tych braci dwóch... To piękny film... W nim to, co nierealne, niemożliwe do wykonania na co dzień, staje się "chlebem powszednim", realizacją marzeń w życiu, którego ty jesteś twórcą... - Tak Wąski... Słuchaj duszy. Trzymaj się cnót Platona... Nie naśladuj ślepo a zajdziesz daleko... Boże... Moje wzorce legły w gruzach... Wstyd się do nich odwoływać w jakikolwiek sposób po tej wyprawie! Zaczynam doceniać wszystkie te proste czynności... Kąpię się statystycznie, co cztery dni i nie potrzebuję do tego ciepłej wody. Jem praktycznie raz dziennie. Wieczorem na kwadrans włączam telefon... Wtedy armagedon. Fejsa nie mam... To był mój potężny bonus u El`a i Fazika ale ja na co dzień siedzę w gwiazdach, nie na fejsie. Ich jest na szczęście zbyt wiele... |
Powoli przechodzimy w bardziej emocjonalne chwile. Byl tez i wypadek....
|
Ja nie chcę, ja nie jestem głodny :)
|
Namawialem Waskiego by sam sie tu zarejestrowal i zaczal nadawanie... Hmm, szkoda czasu jednak. Uparty jak osioł. Lecimy zatem dalej:
Z Dziennika Wąskiego. Zamieńmy Ziemię Światem Dysku, którego oś jest zawsze skierowana w stronę Słońca. Jeśli utrzymamy takie samo albedo planetarne, jaka powinna być temperatura równowagowa dla takiego świata? Założenia: dysk jest cienki i dobrze przewodzi ciepło. Policz temperaturę równowagową Merkurego dla peryhelium przy założeniu, że planeta rotuje szybko. Porównaj otrzymany wynik z wykresem dobowych zmian temperatury gruntu merkuriańskiego na różnych głębokościach. Rozważ efekt cieplarniany w modelu atmosfery składającym się z dwóch nieprzezroczystych dla promieniowania IR warstw. Wyznacz temperatury obu warstw oraz temperaturę powierzchni planety. W indeksie odnotowano: dostateczny +. Powtórka z zeszłego roku... Wtedy skakałem do mego ulubionego nieba z radości. Dzisiaj zwinąłem indeks ze stołu, powiedziałem dziękuję i do widzenia. Normalnie klasycznie sprawa do oparcia o bufet ale nie mam z kim.... To znaczy nie czuję potrzeby, bo chętnych długa lista. Idealnie byłoby z Bartkiem ale on w nowej robocie, poza tym musi się nacieszyć synem a to nie jest zadanie na jeden wieczór. Piszę mu tylko sms-a... Załatwiaj mi wizę ruską. Tak to jest, jak jedzie się na wyrypę ze starymi koniami... Albo "giniesz" z kretesem albo dojrzewasz w try miga i nagle z hulajnogi wskakujesz do mercedesa, to znaczy do Lublina... El pisał, że jest casting na kolejną wyrypę. - Masz szanse Cymek, bo potrzeba amigosa ogarniętego w XIX-wiecznych technikach triangulacji. Wchodzę w ciemno! Techniki poznam, zresztą uczyłem się o nich. Ba... Mieszkam na IX-tym piętrze i od czasu powrotu nie wszedłem do windy. Jestem w szoku. Normalnie wbiegam bez zadyszki a teraz jestem gotów dla dobra sprawy napieprzać tak na okrągło. Mama się o mnie trochę martwi ale za to relacje z ojcem... W życiu tak dobrych nie miałem. Na początku się wściekł, bo musiał do pana Sławka grzać nad litewską granicę ale potem mu przeszło a jak zajechali do chaty chłopaki po drodze i zostawili dla mnie paczkę ruskich prezerwatyw (nie wiedzieli, że mieszkam... no nieważne), to uśmiał się do łez, po jakimś tekście kierownika Karpia. Od tej pory traktuje mnie zupełnie inaczej... Nareszcie jesteśmy partnerami a i ja, jakoś inaczej na układy rodzinne patrzę... - Cymek... Ty piszesz?! Jest teraz wiernym fanem moich tekstów... Wspiera i kibicuję. - Pisz synku, pisz! W końcu to jedyny od wieków humanista po mieczu w rodzinie... Szaleństwo... Brakuje tylko jeszcze, by moja polonistka ze szkoły średniej się o tym dowiedziała... Geograf już wie! - Zawsze w ciebie wierzyłem Cymek! Tak... Gdyby wierzył, to lach by nie stawiał za brak wiedzy o wydobyciu węgla w RPA... Sam nie wiem... Po powrocie z ekspedycji (dla mnie to mega ekspedycja/wyprawa itd.) jakoś się wszystko pozytywnie zmienia wokoło... Jakaś energia taka, czy co...? Wolę porozmawiać ze starym o tym, czy tamtym, niż z moimi kolegami. Zresztą ich to, co mnie spotkało nie interesuje. Pierwsze ochy i achy ale nie mam obrazków... Mam tylko to, co w głowie mi zostało i fragment relacji kumpla El`a - Pastora, którego teksty El KAZAŁ mi przeczytać... "...Przywieźliśmy kilka mniej lub bardziej gównianych zdjęć, parę muszelek i kawałków morskiej gąbki, trochę wulkanicznych kamyków z plaży w Dyrholaey, niesamowite wspomnienia i wirusa ospy wietrznej, która dwa tygodnie później sponiewierała mnie jak psa. Przywiozłem też coś czego nazwać nie potrafię, a co zagnieździło mi się głęboko w duszy. To coś czasem budzi mnie w środku nocy i każe patrzeć w niebo...". |
3 Załącznik(ów)
A tu takie foteczki, ze jak kto bedzie wiedziec co zobaczyc to zobaczy;) Przewijajaca sie na zdjeciach czapke wyprodukowal znany polski Wytworca w kooperacji z francuskimi projektantami oraz jakas mniej znana amerykanska firma o nazwie NASA. Zastepuje ona spiwor, okulary a czasem zdrowy rozsadek.
|
faktycznie bardzo uniwersalna taka czapka
|
Kurła jak to się pięknie czyta. Ostatnio z El em rozmawiałem jakoś zimą kiedy wykuwał formę na wyrypę i widzę, że się nie opierdzielał w międzyczasie. Ja się cieszyłem z zaklepanych motocykli w Gruzji. Doczekać się nie mogłem by duszę uleczyć i nałykać się kurzu i pyłu z drogi... ledwo skończyłem a głód tego pyłu uderza ze zdwojoną siłą. Ekipę macie zacną, po raz kolejny przekonuje się, że to warunek podstawowy każdej wyrypy, czas więc planować dalej.
|
Zaje qrwa biste . Czekam, czytam ,cofam się, chłonę... Na sam koniec wychodzi ,że też tam byłem.
Tu rozlegają się brawa. |
Dokładnie to wrażenie mi towarzyszy przy czytaniu takich relacji - uczestnictwa.
Wrazenie tak silne, że być może za kilka lat, będę ją opowiadał jak swoją i wykłócał się o szczegóły dróg lub miejsc... ;-)) |
Przerywnik:
Zbieramy ekipę, pod hasłem: Trza Lublina dotrzeć, Turkmenistan, Iran, Pakistan... Kierunek Kafiristan, i do celu dotrzeć. To nie jest ogłoszenie o naborze. Kto śledził biografię Bronisława Grąbczewskiego, ten wie, co nas może spotkać. |
Robo, czyżby podlaska kawa zawędrowała do Azji ?
|
Cytat:
|
1 Załącznik(ów)
Z Dziennika Wąskiego
Urlop dziekański. Jadę z El`em do roboty. Pada deszcz, korek... Przebijamy się przez Sopot do Gdyni. Dojeżdża do nas jakiś koleś na motorze i luka na blachę Golfa. Zatrzymujemy się w sznurze aut. Daje sygnały, by uchylić szybę. - El, słyszałem, żeś się nieźle wyrypał gdzieś! Zadzwonię! To Pusty AT na TDM-ie. W ogóle jazda Wieśkiem, to co rusz doznania... Wieczorem parkujemy pod sklepem, idziemy po piwo. W Tośce El`a dobrze znają. Ten rzuca liczbę, z lodówki dobrana jakość. Wychodzimy. Przy Golfie mały chłopiec z ojcem. Maluch wskazuje z entuzjazmem na popisany pojazd. Tata entuzjazm podziela: - To pańskie auto? Tak... - Super... Naprawdę super! Zatrzymujemy się na światłach... Co drugi kierowca zwraca na nas uwagę. Połowa z nich uśmiecha się... Zatrzymuje nas policja. - A książka telefoniczna dokumenty ma? Nawet się Pani policjantka z wrażenia zapomniała przedstawić. Sprawdzając papiery, w ruch idzie internetowa tuba. Googlają Afganistan 2010. Wiadomości wydanie główne. - To pan! Cholercia... Zazdroszczę... Proszę sprawdzić/wymienić tylny prawy stop. Karpiu, kierowniku drogi, wziąłem urlop dziekański. - Elegancko. Co dalej? Szukam roboty. - Jesteś techniczny w miarę... Dzwoń do Fazika albo... nie, nie. Nawet nie dzwoń, tylko jedź bezpośrednio do El`a... On ma roboty w chuj. Remontuje przy tym chatę. Zawdzięczasz mu coś i to nie jedno... Ja wiem jedno... Ma chłop teraz przejebane do kwadratu... Sam wiesz... Ale nie oto idzie. Idzie o to, że dostaniesz u El`a zajebistą szkołę w robocie. Zdarzyło mi się z nim robić. Kurwa... Śpimy w starym mieszkaniu z 1906-tego roku, w którym... nie ma nic. Śpimy na paletach... Skute tynki, podłogi do stropu łukowego, między całym remontowym majdanem, tak, że w nocy, jak chcesz się odlać i błędnik jeszcze nie przyzwyczajony, to lądujesz w kupie cegieł np. Ale jest kurwa pięknie... Pijemy piwo i El opowiada... Gdybym go nie znał, w życiu bym w to nie uwierzył... Ale poznałem. Nasz "ratownik" na granicach np. Ja dla świętego spokoju zapłaciłbym... Ale nie El. El się już Golfem odprawił, my prawie... Skończył się wriemiennyj wwoz, trza bulić! Nie dajemy rady w negocjacjach. Bartek woła El`a: - Słuchaj, chcą kasy, załatwisz to? Poszedł El porozmawiać. Wraca po kwadransie z... wątrobą kozła Marco Polo! Mało tego... Kto chce, może się wtarabanić na dach posterunku i robić zdjęcie z porożem Archara... Nazwy postu granicznego podać nie mogę. Fazik był świadkiem "negocjacji" El`a na poście w Bordobo. Toć to była napierdalanka! El po prostu gościa zwyzywał od nieuków, cymbałów w końcu. I szedł w zaparte na maksa. "Cymbał" w końcu pękł... Noclegi... Hasło "hotel", "gesthouse" itp. to zakazane obrazy. Akurat tu cały zespół grał na jedną nutę ale... W Sary Mogoł w Dolinie Ałajskiej, gdzie mieliśmy zjechać pod Pik Lenina, El zatrzymuje Wieśka przy... "hotelu" właśnie! Pizga strasznie... Jest noc. Bartek idzie się zapytać, ile kosztuje nocleg w jurcie (jedyny dostępny)? - 15$ od osoby... Ale miejsc nie ma. Wszystko zajęte przez zapadnych. Do akcji wchodzi El. Mamy darmowy camping przy betonowym płocie (pięknie chroni od wiatru), darmowy dostęp do ciepłego prysznica. El skrzętnie wynotował, kto korzystał. Mało tego. Jesteśmy zaproszeni na kolację, o poranku na śniadanie... Ekipa, mimo zaproszenia, chce płacić dutkami. Powstrzymuje ich El. Rewanżuje się... wątrobą Archara. Gospodarze są zachwyceni. Pijemy piwo, gotujemy jaja na twardo, na jutro do roboty... Gaz się wyprawowej butli powoli kończy. Będziemy musieli wymienić... Nie poznałem jeszcze gospodyni... To cena, za taki wypad, jak się okazuje. Nie dla każdego on taki super... El ożywia się... Mówi o Nanga Parbat, pod którą stał, kiedy większość członków tej wyrypy wspinała się po drabinie na nocnik... Pięknie opowiada... |
Niesamowita opowieść ... Hipnotyzująca...
Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka |
Z Dziennika Wąskiego.
Pierwsza praca w życiu. El w ciągu 10-ciu godzin pracy non stop zatarł szybkosprawną masą drobnoziarnistą 700m2 powierzchni posadzki w podziemnym garażu... Tę masę mieszałem mu ja... 25kg worek podzielony na 4 ćwiartki. Na wyrobienie każdej porcji El miał nie więcej niż 10 minut... Potem niewyrobioną porcję trafia szlag. Worek zaprawy 130zł... Stres, że ja pierniczę. Uwijam się jak w ukropie. Stoję jak w blokach i czekam na sygnał: - Mieszaj! 10h non stop... W czasie "wolnym" mam odkurzać posadzkę. El je w locie, ja nie mam kiedy! Przed 19-stą kończymy... - Będą z ciebie ludzie Wąski. Nei zmarnowaliśmy nawet kilograma masy... Nie ma co potrącać z wypłaty, kurde. Zasłużyłeś na porządnego browara! No nie wiem... W nocy, dwa razy waliłem łbem w ściany, potykając się na łukach stropu po ciemku... Ale to było wczoraj. Trening czyni mistrza. Zaliczamy Tośkę, potem siadamy na dwóch jedynych krzesłach i słucham El`a i sam się zwierzam... Pulpety (bez konserwantów) nabierają temperatury, ja nadaję. Zwierzam się z "niczego". - Mów, opowiadaj... Ja się już w życiu nagadałem... Pora na odbiór. Ale... - Opowiadaj. Lubię ciebie słuchać... A jeszcze bardziej czytać. Budzisz emocje nie wiadomo skąd... Kurwa, chwilami chciałbym być tobą. Byłem takim, jak ty ...dziesiąt lat temu. Tak chciałeś pojechać na tę wyrypę... Spisałeś się chłopie! Jak dzisiaj w tej robocie. Jezzzuu, przecież ja to piszę, i nie wiem, dlaczego muszę, toć to bałwochwalstwo! Ale... jakbym o Nim/Nich pisał... Taka aura chodziła za wszystkimi Uczestnikami naszej wyprawy! Poza słusznym "opierdolem" Karpia (taki ojcowski bardziej był) nie doznałem grama dyskomfortu w obcowaniu z ekipą. Bardziej opiekę, dyskretną ale opiekę. Zawsze mnie wspierali. Nawet jak kpili, to tak, że potem mi tych kpin brakowało... Jak zwierzyłem się z tego ojcu, to gdzieś bokiem, puściła mu się łezka... |
Ten dom to jest w Tadzykistanie ?
|
Z Dziennika Wąskiego.
Jakby w innym trybie ale dalej to samo się kręci. Wiesiek przerywa i stajemy na samym środku ronda przy Opackiej. To taki trójmiejski klincz. El chciał zjechać na wyspę i zablokował dwa pasy, bo Golf siłą bezwładności nie pokonał krawężnika. Co jest grane pytam? - Nic. Zabrakło paliwa...Trochę za wcześnie. Otwieram bagażnik, podaję El`owi baniak - jeszcze z kazachską ropą. Ludzie trąbią jak najęci, jakieś przekleństwa się sypią, kiedy mijają nas bezpośrednio jakby im odcinało prąd... Wracamy z roboty, ruch spory. Uprzedzam El`a: - Tak, wiem co chciałeś powiedzieć... Nie rozumiem tego chamstwa na polskich drogach. No nie rozumiem... Nikt nie zapytał, czy w czymś pomóc? Nikt, tylko ryja darcie. Patrzę na licznik małych km... F-cznie, jeszcze stówa minimum a tu takie buty? Ale... Godzinę wcześniej, kiedy zaczynamy zwijać roboczy majdan, wchodzi do garażu starsza (dla mnie), nieźle zadbana babka. Pogoda zrobiła się letnia więc laska (też pasuje) pyta bardzo grzecznie, czy nie byłoby przeszkodą, gdyby weszła na moment i wzięła swój rower z wózkarni. Trzeba dodać, że specjalnie dla nas, całkowicie wyłączono garaż z użytku (60 stanowisk) i przez dwa tygodnie jest również utrudniony dostęp do 60-ciu kanciap przyległych do stanowisk. Po prostu bez naszej zgody do garażu nie wejdziesz. Normalnie, to ludzi by zapewne mocno wkurzało ale tu pełna kultura. Ludziska świadomi potrzeby renowacji posadzki... Rewelacja, jeżeli chodzi o komfort pracy. El z kurtuazją pomaga pani wyciągnąć rower z bezładnej powodzi pozostałych. - Ten zielony poproszę! Cha... zielony... Z tych trzech, to który dokładnie, bo tę przypadłość na okoliczność nierozróżniania kolorów, odziedziczyłem mimo protestów:) - Czyli prawdziwy mężczyzna z pana! Chłop nie jest od kolorów rozróżniania i tu pani puszcza oko. Na to El rewanżuje się dowcipem z życia. Mam fantastyczną kuzynkę. Prawdziwą, naturalną blondynkę. Mąż wysłał ją do sklepu rowerowego po jakąś część z roweru kuzynki, który właśnie przywracał do życia. - Dzień dobry. Poproszę część (tu ładnie ją nazwała), do roweru. Ok. Ale do jakiego? - Nooo... do zielonego! Kobitka zupełnie niespeszona odpowiada: - Bo my nie jesteśmy od tego. To wy chodzicie do lasu i się nie gubicie przy powrocie. Naprawiacie samochody itp. My jesteśmy od gotowania i dobierania lakieru auta. Ja do dzisiaj nie wiem, ile ma koni każde me kolejne auto. Mąż mi raz pokazał tabliczkę przy baku, bym wiedziała, jakie paliwo mam zatankować. My - kobiety, nie mamy waszych mózgów. Mamy inne priorytety. Ognisko domowe to podstawa i dbanie o swojego faceta, jak z tego "lasu" wraca. Patrzymy na kobitkę z coraz większym podziwem. Ja też... Indoktrynacja na wyrypie swoje zrobiła. - Wie pani co...? Rzuca El. Opowiada pani coś niesamowitego... Bo widzi pan... Ja mam 21-letnią córkę i połowa jej kolegów, to... geje. Co się dzieje z tą młodzieżą męską? Większość, to zniewieściałe cioty! Ja pierniczę... El się śmieje. - Rozumiem, że pani trochę lepiej sytułowana finansowo? Tak, ale co to ma do rzeczy? Ale... może i ma? - Słyszała pani o eksperymencie Calhouna? I dopiero się zaczęło, jak El wyjaśnił w cziom dzieło. - Bo widzi pan... Ja od 6-stego roku życia jestem związana z morzem. Moi rodzice żeglowali i zabierali mnie na długie chwilami rejsy, trwające tygodniami, bez schodzenia na ląd. Mama zawsze mówiła: - Pamiętaj córciu, trzymaj się taty, nie mnie w trudnych sytuacjach, on jest silniejszy! Takiego mam dzisiaj męża, którego się trzymam... Ja jestem "blondynką" i się tego nie wstydzę. No to El wyjechał z Azją Centralną. Na to pani z Azją Południowo-Wschodnią, gdzie lubi spędzać czas, bo tam nie ma ubezpieczeń... emerytalnych! To już był młyn na wodę... Co za dyskusja się wywiązała.... Jakbym słyszał Fazika i El`a w czym są perfekcyjnie zgodni. Żegnamy się, oferujemy pani wszelką pomoc w dostępie do kanciapy i w ogóle. Zamykamy garaż i wyjeżdżamy. Kątem oka w lusterku widzę, że nasza pani się z czymś przy rowerze zmaga. - El, zatrzymaj się proszę. Podbiegam do naszej pani i widzę, że się jej poluźniony chwytak na bidon przekręcił. Szybko wracam po śrubokręt i robię swoje. - Ach... Są jeszcze prawdziwi mężczyźni na tym świecie! Czuję się normalnie zaszczycony! Niby nic... Ale w Pamirze spotkaliśmy też taką twardą blondynkę... Cdn. |
Genialna, wciągająca opowieść:bow:
|
2 Załącznik(ów)
Z Dziennika Wąskiego.
Żona dla yeoupa. Weź się Wąski zarejestruj na forum AT i sam pisz swoje dyrdymały! - Ale jakie forum AT? Przecież publikujecie moje trele na fejsie, czy nie tak? Nie tylko. Pisze Słodki. Twoja sława wykracza już poza szkołę średnią i fejs. No więc zaglądam i oczy przecieram! To forum motocyklowe i tu się dopiero jeździ! Ja pierniczę... I to gdzie?! No kurde wszędzie... Biegam po tym forum, jak długodystansowiec... Co rusz ciekawsza relacja... Ale El mi mówi: - Za nim, to zajrzyj na "stare forum". Doczytuję tam w pierwszym wątku Wspomnień i... - El, ty też tam się udzielałeś? Tam nie... Nie miałem tam zbyt wiele do powiedzenia... Nie było potrzeby... Porównuję relacje "stare" z "nowymi" i... zaczynam powoli pojmować różnicę. Ale tak to w życiu - różnie bywa, pies utonął, łańcuch pływa. Tak poznałem... Mario. Dzwoni do El`a a ten mi... oddaje słuchawkę. - Pogadaj z moją "jedynką" (El jest zero jedynkowy. Albo się go lubi albo nienawidzi). Ale ja go nie znam! - Znasz dobrze... Cześć Mario, Cymek Wąski z tej strony... El oddał mi bezceremonialnie słuchawkę i... - Aaa, to nawet dobrze! Miło Ciebie poznać Cymek. No i jak tam, po wyrypie? Opowiadaj, fajnie było...? Ani bee, ani mee... Kocham tych ludzi. Dzwoni Fazik. Co za dziwna konwersacja... El zwyzywa go od szmacideł na dzień dobry. - Pijesz czeskie piwo! Tak. Desitkę z kija! - Skąd desitkę z kija wytrzasnąłeś w Berlinie?! A kto powiedział, że w Berlinie? El... Skąd wiedziałeś, że Fazik pije czeską desitkę z kija przez telefon? - Bo wysłał mi sms-a. Alej jak?! - Oddechem... Oddaje mi telefon i Fazik mi wszystko tłumaczy. Bożżee... Nie słyszałem o ich czeskich, rowerowych eskapadach dotąd! Dzwoni Karpiu. Nawet nie powtórzę tej rozmowy... Otwieram piwo, potem drugie... Zwalniam, jak mogę ale El, przerywając: - Pij Wąski, pij... Na starość torba i kij. Kultowa przełęcz Akbajtał... Przed nią spotykamy Niemkę z Austrii. Ja tego nie rozumiem ale Fazik tłumaczy: - Po twarzy widzę, że zielona. Nie wiem, czy zielona ale nogi ma czerwone, do tego w krótkich gatkach... Jakby nie patrząc, robi na nas kosmiczne wrażenie. No i nie idzie ale jedzie rowerem. Solo... Jestem w szoku na dzień dobry. Stajemy, konieczny razgawor. Takie tam trele ale... Słodki ogląda jej rower i pyta: - Kto składał ci rower? Na lotnisku w Duszanbe mi złożyli. - Hm... Widelec masz przekręcony o... 180 stopni, no i przy tym zjebaną geometrię... Tak...? - Tak. Tu Słodki bierze imbus i ustawia właściwie dziewczynie rzeczony... Dziewucha przejechała blisko 1000km po wyjebach nieświadoma chujowego prowadzenia roweru... Słodki komentuje: - Idealna żona dla yeoupa. Jaka żona, jaki yeoup? - Pomyślałbyś przed tą wyrypą, że przejdziesz Szlak Grąbczewskiego...? Dwa dni później zdobyłem swój pierwszy 5-ciotysięcznik... Czytam teraz wątki yeoupa... Dla mnie, to wycie wilka w ZOO... Ludzie chodzą, oglądają, podziwiają... Ale nie rozumieją natury zwierza... Cóż... Ptak zamknięty w klatce, sam uważa, że latanie to choroba... W takiej klatce zamykamy się sami. Trudno zrozumieć samotnika, który przełamuje bariery naszej percepcji. Co z tego, że nie wie, że trza naciągać łańcuch...? Jak się zjebie, to się przekona... Ale koła jego motocykla nawijają tysiące km a on... jedzie dalej. Mieliśmy doskonałego mechanika w zespole ale on kierował się tą samą zasadą jaką kierował się yeuop. Jedziemy do przodu! Się coś zjebie, będziemy naprawiać! I nagle mnie oświeciło... To nie kwestia kierownika, tylko kwestia nastawienia... Jak kurde mol w życiu... |
Z Dziennika Wąskiego.
Jedziemy "na garaż". Na wysokości Kolibek wypadek... Stoi policja, Straż Pożarna ale też i parawan... Skończyło się czyjeś życie. Oglądałem filmy na tubie z jazdy w Rosji przed wyjazdem. Włos się jeżył na głowie... Tymczasem zastałem tam zupełnie inny obraz. W mieście jeździ się jak Pan Bóg przykazał, poza miastem zgodnie z przepisami. Bardzo mało jest brawury, po prostu się jedzie bezpiecznie. Jadąc "w tamtą stronę", jakoś tego nie czułem. W drodze powrotnej, prowadząc Wieśka solo - jak najbardziej. 10-tki radarów na federalkach. Pilnowałem się bardzo, by nie narobić El`owi niepotrzebnego bigosu. W Kazachstanie dbałem o stan własnego portfela i tylko tam raz zostałem zatrzymany ale po to, by usłyszeć - krasiwaja maszyna, maładiec! El uprzedzał nas wszystkich przed kirgiskimi milicjantami a mnie szczególnie, kiedy będę wracał doliną Talas. W Kirgistanie widząc milicję na drodze, jakoś więzło mi coś w gardle automatycznie. Przez Talas pilnowałem się i jechałem po pełnym zakonie ale nagle po lewej widzę żółtą pałkę. Stali z drugiej strony i milicjant zasygnalizował zatrzymanie (komu?), kiedy byłem na jego wysokości. Oceniłem sytuację i... pojechałem dalej. Kilometr później sygnalizuje mi z tyłu radiowóz bym zjechał na bok... Wszystko podeszło mi do gardła. Pamiętaj Cymek... Jest kilka szkół na takie przypadki, tłumaczył wielokrotnie El. Kiedy podszedł do mnie mundurowy i się przedstawił i przedstawił zarzut niezatrzymania się do kontroli, odjęło mi ze strachu mowę... On coś do mnie ja: - Yyyyyuuuiiiuuu! Rozumiecie po rosyjsku? Ostatnia szkoła El`a - jego marzenie, to granie głuchoniemego w takich sytuacjach. Wszedłem w to z... automatu! - Yyyyuuuuuuaaa! I pokazuję na usta i uszy... Kolesia zamurowało. Dowód rejestracyjny i prawa. - ... robię najbardziej głupią minę, jaką potrafię. Proszę do radiowozu! - Aaaauuuiiiyyyyuuu? W końcu wykoncypował i wyjął swoje dokumenty i mi pokazuje, mówiąc, żebym pokazał swoje. Biorę je do ręki, oglądam, uśmiecham się wyrażając mimiczny aplauz: - Jaaaouuuu! Pokazuję kciuk w górę... Przedstawienie trwało jeszcze kwadrans. W końcu gościu rozkłada ręce ale mówi do mnie: - Poczekaj! I odchodzi do radiowozu. Ja w tym momencie z głupią miną odmachuję i... odjeżdżam. Gościu zawraca migiem i przez chwilę leci za mną... Widzę go w lusterku. Oddalam się spokojnie. Zatrzymał się i tak stał aż mi zniknął z oczu... Kilkanaście kilometrów jechałem w amoku... Kiedy się zatrzymałem, nie mogłem wysiąść z auta, taką miałem galaretę w nogach ale... byłem dumny! Zaraz potem wjechałem na granicę. Na kirgiskim poście spędziłem kwadrans ledwie. Na kazachskim kazali zjechać na bok, wybebeszyć wszystko z auta i skierowali auto na roentgena. Wierzcie mi... Zeszło ze mnie ciśnienie po tej granicy (kirgiskiej) tak, że gdyby chcieli zajrzeć mi Kazachowie w tyłek, to bym zaprosił wszystkich. Zajeżdżamy po robocie na chatę. El nadłożył do Biedronki ale się przy niej nie zatrzymał. Podjechaliśmy do Tośki. Dzisiaj była ta najmniej rozmowna pani: - Ile? Osiem. Zrzucamy fanty, otwieramy piwa i bierzemy się za kolację. - Cymek... Gdzie ja rzuciłem tę siatę z biedry? Jaką siatę? - No tę kurwa, z zakupami. Ale my nic w biedrze nie kupowaliśmy. - No jak nie? No nie... Przejechałeś obok. - Hm... Powiadasz... Kurde... Cały czas mi ten parawan w Kolibkach z tyłu głowy siedzi... |
Z Dziennika Wąskiego.
Siedzimy z El`em w skąpym świetle świeczki... Taką sobie dzisiaj zapaliliśmy. El wygląda jak dziadek Mróz. Patrzę na niego i się zastanawiam, kim on naprawdę jest...? Jego jest kilku... - El... Czemu skoczyłeś wtedy za mną do Zurazaminu? Chciałem zostać bohaterem. Kolacja dzisiaj z dupy. Ale nagle El przypomina sobie o wyprawowym kartonie. Co my tam mamy? Ano... Kilka zup w proszku, makaron w cienkich nitkach, kilka kasz "w rożnych mikstach" i... chałwę. - Kazachska... Dla żony... Nie było okazji wręczyć... Świeczka płonie falą delikatną do nieba... |
Zarazc chyba bedzie pierwszy w historii internetu opis sexu z supermenem? :)
Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka |
Gdzie panuje Yeti, tam Supermen nie dolatuje. Nie ma sensu spodziewac sie zatem niespodziewanego.
W przerwie dostawy pradu, grzebiac z slocie aparatu, z karty pamieci wypadl jeszcze taki widok: |
Z Dziennika Wąskiego.
10 dni roboty non stop daje popalić. Dzisiaj 120mb cokołów do oczyszczenia. Papier ścierny i jazda... W między czasie wypad do Wejherowa, by pomóc kumplowi El`a na budowie z jakimiś balkonami bez balustrad. Od razu stanęły mi "balkony" nad Zurazaminem przed oczami... Powoli zapominam o wyrypie brnąc w codzienność szarą babiego lata. W przyszłym tygodniu wybieramy się w ramach krótkiego luzu na Pachołek. Tyle się o nim nasłuchałem w tle odwiedzin kolegów, że pora i na mnie. No i... kupuję Golfa. Namierzyliśmy takiego dla mnie za 1100zł. El dzwonił do Pastora, który mi zrobi zawieszenie przód a Wojtek Zarodek, zawieszenie tył. Obaj panowie zmontowali perfekcyjnie to wszystko dla El`a. Dzisiaj Wojtka poznałem. Oddaliśmy mu pożyczone na wyrypę kapoki. W życiu jeszcze takiej pięknej dziupli nie widziałem... W konopiach po szyje stoi cała kupa wszelkiej maści "złomów" i piękna... żaglówka! Rany... Moje marzenie. Wojtek startuje co roku w Długodystansowych MP... No pięknie! Jestem zachwycony otoczeniem. Akurat do Wojtka dzwoni jakiś zombie... Spadamy. Tymczasem Tośka i 2x4. Już ciemno. Jutro i pojutrze - ponoć potworny zapierdol.... To znaczy to, co było do tej pory, to co to było? Pytam El`a. - Przymiarka. |
Tu ciekawostka, dowod na to, ze stara menda i kutwa pomimo, iz jest w stanie przejechac do TJK w te i z powrotem nie uiszczajac zadnych oplat granicznych, wymigujac sie od wszelkich mandatow, nie potrafi powiedziec paru slow z podlaskim zaciagnieciem. Zalosne.
PzYozostaje miec nadzieje, ze Waski przejzy na oczy... Zrobi obiecana robote do konca i napisze jeszcze pare slow o spotkanych w drodze kolosach... |
Redrobo.. Filmik się nie buja..
|
Z Pamiętnika Wąskiego.
Mostek sneera. Drogę przebiegł nam wczoraj czarny kot. El od razu zatrzymał się i czeka. To nie chodnik, - ulica... Staje za nami jedno auto, zaraz drugie a z naprzeciwka nic! Oddaję teraz emocje El`a, bo mi tam dyndają czarne koty i inne takie. Zrozpaczony El rusza w końcu... Czarny kot nasz:) Tak sobie myślę. Dzisiaj... Wszystko się jebie... Może zauważyliście, może nie ale zaczęła mi się udzielać ta "wulgarność" El`a. Bronię się przed tym ale ulegam... Rankiem na garażu siada nam prąd. Nie jesteśmy wstanie pracować... Ale El przyjął kolejne terminy i to miało działać jak nasza wyrypa... Wyliczone i... nie działa. Spółdzielnia daje dupy, stoimy z robotą... No, taka rozpacz. W tym momencie dzwoni telefon. El odbiera. To jakiś jego ukraiński kolega/pracownik: - Wpadajcie, wypijemy browara, pogadamy. Zajeżdżą trzech gości do mieszkania 1906-stego roku. Vitek pierwszy mówi: - Darek ale tu postępu nie ma? Oleg: - Przecież tej ściany już dawno mieć nie było... Kwadrans później napierdalanka na całego. Do 18-stej pole przygotowane do dalszych prac. Chłopaki myją się w misie, jak my od prawie dwóch tygodni, zakurzeni po pachy... I się kurwa cieszą... Gratulują mi wyrypy. Tak szczerze... Niemożliwie szczerze... Oni patrzą na mnie, podziwiają i się kurwa cieszą... Niedomyci tacy... Cieszą się. |
Cytat:
Sent from my G8441 using Tapatalk |
Tutaj my kontrolujemy Lublina:) W tle dwa "sowiety" czyli Piki Engelsa i Marksa. Przejazd doliną Rotszkali dostarcza niezapomnianych wrażeń. Podjazd na przełęcz Maisara i potem zjazd do M41.
Pisze sie szybko, inaczej jednak jest w rzeczywistosci... |
2 Załącznik(ów)
Z Dziennika Wąskiego.
Mostek sneera. Ale o co chodzi? - Przeczytaj relację sneera. Zrozumiesz. Podróż samemu, to spore wyzwanie ale do momentu, kiedy nie odpalisz wrotek i nie pojedziesz. To prawda. Wracałem przez kilka dób sam i nie ważne, że leciałem na złamanie karku. A czy faktycznie byłem sam...? Nie. Ja nie doświadczyłem tej nieznanej pustki wokoło i o tym pięknie pisze sneer. W ogóle, jazda motocyklem, to inna bajka. Nie chroni ciebie puszka będąca swoistą barierą. Nie potrafię się odnieść do poziomu trudności ale to nie jest istotne. Tam człowiek wspinając się (nie ważne w czym) odnosi wrażenie naprawdę bycia między górami. Kurcze... Jadąc tu samemu motocyklem... piękne. Ta dolina jest jakby zapomniana. El robił ją do tej pory dwukrotnie i nigdy nie spotkał rowerzystów. Podobnie było w dolinie Obichingoł, która jest bardziej "niewdzięczna" bo ślepą. Do tego długą... Przy mostku stoją El i Słodki. Ten pierwszy: - Za przejazd mostkiem szacun. Bez dwóch zdań - komentuje drugi. Jesteśmy w podobnej sytuacji. Do mostku pierwsi dojechali El z Fazikiem Golfem. Nie ma szans go przekroczyć bez usypania piramidy kamieni. Lublinem tym bardziej. No i jeszcze przejechać i zjechać...Wycofujemy się już po zmroku, w światłach. Wcześniej musieliśmy pokonać uskok wymyty wiosennymi wylewami. Rozbijaliśmy go młotkami, szuflując - by zminimalizować spadek. Parkujemy za nim, świadomi przekraczania pierwszego brodu (dla nas na tej wyrypie) o poranku, kiedy poziom wody jest najniższy. Ale... to już inna bajka. |
9 Załącznik(ów)
Dzis dowiedzialem sie, ze Waski byl od dluzszego czasu poszukiwany przez sztab reserczu Pani Martyny, co to na kazda gore wlazla. Nawet kojarze kilka nieznanych numerow, ktore z automatu odrzucam. Ostatni taki mial miejsce w sobote ok. 22.30. Telefon pokazuje, ze odebralem... Rozmowa trwala 14 minut. Niestety zupelnie jej nie pamietam... To byl moment zaraz po rozdaniu pucharow w znanym Rajdzie Podlaskim.... Musialem cos wypeplac, zupelnie niechcacy. Podeszli mnie jak mlodego. Pamietam jedynie wyjatkowy entuzjazm. Tej rozmowy na pewno nie.
Ale o co chodzi? A no o to, ze Waski zadeklarowal wylacznosc na jakis nowy projekt i musi obecna opowiesc przerwac na wszystkich kanalach przekazu. Tyle. No coz. Trzeba sie rozwijac, rozumiem. Albo i nie. Minela juz dluzsza chwila od mojego powrotu. Czuje, ze wydazylo sie cos waznego. To cos co przywozi sie w glowie z kazdej wycieczki: wspomnienia, skojarzenia, obrazy tym razem sa bardziej intensywne. Wydaje sie, ze zostana na dluzej. Oby.... Przestrzen, kolory, zapachy, suchy, goracy wiatr, od slonca zimny powiew gory, cisza nocy, twarze ludzi, bieda, bogactwo, wrogosc, serdecznosc, przyjazn. Tam czuje sie to inaczej, czas sie rozciaga a potem kurczy. Warto bylo....Dziekuje. |
... I juz wszystko jasne. Program ma sie nazywac: Zoltodziob na krancu swiata...
To se chlop pojezdzi. W takim wieku. Tylko pozazdroscic... |
|
wreszcie kur.a cos normalnego!!!!!!!!!!!!
|
No to po cwiartce...
|
Świetny materiał, mega się to oglada!
|
To jakaś ściema!
W Lublinie koła kręcą się do tyłu... |
nie czytałem lepszej historii.....zazdroszczę....i tyle..co tu więcej napisać...
|
Film:
|
:bow:
|
... zawsze powtarzalem za klasykiem: nigdy nie mow "nigdy" bo "nigdy" trwa cholernie dlugo... Waski przelamuje bariere czasu, przelamuje tez niechec do zakupu karty SIM w czarnej dupie... i nadaje:
Z Pamiętnika znalezionego w koszu. To już nasze ostatnie, wspólne chwile w Pamirze. Z Cichym za pilota parkujemy Golfa przed pierewałem Akbajtał. Czekamy na Lublina. Senni, niewyspani w oczekiwaniu przymykamy oczy.... Słyszę warkot silnika, trzaśnięcie drzwiami. Nawet nie patrzę w lusterko... Pukanie w szybę w której pojawia się jakaś obca twarz. - Wszystko u was w porządku? Tak, wsio w pariadkie. Nie chce nam się z Cichym nawet ruszyć ramieniem. Kolega (wyraźnie mundurowy) odchodzi ale po chwili puka ponownie. - A stakana wypijecie? Patrzymy po sobie z Cichym i jak jednojajowe bliźniaki meldujemy chórem: KANIESZNA! Akcja nabiera tempa. Zaparkowała za nami Toyota Surf z czterema urzędowymi osobnikami. W dłoni naszego kolegi ląduje flaszka, w drugiego szklanka, trzeci sięga po puszki z tuńczykiem i chleb, czwarty po baniak z... gulaszem. Co tu się wyrabia?!:) No to za... waditieli ordynuje przyjmując pierwszy służbowy "kieliszek". Wszyscy wybuchają śmiechem. Rusza górska kolejka. Połowa 0,7 znika w mgnieniu oka. No, to za przyjaźń! I mamy po pierwszej flaszce. W tym momencie nadjeżdżają Lublinem nasi. - Co tu się dzieje?! Oblizuje się Fazik. Nic o nas bez nas! I szybko wyciąga flaszkę z wozu. Niet, niet Druzja! Zostawcie sobie wódkę na później! My zapraszamy! Impreza rusza w najlepsze tym bardziej, że dołącza druga, służbowa Toyota. Chłopaki - kawał chłopów, komandosi jacyś czy cuś. Nasi zgarnęli Lublinem na stopa parę Rosjan ale ci odmawiają wódki. - To chyba nie Ruskie, konstatuję i wojacy wybuchają śmiechem. Gulasz jest pyszny, wódka wchodzi bez mydła, od razu z Cichym dostaje,my wigoru. Nikt nie wylewa za kołnierz. Robi się cudnie wesoło. Po półgodzinie kończymy imprezę. Służba nie drużba! W ruch idą niedźwiedzie. Żegnamy się wylewnie we wspaniałych nastrojach. Jeszcze tylko podpisy na Golfie i wojacy ruszają dalej, kontrolować teren. Oni odjeżdżają, pojawia się niemiecka Austryjaczka (albo odwrotnie) na rowerze. Pizga zdrowo a ona w króciutkich spodenkach, czerwona na każdym skrawku nagiego ciała jak burak. Wszystko pięknie, tylko widelec nie w tę mańkę do kierunku jazdy, co należy. Dostrzega to Słodki i szybko koryguje błąd. Tak jej złożyli na lotnisku w Duszanbe rower i z tą ch... geometrią pokonała nieświadoma ponad 1000km... Piękne, co...?:) |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:22. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.